Świętość ludzkiej seksualności
Oferta specjalna -25%

Dzieje Apostolskie

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 59,90 PLN
Wyczyść

Nie da się używać płciowości jako zespołu instrumentów bez konsekwencji odnoszących się do osoby. Poprzez płciowość bowiem można wyrażać miłość i głęboko jednoczyć się z inną osobą, ale można też wyrażać nienawiść i głęboko uwłaczać godności innej osoby.

Doświadczenie ludzkiej płciowości obecne w kulturze wywołuje różne opinie 1. Z jednej strony zauważamy pozytywne jego aspekty, takie jak: piękno, romantyczne uczucia, przyjemność, zjednoczenie w miłości, przekazywanie życia, więzi rodzinne itp. Z drugiej strony ludzka płciowość prowokuje także negatywne zjawiska: wstyd i zażenowanie, wulgarne żarty, pornografię, zniewolenie seksem, przemoc seksualną, niespełnienie seksualne, destrukcję życia, zdradę, zazdrość, rozpad miłości i samotne wychowywanie potomstwa itp. Ta różnorodność doświadczeń skłania człowieka myślącego do odnalezienia w nich porządkującego je sensu, prowokuje pytanie, czym jest ludzka seksualność i jaka jest jej rola w życiu człowieka.

Redukcje ludzkiej seksualności

Opis biologiczny przedstawiający budowę anatomiczną układu rozrodczego i jego fizjologię jest prawdziwy, ale niewystarczający. Nie tłumaczy on bowiem bogactwa doświadczeń ludzkiej seksualności i związanych z nim sądów wartościujących 2. Dzieje się tak dlatego, ponieważ ciało opisywane trafnie przez biologię czy medycynę jest jedynie jednym z komponentów osobowego bytu. Osobę współtworzy duchowa zasada życia, nazywana przez wielu duszą nieśmiertelną. Godność osoby nie sprowadza się wyłącznie do dobra ciała, ale jest dobrem całości, jaką jest człowiek, a więc dobrem widzianym z perspektywy celu, w którym człowiek znajduje swe spełnienie jako jedność duszy i ciała. Spojrzenie na ludzką seksualność z tej perspektywy niesie wyzwania moralne, których wielu ludzi nie chce zaakceptować. Chcąc się od nich uwolnić i usprawiedliwić sprzeczne z nimi formy aktywności seksualnej, tworzą oni racjonalizacje, których istotą jest redukcja seksualności i jej znaczenia wyłącznie do jej biologicznych uwarunkowań. Sprowadza to ją do porządku instrumentalnego, pozaludzkiego, nieosobowego.

Myślenie o ludzkiej seksualności w kategoriach jedności duszy i ciała może być zaciemnione przez używanie języka potocznego, w którym często używamy czasownika „mieć”. „Mamy” bowiem wiele różnych rzeczy. Czasownik „mieć” co innego jednak znaczy, gdy mówimy na przykład: „mam samochód”, „mam ubranie” czy „mam pieniądze”, a co innego, gdy mówimy: „mam głowę”, „mam serce”, „mam płciowość”. W pierwszym wypadku „mieć” oznacza posiadanie, w drugim natomiast – współtworzenie w porządku istnienia. Nasza płciowość zatem nie należy do nas tak jak rzeczy. Ona raczej nas współtworzy. Nie jestem moim samochodem czy ubraniem, ale jestem moją płciowością.

Nie da się zatem używać płciowości jako zespołu instrumentów bez konsekwencji odnoszących się do osoby. Seksualność jest kluczem do głębi życia osobowego. Poprzez płciowość bowiem można wyrażać miłość i głęboko jednoczyć się z inną osobą, ale można też wyrażać nienawiść i głęboko uwłaczać godności innej osoby. Stąd funkcją wstydu seksualnego jest ochrona seksualności i osoby przed nadużyciem ze strony innych. Gdyby nie możliwość uwłaczania godności osoby przez płciowość, wstyd, jako zjawisko ochronne, nie byłby potrzebny. Wstyd zwykle nie towarzyszy ekspozycji innych części ciała, chyba że zostały jakoś zdeformowane, odbiegają od normy i są powodem poniżania człowieka przez innych, którzy chcą wypaść korzystnie i wzmocnić poczucie własnej wartości. Drugorzędowe cechy płciowe (organy płciowe) są jednak otoczone naturalnym wstydem. Ten wstyd może zostać stłumiony pod wpływem lokalnej kultury czy subkultury (plaża nudystów), ale dopiero w warunkach autentycznej miłości, dającej poczucie bezpieczeństwa, może zostać przekroczony 3.

Wyłączność relacji seksualnej jako moralny obowiązek

Seksualność i jej funkcja, którą jest akt seksualny, ma przynajmniej dwa istotne cele i zarazem znaczenia: pierwszym jest zjednoczenie osób w miłości, czemu towarzyszy zmysłowe zaspokojenie, drugim natomiast jest przekazywanie życia.

Rozpatrzmy najpierw ów pierwszy, czyli jednoczący cel, który stanowi znaczenie ludzkiej seksualności. Z natury istniejemy, by kochać oblubieńczo, by być bezinteresownym darem dla drugiej osoby. Nikt bowiem nie ma większej wartości nad dobro własnego życia 4. Miłość oblubieńcza to obdarowanie sobą przez seksualność. Ciała mężczyzny i kobiety tak zostały ukształtowane, by do takiego zjednoczenia i obdarowania sobą nawzajem mogło dojść. Seksualność człowieka i jej funkcje są symbolem miłości oblubieńczej, a więc znakiem szczególnego rodzaju. Seksualność jako znak nie funkcjonuje jednak w taki sposób, w jaki funkcjonuje na przykład znak drogowy, który informuje o ostrym zakręcie w lewo. Znak drogowy wskazuje rzeczywistość, która jest poza nim, a seksualność jest znakiem materialnym odnoszącym się do duchowej rzeczywistości, którą w sobie zawiera, którą uobecnia i którą współtworzy 5.

Miłość oblubieńcza jest tym większa, im bardziej zaangażowane w nią osoby są gotowe oddać za siebie życie. Różni się ona jednak od miłości rodzicielskiej, rodzinnej czy relacji przyjaźni, w których ktoś też może być gotowy do poświęcenia swojego życia, tym, że współtworzona jest przez aktywność seksualną między uczestnikami relacji. Co więcej, rodzicielstwo, pokrewieństwo czy przyjaźń nie wykluczają innych, równoległych relacji w życiu osób nimi połączonych. Miłość oblubieńcza natomiast domaga się wykluczenia innej relacji pretendującej do statusu miłości oblubieńczej oraz wykluczenia jakiejkolwiek innej relacji seksualnej z życia osób związanych tą miłością. Dlaczego tak się dzieje? Cóż takiego tkwi w ludzkiej płciowości, co domaga się wyłączności relacji nawiązywanej przez płciowość? Im trwalsza jest relacja między osobami i im bardziej niepowtarzalna, a więc posiadająca cechy typowe wyłącznie dla siebie, tym jest silniejsza, wspanialsza i godna podziwu. Dlaczego jednak relacja między oblubieńcem i oblubienicą musi być trwała i wyłączna? Mogłaby być przecież mniej silna, mniej wspaniała i mniej godna podziwu. Mogłaby być okresowa i mogłaby współistnieć z innymi podobnymi sobie relacjami. Nie traciłaby przecież w ten sposób swojej wartości, choć być może realizowałaby ją w mniejszym stopniu. Ten, kto nie realizuje wartości w jej pełni, nie może być przez to uznany za niegodziwca. Dlaczego ten, kto jakiś czas swego życia spędza w jednej osobowej relacji małżeńskiej, a następnie po rozstaniu się za obopólną zgodą z dotychczasowym współmałżonkiem wstępuje w następny związek małżeński, popełnia zło? Dlaczego z moralnego punktu widzenia nie można utrzymywać dwóch równoległych relacji oblubieńczych? Wydaje się, że daremny jest wysiłek poszukiwania wyjaśnienia moralnego zobowiązania do wyłączności i trwałości seksualnej relacji oblubieńczej, jeśli pojmuje się tę relację jedynie – lub przede wszystkim – jako unikalną więź międzyosobową.

Odpowiedź na powyższe pytania pojawia się dopiero wówczas, kiedy weźmie się pod uwagę ów drugi istotny cel, który także stanowi znaczenie seksualności, a mianowicie przekazywanie życia, czyli rodzicielstwo. Dopiero ono nakłada na relację oblubieńczą moralną powinność wyłączności i trwałości seksualnej. Mężczyzna i kobieta przez swoją seksualność mogą stać się rodzicami wspólnego im potomstwa. Zrodzenie i odpowiedzialność za wychowanie potomstwa oraz późniejsza relacja rodzicielska z potomstwem są czynnikami, które zobowiązują do trwałości i wyłączności relacji między rodzicami, nawet po osiągnięciu przez potomstwo biologicznej i społecznej dojrzałości i samowystarczalności. Ponieważ matką i ojcem jest się do końca życia, a potomstwo jest trwałym owocem i znakiem jedności, która zaistniała pomiędzy mężczyzną i kobietą, to dopóki są oni rodzicami, nie sposób jej wymazać 6. Sama więc możliwość nieodwracalnego zaistnienia wspólnego potomstwa utrwala nawiązaną poprzez seksualność relację między oblubieńcami i narzuca obowiązek nierozerwalności i wyłączności 7. W przeciwnym bowiem wypadku sama tylko miłość oblubieńcza byłaby dla człowieka jedynie atrakcyjnym wzorcem, wzniosłym ideałem, ale jej cechy, jakimi są wyłączność i trwałość, byłyby zaledwie pozytywnym wezwaniem i zachętą, ale nie moralnym zobowiązaniem.

Relacja oblubieńcza współtworzona poprzez seksualność może być trwała i wyłączna nawet wówczas, jeśli rodzicielstwo nie jest jedynym uzasadnieniem jej trwałości i wyłączności. Jednak rodzicielstwo jest jedyną racją przemawiającą za moralną koniecznością trwałości i wyłączności relacji oblubieńczej. Nie znaczy to, że relacja między oblubieńcami sama w sobie nie ma wartości lub że ma wartość jedynie instrumentalną, całkowicie podporządkowaną rodzicielstwu. Podobnie się dzieje, gdy niewyłączne i okresowe relacje z ludźmi mają wartość samoistną, a fakt, że mogą one służyć realizacji innych celów, nie odbiera im ich wsobnej wartości, nie deprecjonuje dobra, którym są same w sobie. Relacja między osobami może być trwała i wyłączna, ale nie musi taka być i nie zawsze jej przerwanie jest czynem moralnie złym. Tymczasem relacja seksualna, ponieważ wiąże się z możliwością zrodzenia nowego życia ludzkiego, nie tylko wzywa i zachęca, ale moralnie zobowiązuje do wyłączności i trwałości. Oznacza to, że ktokolwiek występuje przeciwko tej wyłączności i trwałości, popełnia czyn moralnie zły.

Wzajemne, całkowite i wyłączne obdarowanie osób przez seksualną relację oblubieńczorodzicielską sprawia, że takie ofiarowanie staje się bliskie konsekracji, która jest całkowitym i wyłącznym przeznaczeniem czegoś lub kogoś do religijnego kultu. Istnieje bowiem analogia między seksualnością i utworzonymi dzięki niej relacjami wzajemnego wyłącznego przeznaczenia a świętymi czy konsekrowanymi rzeczami lub osobami przeznaczonymi wyłącznie do kultu.

Czytelny znak

Ponieważ Bóg nas stworzył i Jemu zawdzięczamy życie i wszystko, czym jesteśmy, relacja do Boga jest dla nas wyjątkowa, unikalna i najważniejsza – jest życiodajna. Nie ma ona charakteru zupełnie dowolnego, dlatego kult Boga dokonujący się przez materialne znaki jest uprzywilejowaną formą tworzenia niepowtarzalnej, wyłącznej relacji z Bogiem – relacji czci. Rzeczy, miejsca, działania i osoby przeznaczone do kultu są wyrazem unikalnej, wyłącznej relacji człowieka do Boga, dlatego na ołtarzu nie spożywa się posiłków, naczyń liturgicznych nie używa się do czynności kulinarnych, w budynku kościelnym nie organizuje się imprez sportoworekreacyjnych, a osoby poświęcone całkowicie i wyłącznie Bogu nie mogą wchodzić w podobne relacje z innymi ludźmi, gdyż to przeczyłoby całkowitości i wyłączności ich przeznaczenia dla Boga. Rzeczy, miejsca, działania, osoby ofiarowane wyłącznie Bogu nazywamy poświęconymi, czyli konsekrowanymi. Gdyby były one używane również do innych celów, na jakie pozwala ich natura, nie byłyby już uprzywilejowanymi znakami. Jeśli w naszym życiu nie byłoby rzeczy konsekrowanych czy poświęconych wyłącznie Bogu, to w takiej sytuacji albo nasza relacja do Boga nie różniłaby się od relacji do innych osób, nie byłaby wystarczająco specyficzna, albo cześć oddawana Bogu byłaby czysto deklaratywna, formalna, abstrakcyjna, beztreściowa. Uznawalibyśmy wówczas jej potrzebę, ale realnie nie mielibyśmy czym jej budować ani jak jej wyrażać.

Nawet takie akty jak modlitwa, post i jałmużna wymagają nadania im wyłącznego przeznaczenia dla Boga, aby mogły być środkami kształtowania naszej relacji z Nim. Na przykład możemy modlić się nie tylko do Boga, ale także do aniołów i świętych, niektórzy modlą się do bezosobowych mocy, lub do złych duchów. Aby nasza modlitwa była uprzywilejowanym środkiem tworzenia naszej relacji z Bogiem, musi być przez nas świadomie zastrzeżona wyłącznie dla Boga i nie może to być zastrzeżenie czysto intencjonalne, ale musi za nim podążać treść wypowiadanych przynajmniej w myśli słów. Czasem dodatkowo doświadczamy, że potrzebujemy modlitwy w miejscu wyłącznie do tego przeznaczonym, na przykład w kościele lub tam, gdzie znajdują się przedmioty o wyłącznie religijnym przeznaczeniu – takie jak chociażby krzyż czy ikona. Podobnie jest z postem, który jako powstrzymywanie się od pokarmów może być aktem o charakterze zdrowotnym, może być głodówką protestacyjną, a może być podjęty jako akt pokuty czy oczyszczenia ze względu na Boga. Chociaż Bogu się podoba, że kochamy naszych bliźnich i wspieramy ich jałmużną i innymi dziełami miłosierdzia, to sama miłość bliźniego nie musi być wcale aktem czci wobec Boga. Wiele osób niewierzących kocha swych bliźnich, nie nawiązując przy tym jakiejkolwiek świadomej osobowej relacji z Bogiem. Potrzebujemy więc takich znaków, takich przedmiotów, miejsc, działań, osób, które w sposób jednoznaczny odnoszą nas do Boga, są wyłącznie przeznaczone do takiego odnoszenia, są poświęcone, konsekrowane, sakralne. To ich wyłączne przeznaczenie nie może być prywatnie dowolnie kształtowane w zależności od kaprysu mentalnych czy intencjonalnych aktów pojedynczych ludzi, ale powinno mieć w sobie jakąś trwałość społecznie uznanego systemu znaków, czyli języka, którego inicjatorem jest sam Bóg. Bez uprzywilejowanych środków tworzenia relacji do Boga relacja ta nie różniłaby się istotnie od naszych relacji z innymi osobami. Skoro każdy z nas – ludzi – stanowi jedność tego, co materialne, i tego, co duchowe, to nasze postawy i relacje do innych osób, w tym relacja do Boga, nie tylko wyrażają się w materialnych znakach, ale są tworzone przez te znaki. Relacje szczególnie ważne wyrażają się i są tworzone dzięki szczególnie ważnym znakom. Jeśli te unikalne znaki mają skutecznie pełnić swoją funkcję wyrażania i tworzenia uprzywilejowanych relacji, to ich znaczenie musi być wyraziste, czytelne i zarezerwowane wyłącznie dla konkretnych relacji.

Kontynuując analogię pomiędzy elementami konsekrowanymi a seksualnością, warto zauważyć, że jak niektóre przedmioty, miejsca i osoby są konsekrowane i w związku z tym wyłączone z dowolnego używania, na jakie pozwala ich natura, przez co stają się czytelnym znakiem oddania Bogu, tak samo ludzka seksualność jest środkiem i znakiem analogicznej formy wyłącznego oddania, przeznaczenia czy poświęcenia się osób sobie nawzajem w miłości oblubieńczej. Dlatego seksualność jest wyłączona z dowolnego używania, na jakie pozwala jej biologiczna struktura i działanie. Jeśli człowiek uprawia seks poza relacją oblubieńczą, czy to z kimś innym, czy samotnie, to występuje przeciwko wyłączności oddania, do jakiej zobowiązuje go jego seksualność, i tym samym dewaluuje i bezcześci jedyny uprzywilejowany środek tworzenia unikalnej relacji oblubieńczej. Jak bowiem można stać się jednym ciałem z kimś, kto w podobny sposób poprzez swoją seksualność stał się już jednym ciałem z kimś innym, z kim nie rozdzieliła go jeszcze śmierć? Nie można być jednym ciałem z jedną osobą i, dopóki ona żyje, być jednocześnie jednym ciałem z drugą osobą. Jedynie bowiem śmierć kładzie kres seksualnej relacji oblubieńczej i pozwala na nawiązanie następnej, ale również wyłącznej, takiej, jaka wyklucza inną seksualną relację oblubieńczą. Wyłączność oblubieńczej relacji seksualnej ma bowiem charakter doczesny, związany z życiem na ziemi. W niebie ludzie nie będą się rozmnażać, będą jak aniołowie (por. Łk 20,27–36). Podobnie doczesny charakter ma konsekracja rzeczy, miejsc, działań i osób. Ich funkcja znaczeniowa i związana z nią wyłączność jest ograniczona do doczesności i nie będzie już potrzebna w niebie, gdyż będziemy tam widzieli Boga twarzą w twarz, a nie za pośrednictwem znaków. Zatem w akty seksualne, które mają miejsce tylko w doczesności, naturalnie wpisane jest nie tylko wezwanie, ale wręcz zobowiązanie do wyłączności, co uświadamia nam, że ludzka seksualność ma w doczesności niejako konsekrujący charakter. Jej akty przeznaczają bowiem mężczyznę i kobietę wyłącznie sobie nawzajem w życiu doczesnym. Ta doczesna konsekrująca właściwość seksualności nie pochodzi z ludzkiego nadania czy wyboru, lecz z natury ludzkiej płciowości.

Relacja oblubieńcza i obopólna zgoda

Bycie mężczyzny i kobiety jednym ciałem jest możliwe dzięki ich relacji seksualnej, która jest aktem osobowym, a więc wybranym w sposób wolny. Wszelkie formy przemocy seksualnej bezczeszczą świętość ludzkiej seksualności i godzą w godność samego człowieka. Małżeństwa nie tworzy sama jedynie relacja seksualna, ale także obopólna świadoma i dobrowolna zgoda osób decydujących się na oblubieńczą formę wspólnego życia, wyrażana zwykle w różnych kulturach i religiach w formie uroczystego publicznego aktu zaślubin. Jeśli stwierdza się jakieś poważne wady zgody w nawiązaniu relacji seksualnej między mężczyzną a kobietą, które sprawiają, że nie jest ona aktem świadomym i dobrowolnym, to wówczas do powstania małżeństwa nie dochodzi. Podobnie dzieje się, jeśli pomimo świadomej i dobrowolnej zgody osób, zaistniały jakieś poważne wady relacji seksualnej, doprowadzające do wynaturzenia tej relacji. Chociaż więc sama tylko relacja seksualna między mężczyzną a kobietą nie tworzy jeszcze małżeństwa, to jednak z istoty swojej relacja taka jest już oblubieńczotwórcza, może doprowadzić do zrodzenia potomstwa, a zatem nie powinna być podejmowana poza więzią oblubieńczą, którą tworzy razem ze świadomą i dobrowolną zgodą wyrażoną w uroczystym, publicznym akcie zaślubin.

Sakralny charakter ludzkiej seksualności

Biologiczna struktura i działanie seksualności nie tłumaczy tego, co się przez nią dokonuje, a mianowicie pojawienia się duszy nieśmiertelnej nowej istoty ludzkiej. Duch nie jest przecież pochodną materii. Tajemnica początku ludzkiego życia stawia pytanie o pochodzenie jego duchowej zasady 8. Ludzka myśl poszukuje odpowiedzi na to pytanie poza materią, poza widzialną stroną świata, w transcendencji, w sferze sacrum. Specyficzne cechy tej odpowiedzi zależą od koncepcji transcendencji oferowanej przez religie. Seksualność człowieka dzięki swej mocy przekazywania życia staje się symbolem sacrum, pewną formą hierofanii, dlatego ma sakralny charakter: jest święta świętością życia, które przekazuje, a które bierze początek od duchowej, transcendentnej podstawy życia. Religijna tradycja judeochrześcijańska utożsamia to święte źródło życia z osobowym Bogiem. Przez płodność ludzkiej seksualności objawia się więc chwała Boga Stworzyciela 9. Jak wszystkie inne sakralne symbole mają sens o tyle, o ile odnoszą do sfery sacrum istniejącej w doczesności, tak ludzka seksualność odnosi do transcendencji człowieka w czasie jego życia doczesnego, i ta jej funkcja ustanie, kiedy przeminie doczesna rzeczywistość. Małżonkowie przez akt małżeński mogą uczestniczyć w akcie stwórczym samego Boga i wchodzą tym samym w specjalną relację z Bogiem jako Jego współpracownicy 10. Kto używa płciowości, nie licząc się z jej sakralnym charakterem, nie szanując wpisanych w nią praw przekazywania życia, występuje przeciwko sacrum i godzi w samego Boga, który jest Dawcą życia. Płodność bowiem nie jest chorobą czy niesfornością ludzkiej natury, lecz istotnym, naturalnie wkomponowanym, sakralnym aspektem tego, kim jest człowiek. Stąd blokowanie, eliminowanie i zwalczanie płodności nie jest ulepszaniem natury czy panowaniem nad niesforną cielesnością, lecz formą eksploatacji ludzkiej natury, jej desakralizacji czy nawet świętokradztwa 11. Lekceważenie tego wymiaru może doprowadzić do trwałych patologii życia rodzinnego, a z konieczności tolerowania zaistniałego już nieodwracalnego zła nie wynika, że nie jest to zło.

Jeśli mówimy o świętości ludzkiej seksualności i jej konsekrującym działaniu, to nie przenosimy rozważań w niedostępną dziedzinę jakiejś specyficznej religii, gdzie najpierw trzeba przyjąć charakterystyczne dla tej religii założenia czy jej objawione przesłanki, aby następnie zrozumieć, że – i dlaczego – seksualność ma sakralny charakter. Sakralny charakter ludzkiej seksualności, o którym mowa, wraz z dokonywaną dzięki niej pewną formą hierofanii i przejawiającym się w niej konsekrującym działaniem, są dostępne naturalnym zdolnościom poznawczym rozumu ludzkiego; nie jest konieczne specjalne objawienie religijne. Analogicznie mówi się czasem o małżeństwie, które jest współtworzone przez naturalną relację seksualną, jako o naturalnym sakramencie.

Jeśli więc na podstawie dotychczasowych rozważań potrafimy zrozumieć, na czym polega sakralny i konsekrujący charakter seksualności, to dalej już bez większych trudności możemy chyba pojąć, co to jest czystość seksualna i jaka jest jej rola. Czystość to postawa, cnota dysponująca nas do zaangażowań w takie akty seksualne, które nie bezczeszczą świętości ludzkiej seksualności, ponieważ są one zgodne z wyłącznym, oblubieńczym przeznaczeniem określonej osoby i to przeznaczenie wyrażają. Stąd małżonkowie, którzy są oblubieńczo przeznaczeni, ofiarowani, poświęceni, niejako konsekrowani wyłącznie dla siebie nawzajem, mogą nawiązać naturalną relację seksualną wyłącznie między sobą. Nie ma natomiast takich form aktywnych zachowań seksualnych, w które mogłyby się angażować osoby konsekrowane, czyli oblubieńczo przeznaczone, ofiarowane dla Boga.

Zjawisko śliskiego zbocza

Jeśli się nie docenia moralnie zobowiązującej roli wymiaru prokreacyjnego seksualności lub jeśli się twierdzi, że można się tego wymiaru dowolnie pozbywać, to dochodzi do zjawiska tak zwanej moralnej równi pochyłej, nazywanego także zjawiskiem śliskiego zbocza (ang. slippery slope). Polega ono na tym, że w takiej sytuacji nie bardzo wiadomo, jak uzasadnić moralne zło innych czynów seksualnych, które zwykliśmy postrzegać jako moralnie złe.

Załóżmy, że w antykoncepcji nie byłoby niczego złego, czyli że można by dowolnie postępować z prokreacyjną celowością seksualności i aktu seksualnego, raz ją blokując, innym razem odblokowując. Prokreacyjna celowość byłaby wtedy jedynie opcją w człowieku, którą można realizować lub nie, a nawet aktywnie blokować czy zupełnie wyeliminować. Seksualność umyślnie pozbawiona prokreacyjnej celowości nie miałaby w sobie niczego, co uzasadniałoby jej konsekracyjny charakter i nakładało obowiązek wyłączności relacji dzięki niej utworzonej. W związku z tym taka wyłączność także pozostawałaby jedynie opcją, a nie byłaby moralnym obowiązkiem. Wówczas mogłyby istnieć w życiu człowieka celowo realizowane innego rodzaju bezpłodne relacje seksualne z innymi osobami i nie można by ich postrzegać jako relacji moralnie złych. Nie dałoby się wtedy racjonalnie wykazać moralnego zła innych stosunków seksualnych podejmowanych dla czystej przyjemności i ze względu na fakt, że z natury swej są one bezpłodne, gdyż jako bezpłodne właśnie nie wnoszą żadnych ograniczeń dla przyjemności.

Jeśli nie wszystkie stosunki małżeńskie musiałyby odbywać się z poszanowaniem ich prokreacyjnej potencjalności, to jaka racja przemawiałaby wtedy za tym, by stosunki te miały miejsce wyłącznie w małżeństwie? Jeśli bowiem godziłoby się zmienić akt seksualny w coś innego niż akt z istoty swej prokreacyjny, to dlaczego taki ubezpłodniony akt powinien być zarezerwowany wyłącznie dla ludzi związanych węzłem małżeńskim, a więc związkiem osób odmiennych płci, którego fundamentalnym celem jest nie tylko wzajemna miłość, ale także zrodzenie i wychowanie potomstwa? A jeśli nie byłby to fundamentalny cel małżeństwa, to nie istniałby żaden powód, by małżeństwo było zarezerwowane wyłącznie dla ludzi odmiennych płci. Idąc jeszcze dalej, można zapytać, dlaczego związki seksualne musiałyby być wówczas związkami małżeńskimi. Jeśli wchodzenie w związki seksualne nie wiązałoby się w żaden sposób ze zrodzeniem i wychowaniem potomstwa, bo byłaby to opcja dowolna, a powodem seksualnych aktywności byłaby jedynie miłość czy przyjemność, to ich celebrowanie nie musiałoby się ograniczać wyłącznie do małżeństwa. Wówczas wszelkie formy seksualnego samozaspokojenia, dowolny seks heteroseksualny i homoseksualny, seks z nieletnimi i z dziećmi, prostytucja, seks ze zwierzętami i z rzeczami nie mógłby być postrzegany jako moralnie zły, jeśli tylko szanowałby zdrowie, autonomię osób i nie wiązałby się z użyciem podstępu lub przemocy. Argument równi pochyłej czy śliskiego zbocza pokazuje, że jeśli moralnie dopuścilibyśmy opcjonalny charakter płodności relacji seksualnej, to wówczas nie potrafilibyśmy wykazać moralnego obowiązku wyłączności tej relacji i jej dopuszczalności jedynie w obrębie małżeństwa 12.

Moralne konsekwencje ubezpłodniania aktów seksualnych

Skoro ludzka płciowość ze swej natury jest otwarta na przekazywanie życia, to akty seksualne powinny być aktami małżeńskimi 13. Prawda ta jest naturalnie rozpoznawana przez wiele ludzkich społeczeństw i kultur, które chociaż czasem (a ostatnio coraz częściej) tolerują różne formy seksu pozamałżeńskiego, to jednak przynajmniej implicite traktują je jako seks mniej wartościowy 14. Świadczą o niej także sprzeczności spotykane we współczesnych liberalnych społeczeństwach, gdzie z jednej strony widać coraz większe przyzwolenie na seks pozamałżeński, a z drugiej strony media prześcigają się w tropieniu niewierności seksualnych i afer z udziałem czołowych postaci życia publicznego. Nie ma bowiem aktów seksualnych moralnie obojętnych 15. Moralna powaga aktu seksualnego wynika z faktu prokreacyjnej celowości wpisanej w ludzką seksualność. Jeśli zaś uznalibyśmy, że eliminacja tej celowości nie byłaby moralnie zła, to skąd w takiej sytuacji akt seksualny miałby czerpać swoją moralną powagę? Wówczas wszystko byłoby wolno i nie istniałyby podstawy do uzasadnienia powszechnej dezaprobaty moralnej dla pewnych rodzajów zachowań seksualnych.

Współczesna kultura doprowadziła już co prawda do znacznej trywializacji seksu, do rozmywania jego znaczeń, i to zjawisko nadal się pogłębia. Wynikająca z takiego podejścia dowolność seksualnych zaangażowań skutkuje rozbiciem rodzin i nieszczęśliwym, bo niekochanym potomstwem, które się pojawiło jako produkt uboczny lub błąd systemu banalnych seksualnych powiązań. Produkcja tak zwanych niechcianych dzieci stawia potem wielu w obliczu spektrum kolejnych smutnych decyzji rozciągających się między skrajnościami, z których jedną jest niezwłoczne dokonanie aborcji, a drugą odczekanie, aż niechciane dzieci same sobie odbiorą swoje nieszczęśliwe życie. Jeśli więc nie uznamy sakralnego i moralnie zobowiązującego charakteru płodności ludzkiej seksualności, to staniemy na skraju przepaści moralnej odrazy.

Relacja seksualna ze swojej istoty ukierunkowana jest na miłość oblubieńczą i rodzicielstwo, dlatego ma być relacją trwałą i wyłączną, a więc małżeńską. Taka relacja sprawia, że oparty na niej wzajemny związek mężczyzny i kobiety staje się ważny dla istnienia i przetrwania ludzkich społeczności. Stan zdrowia życia małżeńskiego i rodzinnego odbija się potem na stanie zdrowia społeczeństwa. Mówi się czasem o rodzinie jako o podstawowej komórce społecznej, bo ze względu na wyłączność i trwałość relacji oblubieńczorodzicielskiej ma ona charakter instytucji, jest trwałym element ładu społecznego, prawnie uznawanym i chronionym.

Jeśli jednak z powodu zlekceważenia wymagań trwałości i wyłączności relacja seksualna nie jest relacją małżeńską, to nie przestaje być instytucjonalnie obojętna. Często narzeczeni albo nawet ci, którzy jeszcze nie uznają się za narzeczonych, regularnie współżyją seksualnie i nie widzą w tym fakcie niczego złego, twierdząc, że przecież się kochają. Gdyby jednak miłość dawała prawo do relacji seksualnej, to moglibyśmy uprawiać seks ze wszystkimi, których kochamy, i nie byłoby w tym niczego złego. Tak jednak nie jest. Prawo do seksualnego współżycia ma każdy, kto szanuje istotne cele czy znaczenia seksualności i wynikający z nich obowiązek trwałości i wyłączności nawiązanej przez to współżycie relacji seksualnej. Moralny obowiązek trwałości i wyłączności relacji seksualnej wynika z samej natury tej relacji i z jej istotnych znaczeń, a nie z aktów formalnoprawnych. Akty takie są formą akceptowania przez określoną społeczność czy wspólnotę religijną tej relacji jako swojej instytucji oraz jej ochronę przed niebezpieczeństwami zewnętrznymi i wewnętrznymi, między innymi szkodliwymi dyspozycjami i postawami rodzącymi się w sercach jej uczestników. Ten zatem, kto ma wielką ochotę na nawiązanie relacji seksualnej z określoną osobą, a boi się instytucjonalnych konsekwencji tej relacji, najwyraźniej nie jest jeszcze gotów, aby kochać oblubieńczo osobę, z którą chce się połączyć seksualnie. Lepiej więc, aby się nie łączył.

Wiele rzeczy w naszym życiu możemy robić na próbę, zanim podejmiemy bardziej wiążące decyzje. Na przykład narzeczeństwo jest relacją próbną, której celem jest wzajemne poznanie się osób jako gotowych do założenia trwałej wspólnoty, jaką jest małżeństwo. Są jednak takie sytuacje, stany czy relacje, których nie da się podjąć na próbę. Nie można na przykład zostać w ten sposób rodzicem. Jeśli to już nastąpi, to nie można tego faktu odwołać, mówiąc, że to nam nie odpowiada, że chcielibyśmy to anulować. Skoro więc istnieją sytuacje, stany i relacje nieodwracalne, to nie da się podejmować na próbę działań, które z istoty swej do tych trwałych sytuacji, stanów czy relacji mogą prowadzić. Jeśli zatem współżycie seksualne ze swojej istoty może doprowadzić do trwałego stanu, jakim jest pojawienie się potomstwa i bycie razem z drugą osobą rodzicami, to z tego powodu nie można podejmować działań seksualnych na próbę.

Niepłodność a świętość seksualności

Ludzka seksualność jest święta ze swej natury. Braki powodujące bezpłodność nie czynią z seksualności innej, nieseksualnej rzeczywistości. Gdyby tak było, to nie mówilibyśmy o brakach dotyczących seksualności, tylko o przemianie seksualności w inny pozytywny aspekt człowieczeństwa. Tak jednak nie jest. Aby zdiagnozować brak, musimy mieć kryterium normalności, a tym jest natura określonego bytu, rzeczy, organu, narządu. Brak, chociaż jest naruszeniem czy zaburzeniem natury, nie zmienia normatywnego czy normotwórczego jej charakteru i zobowiązań moralnych z niego płynących. Jeśli jakąś zmianę identyfikujemy jako brak, to dlatego, że pomimo niego natura ciągle pełni normatywną rolę i nieustannie dysponujemy wzorcem umożliwiającym jego identyfikację. Jeśli więc pojawia się zaburzenie, jakim jest niepłodność, to chora seksualność nie traci swojej natury i nie przestaje być seksualnością. Skoro chora seksualność jest ciągle seksualnością, to zachowuje swój sakralny i konsekracyjny charakter oraz nakłada moralny obowiązek jego poszanowania. Podobnie naturalna dynamika ludzkiej płodności, na którą składają się okresy płodne i niepłodne u kobiety oraz fakt, że płodność nie występuje u dzieci i ustaje w starszym wieku, nie eliminują natury ludzkiej seksualności i jej konsekracyjnego charakteru.

Świętość ludzkiej seksualności nie ogranicza się jedynie do momentu aktualnego występowania płodności, ale udziela się całej jej naturze, która przejawia tę istotną funkcję. Płodność przecież nigdy nie występuje samodzielnie, bez seksualności. Seksualność jest bardziej pierwotna i jej święta funkcja jest pochodną jej natury, a nie odwrotnie. Seksualność ze swej natury musi być święta, skoro przejawia świętą funkcję. Gdyby ograniczać świętość ludzkiej seksualności i płynące stąd wymagania moralne wyłącznie do okresów płodności, to jakikolwiek niepłodny seks nie naruszałby świętości ludzkiej seksualności. Wówczas wszystkie naturalnie, sztucznie lub chorobowo niepłodne relacje seksualne byłyby moralnie dopuszczalne, bez względu na to, czy są małżeńskie, czy nie, czy są hetero, czy homoseksualne, czy angażują osoby w starszym wieku, czy dzieci. Tymczasem ludzka płciowość ma sakralny charakter zawsze, a nie okresowo.

Wzajemne relacje między świętością seksualności, jej naturą i funkcją płodności można porównać do relacji między godnością człowieka, jego rozumną naturą i funkcją myślenia. Człowiek bowiem odróżnia się od otaczającego świata bytów charakterystyczną dla siebie funkcją myślenia, zwanego abstrakcyjnym. Dzięki temu mówi się o nim, w przeciwieństwie do reszty stworzeń, że ma rozumną naturę. Funkcja myślenia i rozumowania nie jest jednak ciągle aktywna. Może ona ustawać czy ulegać przerwaniu w sposób naturalny bądź nienaturalny, np. w czasie snu, po użyciu środków odurzających, w wyniku chorób i urazów. Funkcji tej nie ma jeszcze płód czy noworodek, nie będą jej mieć też nigdy dzieci anencefaliczne (z niewykształconym mózgowiem) i nie powróci u niektórych osób z trwałym uszkodzeniem ośrodkowego układu nerwowego. Czy zatem brak funkcji myślenia świadczy o tym, że człowiek traci rozumną naturę i przestaje być człowiekiem? Czy ten, kto zabija nieprzytomnego, odurzonego, śpiącego czy płód, nie zabija człowieka? Określony byt natury rozumnej może więc istnieć nawet wtedy, jeśli nie myśli, natomiast funkcja ta nie może występować samoistnie, bez bytu natury rozumnej. Człowiek ma zobowiązującą moralnie osobową godność ze swej natury, a więc w sposób ciągły, a nie punktowy, tylko wtedy, gdy uaktywnia się w niej funkcja, jaką jest myślenie abstrakcyjne.

Inną ilustracją tego zagadnienia może być także zaprezentowana wyżej analogia między sakralnym, konsekracyjnym charakterem seksualności i rzeczami czy osobami konsekrowanymi dla Boga. Jak bowiem konsekrowany charakter sprzętów liturgicznych, świątyń czy osób nie ogranicza się do momentu sprawowania kultu, tak samo sakralność płciowości nie ogranicza się jedynie do okresów występowania płodności. Stąd małżonkowie są zobowiązani do wyłączności wzajemnej relacji i do poszanowania świętości ich seksualności nie tylko wtedy, kiedy są płodni.

Współżycie małżonków w okresie niepłodnym, w starszym wieku czy gdy niepłodność spowodowana jest chorobą, nie jest czymś, co narusza świętość ich seksualności, bo nie wiąże się ze świadomym wprowadzenia braku czy to w naturę, czy w naturalne funkcjonowanie płciowości. Natomiast rozmyślna eliminacja lub blokowanie płodności współżycia seksualnego, dokonane w celu uniknięcia poczęcia, jest wyborem wprowadzającym brak w funkcjonowanie charakterystyczne dla świętej natury seksualności. Wszystkie więc czyny występujące przeciwko naturze płciowości i naturze relacji seksualnej, a więc te, które polegają na wynaturzeniu relacji seksualnej przez jej celowe ubezpłodnienie czy na ubezpłodnieniu przez jej celowe wynaturzenie, godzą w świętość seksualności i stają się moralnie niegodziwe.

Wizja zbyt piękna, aby była prawdziwa?

Świętość ludzkiej seksualności w życiu codziennym zderza się z nieuporządkowaną pożądliwością, która pcha człowieka do życia grzesznego i która jest skutkiem grzechu pierworodnego. Zło bazuje tu na ogromnej sile przyciągania, którą cechuje się seksualna przyjemność, jakiej człowiek pragnie doznawać, nie zważając na moralne konsekwencje realizacji swych doznań. Doświadcza wtedy braku wewnętrznej spójności, bezradności, wręcz dramatu rozdarcia między wymaganiami wypływającymi ze świętości własnej seksualności a zniewalającą go pożądliwością. Trudności w praktykowaniu czystości sprawiają, że albo ludzie zaczynają rozumieć własną seksualność radykalnie negatywnie, jako siedlisko zła, i popadają w nieludzki moralny rygoryzm, albo bronią swej dobroci moralnej i przyjmują postawę laksystyczną, deprecjonując świętość seksualności i wyzwania moralne z niej płynące. Wezwanie do walki o czystość zawsze charakteryzowało chrześcijaństwo i stało się jedną z cech odróżniającą je od otaczającego pogańskiego świata. „Nie bierzcie więc wzoru z tego świata – uczy św. Paweł – lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe” (Rz 12,2). Dążenie do świętości i szacunek dla sakralnego charakteru seksualności przybiera czasem w życiu chrześcijanina formę zaciętej walki. To dążenie do świętości jest procesem, który trwa przez całe nasze życie, a przykład świętych pokazuje, że z pomocą łaski Bożej wszystko jest możliwe.

Jan Paweł II tak napisał w encyklice Veritatis splendor:

Człowiek nie potrafi o własnych siłach naśladować i przeżywać miłości Chrystusa. Staje się zdolny do takiej miłości jedynie mocą udzielonego mu daru. […] Miłości i życia zgodnego z Ewangelią nie można pojmować przede wszystkim w kategoriach nakazu, ponieważ ich wymogi przekraczają ludzkie siły: stają się one możliwe jedynie jako owoc daru ofiarowanego przez Boga, który uzdrawia i przemienia swoją łaską serce człowieka: „Podczas gdy Prawo zostało nadane przez Mojżesza, łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa” (J 1,17). Dlatego obietnica życia wiecznego jest związana z darem łaski, zaś dar Ducha Świętego, którego otrzymaliśmy, jest już „zadatkiem naszego dziedzictwa” (Ef 1,14) 16.

Nie należy zatem zniechęcać się grzesznością, lecz trzeba współpracować z łaską Bożą, której uprzywilejowanym źródłem są sakramenty Kościoła. Kiedy uczniowie usłyszeli pewnego razu nauczanie Jezusa, „przerazili się bardzo i pytali: któż więc może się zbawić?”. Wówczas Jezus im odpowiedział: „U ludzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe” (Mt 19,25–26).


1
 Jest to przeredagowana i wzbogacona wersja mojego artykułu, który pierwotnie ukazał się w Piśmie Studentów Kolegium Filozoficzno–Teologicznego OO. Dominikanów: „Teofil” 2 (26) 2007, s. 85–101 (www.teofil.dominikanie.pl). 
2 Por. Paul M. Quay SJ, Contraception and Conjugal Love oraz Dietrich von Hildebrand, The Encyclical „Humanae vitae”: A Sign of Contradiction; obydwa artykuły znajdują się w: Why Humanae Vitae Was Right: A Reader, red. Janet E. Smith, Ignatius Press, San Francisco 1993, s. 19–45 (zwłaszcza s. 25) i s. 49–82 (zwłaszcza s. 52–54). 
3 Por. Karol Wojtyła, Miłość i odpowiedzialność, Wydawnictwo Towarzystwa Naukowego KUL, Lublin 1986, s. 156–172. 
4 Zob. tamże, s. 87–92. 
5 Zob. Paul M. Quay, dz. cyt., s. 32n; Karol Meissner OSB, Płciowość człowieka a antykoncepcja, w: Specjalistyczne aspekty problemu antykoncepcji. Referaty wygłoszone podczas Sesji Naukowej w Krakowie w dniach 7 i 8 lutego 1976 roku, Rzym 1980, s. 53–54; Jan Paweł II, Mężczyzną i niewiastą stworzył ich, Libreria Editrice Vaticana, Watykan 1986, s. 54–79, 310–314, 459–480. 
6 Zob. Kongregacja Nauki Wiary, Donum vitae. Instrukcja o szacunku dla rodzącego się życia ludzkiego i o godności jego przekazywania. Odpowiedzi na niektóre aktualne zagadnienia, II.1. 
7 Zob. John M. Finnis, Personal Integrity, Sexual Morality and Responsible Parenthood, w: Why Humanae Vitae Was Right: A Reader, red. Janet E. Smith, Ignatius Press, San Francisco 1993, s. 173–191 (zwłaszcza s. 183, 185). Finnis nie wspomina wprawdzie wprost o moralnym obowiązku wyłączności, ale pisze o typowej cesze relacji małżeńskiej, jaką jest wyłączność, dla której uzasadnieniem jest według niego właśnie rodzicielstwo. Na temat wzmacniającego wpływu rodzicielstwa na jedność małżonków zob. Janet E. Smith, Pope John Paul II and „Humanae vitae”, w: Why Humanae Vitae Was Right: A Reader, s. 231–248 (zwłaszcza s. 242). 
8 Zob. D. von Hildebrand, dz. cyt., s. 72. 
9 Zob. Carlo Cafarra, Who Is like the Lord our God?, w: Why Humanae Vitae Was Right: A Reader, s. 255–271 (zwłaszcza s. 261, 263). 
10 Zob. Gaudium et spes, 50; Paweł VI, Humanae vitae, 13. 
11 Zob. D. Von Hildebrand, dz. cyt., s. 53. 
12 Przedstawiony wyżej argument równi pochyłej odnośnie do moralności seksualnej – zob. Elizabeth Anscombe, Contraception and Chastity, w: Why Humanae Vitae Was Right: A Reader, s. 121–146 (głównie s. 123, 136). 
13 Zob. tamże, s. 138. 
14 Zob. John F. Kippley, Sex and the Marriage Covenant: A Basis for Morality, Ignatius Press, San Francisco 2005, s. 8. 
15 Zob. E. Anscombe, dz. cyt., s. 139. 
16 Jan Paweł II, Veritatis splendor, 22, 23.

Świętość ludzkiej seksualności
Robert Plich OP

urodzony 19 września 1966 r. w Lublinie – dominikanin, absolwent Akademii Medycznej w Warszawie, lekarz medycyny, doktor teologii, wicerektor Kolegium Filozoficzno-Teologicznego Dominikanów, mieszka w Krakowie. Życzenia im...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze