Świat przełamał się na dwoje
fot. pierre chatel innocenti / UNSPLASH.COM

Świat przełamał się na dwoje

Całymi dniami przewijała DVD ze ślubu syna – patrzyła, jak tańczy z mężem. Aż syn schował jej kasetę.

– Niech pan przyjdzie, jak córki nie będzie w domu.

– Chroni ją pani?

– Nie chcę, żeby słyszała.

Po chwili: Obiecuję sobie, że zgodziłam się ostatni raz.

Minęło prawie siedem lat. Agata Kowalczyk wciąż leczy rany.

PO

Wiadomość

W drzwiach dyrektor, lekarz, pani psycholog. Od razu się domyśliła.

– Był wypadek – zaczął dyrektor.

– Panie dyrektorze, mój mąż nie żyje, prawda?

Dalej nie pamięta nic. – Urwał mi się film.

Dostała zastrzyk. Dyrektor, lekarz i pani psycholog zostali u niej dwie godziny.

Córka

Siedem lat temu. Była środa, pierwszy dzień sierpnia. Upał.

Jan Kowalczyk, górnik przodowy w kopalni Julian w Piekarach Śląskich, o dziesiątej dzwoni z żoną do najstarszego syna i synowej – młodzi mają trzecią rocznicę ślubu. Są na Mazurach.

O wpół do jedenastej Jan ściska mocno córkę – dziesięcioletnia Kamila idzie na półkolonie. Najmłodsza, oczko w głowie taty. „Do wieczora” – ojciec mówi jej na pożegnanie.

Szesnastoletni Kamil jeszcze śpi – są wakacje.

– Zawsze żegnał się ze mną i z dziećmi, gdy szedł do pracy – mówi Agata Kowalczyk. – Ale tego dnia mocniej tulił do siebie córkę. Może coś przeczuwał?

Szychta

Do kopalni ma blisko – dziesięć minut piechotą.

Ostatnią szychtę (jeszcze nie wie, że to ostatnia) zaczyna o wpół do pierwszej. Lubi być godzinę wcześniej. W cechowni – tak nazywa się kopalniana poczekalnia – wita się z górnikami, czyta rozpiskę z przydziałem prac na jego zmianie. Tego dnia zjeżdża osiemset metrów pod ziemię.

Około piątej po południu (żona pamięta, że była dokładnie za piętnaście piąta) urządzenie do podtrzymywania stropu rozcina mu głowę. Zakładał je sam, na kolanach. Przodek miał półtora metra wysokości, był wąski – drugi górnik się nie zmieścił.

Nieprzytomnego ratownicy niosą na noszach siedem kilometrów, dwie godziny. Całą drogę daje oznaki życia: unosi rękę, jakby chciał dotknąć rozciętej głowy. Na lądowisku przy kopalni czeka śmigłowiec. Na próżno: Jan Kowalczyk umiera po wyniesieniu na powierzchnię.

Agata: Powtarzał, że jakby miał zginąć, to chciałby umrzeć na ziemi, a nie w ciemnościach.

Miał czterdzieści dziewięć lat.

Telefon

– Co się stało? – pyta najmłodszy syn, widząc obcych ludzi. Nie było go w domu, gdy przyjechali powiedzieć o wypadku.

– Twój tata nie żyje – odezwał się dyrektor.

Kamil bez słowa wybiega z domu. Dwie godziny będzie się błąkał po osiedlu.

Agata Kowalczyk doszła już trochę do siebie po zastrzyku. O dwudziestej drugiej wybiera numer do syna i synowej.

– Rano dzwoniłam z życzeniami. Wieczorem musiałam powiedzieć, że tata nie żyje.

Pogrzeb

Z pogrzebu Agata Kowalczyk też mało pamięta. Przy trumnie na pewno stali ratownicy z lampami – tak jest zawsze, gdy górnik zginie pod ziemią. Na trumnie musiał być jego górniczy kask. Tak jest na górniczych pogrzebach. Stąd to wie.

Szczegółów nie zapamiętała. Msza była w piekarskiej bazylice. Ale pojęcia nie ma, co mówił ksiądz. Pewnie ją pocieszał.

Ktoś jej potem powie, że na cmentarzu Kamil bardzo płakał, a ona nawet go nie przytuliła. – Też tego nie pamiętam.

Pogrzeb zorganizowała kopalnia (tak jest, gdy górnik ginie w wypadku). Ale i tak było mnóstwo załatwiania.

Zostało Ci jeszcze 85% artykułu

Wykup dostęp do archiwum

  • Dostęp do ponad 7000 artykułów
  • Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
  • Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Wyczyść

Zaloguj się

Świat przełamał się na dwoje
Stanisław Zasada

urodzony w 1961 r. – dziennikarz, reporter, absolwent polonistyki na UMK w Toruniu oraz Polskiej Szkoły Reportażu. Współpracuje m.in. z „Tygodnikiem Powszechnym” i „Gazetą Wyborczą”. ...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze