Problem sterylizacji
Oferta specjalna -25%

Wiara i teologia

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 29,90 PLN
Wyczyść

Jestem pielęgniarką, pracuję na sali operacyjnej. Pytanie dotyczy cięć cesarskich, a raczej zabiegu, który niekiedy „przy okazji” jest wykonywany. Mianowicie zdarza się, że przy drugim lub trzecim cięciu podwiązuje się pacjentce jajowody, co jest równoznaczne z ubezpłodnieniem. Kolejna ciąża mogłaby bowiem doprowadzić do pęknięcia macicy i wystąpienia innych powikłań.

Znam naukę Kościoła na ten temat i wiem, że wszelkie zabiegi, których bezpośrednim celem jest spowodowanie bezpłodności, stanowią naruszenie porządku moralnego. Gdybym była lekarzem, nigdy bym takich zabiegów nie wykonywała. Jednak ja jestem pielęgniarką. Niewątpliwie odmówiłabym udziału w zabiegach, których celem byłaby sama tylko sterylizacja. Jednak tu chodzi o operacje, których celem zasadniczym jest rozwiązanie ciąży. Przed operacją nigdy nie wiem o tym, czy planowane jest podwiązanie jajowodów. Zresztą, gdybym to wiedziała, cóż by to zmieniło: przecież główny cel tej operacji, pomoc w urodzeniu dziecka, jest jednoznacznie dobry.

Co mam robić? Jak się zachowywać?

Zacznijmy od luźnych uwag na temat samej sterylizacji. Najpierw zauważmy, że nie nazywamy sterylizacją zabiegu usunięcia zaatakowanych przez raka jąder czy jajników, mimo że po takiej operacji człowiek na pewno będzie bezpłodny. Wszyscy bowiem rozumieją, że celem tej interwencji nie jest spowodowanie bezpłodności, ale ratowanie życia. Zauważmy ponadto, że nikt nie ma wątpliwości co do tego, że pacjent w wyniku tej operacji został dotkliwie okaleczony.

Nie mieli również takich wątpliwości ludzie czasów starożytnych ani średniowiecza co do znaczenia praktykowanych wówczas zabiegów kastracji, których celem było nie ratowanie zdrowia, ale właśnie ubezpłodnienie. Dla wszystkich było wtedy czymś oczywistym, że w ten sposób dokonuje się głębokiego okaleczenia mężczyzny (wówczas nie umiano jeszcze, na szczęście, dokonywać trwałego ubezpładniania kobiet).

Dwie okoliczności sprzyjały wówczas takiej właśnie ocenie. Po pierwsze kastracja polegała nie tylko na pozbawieniu płodności, ale powodowała ponadto wiele innych, rzucających się w oczy i deprecjonujących mężczyznę, skutków. Po wtóre była ona wówczas praktycznie zawsze aktem przemocy. Stosowano ją wobec niektórych niewolników, zdetronizowanych władców czy w celach zaspokojenia swojej nienawiści i potrzeby pomszczenia się na nieprzyjacielu.

Jak to się stało, że wielu ludziom współczesnym sterylizacja nie kojarzy się już z okaleczeniem? Jak do tego doszło, że niektórzy widzą w bezpłodności wartość pozytywną i nieraz sami o sterylizację proszą? I to w tym samym czasie, kiedy dla innych ludzi bezpłodność jest największym przekleństwem ich życia, w tym samym czasie, kiedy tylu ludzi poświęca mnóstwo czasu, energii i pieniędzy, żeby doczekać się własnego dziecka?

Warto zwrócić uwagę na to, że również dzisiaj ubezpładnianiu często towarzyszy wielka przemoc, choć zazwyczaj bardziej subtelna i łatwiejsza do ukrycia niż ta, którą dawniej stosowano podczas kastracji. Zmiana charakteru tej przemocy bierze się stąd, że medycyna zna dziś metody ubezpładniania bez porównania mniej brutalne niż tradycyjna kastracja. Podwiązanie nasieniowodów czy jajowodów dokonywane jest przy zastosowaniu znieczulenia i nie pociąga za sobą zaprzestania produkcji hormonów przez gruczoły płciowe. Niestety, wypracowanie tych metod umożliwiło stosowanie podstępu i przemocy przy ubezpładnianiu na skalę nieporównywalną z tym, co było dawniej.

Jakieś półtora wieku temu pojawiły się w naszej Europie teorie głoszące, że w trosce o zdrowie społeczeństwa państwo powinno przymuszać do bezdzietności — właśnie za pomocą sterylizacji — osoby obciążone chorobami dziedzicznymi, ludzi niepełnosprawnych intelektualnie, chorych psychicznie, gruźlików, przestępców itp. W latach trzydziestych ubiegłego wieku niektóre państwa zaczęły uchwalać i rzeczywiście egzekwować prawa o przymusowej sterylizacji.

Miarą zaślepienia, któremu wówczas uległy w tym względzie całe społeczeństwa, może być fakt, że np. parlament szwedzki uchwalił przymusową sterylizację bez jednego głosu sprzeciwu, przy jednym tylko głosie wstrzymującym się. Łatwo sobie wyobrazić, z jakim politowaniem ówczesne oświecone warstwy przyjmowały protesty Kościoła katolickiego przeciwko narzucanej przez państwa sterylizacji eugenicznej (tj. dokonywanej w celu uniknięcia możliwości dziedziczenia cech ujemnych), wyrażone w roku 1930 w encyklice Piusa XI Casti connubii oraz w kolejnych dekretach Świętego Oficjum z 11 sierpnia 1936 roku i z 21 lutego 1940 roku.

Warto wiedzieć, że pierwszy z tych dekretów był reakcją na ustawy uchwalane w kolejnych stanach USA, drugi — na stosowanie sterylizacji eugenicznej w hitlerowskich Niemczech. Chyba zbyt słabo sobie uświadamiamy, że krzywdzenie ludzi w majestacie ustanowionego prawa nie jest monopolem państw totalitarnych. Niestety, również demokracja — chociaż wśród ustrojów politycznych jest najbardziej sympatyczna — potrafi, przy skrupulatnym nawet zachowaniu demokratycznych procedur, „dbać” o dobro wspólne za pomocą wyrządzania krzywdy najsłabszym.

Zapewne pamięta Pani — bo nasze dzienniki wtedy sporo o tym pisały — jakim szokiem dla szwedzkiej opinii publicznej było ujawnienie w roku 1997 krzywd, których bardzo wielu ludzi doznało w ciągu sześćdziesięciu lat obowiązywania wspomnianej wcześniej ustawy. Z tonu doniesień publikowanych wtedy w naszej prasie można wnioskować, że samo życie zdyskredytowało tę niegodziwą ustawę tak jednoznacznie, że nikt w Szwecji jej już wówczas nie bronił 1

Bez porównania większą jeszcze przemocą i podstępem naznaczona jest sterylizacja jako narzędzie polityki demograficznej. W takich np. Indiach, w latach 80. XX wieku, syn ówczesnej pani premier Indiry Gandhi doprowadził do wysterylizowania milionów najuboższych swoich współobywateli, najczęściej nieświadomych znaczenia tego zabiegu. Jeszcze w październiku 1994 roku hinduski doktor Pravin V. Mehta chwalił się (a może przechwalał, bo aż trudno w takie liczby uwierzyć), że — w ramach realizowania rządowych planów demograficznych — osobiście wysterylizował 250 tysięcy mężczyzn i kobiet.

Popierania sterylizacji, antykoncepcji i aborcji domagają się od ubogich krajów Afryki i Ameryki Łacińskiej kraje bogate oraz organizacje międzynarodowe, całkiem otwarcie czyniąc to warunkiem udzielania pomocy ekonomicznej. Protestował przeciwko temu — 9 listopada 1974 roku, w swoim przemówieniu na Światowej Konferencji FAO — papież Paweł VI, który mówił wręcz o nowym rodzaju wojny narodów bogatych z biednymi: „Czyż nie jest nową formą wojny narzucanie narodom ograniczającej polityki demograficznej, aby nie domagały się należnego im udziału w dobrach ziemi?”.

Światowa opinia publiczna w zasadzie przez palce patrzy na to wymuszanie — z szerokim stosowaniem przemocy i podstępu — na ubogiej ludności krajów Trzeciego Świata ograniczenia rozrodczości. Jan Paweł II porównał promotorów tych akcji do faraona, o którym czytamy w Księdze Wyjścia, że w celu demograficznego osłabienia konkurencyjnego ludu kazał zabijać izraelskie niemowlęta. „W ten sam sposób — czytamy w encyklice Evangelium vitae (16) — postępuje i dziś wielu możnych tego świata. Oni także są przerażeni obecnym tempem przyrostu ludności i obawiają się, że narody najbardziej płodne i najuboższe stanowią zagrożenie dla dobrobytu i bezpieczeństwa ich krajów. W konsekwencji, zamiast podjąć próbę rozwiązania tych poważnych problemów w duchu poszanowania godności osób i rodzin oraz nienaruszalnego prawa każdego człowieka do życia, wolą propagować albo narzucać wszelkimi środkami na skalę masową politykę planowania urodzin. Nawet wówczas, gdy proponują pomoc gospodarczą, uzależniają ją wbrew sprawiedliwości od akceptacji polityki antynatalistycznej”.

Podczas Światowego Dnia Młodzieży w Denver Jan Paweł II mówił wręcz o „spisku przeciw życiu, w który zamieszane są także instytucje międzynarodowe, zajmujące się propagowaniem i planowaniem prawdziwych kampanii na rzecz upowszechnienia antykoncepcji, sterylizacji i aborcji. Również środki społecznego przekazu biorą często udział w tym spisku, utwierdzając w opinii publicznej ową kulturę, która uważa stosowanie antykoncepcji, sterylizacji, aborcji a nawet eutanazji za przejaw postępu i zdobycz wolności, natomiast postawę bezwarunkowej obrony życia ukazują jako wrogą wolności i postępowi”.

Pozornie to wszystko ma niewiele wspólnego z podniesionym przez Panią problemem. Jednak tylko pozornie. Przemoc i kłamstwo, które tak jawnie towarzyszą sterylizacji eugenicznej i demograficznej, zapewne nieraz mają swój udział w sterylizacjach, dokonywanych na stole operacyjnym, przy którym Pani pracuje.

To prawda, że nieraz kobieta sama o ten zabieg prosi. Jednak nawet do mnie dochodziły od czasu do czasu kobiece skargi, że w trakcie cesarskiego cięcia lekarz podwiązał jajowody bez wiedzy i zgody zainteresowanej — przekonany zapewne, że oddaje jej w ten sposób wielką przysługę. Dzisiaj, kiedy wzrasta świadomość praw pacjenta, pewnie żaden lekarz już by się na to nie odważył. Raczej stosuje się dziś różne naciski na kobietę, ażeby zgodziła się na ten zabieg.

Wystarczy, że przygotowujący położnicę do cesarskiego cięcia lekarz podpowie jej — subiektywnie w najlepszej woli — że możliwość sterylizacji to dla niej szczęśliwy los, jaki się trafia tylko nielicznym kobietom, i że nie skorzystać z tego byłoby czymś nierozumnym; albo że przedstawi jej sterylizację jako medycznie konieczną dla jej zdrowia. Autorytet lekarza oraz skupienie głównej uwagi na dziecku, które właśnie ma się urodzić, sprawia, że kobieta nieraz zgadza się na to, nawet nie pomyślawszy o tym, że przecież jest to decyzja moralnie naganna.

Są jednak kobiety, które czują, że coś tu jest nie w porządku. Wtedy lekarza i jego argumenty poprze nieraz rodzona matka, ciotka albo teściowa, zwykle kobiety skądinąd pobożne. Strach przed dzieckiem i przed każdym nieco większym problemem, jaki może przyjść w ślad za jego pojawieniem się, nawet w ludziach pobożnych potrafi dziś zniszczyć wrażliwość na Boże przykazania oraz doprowadzić do zwątpienia w Opatrzność. Myślę, że już następne pokolenie nie będzie umiało zrozumieć, że do tego stopnia daliśmy się opanować mentalności wrogiej życiu.

Jeszcze słowo na temat argumentu, jakoby następna ciąża u kobiety po cesarskim cięciu wiązała się z ryzykiem pęknięcia macicy. Spytałem o to zaprzyjaźnionego lekarza, ale, rzecz jasna, nie mam kompetencji, żeby jego odpowiedź oceniać. Otóż odpowiedział mi slangiem, który Pani na pewno jest dobrze znany, ale którego sensu zwyczajny człowiek, jak ja, może się tylko domyślać. Mówił zaś, że dawniej, kiedy cięcia cesarskiego dokonywano „przez cały trzon”, skurcze porodowe przy następnym dziecku rzeczywiście mogły doprowadzić do pęknięcia macicy. Dzisiaj jednak, jego zdaniem, niebezpieczeństwa tego praktycznie nie ma, gdyż cesarskiego cięcia dokonuje się w ten sposób, że „poród puszcza się dołem”, czyli „tnie się bardzo nisko”. Ufam, że niczego w jego wyjaśnieniu nie przeinaczyłem.

Na koniec spróbuję wreszcie podjąć postawione mi przez Panią pytanie. Pani pierwsza zwróciła się do mnie z takim problemem. Dotychczas spotykałem się z nim tylko od strony kobiet, którym prowadzący lekarz zapowiadał cesarskie cięcie, zachęcając je i prawie przymuszając, żeby przy okazji dały sobie podwiązać jajowody. Mam w oczach prześliczną dziewczynkę, która żyje dzięki temu, że jej mama posłuchała wtedy mojej rady.

Na szczęście nie trzeba Pani przekonywać co do tego, że sterylizacja jest czymś moralnie nagannym. Niestety, dzisiejszy kryzys naszego „tak” dla ludzkiego życia wyraża się m.in. w rozpowszechnionym braku zrozumienia, że zabiegi mające na celu trwałe lub przejściowe ubezpłodnienie są moralnie niegodziwe. Istotę zła tkwiącego w tych zabiegach krótko wyjaśnia jeden ze współczesnych dokumentów kościelnych: „W wymiarze moralnym sterylizacja, będąc rozmyślnym zniszczeniem funkcji rozrodczej, nie tylko gwałci ludzką godność, ale również odziera ludzi z wszelkiej odpowiedzialności w sferze płciowej i prokreacyjnej” 2

Wynika stąd, że nie wolno lekarzowi ani nikomu innemu wykonywać zabiegów, których głównym celem jest ubezpłodnienie. Pielęgniarce zaś, anestezjologowi czy instrumentariuszce nie wolno w takiej operacji uczestniczyć, nawet gdyby miała być za to wyrzucona z pracy 3 Serdecznie Pani gratuluję tego, że Pani postawa w tym względzie jest jasna i jednoznaczna.

Główny jednak problem, który mi Pani postawiła, jest bardziej szczegółowy. Chodzi o zabieg jednoznacznie dobry (pomoc w urodzeniu dziecka), któremu towarzyszy działanie jednoznaczne złe (ubezpłodnienie matki tego dziecka). Otóż inaczej oceniałbym tutaj głównego chirurga, inaczej osoby uczestniczące w tej operacji.

Z punktu widzenia wykonującego operację są to dwa odrębne działania, toteż zdecydowanie nie wolno mu podejmować działania złego, tzn. dokonywać sterylizacji, nawet jeśli szef mu to nakazuje, nawet jeśli się na niego denerwuje, nawet jeśli odmowa podwiązania jajowodów wiąże się dla niego z ryzykiem wyrzucenia go z pracy.

Wydaje się jednak, że inaczej sytuacja ta przedstawia się z perspektywy pielęgniarki, instrumentariuszki czy anestezjologa. Oni nie mają możliwości ograniczenia swego udziału w tej operacji tylko do tego, co w niej jednoznacznie dobre. Nie zostawią przecież pacjentki z otwartym brzuchem w momencie, kiedy zaczyna się jej ubezpładnianie. Nie wolno im też ryzykować wystawiania na szwank spokoju chirurga. Z ich perspektywy operacja jest jednym działaniem, którego główny cel, urodzenie dziecka, jest jednoznacznie dobry.

Nie znaczy to jednak, że ma Pani potulnie uczestniczyć w zabiegu, którego część budzi sprzeciw Pani sumienia. Na pewno warto dzielić się tymi swoimi niepokojami w swoim środowisku zawodowym, nawet gdyby to miało Panią narazić na krzyk lub szyderstwo. Świadectwo dawane prawdzie w warunkach trudnych jest czymś szczególnie bezcennym, zaś jego brak świadczy o moralnej dekadencji. Jak to mądrze mówił Prymas Wyszyński: „Sprawiedliwość, która milczy w obliczu nieprawości, jest jak drzewo odarte z liści”.

Ponadto radziłbym Pani przedstawić swój problem osobie rozdzielającej zajęcia na waszym oddziale. Niech tylko stara się Pani zrobić to w sposób możliwie niekonfrontacyjny. Po prostu proszę jej powiedzieć, że nic Pani na to nie poradzi, ale sumienie coraz bardziej protestuje przeciwko udziałowi w ubezpłodnianiu kobiet i że Pani strasznie by była wdzięczna, gdyby do takich operacji Pani nie wyznaczano.

W sytuacjach wyjątkowych — gdyby mimo wszystko kazano Pani kiedyś pomagać przy cesarskim cięciu, któremu towarzyszy ubezpłodnianie — wydaje mi się, że ze względu na oczywiste dobro, którym jest pomoc w urodzeniu dziecka, oraz ze względu na to, że nie od Pani zależy decyzja o moralnie nagannej części tego zabiegu, nie musi Pani radykalnie odmawiać udziału.

1 Niezwykle przekonującą argumentację, że samo dopuszczenie sterylizowania ludzi z powodu ich intelektualnego upośledzenia lub choroby psychicznej jest wyrazem pogardy dla nich oraz niewiary w ich pełnoprawne człowieczeństwo, przedstawia Gavin J. Fairbairn, Integracja, wartości, społeczeństwo, w: Wychowanie i nauczanie integracyjne, red. Jadwiga Bogucka i Małgorzata Kościelska, Centrum Metodyczne Pomocy Psychologiczno–Pedagogicznej MEN, Warszawa 1996, s. 24–27.
2 W trosce o życie. Wybrane dokumenty Stolicy Apostolskiej, red. Krzysztof Szczygieł, Tarnów 1998, s. 469.
3 Warto wiedzieć, że artykuł 23 obowiązującej obecnie Ustawy o zawodzie pielęgniarki i położnej orzeka: „Pielęgniarka, położna może powstrzymać się, po uprzednim powiadomieniu na piśmie przełożonego, od wykonania świadczenia zdrowotnego niezgodnego z jej sumieniem, z zastrzeżeniem art. 19”. Ów zaś artykuł 19 brzmi: „Pielęgniarka, położna ma obowiązek udzielić pomocy w każdym przypadku niebezpieczeństwa utraty życia, poważnego uszczerbku na zdrowiu pacjenta, zgodnie z posiadanymi kwalifikacjami zawodowymi”. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z tego — jak mi napisała pewna pielęgniarka zamierzająca korzystać z ochrony sumienia, którą zapewnia artykuł 23 — „że prawo prawem, a przy pierwszej lepszej restrukturyzacji szpital może mnie zwolnić, nie podając oczywiście prawdziwych powodów”.

Problem sterylizacji
Jacek Salij OP

urodzony 19 sierpnia 1942 r. w Budach na Wołyniu – polski prezbiter rzymskokatolicki, dominikanin, profesor nauk teologicznych, pisarz, publicysta, autor setek książek i tysięcy artykułów, przez 40 lat prowadził rubrykę...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze