Skąd wiemy, że to, w co wierzymy, jest prawdą?

Skąd wiemy, że to, w co wierzymy, jest prawdą?

Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Marka

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

Wiarę nieuchronnie cechuje brak pewności i nie da się go usunąć z wiary, lecz należy go zaakceptować. Składnikiem wiary dokonującym tej akceptacji jest męstwo.

Najlepiej od razu szczerze wyznać, że tekst, który przedstawiam, nie powstał jako odpowiedź na artykuł Adama Kalbarczyka. Został napisany w innych okolicznościach, ale redakcja „W drodze” uznała, że może stanowić polemikę z niektórymi argumentami przeciw wierze religijnej, na które powołuje się autor. Być może te dwa artykuły, nie do końca do siebie dopasowane, ale dzięki temu obejmujące szerszy zakres zagadnień, skłonią czytelników do włączenia się w dyskusję. Artykuł Adama Kalbarczyka w interesujący sposób — choć raczej jedynie wywołując tematy, niż je dogłębnie omawiając i ostatecznie rozstrzygając — porusza wiele kwestii spornych między ateistami a ludźmi religijnymi. Problemów, które porusza, jest tak wiele, że rzetelne omówienie każdego z nich wymagałoby serii artykułów, jeśli nie książek dyskutujących kwestie zebrane w sześciu podrozdziałach. Zresztą wiele ciekawych opracowań na te tematy już istnieje. Ograniczę się jedynie do problematyki poruszonej w piątym podrozdziale: „Czy religia może być racjonalna?”.

Autor określa swoje stanowisko jako ateizm filozoficzny, a więc chce przedstawić racjonalne argumenty przeciw wierze i za ateizmem. Jeśli dobrze zrozumiałem, jest przekonany, że ateizm jest postawą bardziej racjonalną, a dokładniej, jak się wyraża pod koniec drugiego podrozdziału, jest „prawdziwszy” i „uczciwszy”. Nie wiem, czy potrafiłbym wykazać, że jest inaczej, ale mam poważne wątpliwości, czy jest tak, jak uważa Adam Kalbarczyk. Religia i wiara także mają swoją racjonalność; swoją, ponieważ trudno mówić o jednym tylko modelu racjonalności, w którego świetle ateizm stałby zawsze wyżej, a religia niżej. Modele te ulegają zmianie w zależności od epoki historycznej, kręgu kulturowego oraz dziedziny wiedzy, która określa swoje kryteria racjonalności. Nie znaczy to jednak, że nie mamy problemu z uzasadnieniem racjonalności wiary, że wystarczy powiedzieć: religia, teologia mają swoje kryteria racjonalności, których niektórzy nie przyjmują i stąd ateizm. Zgadzam się, że w wierze jest także nieracjonalizm lub — by posłużyć się terminem Władysława Stróżewskiego — „metaracjonalizm”: mówimy o objawieniu, tajemnicy, niewyrażalności Boga. Jednak czy to w myśleniu religijnym, czy jakimkolwiek innym, także naukowym, świadomość ograniczonych możliwości ludzkiego rozumu jest jednym z warunków racjonalności. Już Blaise Pascal pisał: „Ostateczny krok rozumu to uznać, że istnieje nieskończona mnogość rzeczy, które go przerastają; wątły jest, jeśli nie dosięga tej świadomości” 1.

Cóż zatem „wątły”, świadomy swoich ograniczeń, ale przecież mający też swoją siłę rozum może nam powiedzieć o wierze i jej rozumnych podstawach? Czy możemy być pewni, że to, w co wierzymy jako ludzie religijni, konkretnie jako chrześcijanie, jest prawdą? Problem polega na tym, że nie wiemy, czy to, w co wierzymy, jest prawdą. Nie wiemy, bo wierzymy, a wierzyć to nie to samo, co wiedzieć. Już święty Tomasz z Akwinu powiadał, że nie można na temat tej samej rzeczy posiadać wiedzy i w nią wierzyć 2. Upraszczając zagadnienie, wiedza ma swoją podstawę w rozmaitych formach mniej lub bardziej bezpośredniego doświadczenia bądź poprawnych formach logicznego dowodzenia. Sprawa z wiarą ma się inaczej, ale o tym za chwilę.

Jeżeli więc wiara ma tak słabą pozycję epistemologiczną, czy można na niej opierać swoje życie? Czy nie byłoby bardziej racjonalnie i może bardziej uczciwie przyznać się do niewiedzy w sprawach wiary? Nawiasem mówiąc, sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, można by nawet powiedzieć nabiera pewnego dramatyzmu, gdy uświadomimy sobie, że nie chodzi jedynie o wybór między chrześcijaństwem a agnostycyzmem czy ateizmem. Żyjemy w świecie wielokulturowym i wiele religii, praktycznie wszystkie wielkie religie światowe, głoszą nauki, które roszczą sobie pretensje do prawdy absolutnej. Wiele z tych twierdzeń jest sprzecznych i na płaszczyźnie samego tylko rozumu nie widać sposobu rozstrzygnięcia ich prawdziwości. Być może największa sprzeczność zachodzi między religiami profetycznymi, jak chrześcijaństwo i judaizm, a religiami Dalekiego Wschodu. Czy świat został stworzony z niczego wolnym aktem Boga czy też istnieje odwiecznie? Czy żyjemy tylko raz czy też jakaś część nas, atman lub inny duchowy element ludzkiego bytu, wielokrotnie się wciela w rozmaite formy istnienia? Nie odwołując się do wiary, trudno jedynie na podstawie racjonalnych argumentów wybrać z pewnością jedno stanowisko.

Czy można w tej sytuacji odważnie głosić Chrystusa jako jedynego pośrednika zbawienia dla całej ludzkości? Rodzi się pokusa relatywizmu, który dla niektórych jest jedynym sensownym rozwiązaniem problemu wielości religii. Zdaniem kardynała Josepha Ratzingera, relatywizm jest dziś najważniejszym wyzwaniem dla teologii chrześcijańskiej. „Wiara w to, że w postaci Jezusa Chrystusa i w wierze Kościoła dana jest wiążąca i obowiązująca prawda w historii (…), uważana jest za fundamentalizm, przeciwny duchowi nowożytności i pod wieloma względami jawi się jako zasadnicze zagrożenie największych współczesnych dóbr — tolerancji i wolności”, pisze Ratzinger 3.

Czy istnieją argumenty pozwalające nam spojrzeć na wiarę jako na stanowisko przemyślane i racjonalne zdolne stawić czoło współczesnemu relatywizmowi i sceptycyzmowi? Na szczęście teologia i filozofia religii, które nie od dziś borykają się z podobnymi pytaniami, dają nam wiele argumentów. W niniejszym artykule wskażę trzy: pewność wiary, racjonalność wiary i męstwo wiary.

Pewność wiary

Zdaniem niemieckiego filozofa Josepha Piepera 4 pierwszą istotną cechą wiary jest jej niebezpośredniość. Wiara oznacza zajęcie stanowiska co do prawdziwości jakiejś wypowiedzi i co do faktycznego zaistnienia opisywanego stanu rzeczy, mimo że nie ma się do rzeczy bezpośredniego dostępu (por. s. 202). Uważa się wypowiedź za prawdziwą, mimo że pochodzi ona z drugiej ręki, nie można jej bezpośrednio zweryfikować. Zatem pierwsza istotna cecha wiary to „nieukazywanie–się stanu rzeczy”. Wierzymy w to, co nie jest nam bezpośrednio dane w poznaniu, creduntur absentia według wyrażenia świętego Augustyna. „Wiara nie może się wcale odnosić do czegoś, co się widzi (…), a też i to, co można dowieść, nie należy do wiary” 5. Przedmiotem wiatry jest coś „nieleżącego–przed– –oczyma”, nieprzekonującego samo w sobie, nieosiągalnego ani dla bezpośredniego wglądu, ani dla myślenia logicznego.

Druga cecha istotna aktu wiary to bezwarunkowe uznanie danego stanu rzeczy za prawdę. Jak rozumieć tę cechę wiary? Wydaje się, że w mowie potocznej używa się słowa „wiara” raczej w przeciwnym znaczeniu. Ten, kto mówi „wierzę”, czyni zastrzeżenie. Nie jesteśmy pewni, przypuszczamy, uważamy za prawdopodobne, a nie za pewne. Jest to jednak niewłaściwe, nieswoiste użycie słowa „wiara”. Tak pojmowaną wiarę bowiem moglibyśmy zastąpić bez straty znaczenia słowem: mniemać, przypuszczać, uważać za prawdopodobne. Natomiast właściwe użycie jakiegoś słowa rozpoznaje się po tym, że w danym przypadku nie jest możliwe zastąpienie go innym. Kiedy mamy do czynienia z tak pojmowaną wiarą? Przypuśćmy, że podczas wojny nieznany mężczyzna przychodzi do domu z wiadomością, że widział czyjegoś brata w obozie jenieckim, tłumaczy Pieper. Wszyscy byli pewni, że brat nie żyje. I teraz wierzyć temu człowiekowi, to znaczy uznać jego relację za bezwarunkową prawdę. Jeżeli ograniczę się do przypuszczenia, że być może mówi on prawdę, znaczy to, że mu nie wierzę. „Należy do samego pojęcia wiary, że człowiek jest pewny tego, w co wierzy” 6.

Jednak, na jakiej zasadzie aprobujemy coś bez zastrzeżeń, nie mając dostępu do samej rzeczywistości, o której jest mowa? Wierzyć, znaczy wierzyć w coś, ale i wierzyć komuś. Akceptujemy stan rzeczy na podstawie świadectwa kogoś innego. „Każdy, kto wierzy, wierzy komuś mówiącemu” 7. Wierzyć, znaczy uznawać coś za prawdziwe i rzeczywiste, opierając się na czyimś poświadczeniu. Powodem więc tego, że w coś się wierzy, jest to, że się komuś wierzy. Jeżeli ten warunek nie zachodzi, nie możemy mówić o wierze w sensie właściwym. Sędzia śledczy, który przesłuchał kilku oskarżonych, może być pewny, że niektórzy mówią prawdę, ale nie dlatego, iż im wierzy, ale dlatego, że kilka wypowiedzi jest zgodnych. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że jest to prawda, jest to „wiedza na podstawie wypowiedzi świadków”, scientia testimonialis. Pewność śledczego nie opiera się na wiarygodności poświadczenia poszczególnych przesłuchiwanych, ale na zgodności różnych świadectw.

Nie jest wiarą akceptacja prawd wiary chrześcijańskiej ze względu na wrażenie, które wywiera śmiałość i głębia nauki chrześcijańskiej, na jej zgodność z własnymi przemyśleniami dotyczącymi natury świata, losu człowieka itp. Wiarą taką będzie akceptacja tych prawd ze względu na poświadczenie i poręczenie przez Jezusa Chrystusa, objawiający Logos. Osoba uważałaby, co prawda, treści nauki chrześcijańskiej za prawdziwe, ale „w inny sposób niż przez wiarę”, alio modo quam per fidem. Gdyby zatem zapytać wierzącego, w co wierzy, wystarczyłoby, aby wskazał na swojego poręczyciela i powiedział: „wierzę w to, co on mi powiedział”. Powodem akceptacji jakiejś treści, jest fakt, że to ten ktoś tak powiedział. „Dlatego wydaje się, że punktem centralnym i ostatecznym w każdym uwierzeniu jest ta osoba, której wypowiedziom daje się wiarę (…) za drugorzędne uważa się poniekąd to, w co się wierzy” 8. Okazuje się zatem, że wiara w „czystej postaci” jest urzeczywistniona jedynie wówczas, gdy ktoś akceptuje jako prawdę wypowiedź drugiego, któremu ufa, oraz — i to jest niezwykle ważne dopowiedzenie — gdy nie czyni tego z żadnego innego powodu, jak tylko dlatego, iż mówi to ten właśnie człowiek. Oczywiście w normalnym ludzkim doświadczeniu nie dzieje się tak, że ktoś komuś ufa wyłącznie na jego słowo. Także z powodu wewnętrznego prawdopodobieństwa, ponieważ zgadza się to z wiedzą z innych źródeł itp. Ale dla uwypuklenia formalnego pojęcia wiary dobrze jest podkreślić tę jej cechę. Jeżeli zaakceptujemy tę cechę wiary (wierzymy ze względu na tego, kto mówi), oznaczałoby to także, że musielibyśmy uznać za prawdziwe wszystko inne, co powiedział lub jeszcze w przyszłości powie poręczyciel. Coś takiego jednak — powiada Pieper — nie może zachodzić w sposób prawomocny w relacji do człowieka. Jest rzeczą niewłaściwą domagać się tego typu wiary w odniesieniu do człowieka, wodza, ideologii itp. Dawanie wiary w ścisłym sensie w relacji człowieka do człowieka jest wbrew naturze ludzkiego ducha; nie da się pogodzić ani z jego ograniczonością, ani godnością. Żaden dorosły człowiek nie może być tak absolutnym autorytetem dla drugiego dorosłego.

Wniosek z tego rozumowania płynie taki, że warunkiem, aby wiara w ścisłym i pełnym znaczeniu była możliwa, jest to, aby istniał ktoś, kto jest nieporównanie wyżej ponad dorosłym człowiekiem, i aby ten ktoś przemówił w sposób dla niego słyszalny. Tym kimś może być jedynie Bóg. Czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego:

Wiara jest najpierw osobowym przylgnięciem człowieka do Boga; równocześnie i w sposób nierozdzielny jest ona dobrowolnym uznaniem całej prawdy, którą Bóg objawił. Jako osobowe przylgnięcie człowieka do Boga i uznanie prawdy, którą On objawił, wiara chrześcijańska różni się od wiary w osobę ludzką. Słuszne jest więc i dobre powierzyć się całkowicie Bogu i wierzyć w absolutny sposób w to, co On mówi. Byłoby rzeczą daremną i fałszywą pokładać taką wiarę w stworzeniu (par. 150).

Racjonalność wiary

Zapytajmy więc najpierw, czym jest racjonalność. Racjonalność to pewna właściwość myślenia, działania lub postępowania. Profesor Władysław Stróżewski w artykule „Racjonalizm i metaracjonalizm” pisze:

Racjonalność jawi się przede wszystkim (choć nie wyłącznie) jako cecha pewnej metody — sposobu postępowania. Pojęcie racjonalności domaga się dopowiedzenia: racjonalność jest przecież zawsze racjonalnością czegoś i ze względu na coś. […] Stąd pochodzi też teleologiczne zabarwienie racjonalności. […] Przeciwieństwami racjonalności są: chaotyczność, niekonsekwencja, absurdalność, sprzeczność 9.

O racjonalności wiary w interesujący sposób pisze, skądinąd kontrowesyjny chrześcijański filozof John Hick. Hick stawia pytanie, co znaczy racjonalne przeświadczenie (rational belief10. Jeżeli mówiąc o przeświadczeniu, mamy na myśli zdanie, które uznajemy za prawdziwe, to mamy do czynienia nie tyle z racjonalnymi przeświadczeniami, ile z przypadkami racjonalnego uznawania zdania za prawdziwe. Zdania mogą być prawdziwe lub fałszywe, dobrze lub źle sformułowane, ale nie można mówić, że są racjonalne lub nieracjonalne. To ludzie, a w konsekwencji ich stany i czynności, a więc także czynności uznawania, podlegają ocenie ze względu na swoją racjonalność lub jej brak. Racjonalność bowiem, powiada Hick, „jest to funkcja relacji zachodzącej pomiędzy uznawanym zdaniem, a świadectwem, na którego podstawie jest ono uznawane przez tego, kto je uznaje” 11. Dla jakiejś osoby X może być racjonalne uznanie zdania p, natomiast dla jakiegoś Y może być nieracjonalne uznanie zdania p, ponieważ ze względu na dane dostępne X, p zasługuje na uznanie, a ze względu na dane dostępne Y, p nie zasługuje na uznanie. Zatem problem racjonalności przeświadczenia o realnym istnieniu Boga jest „zagadnieniem racjonalności uznawania przez konkretną osobę, ze względu na dane, którymi ona się posługuje, lub racjonalności uznawania przez klasę ludzi, którzy dysponują tym samym zespołem danych” 12.

Podstawą wiary jest doświadczenie religijne. Czy wierzący postępuje racjonalnie, ufając własnemu doświadczeniu religijnemu i opierając na nim swoje życie? Czy ma prawo do posiadania pewności, że Bóg istnieje? Ograniczmy nasze rozumienie doświadczenia religijnego do „poczucia obecności Boga”. W przypadku najwybitniejszych postaci religii, takich św. Paweł, św. Franciszek i inni, „świadomość Boga” była do tego stopnia żywa, że był On równie niepowątpiewalnym czynnikiem obecnym w ich doświadczeniu, jak otaczający ich świat. Bóg znany był prorokom i świętym jako współdziałająca wola, jako bezpośrednio dana rzeczywistość osoby, z którą należało się liczyć. Doświadczenie obecności Boga, o którym mówią wielkie postacie życia religijnego, ma niezależny od nas i narzucający się charakter. Ktoś, kto posiada przemożne i trwałe poczucie istnienia w obecności Boga, może żywić przekonanie, że Bóg istnieje. Osoba religijna, doświadczająca życia w kategoriach Boskiej obecności, jest racjonalnie uprawomocniona do przekonania, że to, w co wierzy, rzeczywiście ma miejsce, to znaczy, że Bóg istnieje. Co więcej, gdy ich życie toczy się dalej, dalsze doświadczenia niejednokrotnie potwierdzają i podtrzymują ich w przeświadczeniu, że istotnie żyją w relacji do Boga. Natomiast zwykły wierzący, który być może ma mniej intensywne doświadczenie religijne, może racjonalnie wierzyć, wspierając się na własnym doświadczeniu i na świadectwach wiary wybitnych postaci swojej religii.

Chrześcijańska praktyka życia i chrześcijańskie wierzenia są pewną społecznie utrwaloną praktyką i jest rzeczą racjonalną sądzić, że jest ona wiarygodna. W przypadku braku ważnych zewnętrznych powodów do przyjęcia, że jest ona fałszywa lub irracjonalna, najwłaściwszym sposobem postępowania, który mogę obrać, jest nie pozwolić odciągnąć się od wiary, która dobrze mi służy, kierując moją aktywnością w świecie. Muszę mieć jakiś ważki powód, aby odstąpić od wiary. Lecz czy rzeczywiście gdzie indziej znajdę więcej światła, więcej mądrości i siły, lepsze poznanie Boga?

Męstwo wiary

W książce Dynamika wiary 13 protestancki teolog i filozof religii Paul Tillich zaproponował jedną z najoryginalniejszych definicji wiary jako troski ostatecznej, ultimate concern. Troska jest podstawowym sposobem bytowania człowieka i podstawową formą naszej więzi ze światem. Człowiek troszczy się o rozmaite rzeczy. O sprawy błahe i ważne: rodzice troszczą się o dzieci, student o swoje studia, komputer, rower i swoją dziewczynę, egoista o samego siebie, a pijak o to, żeby miał co wypić. Istnieje jednak pewna hierarchia trosk, wśród nich są takie, o których powiedzieliśmy, że są najważniejsze, sprawy, na których nam zależy najbardziej na świecie. Te ważne troski określają naszą egzystencję, dla nich żyjemy. Innymi słowy, każdemu człowiekowi o coś w życiu chodzi i na kimś zależy, nawet jeśli tym kimś jest tylko on sam.

Dla człowieka religijnego przedmiotem jego ostatecznej troski jest Bóg. Klasyczny i dobitny wyraz tej postawy znajdujemy w Księdze Powtórzonego Prawa: „Pan, Bóg nasz, Pan jest jedyny. Będziesz miłował Pana Boga swego z całego serca, całą duszą, całym umysłem i całą swoją mocą”. Można powiedzieć, mocniej już się nie da. Ostateczna troska pragnie ogarnąć całość życia ludzkiego, żadna część naszego świata nie może być z niej wyłączona. Nie można od niej uciec, jest w niej zawarte żądanie całkowitego oddania się i podporządkowania przedmiotowi ostatecznej troski. Przedmiot troski w zamian za podporządkowanie się jej w życiu obiecuje także absolutne spełnienie i szczęście. W języku religijnym mówimy wówczas o zbawieniu.

Jednak nawet wiara pojmowana jako troska ostateczna nie uchroni człowieka do końca przed chwilami zwątpienia. Czym jest dla tak pojętej wiary wątpienie? Wątpienie odgrywa w życiu wiary niezwykle istotną rolę. Akt wiary jest zawsze aktem człowieka, a zatem istoty skończonej, nieposiadającej wiedzy absolutnej. Wiarę nieuchronnie cechuje brak pewności i nie da się go usunąć z wiary, lecz należy go zaakceptować. Składnikiem wiary dokonującym tej akceptacji jest męstwo.

Czym jest męstwo? Jako składnik wiary jest śmiałą afirmacją własnego bytu oraz treści własnej wiary. Jest odpowiedzią na możliwość klęski, która jest ryzykiem każdego aktu wiary. Ryzyko polega na tym, że treść mojej ostatecznej troski może okazać się sprawą doraźną i przejściową. Mogę się pomylić, uznając za ostateczną i najważniejszą rzecz, która tak naprawdę taka nie jest. Jest to największe ryzyko, na które może się narazić człowiek; jeśli tutaj poniesie klęskę, załamie się sens jego życia. Efektem takiego załamania jest rozpacz. Ostateczna troska jest ostatecznym ryzykiem i ostatecznym męstwem.

Niejednokrotnie przeciwieństwem wiary jako troski nie jest niewiara intelektualna, czyli rozmaite wątpliwości, ale lęk. Przyjrzyjmy się św. Piotrowi kroczącemu po jeziorze:

Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się, myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Jezus zaraz przemówił do nich: Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się! Na to odezwał się Piotr: Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie! A On rzekł: Przyjdź! Piotr wyszedł z łodzi, i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: Panie, ratuj mnie! Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: Czemu zwątpiłeś, małej wiary? (Mt 14,22–33).

Wątpienie Piotra nie jest teoretyczną dywagacją. Piotr przestraszył się, jego wiara w Jezusa została wyparta przez lęk, przez troskę o samego siebie, o swoje bezpieczeństwo. Podjął ryzyko kroczenia po wodzie, co już samo w sobie było aktem ryzyka i aktem męstwa. Jednak wobec gwałtownego wiatru tego męstwa mu zabrakło. Takie jest zwątpienie wielu ludzi, wiara okazuje się słaba wobec trudnych życiowych doznań, takich jak cierpienie, śmierć bliskiej osoby. Częściej to nasze nowe doświadczenia, trudne i bolesne, są bardziej odpowiedzialne za kryzys wiary niż nowe myśli.

Wątpienie towarzyszące wierze nie jest wątpieniem metodycznym filozofa szukającym ostatecznej pewności, lecz wątpieniem egzystencjalnym. Jest wątpieniem osoby najgłębiej zatroskanej o pewną konkretną sprawę. Jest to świadomość faktu, że każda wiara zawiera element braku gwarancji, wątpienie nie musi być stale przeżywane przez człowieka, wierzący nie musi go stale doznawać, możemy mieć doświadczenie siły i pewności własnej wiary, ale jest ono stale obecnym składnikiem struktury wiary. Egzystencjalne wątpienie i wiara stanowią dwa bieguny tej samej rzeczywistości, którą jest stan najgłębszej troski. Kryterium, według którego należy oceniać wiarę człowieka, uważa Paul Tillich, jest powaga i ostateczność zarówno troski o treść wiary, jak i powaga oraz ostateczność wątpienia i męstwa.

Wierzyć to pokładać w kimś wiarę

Można w rozmaity sposób uzasadniać wiarę, ale rozstrzyga decyzja człowieka, która jest splotem naszego wyboru i łaski udzielonej przez Boga. I choć, jak powiada Paul Tillich, wiara jest integralnym aktem całej osoby obejmującym akty rozumu, woli i uczuć, to jednak rozum odgrywa w akcie wiary niebagatelną rolę. Wierzyć nie znaczy wiedzieć na sto procent. Mamy pewne racjonalne podstawy, mamy pozaracjonalne motywy, ale jest też przecież wybór i ryzyko. Kto wie, czy nie najważniejszym egzystencjalnie pytaniem jest pytanie o racjonalność aktu uwierzenia. Czy jest rzeczą rozumną wierzyć, to znaczy pokładać wiarę w Bogu ze względu na Niego i świadectwo Jezusa Chrystusa przekazywane w Kościele? Jestem przekonany, że racjonalności wiary można bronić. Powyżej wskazałem tylko na niektóre argumenty.

Nie można również zapomnieć, że wiara nie jest sprawą jednej decyzji, jest rzeczywistością dynamiczną, która rozwija się i kształtuje przez całe życie człowieka. Pewien mój znajomy powiedział, że z wiarą w Boga jest podobnie jak z małżeństwem. Wyobraźmy sobie, że chłopak mówi do dziewczyny: „wyjdź za mnie”, a ona odpowiada: „wyjdę za ciebie, jeśli udowodnisz mi, że mnie kochasz”. „Dobrze”, odpowiada kandydat do małżeństwa, „ale będziesz miała ten dowód, dopiero wówczas, gdy wspólnie przeżyjemy szczęśliwe życie. Jak inaczej mogę ci to udowodnić?”. I tak też jest z wiarą. Stajemy przed Bogiem i mówimy: „uwierzę w Ciebie, ale dopiero wówczas, gdy udowodnisz mi, że istniejesz, że mnie kochasz i chcesz dla mnie dobra”. „Dobrze”, odpowiada Bóg, „ale mogę ci to udowodnić dopiero wówczas, gdy we Mnie uwierzysz”.

1 Blaise Pascal, Myśli, przeł. T. Boy–Żeleński, Warszawa 1989, s. 241.
2 Por. na przykład św. Tomasz z Akwinu, Kwestie dyskutowane o prawdzie, t. 1, s. 666, przeł. A. Aduszkiewicz, L. Kuczyński, J. Ruszczyński, gdzie Tomasz dwa razy dobitnie stwierdza: „niemożliwe, aby wiara i wiedza dotyczyły tego samego”.
3 Joseph Ratzinger, Wiara, prawda, tolerancja, przeł. R. Zajączkowski, Kielce 2004, s. 97.
4 Zob. Joseph Pieper, O miłości, nadziei i wierze, przeł. I. Gano, K. Michalski, Poznań 2000, s. 193–259.
5 Św. Tomasz z Akwinu, Summa theologiae, III, q. 7, a. 4.
6 Tamże, II–II, q. 112, a. 5, ad. 2.
7 Tamże, II–II, q. 11, a. 1.
8 Tamże.
9 Władysław Stróżewski, „Racjonalizm i metaracjonalizm”, w: Istnienie i sens, s. 398–399.
10 Zob. John Hick, Argumenty za istnieniem Boga, przeł. M. Kuniński, Kraków 1994.
11 Tamże, s. 181.
12 Tamże, s. 182.
13 Paul Tillich, Dynamika wiary, przeł. A. Szostkiewicz, Poznań 1987.

Skąd wiemy, że to, w co wierzymy, jest prawdą?
Grzegorz Chrzanowski OP

urodzony w 1965 r. – dominikanin, wykładowca Kolegium Filozoficzno-Teologicznym oo. Dominikanów i UPJPII, członek Komisji ds. Życia Intelektualnego Prowincji, redaktor naczelny Wydawnictwa W drodze (2000-2003). Do zakonu w...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze