Halloween dynia w dłoniach
fot. PIXABAY
Oferta specjalna -25%

Hewel. Wszystko jest ulotne oprócz Boga

3 opinie
Wyczyść

Czasem na nowo trzeba „chrzcić” to, co od wieków chrześcijańskie. Na przykład Halloween w Anglii. Jak to się robi?

Light Party – przeczytałam w lokalnej gazecie wydawanej w Reading pod Londynem. Byłam wówczas początkującą emigrantką, więc potknęłam się na wieloznaczności języka Szekspira. Light, czyli lekkie? No tak, przyjęcia z natury bywają lekkie w nastroju, „lajtowe”. Ale kiedy doczytałam notkę do końca, okazało się, że chodzi o „light” – światło. O Chrystusa, który jest Światłem świata. „Light Party” to nazwa zabawy organizowanej przez chrześcijan w Halloween. Dla tych, którzy nie chcą celebrować duchów, diabłów, wampirów, zombies i innych „mieszkańców” świata ciemności.  

Słodko, po Bożemu 

To właśnie w Anglii narodziło się i rozprzestrzeniło na cały świat słowo Halloween. „Halloween” jest skrótem od All Hallows Eve czyli Wigilii Wszystkich Świętych. W Polsce moda na Halloween wypiera nabywaną w szkole znajomość bliższego nam przecież kulturowego podłoża II części Mickiewiczowskich Dziadów. Halloween – brzmi dla Polaka po amerykańsku, czyli cool. Obco, to prawda, ale przez to atrakcyjnie. Halloween pachnie pieniądzem jak walentynki. A tak naprawdę to słowo powinno brzmieć swojsko, po chrześcijańsku, kościelnie. I powinno pachnieć domowo – pieczonym ciastem! Jak w średniowiecznych i przedreformacyjnych angielskich domach, w których piekło się ciasto z owocami, cynamonem, gałką muszkatołową, miodem. Plackowi nadawano formę kolistą i często wycinano na nim znak krzyża. Było to soul cake – ciasto duszy. Wypieczone koło symbolizowało duszę konkretnego zmarłego. Kiedy w okolicach Wszystkich Świętych do domu zapukało dziecko lub biedak, dawało mu się taki placek w zamian za obietnicę modlitwy za zmarłego. Niektórzy zabobonnie wierzyli, że zjadając ciasto, można wyzwolić duszę z czyśćca. Takie obchodzenie domów nazywało się souling. Towarzyszył mu śpiew: monotonny, litanijny, czasem w formie kanonu, który można śpiewać w nieskończoność. Świadkiem, a może i uczestnikiem soulingu mógł być William Szekspir, który w komedii Dwaj panowie z Werony wśród objawów stanu zakochania wymienił „wycie żałosne jak żebrak w dzień zaduszny” (tak Stanisław Koźmian przełożył szekspirowskie „to speak puling like a beggar at Hallowmas”). 

Anglia jest ojczyzną niezliczonych przyśpiewek (rhymes), które mieszkańcy wyspy poznają już jako niemowlęta. W repertuarze do dziś zachowała się przyśpiewka o soul cake.  

A soul! a soul! a soul-cake!
Please good Missis, a soul-cake!
An apple, a pear, a plum, or a cherry,
Any good thing to make us all merry.
One for Peter, two for Paul
Three for Him who made us all.

Piosenka pachnie owocami, świętością i modlitwą do „Tego, który stworzył nas wszystkich”. Dziś w kulturze popularnej znana jest głównie w wersji bożonarodzeniowej, kiedy souling zastępowały wizyty kolędników. 

Po amerykańsku, po pogańsku

Co dziś zostało w Anglii z chrześcijańskiego Halloween? Niewiele. Reformacja uderzyła w kult świętych, mimo że w Kościele anglikańskim nie zarzucono go całkowicie. Protestantyzm podawał w wątpliwość istnienie czyśćca, a więc także sens modlitwy za dusze zmarłych. Kościoły oczyszczano z ozdób jako niezdrowych narośli kulturowych na czystej chrześcijańskiej prawdzie. Czyszczono obyczaje z nalotów sprzeciwiających się zasadzie sola Scriptura. Poza tym od XVII wieku uroczystość Wszystkich Świętych miała na Wyspach poważną, świecką konkurencję – Bonfire Night, celebrowaną 5 listopada. Tego dnia fajerwerki strzelają głośniej niż w sylwestra. W książce dla dzieci, opisującej to święto, można przeczytać, że 5 listopada 1605 roku udaremniono zamach bombowy na króla Jakuba I i parlamentarzystów brytyjskich. Z tej okazji zapala się ogniska i świętuje przy nich oraz oczywiście odpala fajerwerki. Żeby dzieciom nie komplikować świata, a może w imię poprawności politycznej, nie napisano, że spiskowcami byli katolicy, którzy w królestwie Jakuba I byli dyskryminowani. Mało kto dziś przywiązuje do tego wagę. Liczy się zabawa. Wydawałoby się więc, że potrzebę świętowania, odczynienia jesiennej melancholii wyspiarze mają zaspokojoną aż do Bożego Narodzenia. 

Moda na Halloween, zwłaszcza w ostatniej dekadzie, przypuściła na Anglię ostry atak. Tyle że jest to już inny Halloween, postmodernistyczny, all inclusive, z szeroką supermarketową ofertą. Jeśli nawiązuje się w nim do przeszłości, to nie do chrześcijańskiej, ale do pogańskiej. Wyspiarze, w szczególności zamieszkujący przed wiekami ich kraj Celtowie, 31 października świętowali Samhain – koniec zbiorów i koniec roku. Był to czas duchów i wróżek, które robiły rozmaite psikusy w gospodarstwach. Druidzi – celtyccy kapłani – rozpalali wtedy święty ogień, z którego Celtowie brali płomień do swoich domów, a przenosili go w wydrążonych rzepach. Stąd prawdopodobnie wziął się zwyczaj zapalania światła w wydrążonych dyniach – jack-o’lantern. Takie informacje znajduję w wypożyczonej z lokalnej biblioteki książce Joanne O’Sullivan Halloween. Poradnik dla dorosłych, jak twórczo wykonać kostiumy, diabelskie dekoracje i jak urządzić znakomite przyjęcie. Czego tam nie ma?! Jak uszyć strój narzeczonej Frankensteina, matki natury i pająka czarnej wdowy, jak zrobić laleczkę voodoo, czytać z kart tarota, przyrządzić meksykański pan de muerto (chleb zmarłych) i (tak!) soul cake. Autorka chwali Halloween między innymi dlatego, że to beztroska zabawa: „nie trzeba kupować prezentów, radzić sobie ze stresującą dynamiką spotkań rodzinnych”.

W jesiennym katalogu z plastycznymi cudeńkami dla dzieci są naklejki z kościotrupami, okulary z makabrycznymi gałkami ocznymi, zestawy do wykonania miotły wiedźmy czy nawiedzonego domu. 

Dynie. Są wszędzie. Czekoladowe, żelkowe, w formie świeczek, świeczników, misek, kubków. I te prawdziwe, pyszniące się pomarańczowo na wielkich stertach w supermarketach. To w Anglii, na równinach Lincolnshire, działa farma dyniowa mieniąca się największą w Europie. I nic dziwnego, skoro od 2000 roku sprzedaż halloweenowych towarów w Zjednoczonym Królestwie wzrosła prawie trzydziestokrotnie, plasując to święto na trzecim miejscu po Bożym Narodzeniu i Wielkanocy.

– Z Ameryki to wszystko przyszło, z Ameryki. Wcześniej nie było tego w ogóle – powtarzało zgodnie i z niesmakiem kilku zapytanych o opinie o Halloween Anglików. Pewna 60-letnia Angielka wspominała, jak kilka lat temu zapukała do jej domu grupa poprzebieranych nastolatków, prosząc o słodycze. Kiedy odmówiła, za kilka chwil zapukali jeszcze raz, a gdy otworzyła drzwi, zalali cały korytarz wodą. Taki to zwyczaj, zwany trick or treat, czyli „daj smakołyk albo coś spsocimy”. Zeświecczona wersja soulingu. Rzecz jasna nie wszyscy halloweenowi przebierańcy tak się zachowują. Na pewno w wielu domach czekają przygotowane dla nich słodycze. Ale nikt już nie prosi o modlitwę za dusze czyśćcowe. I ciastka „dla duszy” też już chyba nikt nie robi. 

Krzyż ze świetlistych patyczków

Co robią z Halloween chrześcijanie, którzy stanowią 60 procent mieszkańców Wysp? Opinie i postawy są rozmaite. Wyznawcy Chrystusa o zacięciu demonologicznym, a więc niektóre grupy ewangelikalne, podkreślają okultystyczny charakter święta i ustawiają się w ostrej opozycji do niego: nie świętujemy, dzieci na dyskoteki nie posyłamy, na chodzenie po domach trick or treating też się nie zgadzamy, modlimy się za tych, którzy będą czynić zło w tę noc. Mniej radykalni nie grają na nucie konfrontacji z demonicznymi wątkami, ale raczej z kulturową pustką Halloween, przeszczepionego na siłę z Ameryki i obficie nawożonego pieniędzmi. Są i tacy, w tym katolicy, którzy chcą, by wieczór 31 października stał się znów tym, czym był przed laty – Wigilią Uroczystości Wszystkich Świętych.

Light Parties to bodaj najbardziej rozpowszechniona forma chrześcijańskiego celebrowania Halloween. Byłam z rodziną na dwóch i z obu wyszłam zadowolona. Pierwsze było w 2012 roku w malutkiej anglikańskiej parafii St Mary’s w Purley-on-Thames pod Reading. W drodze do kościoła widzieliśmy grupki młodych halloweenowych przebierańców, ozdoby-makabreski w oknach kilku domów i rozświetlone wydrążone dynie u ich progów. W kościele była pizza do syta, zabawki dla mojego trzylatka i zajęcia biblijne dla starszych dzieci. Ciekawe zajęcia, ze świetlnym rekwizytem – fosforyzującymi patyczkami w różnych kolorach. Układało się z nich np. koło symbolizujące wspólnotę czy świetlisty krzyż. Wszystko w ciemności – łatwiej było się skupić. A potem salka przykościelna oraz nawa świątyni zamieniły się w kino. W jednym pomieszczeniu wyświetlali komedię familijną, a w kościele Podróż Wędrowca do Świtu według powieści C.S. Lewisa. Prosto, bez zadęcia.

Podobnie, ale z większym rozmachem, było rok później w Reading Community Church, niezależnym ewangelikalno-charyzmatycznym zborze. Sala w kolorowych światłach i balonach, muzyka z chrześcijańskimi tekstami, ale nadająca się do zabawy i tańca. Dzieci robiły świeczki z kolorowej parafiny, były popularne gry i zabawy. Przez chwilę siedziały na dywanie i słuchały młodego mężczyzny, który mówił o Chrystusie – Świetle świata: krótko, prosto, z odniesieniem do ich codziennego życia.

Jeśli jakaś wspólnota chce urządzić Light Party, może skorzystać z fachowej pomocy. Udziela jej kilka stowarzyszeń i fundacji. Międzywyznaniowa Scripture Union, zajmująca się edukacją religijną dzieci i młodzieży, rozsyła na przykład darmowe pakiety z podręcznikiem Light Party Pack. Widać w nim rękę dobrego pedagoga, teologa, psychologa, a nawet BHP-owca. Potencjalny organizator Light Party znajdzie tam porady dotyczące rekrutowania wolontariuszy, zapobiegania pożarowi czy innym wypadkom podczas przyjęcia, wyboru sali czy menu. Są też materiały do przemyśleń: po co w ogóle organizować Light Party? Czy chcemy w ten sposób przyciągnąć więcej młodych, dzieci i ich rodzin do Chrystusa? Co zrobić, żeby nie skończyło się tylko na zabawie? Autorzy podręcznika łagodnie przestrzegają przed tym, by organizowanie Light Party nie odbywało się w atmosferze bojowej konfrontacji ze złym, okultystycznym Halloween. Radzą raczej, by podkreślać wielowiekowe związki tego święta z chrześcijaństwem i by zrozumieć, że czasami zabawa z akcesoriami śmierci i makabry może służyć oswajaniu dzieci z prawdą o przemijaniu. Piszą: „Jeśli dziecko przebiera się za wiedźmę, nie oznacza to, że jest zainteresowane okultyzmem. Dzieci po prostu poprzez zabawę uczą się, czym jest dobro i zło, i jak kontrolować własne złe i dobre impulsy”. 

W broszurce są też gotowe scenariusze przyjęć: na małe i duże sale, na mniejszy i większy budżet, dla młodszych i starszych dzieci i dla całych rodzin. Znalazło się też miejsce na scenariusze prostych nabożeństw: o Chrystusie-Świetle i o świętych. To zaskakujące, że o świętych, bo odbiorcami materiałów Scripture Union są przede wszystkim protestanci. Słowem: cały pakiet praktycznych rad. Na przykład, żeby zajęć było dużo, ale żeby jednocześnie uczestnicy zabaw mieli czas na zawarcie przyjaźni między sobą. Albo żeby zachęcić młodzież do dyskusji nad ciemną stroną Halloween, nie sugerować im odpowiedzi, ale w razie pytań podzielić się szczerą opinią. By wykorzystać dziecięcą modę na superbohaterów (może nie Batmana, bo zbyt mroczny, ale Superman i Spiderman się nadadzą) – i zaproponować dzieciom kostiumy bohaterów, grupowe rysowanie superbohatera na wielkim arkuszu papieru, własnoręcznie wykonane maski. 

Tylko brać i wprowadzać w życie.

Katolicki baner

Jaka szkoda, że niektórych angielskich zdań nie da się przetłumaczyć na polski tak, żeby zachowały atrakcyjność i komunikatywność! Night of Light – takie hasło przyszło kiedyś do głowy podczas nocnej modlitwy Damianowi Staynowi, liderowi katolickiej charyzmatycznej wspólnoty Cor et Lumen Christi. Night of Light – „Noc światła”, „Noc pełna światła”, „Rozświetlona noc” – cóż, polskie tłumaczenie nie oddaje lapidarności, rymu, oksymoronu. To najbardziej znany katolicki pomysł na celebrowanie Halloween w Anglii i Walii.

O co chodziło w modlitewnej inspiracji Damiana? O to, żeby w noc 31 października nie było ciemno. – Uroczystość Wszystkich Świętych to święto chwały Chrystusa w Jego Kościele. Święci są dowodem na istnienie zbawienia. Diabeł nienawidzi piękna Kościoła, dlatego wziął sobie święto, które jest znakiem triumfu krzyża Chrystusa w Jego ludzie. Zamiast myśleć o świętych, mamy w głowie obrazy ciemności – opowiada Damian Stayne. 

Hasło Night of Light miało być transparentem, banerem, wabikiem medialnym, aby ludzie się dowiedzieli, że Uroczystość Wszystkich Świętych istnieje, że jej wigilię przez wieki świętowano inaczej, bez makabryczno-okultystycznego sztafażu. Co się kryje pod hasłem Night of Light? Nic skomplikowanego. Na stronie www.nightoflight.org znalazło się kilka propozycji świętowania Wigilii Wszystkich Świętych: msza święta, adoracja Najświętszego Sakramentu, zabawy dla dzieci, postawienie zapalonej świecy i wizerunku Zmartwychwstałego w oknie, włożenie białego ubrania jako znaku świętości. – Jeśli robi się wiele, ale w rozproszeniu, nie przyciągnie to publicznej uwagi. Ale jeśli się zrobi coś pod jednym mocnym hasłem, staje się ono czymś w rodzaju profetycznej ramy, w której można zmieścić całość pomysłu lub jego część. Rzuciłem hasło Night of Light, ale nie próbuję kontrolować, co się z nim dzieje. Bóg chciał tylko, żeby kula śniegowa zaczęła się toczyć – tłumaczy Stayne.

I kula się toczy. Zaczęło się w 2000 roku od dwóch tysięcy uczestników Night of Light, rok później było 10 tysięcy. Pomysł poparł Vincent Nichols, ówczesny biskup Birmingham, obecny kardynał i prymas Anglii i Walii oraz watykańska Papieska Rada do spraw Krzewienia Nowej Ewangelizacji. Informacje o Night of Light pojawiły się w krajowych dziennikach, Damian Stayne udzielał wywiadów radiowych dla BBC. 

Opowiada, jak wygląda Night of Light w macierzystym domu wspólnoty w Chertsey w hrabstwie Surrey. Przychodzą przede wszystkim dzieci. Członkowie wspólnoty dwoją się i troją, żeby zabawa była wystrzałowa, niezapomniana, żeby dzieci nie chciały jej zamienić na żadną inną. Mogą przebrać się za świętych – oczywiście chłopcy wybierają świętych rycerzy, a dziewczynki święte królowe, anioły. Rodzice przyprowadzają dzieci do Cor et Lumen Christi niekoniecznie ze względów religijnych. Czasem po prostu dlatego, że nie chcą, by dzieci włóczyły się w ciemności po ulicach i pukały do domów nieznajomych. Stayne uważa, że dla dzieci podprogowy przekaz Halloween jest niebezpieczny ze względów wychowawczych. – To jedyna noc w roku, kiedy dostają prawo do buntu. Uczą się, że kiedy przebiorą się za kogoś złego, wtedy mają władzę nad dorosłymi. To niezdrowe, kiedy dzieci zajmują się tak ciemną stroną życia w noc chwały, piękna i majestatu Chrystusa w Jego świętych – mówi.

Modlitewna część spotkania w domu wspólnoty nie jest długa, żeby dzieciaków nie znudzić. To nabożeństwo „multisensoryczne”. Dzieci widzą Hostię w monstrancji i portrety świętych zawieszone specjalnie w tym dniu na ścianach. Słyszą kanony, pieśni uwielbienia i Słowo Boże z Apokalipsy św. Jana: „I wzniósł się dym kadzideł, jako modlitwy świętych, z ręki anioła przed Bogiem”. Biorą do rąk grudki kadzideł i wrzucają do kadzielnicy, modląc się w ten sposób. Damian Stayne mówi, że czasami w tej modlitwie uczestniczą rodzice, którzy akurat przyszli po dzieci.  

– Niektórzy rodzice, nawet ci dalecy od Kościoła, mówią nam, że mieli doświadczenie żywego Boga.

Słodycze wszystkich świętych
Jolanta Brózda-Wiśniewska

urodzona w 1974 r. – dziennikarka, publicystka, krytyk muzyczny, absolwentka Akademii Muzycznej w Poznaniu. W latach 2000-2008 dziennikarka działu kultury "Gazety Wyborczej" w Poznaniu. Publikowała także w "Uważam Rze", "...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze