Skoro „Niemcy” to „naziści”…
fot. simone hutsch / UNSPLASH.COM

Skoro „Niemcy” to „naziści”…

Oferta specjalna -25%

List do Rzymian

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

Film niemieckiej telewizji państwowej ZDF „Unsere Mütter, unsere Väter” („Nasze matki, nasi ojcowie”) wzbudził w Polsce zrozumiałe emocje. Przypomnijmy: pojawiają się w nim żołnierze Armii Krajowej, przedstawieni jako antysemici, bezduszni, a nawet czerpiący satysfakcję z tragicznego losu Żydów, prześladowanych przez nazistów.

Mój macierzysty tygodnik „Do Rzeczy” zainicjował akcję pisania listów protestacyjnych do redakcji ZDF, zareagował także minister spraw zagranicznych oraz ambasada RP w Berlinie. Na początku ZDF nie poczuwała się do winy i zlekceważyła głosy oburzenia. Gdy jednak do krytyki dołączyły inne niemieckie media (m.in. dziennik „Die Welt”), stacja postanowiła wyprodukować – w ramach „zadośćuczynienia” – półgodzinny film o AK i jej roli podczas II wojny światowej. Jednym z jego współreżyserów ma być Andrzej Klamt, polski filmowiec mieszkający od 15 lat w Niemczech.

Oczywiście, nawet jeśli ZDF pokaże swoim widzom materiał o AK, nie będzie on cieszył się aż taką popularnością jak „Nasze matki, nasi ojcowie” (każdy z trzech odcinków obejrzało ok. 7 mln osób) i nie będzie miał znaczącego wpływu na świadomość niemieckiego odbiorcy. O rzekomo „głęboko zakorzenionym” antysemityzmie polskiego podziemia oraz – szerzej – polskiego społeczeństwa w czasie wojny widzowie zza Odry dowiedzieli się nie po raz pierwszy. Powinniśmy tutaj mówić raczej o kulminacji pewnego procesu.

Złościmy się, gdy zachodnie media używają sformułowania „polskie obozy koncentracyjne”, ale takie wpadki – zamierzone lub nie – to tylko drobny wycinek problemu. Odsetek Niemców, Francuzów czy Włochów, którzy wierzą, że obozy zagłady zakładali Polacy i że to Polacy dokonali eksterminacji Żydów, jest naprawdę nikły. Sprawą dużo poważniejszą jest trwające od wielu lat sączenie w umysły młodych ludzi przekonania, że bez naszego „genetycznego” antysemityzmu i bez naszego aktywnego wsparcia dla nazistów Holokaust nie byłby możliwy. Że Polacy, owszem, nie budowali obozów koncentracyjnych, ale za to masowo denuncjowali Żydów i właściwie nie mieli nic przeciwko ich mordowaniu.

Niełatwo stawiać czoło takim zarzutom. W przypadku „polskich obozów” sprawa jest jasna: nawet jeśli autor takiej zbitki argumentuje, że miał na myśli „położenie geograficzne”, użycie tego sformułowania świadczy albo o złej woli, albo o zwykłym nieuctwie. W przypadku zaś obwiniania Polaków o „wrodzony” antysemityzm obrona jest dużo trudniejsza. Nie możemy bowiem stwierdzić, że w czasie wojny wśród Polaków zjawisko antysemityzmu nie występowało w ogóle, bo mijalibyśmy się z prawdą. Nie możemy powiedzieć, że wszyscy żołnierze AK traktowali Żydów z szacunkiem, bo tak nie było. Nie możemy przekonywać, że żaden Polak nigdy nie wydał żadnego Żyda w ręce Niemców, gdyż byłoby to kłamstwo.

Nasi zachodni sąsiedzi tkwią od kilku dekad w mentalnym potrzasku. Z jednej strony są nadal biczowani przez nadreńskie media, przypominające co rusz, jak wielką winę ponoszą za Holokaust ich przodkowie. Z drugiej zaś chcieliby już o II wojnie światowej zapomnieć, marzą o tym, by ktoś inny wziął na swoje barki ten ogromny ciężar odpowiedzialności za nieludzkie zbrodnie Wehrmachtu czy SS. Stąd „naziści”, a nie „Niemcy”, stąd tak częste przypominanie o „wrodzonym antysemityzmie” Polaków. Niemcy wiedzą, że nie da się zmienić historii. Ale można ją trochę inaczej oświetlić, wykadrować, spojrzeć z innej strony.

Czy powinniśmy postępować tak samo, w imię obrony dobrego imienia naszego narodu i wszystkich tych rodaków, którzy z narażeniem życia ukrywali Żydów? Może także powinniśmy zmodyfikować nasz język. Skoro obozy koncentracyjne zakładali „naziści”, a nie „Niemcy”, skoro polskich profesorów rozstrzeliwali „naziści”, a nie „Niemcy”, skoro wioski na Ukrainie palili „naziści”, a nie „Niemcy”, to może w masakrze w Jedwabnem uczestniczyli nie „Polacy”, lecz po prostu „antysemici”, a szmalcownikami byli „antysemici”, a nie Polacy.

Niemcy podjęli ten trud wiele lat temu, a dziś zbierają owoce. My prowadzimy od jakiegoś czasu odwrotną politykę. Telewizja publiczna nie jest w stanie wyprodukować porządnego serialu czy filmu o Holokauście, bojąc się tego tematu jak ognia. Za to inna instytucja – Państwowy Instytut Sztuki Filmowej – daje dotacje dla „Pokłosia” Władysława Pasikowskiego, które dokładnie wpisuje się w narrację „dystrybucji odpowiedzialności”. Wcześniej obraz polskiego antysemityzmu w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych został w dużej mierze ukształtowany przez książki Jana Tomasza Grossa. Nie widzę powodu, by polskie państwo nie miało się zaangażować – także finansowo – w odkłamywanie tego wizerunku.

Czy naprawdę obawiamy się, że jeśli w polskim filmie Żydów będą mordować niemieccy antysemici, to nasze stosunki z Berlinem się popsują, a Angela Merkel skrzywi brew?

Skoro „Niemcy” to „naziści”…
Marek Magierowski

urodzony 12 lutego 1971 r. w Bystrzycy Kłodzkiej – iberysta, absolwent hispanistyki na UAM, dziennikarz prasowy, polityk i dyplomata, ambasador RP w Izraelu (25.06.2018 - 07.11.2021), ambasador RP w Stanach Zjednoczonych (od 23.11.2021r.)....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze