Liturgia krok po kroku
Tatuaże mają nie tylko marynarze i więźniowie. Noszą je sportowcy, gwiazdy muzyki, naukowcy, urzędnicy, pani wicepremier. Pracownicy korporacji kryją plemienne znaki pod spodniami garniturów.
Szefowa powiedziała: „Ewa, OK, rób co chcesz, nikomu w firmie to nie będzie przeszkadzało. Ale pamiętaj: na spotkania z klientami od teraz wyłącznie długi rękaw”. Ewa, mówiąc, dużo gestykuluje. Rękaw sukienki się podnosi, spod mankietu wygląda turkusowy ptaszek.
Travolta się zdeformował
Tatuaże istnieją tak długo, jak ludzkość. Człowiek, ingerując w swoje ciało, odróżniał się od zwierząt. Odróżniały się od siebie plemiona, odmiennych znaków używały osoby o różnych funkcjach w danej społeczności.
Dopiero w świecie nowożytnym tatuaż przesunął się na margines, stając się domeną ludzi wykluczonych, środowisk przestępczych, marynarzy. Członkowie japońskiej mafii – jakuzy – jeszcze całkiem niedawno tatuowali całe ciała od ramion po łydki. Dziś zwyczaj wymiera, gangsterzy nie chcą się obnosić z mafijną przynależnością. Niektóre kąpieliska wprowadziły zakaz wstępu dla osób wytatuowanych. Wśród Japończyków nadal panuje przekonanie, że ktoś, kto chodzi latem w długim rękawie, to niechybnie gangster.
Klasom wyższym flirt z tatuażem przytrafiał się rzadko. Jednak w XIX wieku tatuowali się królowie angielscy, tatuaż nosił cesarz Wilhelm II i car Mikołaj II.
Dziś tatuaż trafił na czerwone dywany. Wyrysowane na ciele symbole prezentują gwiazdy show-biznesu: sportowcy, muzycy, celebryci. Angelina Jolie ma na łopatce buddyjskie zaklęcie, bokser Artur Szpilka na udzie wytatuował sobie orła. Oczywiście oprócz wielu innych tatuaży. Johnny Depp miał na ramieniu banner „Winona forever”. Po rozstaniu z Winoną Ryder zmienił napis na „Wino forever”. Siatkarka Katarzyna Skowrońska-Dolata wytatuowała sobie słowo „rodzina”. Za radą mamy, która powiedziała: „Zastanów się, co jest dla ciebie najważniejsze”. Tatuują się szefowie kuchni. Anthony Bourdain, gwiazda telewizyjnych show, przywozi tatuaże z miejsc, w których gotuje.
Nie dziwi tatuaż u naukowca ani u urzędnika. Gdy wicepremier Elżbieta Bieńkowska przypadkiem odsłoniła w telewizji swój tatuaż, został on natychmiast skomentowany przez tabloidy i portale plotkarskie. Pani minister stanowiska nie straciła, choć pewnie dwie dekady temu tatuaż utrudniałby dotarcie do niego.
Tatuaż wielkości dłoni, czyli standardowy rozmiar, to wydatek rzędu 150 do 600 zł, w zależności od tego, jak skomplikowany jest wzór. Większe tatuaże, pokrywające całe ramię lub plecy, są odpowiednio droższe, ale robi się je na raty. Podobno zrobienie go boli mniej niż niektóre zabiegi u kosmetyczki. Znieczulenie nie jest konieczne. Ale przyjemność to też nie jest.
– Gdy pokazałam szefowej mój tatuaż, westchnęła tylko: „Jaki on piękny!”. Dziś w naszym biurze tatuaż mają już trzy dziewczyny
– mówi Ewa. – Większość moich znajomych nosi tatuaże. Wchodzę do ulubionej kawiarni, a tam kelnerka z panterą na dekolcie. Rozglądam się: każdy ma jakiś obrazek na ramieniu. A ostatnio dowiedziałam się, że moja współlokatorka ma na brzuchu Travoltę. Trochę się zdeformował, gdy się zmieniła jej figura, dlatego niezbyt chętnie
go pokazuje.
Lepiej żyć kródko
Ludzie robią tatuaże, by ozdobić ciało, podkreślić te jego fragmenty, które im się szczególnie podobają: mocny biceps, zgrabną łydkę. Bo chcą mieć coś ładnego, co inni będą podziwiali. Bo mają już tatuaż i chcą, by kolejny był jeszcze piękniejszy. Bo ich pasja, zawód, kojarzy się z tatuowaniem: są np. muzykami rockowymi i uważają, że tatuaż po prostu wypada mieć. Bo czują, że właśnie w ten sposób najmocniej upamiętnią ważne dla nich życiowe wydarzenia. I właśnie dlatego je robią, bo to nie zejdzie.
Ewa pierwszy tatuaż zrobiła sobie podczas studiów. Jako nastolatka nigdy się nie buntowała, nie piła, nie paliła. Czarny, geometryczny wzór na łopatce pojawił się z potrzeby niezależności: był pierwszą decyzją podjętą na przekór rodzicom. Ptaszek powstał kilkanaście lat później.
Ewa podsyła mi linki do stron z tatuażami. Kwiaty i leśne zwierzęta przypominają namalowane na skórze akwarele. Fajne są kozice na tle gór: jedna mruga okiem. Ciekawie wygląda wytatuowana na łysej czaszce szklana kula, w której odbija się trzymająca ją osoba. Nowe trendy nakazują umieszczać na ciele abstrakcyjne, skomplikowane, surrealistyczne obrazy. Ale są też tatuaże jak bransoletki, rysunki skromne, nieduże. Nasiona dmuchawca, płatki śniegu na nadgarstku. I klasyczne tribale – etniczne wzory.
Ewa pokazuje mi też strony dokumentujące największe tatuażowe porażki. Wypisane gotykiem nonsensowne hasła: „Żyj długo, umieraj młodo” albo „Lepiej żyć kródko ale intensywnie” (pisownia oryginalna). Największą porażką może się okazać wytatuowanie sobie na plecach czy na ramieniu czyjejś twarzy. Współczuję dzieciom mężczyzny, który umieścił ich wizerunki na łopatce. Tatuatorowi coś nie wyszło i maluchy wyglądają jak bohaterowie horroru. Gorzej poczuć mógłby się tylko Al Pacino, widząc swój portret na czyimś bicepsie: z wyłupiastymi oczami i wydłużoną jak u małpy dolną wargą.
Zrobię ci robota
– Są tatuatorzy rzemieślnicy i tatuatorzy artyści – tłumaczy mi Marcin, pracownik organizacji pozarządowej o ramionach barwnych jak tęcza. Według niego dobry tatuaż to sztuka jak każda inna, tyle że zamiast płótna maluje się ludzkie ciało. – Ludzie myślą, że do studia tatuażu przychodzi się jak do fryzjera, pokazuje obrazek: „Chcę mieć to i to”, tatuator odpowiada: „Dobrze, widzimy się za kwadrans”. A potem odwzorowuje zadaną pracę.
Tatuator artysta zna swój fach. Wie, co się sprawdzi, u kogo, w którym miejscu. Słyszałem anegdotę o pewnym tatuatorze z Trójmiasta, do którego po wielu miesiącach czekania na wolny termin dotarł człowiek ze Śląska. Wziął ze sobą wzór wymarzonego smoka. Trochę pogadali o oczekiwaniach, wreszcie gospodarz mówi: „Smoka ci nie zrobię. Zrobię ci robota”. Gość był niepocieszony, całą Polskę przejechał z tym smokiem. Wreszcie ustalili, że będzie i smok, i robot. Tylko że w efekcie robot zajął całe ramię, a smok był taki malutki.
Tatuatorów, którzy zdobili mu ciało, zalicza do grupy artystów. Na miejsce czeka się u nich nawet pół roku. Marcin słyszał tylko o jednym zrobionym przez nich na poczekaniu tatuażu: gdy z pobliskiego szpitala położniczego przybiegł ojciec i poprosił o szybkie wytatuowanie daty urodzin dziecka. Akurat jeden tatuator był wolny i wydziarał datę.
Tatuaże Marcina są bardziej skomplikowane. Pierwsze były skrzypce, bo to jego ulubiony instrument. Potem dołączyły kolejne obrazy: drzewa, domy, kwiaty. Marcin zadaje ogólny temat i dostaje od tatuatorów propozycje. Ufa im. Nigdy nie zdarzyły się wzory nietrafione. Na festiwalach muzycznych różni ludzie, nawet z zagranicy, podchodzą i odgadują: – O, robiłeś sobie tatuaż w Poznaniu! – i wymieniają nazwę studia.
Marcin tatuuje się od dwóch lat, zaczął po 35. urodzinach. – Lubię sobie popatrzeć na kolory. Ale do tatuaży trzeba dojrzeć. Dziś jest większe prawdopodobieństwo, że wytatuuję sobie coś, co będzie mi się podobało też po sześćdziesiątce. Córka za pięć lat będzie pełnoletnia. Tatuaż bym jej na razie odradzał.
Wolę kupić perkusję
Gdyby ojciec Tomasz Mika poczekał z decyzją do trzydziestki, to tatuażu najprawdopodobniej by nie zrobił. Ale nie czekał.
Jest zakonnikiem, dominikaninem. Kilkanaście lat temu był ateistą i anarchistą. Miał 20 lat, gdy pojechał do Kazimierza Dolnego na koncert. Tyle że koncert odwołano, a w mieście wybuchła rozróba.
Rano Tomasz poszedł z koleżanką na skłot. Okazało się, że skłotu już nie ma, został parę dni wcześniej podpalony. Na miejscu zastali jedynie porzucony plecak. Był pusty, jakby zostawiony przez złodzieja, tylko w jednej kieszeni tkwił bilet na występ jakiejś artystki koncertującej na Słowacji. Mniejsza o bilet, najważniejszy dla Tomasza był nadrukowany na nim wzór tatuażu. Dwie dłonie, między nimi podkowa, naga kobieta, nagi mężczyzna, jaszczurka, orchidea.
Tomasz zabrał bilet do Warszawy. Kumpel tatuator naniósł mu na brzuch obrazek wielkości wnętrza dłoni. – Dlaczego takie miejsce? Bo to był tatuaż dla mnie, ja miałem na niego patrzeć – wyjaśnia ojciec Mika.
Dziś często zapomina o tym, że ma coś na skórze. – Ojciec James Manjackal twierdzi, że niektóre tatuaże mogą przeszkadzać w uzdrowieniu. Ten charyzmatyk z Indii potrafi dostrzec nawet ukryty tatuaż. Przytacza świadectwa ludzi, u których dopiero po usunięciu tatuażu i po modlitwie możliwy był powrót do zdrowia – mówi ojciec Mika.
Tatuaż nie jest jednak obcy chrześcijaństwu. Koptowie w Egipcie i w Etiopii nawet rocznym dzieciom tatuują na nadgarstkach krzyże na znak ich przynależności do Jezusa. Podobny zwyczaj rozpowszechnił się wśród Chorwatów podczas tureckiej okupacji Bośni i Hercegowiny, a zanikł dopiero, gdy w czasach Jugosławii walkę z tatuażami podjęły komunistyczne władze. – Taki tatuaż to tylko znak, jest niczym wobec tego, co się dzieje w sercu – mówi ojciec Mika.
Ojciec Tomasz pracuje z młodzieżą na Białorusi. Gdyby miał na brzuchu pentagram lub odwrócony krzyż, pewnie już dawno by się go pozbył. Zamiast wydawać pieniądze na laser, kupił młodym ludziom z Witebska perkusję. – To chyba rozsądniejsze, prawda? – pyta.
Ciernie pod spodniami
Rafał Giec usunąłby tatuaż chyba tylko po to, by zrobić w jego miejscu inny. Ma całe nogi w tatuażach, znajomi mówią mu, że wygląda jakby nosił legginsy. A zaczęło się od jednej ośmiornicy na łydce. Miał 20 lat, grał w kapeli rockowej i pomyślał, że dobrze byłoby mieć tatuaż. Na nodze, żeby mama nie wykryła. A poza tym to takie super cool miejsce, zwykle ludzie tatuowali wtedy ramiona.
Mama zauważyła. Był szok, płakała, że ojciec – gdyby żył – wyrzuciłby Rafała z domu. Po tygodniu jej przeszło.
Kolejne tatuaże też ukrywał, ale zawsze po jakimś czasie zapominał, że ma chodzić w spodniach od piżamy po domu. Konsekwentnie ozdabiał tylko nogi. Wiedział już, że z rocka żyć nie będzie, pójdzie do zwyczajnej pracy w korporacji.
Rafał: – W końcu stwierdziłem: po co dziabać się po kawałku? Wytatuowałem całą łydkę. Miałem więc jedną łydkę całą, drugą podziabaną. Wytatuowałem drugą. A skoro miałem już łydki, to dlaczego nie uda?
Ma na nogach smoka, tribale, znaki celtyckie, chińskie, japońskie. Żadnych trójwymiarowych wzorów – Rafał jest wierny tradycji, uznaje klasyczne tatuaże. Owszem, zdarza mu się żałować starych. Robi wtedy cover. Cierń pod kolanem zamienił na japoński ornament.
Giec pracuje w dużym koncernie spożywczym, jest menedżerem. Jego tatuaże nie przeszkadzają szefom: wiadomo, że na spotkanie z ważnym klientem i tak nie poszedłby w krótkich spodenkach. Poruszenie robi się w firmie, gdy ktoś odkryje, że gra na gitarze w zespole.
Ten zespół to Armia, gra chrześcijańskiego rocka.
Rafał tylko raz zastanawiał się, czy tatuaż to grzech. Brat brał ślub, wyznaczył go na świadka. Trzeba było – po latach przerwy – wybrać się do spowiedzi. Rafał radził się kolegów z zespołu. Lider Tomasz Budzyński polecił mu spowiednika. Rafał zapytał, czy tatuaż to grzech. Usłyszał, że nie. Odetchnął z ulgą.
Piłkarz z aniołem na ramieniu
Jedną z najbardziej wytatuowanych grup są sportowcy. Dlaczego właśnie oni? Może dlatego, że mogą sobie na to pozwolić. – Tatuaż wygląda lepiej na umięśnionym ciele – mówi Piotr Reiss, wieloletni piłkarz Kolejorza. Pierwszy tatuaż zrobił sobie 10 lat temu, dziś wytatuowane ma dwa ramiona, w tym jedno w całości. Każdy tatuaż jest dla niego jak supełek zawiązany na chusteczce: ma przypominać o czymś ważnym. O czym? Tego Reiss nie zdradza. Najbardziej znana jest chyba rzymska IX: fani Lecha wiedzą, że Reiss grał z tym numerem. Ale piłkarz ma też na ramionach anioła i Matkę Boską. One są jak medalik, jak święty obrazek noszony w portfelu. – Jestem wierzącym katolikiem, to ważne dla mnie symbole.
Ćwiczenia na skórce banana
Tym, co może odstraszać od tatuaży, są barwniki. Francuzi ostatnio zakazali używania 59 kolorów, uznając, że mogą być szkodliwe dla zdrowia. Odpadły głównie ciepłe barwy: żółcie, czerwienie, pomarańcze. – I bardzo dobrze – mówi Sławek Frączek, właściciel studia tatuażu w Poznaniu przy ul. Długiej. – Takie ograniczenia pojawiają się od czasu do czasu: stymulują rynek i sprawiają, że barwniki stają się lepsze i bezpieczniejsze – twierdzi. Zakazanym barwnikiem od lat jest magenta, odcień fuksji. By ją uzyskać, tatuatorzy mieszają inne pigmenty.
Prowadzone przez Sławka studio jest najstarszym w kraju działającym bez przerwy i od początku z tymi samymi ludźmi. Powstało w 1991 roku. – Na początku byliśmy jedyni, przychodzili do nas wszyscy: muzycy rockowi, chłopcy z siłowni, policjanci. Dziś rozrzut społeczny jest równie szeroki, ludzie wybierają nasze studio ze względu na styl – tłumaczy. Tatuator artysta, jak każdy grafik, ma swoją charakterystyczną kreskę. Klient, zamawiając wzór, określa swoje preferencje: czy chce kwiaty, smoki, może ptaki? Jakiego koloru? Jakiej wielkości? Tatuator robi szkic. Klient zatwierdza. To wszystko trwa, jest czas, by się rozmyślić. – Nie wytatuowałbym faszystowskiego symbolu, obraźliwego hasła. Nie zrobiłbym tatuażu na twarzy lub dłoniach – wylicza. Czy tatuaż to grzech? – Gdyby tak było, pewien misjonarz nie robiłby sobie u nas motywu kwiatowego – mówi Sławek. A czasem tatuaż motywuje do czegoś pożytecznego. – Zanim zaczniemy ozdabiać sobie ciało, zadbajmy, by samo z siebie dobrze wyglądało – sugeruje tatuator.
Przez studio przewinęły się już tysiące ludzi. Dziś tatuują się dorosłe dzieci pierwszych gości. Te młodsze wzięły udział w imprezie z okazji Dnia Dziecka. Dowiedziały się, na czym polega tatuowanie, projektowały własne wzory, ćwiczyły na skórkach bananów. Próba zdobycia nowych klientów czy szkolenie sobie następców? – Ha! Zobaczymy, czy to pokolenie będzie sobie jeszcze robić tatuaże. Może uzna, że to przebrzmiały zwyczaj dobry dla pokolenia rodziców? – zastanawia się Sławek.
Na razie boom na tatuaże trwa. Agnieszka zajmuje się w studiu Sławka marketingiem, na co dzień pracuje jednak w firmie logistycznej. – 20 lat temu w firmie zatrudniającej 200 osób byłam jedyną osobą z tatuażem. A przynajmniej nikt inny się tym nie chwalił. Dziś, w innej firmie, lecz tej samej branży, tatuaż ma przynajmniej 15 procent załogi. Ambasadorami tatuaży są zwykli ludzie. Anna Maria Jopek czy Elżbieta Bieńkowska mogą się wydawać osobami zbyt odległymi, by je naśladować… Ale skoro koleżanka z biurka obok ma tatuaż? To czemu nie? – mówi.
A jak mi się odwidzi?
– Skłonność do modyfikowania ciała ma długą tradycję – mówi psycholog prof. Bartłomiej Dobroczyński. – Dziś tatuaże są modne. A ta moda nakłada się na naturalne ludzkie skłonności, dziedzictwo świata zwierząt: agresywność, seksualność, plemienność. Mam tatuaż, więc jestem mocny, nie boję się bólu. Stać mnie na zbytki, demonstruję swój status, jestem więc seksualnie atrakcyjny. Wreszcie: tatuażem oznaczam plemienną przynależność. Tatuaże Marylina Mansona różnią się od tych, które nosiła Amy Winehouse. Ale czy tatuaże są złe? No cóż, może nas niepokoić skłonność do bolesnych modyfikacji. Ale ja lubię być adwokatem diabła. Powiem więc: Kobiety depilują nogi, wzgórki łonowe, to też bolesne, a jednak to podobnych kontrowersji nie wzbudza. Ja bym się jednak nie tatuował. Śmieję się na samą myśl! Co bym niby miał mieć na tej skórze? A jak mi się za trzy lata odwidzi, to co?
Niektórzy mają wątpliwości, czy zrobienie tatuażu jest moralne, czy człowiek ma prawo „poprawiać” swoje ciało, ingerować w nie. Więc pytają na przykład podczas spowiedzi, czy mogą sobie zrobić tatuaż. – Wielu lekarzy zwraca uwagę, że tatuaże są szkodliwe dla zdrowia. To poważne naruszenie tkanki skórnej, niektóre barwniki mogą prowadzić do zakażeń. Zatem to grzech przeciwko przykazaniu „nie zabijaj”, zgodnie z którym dbać należy także o własne zdrowie – mówi dominikanin o. Jarosław Kupczak. – Pismo Święte mówi o konieczności szacunku do ciała. Bóg zapisał w nim podstawowe dane na temat tożsamości człowieka, ciało jest pismem, szyfrem Boga. Jak mówią słowa Pisma Świętego, jest świątynią Ducha Świętego. Nie należy go zniekształcać, kaleczyć, szkodzić mu. Nie sądzę jednak, by jakikolwiek polski ksiądz odmówił rozgrzeszenia z tego powodu, że ktoś zrobił sobie tatuaż – mówi o. Kupczak.
Ojciec Paweł Krupa, także dominikanin, patrzy na to jeszcze inaczej. – Ludzie mają potrzebę transgresji, chcą przekraczać samych siebie. I ta potrzeba nie jest niczym złym. Czasem prowadzi nas do Boga, innym razem do… studia tatuażu. Księga Kapłańska zabrania nacinania ciała, musimy jednak pamiętać, by czytać ją w kontekście historycznym. Tamte tatuaże były magicznym znakiem przynależności do innej religii. Ważniejsze jest co innego: Jezus Chrystus nie modyfikował ciała, choć nie ma żadnych dowodów, że był jasnookim szatynem o szlachetnych rysach. Mógł mieć platfusa, niskie czoło, odstające uszy… A jednak przyjął swoje ludzkie ciało po prostu. Idąc za jego przykładem, też powinniśmy zrezygnować z nadmiaru ingerencji, lubić siebie takimi, jakimi stworzył nas Bóg. A jeśli ktoś tego nie potrafi? Cóż, nie ma co robić demona z tatuaży. To przynosi efekt przeciwstawny. Ja bym powiedział nawet: Tatuujcie się na potęgę, bylebyście zachowali czyste serca.
Czyli jak? Tatuować się czy nie? Jeśli macie jakiekolwiek wątpliwości, nie róbcie tatuaży.
Choćby dlatego, że one zostają na zawsze.
Oceń