Szare święta
Oferta specjalna -25%

Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 52,90 PLN
Wyczyść

Boże Narodzenie w Rosji i na Ukrainie — przynajmniej zewnętrznie — nie przypomina naszych świąt. Nie ma tej atmosfery, która w najmniejszej polskiej wiosce objawia się już w grudniowe wczesne poranki, kiedy dzieciarnia z lampionami wędruje na roraty. Dzieje się tak dlatego, że prawosławne święta Bożego Narodzenia obchodzone są według kalendarza juliańskiego, czyli trzynaście dni później. Jest też powód wielekroć ważniejszy: związany z walką z Bogiem. To, że w tę najdłuższą i najpiękniejszą noc w roku miasta na wschód od Zbruczu, pomimo zimowego piękna, są tak bardzo szare, wynika głównie z tego drugiego powodu. Blisko osiemdziesiąt lat walki z Bogiem porodziło szarość… Szarość, która przytłacza… Szarość, która boli…

Pomimo tego w wigilijny wieczór wywędrujemy całą rodziną hen, tam na Wschód.

Będziemy razem z siostrą Zofią — od ponad pół wieku dominikańską skrytką, która to na swoich wątłych plecach, nie wiedzieć skąd pochodzącą mocą, wyniosła z płonącego kościoła świętej Katarzyny na Newskim Prospekcie krucyfiks dwa razy większy od niej samej. Będziemy z Borką Mazurem, który nie ma domu i dla którego jedynym schronieniem jest Kościół i petersburski klub Polonii. Będziemy z panią Tamarą Pietkiewicz, Polką, która przez osiemnaście lat łagiernej udręki tak nauczyła się aktorstwa, że została legendą rosyjskiego teatru… I z panią Marią Świderską, z ukraińskiego Charkowa, do której Polska przyszła wraz z katolickim księdzem i polskim konsulatem po ponad pół wieku. Wyczekali się tam ludziska, wyczekali.

Będziemy z ojcem Jankiem, panią Ewą, która wywędrowała w tym roku do Moskwy uczyć języka polskiego — i „ich” dziećmi z robotniczej Sałtowki. Na które z tych dzieci wypadnie w tym roku kolej, by włożyć buty i iść na Pasterkę? Będziemy z dziećmi, które nie będą przy prezentach wybrzydzać i to nie dlatego, że darowanemu koniowi w zęby się nie patrzy, a raczej dlatego, że każdy dar, to Boży dar… Będziemy z dziećmi, bo nie potrafimy zapomnieć łez wzruszenia księdza arcybiskupa Tadeusza Kondrusiewicza, kiedy to pierwszy raz, w piwnicach naszego konsulatu w Sankt Petersburgu, usłyszał rodzime kolędy w wykonaniu prawnuków polskich zesłańców, ani pierwszych jasełek w konsulacie Rzeczypospolitej w Charkowie. Przecież większość sałtowieckich dzieci nie była wcześniej w centrum swojego miasta. Ustawiły się w kolejce do toalety, żeby pierwszy raz w życiu zobaczyć kafelki…

Będziemy ze stareńką, drobną panią Konstancją Strusewicz, która liesopował i wymordowanie najbliższych za nacjonalnost’ przetrwała i po dziś dzień żyje w północnym Archangielsku, z poetą Wołodią Nogowicynem, z doktorem Andrzejem Chmielem i jego mamą–staruszką, która semper fidelis nie chce i nie może swojego Lwowa zapomnieć i z aktorką, której otcziestwa Cezariewna — czyli córka Cezarego — Rosjanie w Kotłasie nijak zrozumieć nie mogli. Ilu to młodych Polaków zna dziś tę nazwę: Kotłas? A przez niego przewędrowało blisko milion polskich zesłańców, niektórzy zostawili tam swoje kości i czekają cierpliwie na Zmartwychwstanie. Inni — nie z własnej woli — pozostali tam na zawsze, jak pan Tobiasz Weissman, polski Żyd z Tarnowa, co to siedział w jednym specłagrze z Aleksandrem Sołżenicynem. Potem, na starość zakładał Memoriał, uczył dzieci i wnuki zesłańców języka polskiego i będąc nie ochrzczonym, starozakonnym Żydem, wraz z księdzem Krzysiem Pożarskim organizował parafię rzymskokatolicką, stawiał krzyże na polskich mogiłach i przy nich odmawiał Kadisz. Tobiasz odszedł w ciszy do Pana i pewnie nie zdziwił się, kiedy w obliczu Syna Bożego, który każdego roku w noc grudniową na nasze zbawienie się rodzi, ujrzał rysy swojego brata z Betlejem Judzkiego i Nazaretu…

Będziemy z księdzem Wiesiem, salezjaninem, który na początku tak się tej Rosji przestraszył, że z pomocą szwajcarskiej staruszki i prawdziwego gruzińskiego księcia kościół, będący już tylko ruiną i ostatnim schronieniem gatczyńskich narkomanów, podniósł w rekordowym tempie z gruzów i z Bożą pomocą życiem napełnił…

Będziemy z siostrą Stanisławą, która spędziwszy długie lata w swoim zgromadzeniu, podobno nigdy nie pomyślała, że kiedyś, gdy starość w progu stanie, ruszy w świat, bo „żniwa wielkie, a robotników mało”. I z siostrą Miriam, która tak jak polskie, kocha dziś ukraińskie, niewidome dzieci…, i z siostrą Teresią, której po latach zesłania żadne chłody Północy i skwary Południa nie są straszne. Będziemy z szaloną siostrą Renatą, prawdziwie opętaną miłością do tych, którym wciąż brakuje chleba i dachu nad głową, i z Olkiem Bryndakiem, który choć wielki profesor, to brudnych i zaropiałych bomżów (kloszardów) w każdą środę z siostrami opatruje.

I z ojcem Pawłem, który nogą przyszytą w Afganie piłkę kopie lepiej od wszystkich charkowskich ministrantów, z ojcem Marcinem, który na miejscu historycznego Kudaku kościół odbudował, z księdzem Grzegorzem, chudym jak zapałka, bo tak się zapatrzył w ludziska żyjące tuż obok, że całkiem zapomniał o sobie. I z ojcem Jaro — Słowakiem, który by zapewnić gruźliczym dzieciom godziwą opiekę, nauczył się głosić kazania po polsku, niemiecku i angielsku…

Będziemy z Leszkiem i jego rodziną nad brzegiem Morza Azowskiego… Rozrzuciło naszych po ruskich przestrzeniach, rozproszyło po świecie.

Nasze myśli i serca będą na pastercekościołach Sankt Petersburga i Charkowa, w Kościele wyrastającym po latach cierpienia, w którym nikt nie jest zapomniany…

Nie sposób dziś ich wszystkich wymienić. Pan sprawił, że jest ich, niosących Miłość — Chrystusa, który żyje — wciąż więcej i więcej. Z nimi wszystkimi będziemy…

Gdzie jeszcze będziemy? Pewnie wszędzie tam, gdzie ból i cierpienie, gdzie radość i wesele, gdzie miłość, gdzie życie — są tak bardzo prawdziwe… Tak prawdziwe jak Dziecina, która się rodzi na Znak, któremu sprzeciwiać się będą…

Narodzony Boży Synu, dodaj sił naszym siostrom i braciom na Wschodzie, dodaj sił, by wydobyli się z tej szarości, w którą bolszewizm ich wpędził. Dodaj sił siostrom zakonnym, które żyją w blaszakach, gdzie latem plus czterdzieści, a zimą minus dwadzieścia i tak są radosne, że nawet najgorszy niedowiarek w cuda uwierzy, księżom na co dzień — tak jak ich parafianie — głodnym, bo przecież trudno byłoby sytemu głodnego zrozumieć. Przekonaj ich, że muszą wytrwać… Nam zaś nie pozwól zapomnieć, co naprawdę znaczy słowo solidarność!

Szare święta
Zdzisław Nowicki

(ur. 17 grudnia 1951 r. w Pile – zm. 6 czerwca 2006 r.) – polski dyplomata, ekonomista, senator I kadencji, ambasador RP, w latach 1992-1998 oraz 2000-2004 przebywał na placówkach dyplomatycznych w Sankt Petersburgu, Charkowie i Astanie, publikował po polsku, rosyjsku, ukrai...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze