Single
Oferta specjalna -25%

Pierwszy List do Koryntian

0 votes
Wyczyść

Samotni nie muszą udowadniać sensu swojej egzystencji, ponieważ społeczeństwo czeka na nich z otwartymi ramionami. Wpisują się idealnie w zwariowane czasy kapitalistycznego kultu pracy i kariery zawodowej, która nie pozostawia ludziom czasu na miłość i życie rodzinne.

Nie ma już starych panien i starych kawalerów — nastała epoka singli. Nazwa ta współgra z innym anglojęzycznym przymiotnikiem cool — bycie bez pary coraz częściej dziś znaczy bycie modnym, wolnym, intrygującym… i coraz więcej pojedynczych chętnie się z tym utożsamia. Są też ci, którym samotne życie przynosi poczucie smutku, osamotnienia, niepowodzenia. Tacy nie znajdą pocieszenia w wydawanej dziś lawinie poradników dla żyjących w pojedynkę. Są one bowiem nastawione na udowodnienie, że bycie bez pary wcale nie oznacza samotności ani społecznej przegranej, ale jest optymalną kondycją człowieka.

Poradniki dla singli przeważnie są skierowane do kobiet. Nic w tym dziwnego — to samotne kobiety najbardziej narażone są na społeczną dezaprobatę. Poradniki więc radzą, jak dobrze ułożyć sobie życie w pojedynkę: mówią na przykład, jak przetrwać rodzinne przyjęcie czy imprezę z przewagą par, czy jak prowadzić jednoosobową kuchnię. Walczą z opinią, że życie w pojedynkę oznacza samotność, że brak miłości w życiu jest problemem, że bez rodziny człowiek odczuwa pustkę. Radzą, jak tę pustkę zapełnić. Oto niektóre ostatnio wydane amerykańskie pozycje (tytuły mówią za siebie): Singiel: Sztuka bycia usatysfakcjonowanym, spełnionym i niezależnym; Jak pokochać samotne życie: przewodnik rozkoszowania się życiem w pojedynkę; Radość bycia singlem; Z mężczyzną czy bez mężczyzny: Kobiety–single mające kontrolę nad swoim życiem; Być singlem i kochać ten stan: przeżywanie życia w pełni. Słowem: samotność po trzydziestce to nie choroba, którą trzeba leczyć, ale nowy, atrakcyjny sposób życia.

Singiel — według socjologii — to osoba między 25 a 55 rokiem życia, niezależna zawodowo, bez stałego partnera i żyjąca we własnym gospodarstwie domowym. Termin ten zadomowił się już w naszym języku, niosąc ze sobą pozytywne konotacje, które z powodzeniem wypierają tradycyjne, negatywne, skupione wokół staropanieństwa i starokawalerstwa. Również i w Polsce pojedynczy uzyskują pozytywną tożsamość, świadomość, że dołączają do rosnącej rzeszy sobie podobnych w uprzemysłowionym świecie. Tylko że łatwo tutaj o rozdwojenie jaźni: kolorowe czasopisma przekonują nas, że samotne życie oznacza wolność, niezależność i samorealizację, a tymczasem relacje społeczne przyprawiają, zwłaszcza kobiety, o dyskomfort bycia bez pary. Dość wspomnieć o podejrzliwości rodziny i innych życzliwych wobec braku partnera czy nieufności zamężnych przyjaciółek wobec wolnej koleżanki. Społeczna nietolerancja wobec osób samotnych z wyboru, podobnie jak nietolerancja wobec rozwodników, ma jednak i swoje dobre strony. Ukazuje ona zdrowy instynkt przetrwania, wyznacza granice społecznej normy. Znacznie gorzej dzieje się wtedy, gdy kontrola społeczna zupełnie zanika — a tak dzieje się dziś w środowisku wielkomiejskim.

Singiel mile widziany

Singiel — to nowa forma życia społecznego. W nie tak odległych czasach formę życia społecznego, którą wybierał człowiek lub częściej, którą pisał mu los, nazywano stanem. Przeważnie wybierano między stanem małżeńskim i zakonnym. Kawaler, panna — były to natomiast osoby przygotowujące się do wyboru życiowej drogi. Istniały też oczywiście osoby niezamężne z różnych względów — wszak nie wszyscy nadają się do małżeństwa, pisał o tym już św. Paweł. Jeśli brak ożenku był skutkiem jakichś braków, ułomności, choroby lub ubóstwa, sprawa była oczywista. Wówczas jednak społeczeństwo nie zostawiało takich mniej atrakcyjnych jednostek samym sobie, tak jak dzieje się to dziś, gdy istnieje swoisty wolny rynek wyboru partnera. Małżeństwo jeszcze do niedawna nie było sprawą indywidualną — zawierało się je przede wszystkich ze względów społecznych, majątkowych, nie z powodu uczucia. Istniały zasady regulujące zawieranie związku, takie jak kojarzenie małżeństw, wydawanie za mąż córek w określonej kolejności. Dziś oceniamy te obyczaje negatywnie jako zamach na wolność jednostki — tymczasem współcześnie, choć rzadko o tym mówimy, trudno jest samodzielnie postarać się o udany związek. Wprawdzie mamy obecnie małżeństwa z miłości — ale ponieważ o tę miłość dziś trudno, rośnie rzesza niezrzeszonych w pary.

Poza wypadkami celibatu to małżeństwo dawniej stanowiło normę, a ze stanu bezżenności należało się wytłumaczyć, usprawiedliwić — nawet jeśli miało się istotne powody. Niezamężne ciotki mieszkały przy rodzinach i w miarę możliwości usiłowały być im pomocne. Usprawiedliwieniem staropanieństwa czy starokawalerstwa bywało często pogłębione życie religijne. Nierzadko niezamężni wybierali trzeci zakon lub inne religijne organizacje. Mimo to pozycja niezamężnych nie była ceniona i zawsze traktowano ją z lekkim przymrużeniem oka.

Dziś samotni nie muszą udowadniać sensu swojej egzystencji, ponieważ społeczeństwo czeka na nich z otwartymi ramionami. Nie muszą ukrywać się po rodzinach ani dziwaczeć w samotności — wpisują się idealnie w zwariowane czasy kapitalistycznego kultu pracy i kariery zawodowej, która nie pozostawia ludziom czasu na miłość i życie rodzinne. Trzeba wręcz sprawę odwrócić i powiedzieć, że to zamężni, posiadacze rodzin, muszą się dziś z tego tłumaczyć w głównym dziś miejscu społecznego życia — miejscu pracy.

Jak ukazują badania społeczne, rośnie liczba pojedynczych, szczególnie w wielkich miastach. Na przykład, badania Future Foundation w Wielkiej Brytanii w 2002 roku ukazały, że po raz pierwszy w historii jest więcej osób samotnych lub samotnie wychowujących dzieci niż żyjących w tradycyjnych rodzinach. Potwierdziły to badania przeprowadzone w 2005 roku przez Economic and Social Research Council, w których uwzględniono grupę respondentów w wieku 25–44 lat. Według statystyk procent osób samotnych w społeczeństwie powiększał się od 1,6% w 1971 roku przez 3,5% w 1981, do 8,4% w roku 1991. Także amerykański urząd statystyczny notuje stały wzrost osób żyjących samotnie: w 1990 roku stanowili 23% społeczeństwa, w 2000 roku już 27,4%, a w 2003 roku — 29,4%.

Współczesny świat wspiera zjawisko bezżenności — i tym samym działa przeciw sobie. Single mają, w porównaniu do posiadaczy rodzin, sporo czasu i może dlatego na Zachodzie istnieje już silne lobby walczące o zrównanie praw singli i rodzin w zakresie podatków, kosztów utrzymania. W kontekście społecznym daje to ostatecznie skutki antyrodzinne.

Singlizacja społeczeństwa — dlaczego samotni?

Oczekiwania dzisiejszego społeczeństwa stoją dziś w sprzeczności z naturą, która każe wcześnie zawierać małżeństwa i mieć wcześnie dzieci. Kariera wymaga poświęcenia wieku reprodukcyjnego na edukację i pracę. Często brakuje czasu na ożenek. Co ma zrobić dziewczyna, która skończyła studia i nie znalazła kandydata na męża na studiach — to wdzięczny temat dowcipów. Pogodzenie przez kobietę życia światowego z domowym wymaga ekwilibrystyki — i zaczyna się ona już na etapie szukania męża. Tak naprawdę nie ma na to już miejsca w naszej kulturze: do lamusa odeszli swaty i swatki, wieczorki zapoznawcze, bale. Co powstało w zamian? Dyskoteka, na której nic nie widać i nie słychać? Portale internetowe?

W parze z przemianami kulturowymi idą ideologie. Dzisiejsza wielka singlizacja społeczeństwa przypisywana jest zwycięstwu ideologii feministycznej. Ziścił się dziś ideał radykalnych feministek święcących triumfy w latach 70. — wolna, realizująca się na wszystkich płaszczyznach życia, niezamężna i nieobciążona wychowaniem dzieci kobieta. Kobieta, która ma prawo równe z mężczyzną do realizowania swoich potrzeb seksualnych poza małżeństwem — bo przecież do feministki nie pasuje bycie seksualną abstynentką. Ten obraz kobiety zadomowił się w społecznej wyobraźni i sprzyja wyborowi podejmowanemu przez wiele kobiet, by przynajmniej na razie pozostać samej. Rośnie liczba kobiet singli, wykształconych, zamożnych, robiących karierę, które traktują seks instrumentalnie. Ich priorytetem jest praca, a jeśli oznacza ona harówkę po 12 godzin na dobę, nie ma przecież mowy o zawarciu i utrzymaniu stałego związku — dotyczy to już obu płci. Kobiety coraz częściej wykazują więc zachowania seksualne dotąd charakterystyczne dla mężczyzn: korzystają z usług męskich prostytutek, utrzymują niezobowiązujące związki bądź młodych kochanków. I nie cierpią z powodu braku miłości i stałego partnera, dopóki trwa ich kariera.

Dawniej społeczeństwo pomagało kobietom znaleźć męża. Skoro jednak przestały one usilnie dążyć do łączenia się w pary, tych par jest po prostu mniej. Przewidział to niemiecki socjolog Ulrich Beck — w wydanej w 1986 roku książce Społeczeństwo ryzyka przedstawia trzy scenariusze społecznego rozwoju dotyczące form życia i jednym z nich jest społeczeństwo singli.

Wśród przyczyn rosnącej liczby samotnie żyjących należy też wymienić rosnącą indywidualizację społeczeństwa i osłabienie społecznej kontroli. Zjawiska te prowadzą do przemian obyczajowych nazywanych kryzysem rodziny, do których należy też wzrost liczby rozwodów, nietrwałych związków oraz niski przyrost naturalny. Problem łączenia się ludzi w pary pozostawiony wyłącznie ich indywidualnej woli i umiejętnościom okazuje się dla wielu zbyt trudny. Coraz trudniej utrzymać stały partnerski związek, dogadać się dwu różnym indywidualnościom w czasach, gdy liczy się głównie „ja”, a nikt nie uczy, jak zbudować „my”. Problemem są więc nie tylko liczni single, ale również single we dwoje — małżeństwa będące umową dwu indywidualności, zachowujące swoją odrębność, które trwają, dopóki trwa wzajemna atrakcyjność partnerów.

Pozostawienie ludzi sobie samym w kwestiach damsko–męskich owocuje też wyjściem na jaw ich psychicznej i emocjonalnej niedojrzałości, która kiedyś mogła być w pewien sposób kompensowana przez reguły społeczne. Badacze obserwują zjawisko tzw. neoromantyzmu — szukania księcia z bajki na białym koniu, bez wad. Seksuolodzy dowodzą, że postawę typu: „żaden mężczyzna nie zasługuje na mnie”, wykazują osoby niedojrzałe psychicznie, emocjonalnie i seksualnie zablokowane; prowadzi ona do nietrwałych związków, chorobliwej walki o akceptację oraz przeczy istocie miłości i partnerstwa. Za przyczynę takich zachowań podaje się doznane w dzieciństwie braki miłości ze strony rodziców. Z pewnością osób skrzywdzonych, niekochanych w dzieciństwie i kiedyś było wiele — jednak poprzednio nie wpływało to na liczbę zawieranych małżeństw, ponieważ współuczestniczyła i pośredniczyła w tym kultura, reguły społeczne.

Stworzyć singlom świat…

Ameryka słynie z dorabiania do negatywnych zjawisk pozytywnych ideologii. Wielka machina Hollywood i potężna prasa wyprodukowały już niejeden mit i niejeden sztuczny świat, wobec którego tradycyjna kultura i obyczaje danego społeczeństwa straciły na znaczeniu. W przypadku singli chodziło o to, by rosnącą rzeszę wyalienowanych, samotnych przekonać, że są jak najbardziej normalni i powinni być szczęśliwi.

Można by rzec, że moda na singlowanie była w kulturze konsumpcji nieunikniona — gdy tylko grupa pojedynczych urosła do rozmiarów nieobojętnych dla rynkowych rekinów, uznano, że grupę tę należy wypromować i stworzyć jej tożsamość — a więc wprowadzić produkty przeznaczone tylko dla niej. Udało się — dziś single mają poczucie pozytywnej tożsamości. Specjalnie dla nich pracuje spora gałąź przemysłu. Mamy więc specjalne singlerskie internetowe grupy dyskusyjne, kluby, dyskoteki, oferty biur podróży, pierwszą szkołę przetrwania w Mediolanie; w Paryżu istnieje zaś specjalny salon Celiberte organizujący dla singli specjalne kursy, np. gotowania w pojedynkę. Single wspierają się i walczą o swoje interesy — tworzą ośrodki lobbujące na rzecz zrównania praw samotnych i rodzin. Nie czują się już inni — łącząc się w grupy, izolują się od reszty społeczeństwa. Nie czując żadnego dyskomfortu życia w świecie par, chyba, że muszą odwiedzić rodzinę w małym miasteczku — ale tego programowo unikają, jak słynna Bridget Jones. Takie bowiem mamy czasy — w wielkim mieście można urządzić sobie egzystencję we własnej niszy. Wielkie miasto sprzyja singlom — w centralnym Londynie na przykład samotne gospodarstwa domowe stanowią ponad 40%, w Manchesterze 39%.

Pojedynczy chcą tworzyć społeczność, zyskując tożsamość. Dowodem na to jest wielki sukces książki Sashy Cagen pt. Quirkyalone. Manifest bezkompromisowych romantyków. Autorka opisała w króciutkim felietonie w lokalnej prasie zjawisko coraz większej liczby młodych i samotnych, ale… szczęśliwych. Jej intuicja zaowocowała ogromnym sukcesem — felieton doczekał się mnóstwa przedruków i niewiarygodnego odzewu. Cagen została zasypana stosem listów i maili z całego świata od ludzi, którzy też czuli, że są quirkyalones (w wolnym tłumaczeniu: „pozytywnie zakręceni — żyjący w pojedynkę”). Z ich wypowiedzi autorka wydobyła tożsamość nowego singla — tak powstała książka bijąca w tej chwili rekordy popularności.

Tożsamość odlotowych singli okazała się przebojem. Wreszcie ktoś się nimi zainteresował, przyznał im prawo bycia — takimi, jakimi są. Natychmiast zostali otoczeni czułą opieką światowych koncernów i mniejszych firm. Media promują modę na single — przekonują, że singiel to nie przejściowy, wstydliwy stan, który należy przeczekać, by nareszcie zacząć w pełni żyć — ale stan właściwy, niepowtarzalny, ciekawy, zabawny, w odróżnieniu od nudnego, sztampowego stanu małżeńsko–rodzinnego. Notabene, widownię popularnych i u nas seriali o singlach (Przyjaciele, Ally McBeal, Seks w wielkim mieście) stanowią nie tylko single, ale i małżeństwa — styl singla bowiem stał się dziś uniwersalnie atrakcyjny, a idee singli wręcz przenikają i do nowoczesnych związków damsko–męskich.

Zauważmy, że ten sam mechanizm kieruje wszelkimi grupami mniejszościowymi dzisiejszej kulturowej mozaiki — np. środowiskami gejów i lesbijek — którzy przekraczają problem swojej mniejszości dzięki Internetowi, alienując się od naturalnego środowiska, a wchodząc w wirtualny świat swojej mniejszości.

Słodkie dziwactwa, czyli jak fajnie być singlem

Ludzie niezamężni kojarzą się do dziś z lekkimi, mniej lub bardziej szkodliwymi dziwactwami i przyzwyczajeniami, do których są niewolniczo przywiązani, a dzięki którym usiłują nadać swemu życiu sens: niech to będzie hodowla kwiatów, rybek akwariowych, robótki ręczne czy rytualne spotkania w gronie innych starych kawalerów na szachach. Zmianę w społecznym odbiorze bezżenności symbolizuje zmiana sposobu, w jaki dziś odbierane są te typowo staropanieńskie i starokawalerskie zachowania: to, co kiedyś nazywano dziwactwem, dzisiaj nazwiemy „zabawnymi zwyczajami” wypracowanymi przez żyjących w pojedynkę, i to jest dziś cool. Jednym z obyczajów quirkyalones jest wymienianie się dziwacznymi zachowaniami — im bardziej są one szalone i pozbawione sensu, a przez to zabawne, tym lepiej. Na przykład, z książki Sashy Cagen dowiemy się, że pasją trzydziestoparolatek mogą być wieczorne przejażdżki samochodem i trąbienie na przystojnych chłopców albo nałogowe robienie sobie zdjęć w automacie po godzinie 2 w nocy. Single bowiem lubią robić ze swojego życia komedię, traktować je z przymrużeniem oka jako zabawę, happening, spektakl. Są zabawni i mają poczucie humoru. Pozwalają sobie na bycie dzieckiem, na naiwność — także w stosunkach damsko–męskich. Z braku sukcesu damsko–męskiego uczynili swój atut. Scenariusz wszystkich filmów o singlach jest podobny — genialni pracownicy, profesjonalni i świetnie wyglądający, atrakcyjni, w najbardziej luksusowych ciuchach, stają się bezradni w grach damsko–męskich, w uroczy sposób popełniają gafy, gubią się w zasadach flirtu, mają dziecinne natręctwa i skojarzenia. W dodatku ich otoczenie jest niemal zawsze pełne dziwaków i oryginałów, co dowodzi, że normalny świat już dawno znikł, że bycie trzydziestoparoletnią panną obgryzającą paznokcie i śpiącą z misiem to nic wobec kolegów gejów hodujących biedronki czy koleżanki, która wieczorami wyjada chipsy w supermarketach. Tamten świat, rodzin z dziećmi, wydaje się nieskończenie nudny i odległy.

To wszystko zabawne, ale i nieco niebezpieczne — przypomina życie w świecie fikcji. Łatwo wpaść w złudne wyobrażenie, że tylko bycie singlem jest ciekawe i intrygujące, a rodzinne życie to potworna nuda — łatwo uwierzyć w medialne kłamstwo, że można wiecznie żyć jak małolat, realizując jedynie szalone pomysły i szukając rozrywek. Tych mitów w zabawny i kuszący sposób podawanych przez media jest więcej: a to, że brak stałego partnera wcale nie utrudnia życia seksualnego, a to, że paczka zwariowanych przyjaciół z powodzeniem zastępuje rodzinę…

Społeczne pasożytnictwo?

Single żyją jak artyści, realizując współczesne hasło konsumpcjonizmu, aby z życia uczynić dzieło sztuki. Co właściwie tworzą, jakiego rodzaju to sztuka? Rozrywkowy miraż, zlepek przeżyć, konsumpcyjne scenariusze… Równie „artystycznie” wygląda książka o quirkyalones przypominająca pamiętnik nastolatki: jakieś hasła, wklejone życiorysy sławnych singli, manifesty, przepisy kulinarne, ogólny miszmasz.

Dziś już nie trzeba się usprawiedliwiać przed społeczeństwem z bycia alone — można stworzyć sobie własne społeczeństwo, w którym aprobowane i uznane za oryginalne i twórcze zostanie jedzenie ciastek w łóżku. Społeczeństwo właściwe może myśleć, co chce — zapytajmy tylko, czy w ogóle takie jeszcze istnieje? Czy istnieje jeden świat, obiektywny, prawdziwy — czy nasz świat przypomina obraz Matrix?

Jeśli przyjmiemy, że istnieje obiektywna prawda, obiektywny i prawdziwy świat, to mamy prawo zadać pytanie, czy bycie wiecznym singlem z premedytacją, który życie przeznacza na rozrywkę i jest z tego dumny, to nie społeczne pasożytnictwo, bezużyteczność, oszustwo. Autorem robiącego furorę w Japonii pojęcia „pasożytujące single” (parasaito shinguiru, parasitc singles) jest profesor Masahiro Yamada z Uniwersytetu Tokio. W książce Czas pasożytujących singli zdefiniował ten rodzaj singli — są to według niego młodzi mężczyźni i kobiety, którzy kontynuują mieszkanie z rodzicami po osiągnięciu dojrzałości, bawiąc się i korzystając z beztroski swobodnego życia jako single. Singlizacja społeczeństwa japońskiego postępuje w olbrzymim tempie: W 1990 roku było to 40,2% kobiet niezamężnych w wieku 25–29 lat, w 1995 roku już 48%, a w 2000 roku już 54%.

Tymczasem to inni podejmują trud pokochania drugiego człowieka, „takiego jakim jest”, wychowania dzieci, poświęcenia się ważnej społecznej pracy… Rzeczy, z których korzystają wszyscy członkowie społeczeństwa, także single. Czyż to nie argument za tym, że istnieje jednak obiektywne społeczeństwo i jego problemy, a singlowska propaganda jest marketingowym oszustwem?

Sam ze sobą — na zawsze?

Kultura singli nie pozostała bez wpływu na społeczeństwo. Kobiety utwierdziły się w przekonaniu, że nie warto dziś polować na męża za wszelką cenę, zgodnie z hasłem quirkyalones: lepiej być samemu, niż wiązać się na siłę z nieodpowiednią osobą. Jest to z pewnością wpływ pozytywny — mamy dziś więcej zadowolonych z życia singli, zamiast sztucznych małżeństw zawartych jedynie z obawy pozostania samotnym, małżeństw istniejących jedynie na papierze. Z drugiej strony nie można powiedzieć, by wzrost liczby singli zaowocował wzrostem liczby małżeństw szczęśliwych — raczej jest przeciwnie, dzisiejsze czasy w ogóle nie sprzyjają szczęśliwości w rodzinie. Promowanie nowej moralności singlowskiej nie okazało się remedium na nieudane związki, raczej utrudnia znalezienie szczęścia we dwoje. Często jest maskowaniem skrywanych problemów psychicznych i seksualnych, a przyjęcie sztandarowych haseł singli nie przyczynia się do wyjścia z własnej skorupy, ale wręcz w niej utwierdza — przekonując, że ten stan „wiecznie szukających” jest najzupełniej normalny.

Bycie singlem nie musi być jednak potępione, jeśli potraktujemy ten okres jako oczekiwanie. Trudno przecież w dzisiejszych czasach znaleźć tę właściwą osobę. Istnieją nawet ośrodki duszpasterstwa singli… Należy jednak uznać, że sporo fałszu jest w postawieniu bycia singlem jako celu życia, udowadnianie, że beztroską młodość można przedłużać w nieskończoność, że nieograniczona wolność i dobra zabawa są priorytetem życia.

Single
Dagmara Jaszewska

urodzona w 1975 r. – żona i mama dwojga dzieci, socjolog. Autorka książki Nasza niedojrzała kultura. Postmodernizm inspirowany Gombrowiczem. Publikowała m.in. w „Kulturze Współczesnej”, „Emaus”....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze