Prawie jak małżeństwo
fot. tim mossholder / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Łukasza

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 59,90 PLN
Wyczyść

Droga, która zaczyna się od związków partnerskich, prowadzi do walki o wprowadzenie małżeństw homoseksualnych. Tak jest w Wielkiej Brytanii, gdzie o prawo do zawierania małżeństw gejowskich walczą… konserwatyści.

Państwo Kowalscy z Małopolski są dumni ze swojego piętnastoletniego wnuczka Oliwera. Wprawdzie mieszka z rodzicami daleko, w Anglii, ale w szkole idzie mu świetnie. Jednak ostatnio duma dziadków została wystawiona na ciężką próbę. Oliwer powiedział im, że w Wielkiej Brytanii żyje się lepiej niż w Polsce, bo jest większa równość. Na przykład małżeństwo może zawrzeć nie tylko pan z panią, ale też dwaj panowie czy dwie panie. I tak jest dobrze, bo tak go uczyli w szkole. Rodzice Oliwera pąsowieją i zaczynają osłupiałym dziadkom wyjaśniać, że w domu i na religii w polskiej szkole chłopak słyszy na ten temat co innego. Dziadek na to z westchnieniem weterana: „Skądś to znam. Za moich czasów też w szkole uczyli inaczej niż w domu”.

To nie jest początek opowiadania z gatunku science fiction, ale całkiem możliwy scenariusz międzypokoleniowych rozmów Polaków za, powiedzmy, pięć lat. Konserwatywny rząd brytyjski Davida Camerona w koalicji z liberalnymi demokratami Nicka Clegga chce, by od 2015 roku związek małżeński mogli zawierać również dwaj mężczyźni i dwie kobiety. Zmianom w prawie mają towarzyszyć zmiany w edukacji. Nauczyciele, którzy odmówią „pozytywnego” przekazywania wiedzy o małżeństwach homoseksualnych, mogą się pożegnać z posadą. Rodzice nie będą mogli wypisać dzieci z lekcji, na których będzie się je uczyć o „równości w małżeństwie”. Kościoły i wspólnoty wszelkich wyznań mogą mieć kłopoty, jeśli odmówią ślubu parom jednej płci. Może dojść do tego, że jedynym sposobem na ominięcie prawa o równości będzie dla danej grupy wyznaniowej rezygnacja z udzielania ślubów w ogóle, jak ostrzegał w dzienniku „Daily Telegraph” (10 września 2012) prawnik Aidan O’Neill – ekspert od spraw religii i praw człowieka.

W krainie (nie)równości

Jednak nie tylko ze względu na potencjalne problemy polskich emigrantów warto pisać o prawnej sytuacji par homoseksualnych w Wielkiej Brytanii. Ten kraj jest bowiem przykładem zjawiska, które w lipcu br. dla tygodnika „Uważam Rze” opisała lapidarnie Andrea Williams, znana obrończyni praw chrześcijan na Wyspach Brytyjskich: „Związki partnerskie wyglądają jak małżeństwa i będą małżeństwami”.

Przeglądając archiwum prasy brytyjskiej z lat 2004–2005, czyli z okresu, kiedy powstawało prawo o związkach partnerskich (civil partnerships), można zauważyć, że krajowe gazety często używały terminu „gay marriage”, nawet jeżeli ustawodawcy naciskali, by nie zrównywać obu instytucji. Ale jak tu nie zrównywać, skoro obowiązki i przywileje par przystępujących do związków partnerskich nie różniłyby się zbytnio od małżeńskich?

W brytyjskim prawie o związkach partnerskich są wprawdzie przepisy, które można uznać za ustępstwo na rzecz tradycyjnie rozumianego małżeństwa. Przede wszystkim związek partnerski mogą zawrzeć tylko niespokrewnione ze sobą osoby jednej płci. Zawarcie tego związku polega na złożeniu podpisu pod dokumentami, a nie na wypowiedzeniu słów ślubowania. Akt zawarcia związku nie może też mieć nic wspólnego z obrzędami religijnymi, musi być od nich wyraźnie oddzielony. Ten ostatni zakaz zakwestionował zresztą Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, bo czy można zakazywać odprawiania obrzędów religijnych pastorom, rabinom czy innym, religijnym przywódcom, jeśli chcą to dobrowolnie robić?

Ale te wyjątki znaczą niewiele, jeśli porównać je z najważniejszym przywilejem brytyjskich związków homoseksualnych, niekoniecznie zresztą tylko tych zalegalizowanych. Pary takie mogą bowiem legalnie adoptować dzieci lub powoływać je do życia przy pomocy dawcy nasienia czy matki surogatki. Można jeszcze do tego dodać przywileje spadkowe, podatkowe, socjalne i okaże się, że w praktyce brytyjskie małżeństwo od związku partnerskiego różni tylko nazwa.

Część lobby gejowsko-lesbijskiego niemal od razu po wprowadzeniu ustawy w życie zaprotestowało, że nowe prawo o civil partnerships pogłębia nierówność. Peter Thatchell, jeden z liderów tego lobby, pisał dla gazety „The Guardian” w grudniu 2005 roku: „Po raz pierwszy we współczesnej historii brytyjskiego prawa zamiast walczyć z dyskryminacją, parlament ją wzmocnił i rozszerzył. Partnerstwa cywilne są tylko dla par jednopłciowych. Pary hetero są wykluczone. Z drugiej strony, małżeństwo pozostaje zarezerwowane dla heteroseksualistów i wyklucza gejów. Odmienne traktowanie par homo i hetero zostało uświęcone poprzez prawo. Witajcie w Zjednoczonym Królestwie, kraju segregacji”. Dalej Thatchell proponuje, żeby prawo sankcjonowało i de facto obdarzało przywilejami wszelkie bliskie związki, np. starszego rodzeństwa żyjącego razem, przyjaciół. I żeby prawo było elastyczne, żeby każdy mógł sobie dowolnie „wybierać i zestawiać menu praw i obowiązków”dla swojego związku.

Kategorycznie, ale empatycznie

Paradoksalnie Thatchell spotkał się w jednym punkcie z poglądami brytyjskich hierarchów katolickich. Biskupi Anglii i Walii (Szkocja ma własny episkopat) w 2003 roku przygotowali oficjalną odpowiedź w ramach rządowych konsultacji poprzedzających wprowadzenie Civil Partnership Act. Zarówno biskupi, jak i Peter Thatchell zgadzają się, że ustawa o związkach partnerskich rozwiązuje problemy części gejów i lesbijek, ale pozostawia własnemu losowi pary heteroseksualne, często wychowujące dzieci, albo osoby spokrewnione ze sobą, które np. mają wspólne gospodarstwo domowe.

Jednak w pozostałych kwestiach, rzecz jasna, biskupi katoliccy i Thatchell rozmijają się radykalnie. Przede wszystkim hierarchowie zdecydowanie sprzeciwili się samej koncepcji wprowadzania związków partnerskich. Inspiracji Anglikom i Walijczykom dostarczył watykański dokument Uwagi dotyczące projektów legalizacji prawnej związków między osobami homoseksualnymi, ogłoszony w 2003 roku przez Kongregację Doktryny Wiary, której przewodniczył wówczas kardynał Joseph Ratzinger. Biskupi angielscy i walijscy pisali, że prawo o związkach partnerskich nie sprzyja „wspólnemu dobru, ponieważ w dłuższej perspektywie grozi małżeństwu i rodzinie. Nie ma potrzeby ochrony [poprzez taką ustawę] fundamentalnych praw człowieka (…), ponieważ te prawa albo już są chronione, albo mogą być chronione poprzez zawarcie przez pary homoseksualne prywatnych umów”.

Hierarchowie położyli mocny akcent na dobro dzieci. „[Takie] prawo oznacza wysłanie sygnału do następnych pokoleń, że małżeństwo kobiety i mężczyzny i związek jednopłciowy to dwa tak samo wartościowe środowiska do wychowywania dzieci”.

Twarde non possumus, kategoryczny ton. Ale jest i empatia wobec osób homoseksualnych. Na przykład akapit o prawie do dostępu do informacji medycznej to apologia przyjaźni, również tej między osobami tej samej płci. „Podczas gdy nauka Kościoła jasno stanowi, że miejsce relacji seksualnych jest wyłącznie w małżeństwie, Kościół nie potępia przyjaźni i miłości między osobami homoseksualnymi. Może się zdarzyć, że więzy przyjaźni zbliżają ludzi do siebie bardziej niż więzy rodzinne”. W konkluzji biskupi przyznali, że i w społeczeństwie, i w Kościele zdarza się dyskryminacja osób homoseksualnych i że trzeba ją zwalczać.

Tolerancja czy pochwała?

Klarowne brzmienie dokumentu nie zapobiegło jednak wewnątrzkościelnemu nieporozumieniu, do którego doszło w Anglii osiem lat po jego ogłoszeniu. Civil Partnership Act wszedł w życie w 2005 roku, a pod koniec 2011 zaczęła się batalia rządu koalicyjnego Camerona-Clegga o rozszerzenie definicji małżeństwa na pary tej samej płci. Co robić w takiej sytuacji? Dokument Kongregacji Nauki Wiary daje jasne wskazówki: „W wypadku prawnego zalegalizowania związków homoseksualnych bądź zrównania prawnego związków homoseksualnych i małżeństw (…) konieczne jest przeciwstawienie się w sposób jasny i wyrazisty”. Jednak w obliczu radykalnego przewrotu, jakim byłoby wprowadzenie małżeństw jednopłciowych, działająca już ustawa o związkach partnerskich może się stać argumentem obronnym, jako „mniejsze zło”. Niektórzy anglojęzyczni katolicy, w tym prominentni publicyści, uznali, że przewodniczący Episkopatu Anglii i Walii Vincent Nichols użył takiego argumentu i tym samym sprzeniewierzył się watykańskim zaleceniom. W grudniu 2011 roku na konferencji prasowej powiedział bowiem, że pary jednej płci, które pragną związku na całe życie, już mają civil partnerships, i dodał, że „Kościół docenia wartość zaangażowania ludzi w trwałe związki”. Te właśnie słowa sprowadziły gromy na głowę hierarchy. Komentator gazety „The Catholic Herald” William Oddie dziwił się, jak arcybiskup może akceptować zalegalizowane związki homoseksualne, które de facto prawie się nie różnią od małżeństw. Innym krytykiem abpa Nicholsa był biograf Jana Pawła II, Amerykanin George Weigel. Przekonywał on, że błędna jest polityka akceptacji już wprowadzonych związków partnerskich w imię obrony tradycyjnego małżeństwa. Pisał również, że państwo powinno zapewnić rozsądne rozwiązania prawne dla wszelkich związków międzyludzkich, szczególnie w sytuacjach skrajnych. Jednak takie problemy można rozwiązywać bez stwierdzania, że „w naturze (…) związku homoseksualnego jest coś, co państwo powinno szczególnie honorować i wynosić”.

Abp Nichols tłumaczył później, że nie pochwalał związków partnerskich, tylko przyjął do wiadomości ich istnienie, uznał je za wystarczające rozwiązanie dla par tej samej płci, a mówił o nich po to, by pokazać, że różnią się zasadniczo od małżeństwa i nie mogą być z nim zrównane.

Podobnie ryzykowne słowa wyszły spod pióra o. Timothy’ego Radcliffe’a OP z Oksfordu, byłego generała dominikanów, który w obronie tradycyjnego małżeństwa napisał w marcu 2012 roku tekst dla pisma „The Tablet”. O. Radcliffe wyraził satysfakcję, że coraz więcej przywódców religijnych akceptuje wprowadzanie różnych form zalegalizowania związków jednopłciowych. Zaznaczył jednak, że małżeństwo to zupełnie inna rzeczywistość, oparta na fenomenie różnicy i uzupełniania się płci, powołana do rodzenia i wychowania dzieci. W maju br. w rozmowie dla „W drodze” o. Radcliffe odpowiedział na kilka pytań dotyczących swojego tekstu: „Akceptuję związek partnerski jako umowę prawną, która chroni prawa osób zawierających taką umowę. Kiedy wstępowałem do zakonu, zawarłem umowę cywilną, która chroni zarówno mnie, jak i zakon” – wyjaśnił. Ale dodał również, że głębokim problemem związków homoseksualnych jest to, że próbują one kopiować małżeństwo. „Prawdziwa tolerancja polega na uznaniu rzeczywistych różnic między ludźmi i radości z tych różnic”. Zatem zamiast mówić gejom: „Możecie zawierać małżeństwa tak jak większość, żebyśmy wszyscy byli tacy sami”, należałoby raczej powiedzieć: „Kobiety i mężczyźni są różni, osoby heteroseksualne do pewnego stopnia różnią się od homoseksualnych. Ale nie bójmy się tych różnic”.

O. Radcliffe powiedział także: „Według mnie małżeństwa homoseksualne to pomyłka. (…) Ale musimy kochać i pielęgnować małżeństwo, nie atakując gejów. Trzeba znaleźć drogę do tych ludzi poprzez wyzbycie się lęku, opuścić własne terytorium i być z innymi tam, gdzie oni są. Stanowisko Kościoła w kwestii tego typu dylematów moralnych jest wyważone, mimo to wielu czuje się przez Kościół wykluczonych. Wówczas musimy być gościnni i przyjmować gościnność innych. Jeśli chcesz rozmawiać o homoseksualizmie, idź, porozmawiaj z gejami”.

***

Dyskusja o małżeństwach gejowskich będzie zapewne jeszcze miesiącami rozpalała brytyjskie media, polityków, przedstawicieli różnych religii. Już boleśnie dzieli Wspólnotę Anglikańską czy Partię Konserwatywną. Zwolennicy i przeciwnicy projektu rządowego łączą się w koalicje, zbierają podpisy pod petycjami.

Walka o tradycyjnie rozumiane małżeństwo, o prawo dzieci do wychowywania przez matkę i ojca jest bardzo trudna. W dużej mierze dlatego, że Brytyjczycy przekroczyli już swój Rubikon: zalegalizowali związki partnerskie.

Prawie jak małżeństwo
Jolanta Brózda-Wiśniewska

urodzona w 1974 r. – dziennikarka, publicystka, krytyk muzyczny, absolwentka Akademii Muzycznej w Poznaniu. W latach 2000-2008 dziennikarka działu kultury "Gazety Wyborczej" w Poznaniu. Publikowała także w "Uważam Rze", "...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze