Prawdziwa i fałszywa reforma Kościoła

Prawdziwa i fałszywa reforma Kościoła

Oferta specjalna -25%

List do Galatów

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

Podczas dyskusji na temat reformy należy unikać dwóch błędów. Pierwszy z nich polega na założeniu, że skoro Kościół jest ustanowiony przez Boga, nigdy nie potrzebuje reformy. Drugim błędem byłoby atakowanie lub podważanie podstaw chrześcijaństwa katolickiego.

Długa historia Kościoła katolickiego obejmuje wiele okresów upadku i odnowy. Przez wieki Kościół starał się poprzez głoszenie słowa i napominanie pomagać poszczególnym chrześcijanom reformować swe życie. W różnych okresach pojawiali się reformatorzy po to, aby życie konsekrowane uczynić bardziej autentyczną szkołą doskonałości. W tym kontekście można przywołać cystersów i trapistów jako zreformowane gałęzie benedyktynów, a także karmelitów bosych, którzy w XVI wieku przeprowadzili w Hiszpanii gruntowną reformę swego zakonu. Także Kościół powszechny podejmował zasadnicze reformy instytucjonalne, na przykład reformę gregoriańską w XI wieku, która narzuciła duchownym większą dyscyplinę i uniezależniła Kościół od świeckiej kontroli.

Wielokrotnie w swej historii Kościół był zagrożony fałszywymi reformami, które gdyby zostały zaakceptowane, prowadziłyby do jego zniekształcenia. Próby takich reform były podejmowane przez enkratytów w II wieku, donatystów w IV wieku, waldensów w XII wieku, franciszkanów spirytuałów w XIII wieku, Jana Wiklifa w XIV wieku oraz Jana Husa w XV wieku.

Ruch koncyliarystyczny w XV wieku przyniósł pewne dobre owoce, lecz doprowadził do złego finału na soborze w Bazylei. Próbując przekształcić Kościół w rodzaj monarchii konstytucyjnej, wszedł w konflikt z katolicką doktryną o prymacie papieskim.

Na początku XVI wieku powszechnie uznawano potrzebę gruntownej reformy. Po tym jak V soborowi laterańskiemu nie udało się jej przeprowadzić, w całym Kościele zaroiło się od ruchów reformatorskich, zwłaszcza wśród chrześcijańskich humanistów, takich jak Erazm z Rotterdamu, John Colet czy Tomasz Morus. Katoliccy kardynałowie, tacy jak Gaspar Contarini, James Sadoleto, Reginald Pole oraz Jan Piotr Carafa (późniejszy papież Paweł IV), proponowali w porę reformy, jeszcze kilka lat przed soborem trydenckim. Temat podjął również Marcin Luter i jego zwolennicy. Jednak w imię wyeliminowania nadużyć zaatakowali oni podstawy wiary katolickiej i zostali wyłączeni z Kościoła. Reformatorskie dekrety soboru trydenckiego były skierowane przeciwko niektórym rzeczywistym nadużyciom i przynosiły bardzo dobre owoce jeszcze długo po soborze. Jednak w ciągu następnych kilku wieków pojęcie reformy było przez katolików traktowane jako podejrzane, gdyż wydawało się, że ma protestancki wydźwięk.

Pierwszy sobór watykański przeciwstawił się niektórym ruchom reformatorskim XIX wieku. W skuteczny sposób wyeliminował pozostałości ruchu koncyliarystycznego i zdusił kościelne nacjonalizmy w postaci gallikanizmu i jego odpowiedników w wielu innych krajach. W wyniku soboru papiestwo utrzymało do połowy XX wieku niekwestionowaną kontrolę nad Kościołem katolickim.

Podczas II wojny światowej Kościół w Europie, szczególnie zaś we Francji, doświadczył odrodzenia dzięki wielu ruchom, które można zebrać pod nazwą powrotu do źródeł. II sobór watykański był w stanie skutecznie wykorzystać odnowę studiów biblijnych i patrystycznych, ruch liturgiczny, teologię kerygmatyczną, odnowę katechetyczną, apostolat świeckich, ruch ekumeniczny oraz apostolat społeczny. Świadomy negatywnych skojarzeń takich terminów jak „reformacja”, sobór posługiwał się takim językiem bardzo oszczędnie. Nie wzbraniał się jednak przed wprowadzeniem niektórych żądań Lutra oraz wczesnego protestantyzmu.

Obawiając się tego, że termin „reforma” ma zbyt negatywne skojarzenia, sobór wolał mówić o oczyszczeniu i odnowie (renovatio). Na przykład Konstytucja dogmatyczna o Kościele Lumen gentium w punkcie 8 stwierdza: „Kościół, w którego łonie znajdują się grzesznicy, święty i zarazem ciągle potrzebujący oczyszczenia, nieustannie podejmuje pokutę i odnowę”.

W jednym fragmencie II sobór watykański wypowiedział się w sposób wyraźny, choć bardzo ostrożny na temat reformy Kościoła. W punkcie 6 Dekret o ekumenizmie Unitatis redintegratio dotyka nie tylko osobistej, lecz także instytucjonalnej reformy:

Chrystus wzywa pielgrzymujący Kościół do nieustannej reformy, której Kościół rozumiany jako instytucja ziemska i ludzka wciąż potrzebuje. Tak więc w stosownej porze należy odpowiednio i we właściwy sposób odnawiać to, co nie dość pilnie w danych okolicznościach i czasie było przestrzegane w dziedzinie obyczajów, norm kościelnych czy sposobu wyrażania doktryny, który należy starannie odróżniać od samego depozytu wiary.

Fragment ten, jak zaznaczyłem, został bardzo precyzyjnie sformułowany. Stwierdzając, że Kościół podlega reformie w takim zakresie, w jakim jest ludzką instytucją, tekst sugeruje obecność boskiego elementu, który nie podlega reformie. Fragment ten odrzuca wszelką próbę reformy depozytu wiary.

Od czasu II soboru watykańskiego rozpowszechniły się ruchy reformatorskie. Niektóre okazały się jednak dwuznaczne lub błędne. Po lewej stronie znalazły się te inicjatywy, które pragnęły, aby Kościół był bardziej tolerancyjny, bardziej liberalny i bardziej demokratyczny. Niektórzy postępowi reformatorzy starali się rozwiązać hierarchiczną strukturę Kościoła i przekształcić go w egalitarną demokrację. Biskupi wielokrotnie krytykowali lub potępiali liberalizujące grupy, takie jak wywodzący się z Austrii ruch „My jesteśmy Kościołem” czy amerykański ruch „Wezwanie do działania”.

Umiarkowanie po prawej stronie znaleźli się prawowierni, lecz nieprzejednani teologowie, którzy pragnęli „zreformować reformy” wprowadzone po II soborze watykańskim. Skrajnie po prawej stronie Kościół musiał stawić czoło ruchom, które chciały unieważnić dzieło samego soboru, przywracając to, co jest czczone jako katolicyzm trydencki. Stolica Święta potępiła reakcyjny tradycjonalizm arcybiskupa Marcela Lefebvre’a. Jego oderwany od wspólnoty z Rzymem Kościół oraz rozmaite ruchy tzw. sedewatykanistów okazały się z pewnością schizmatyckie, jeśli nie wprost heretyckie.

Definicja reformy

W trafnej ocenie ruchów reformatorskich będzie pomocne przyjrzenie się bliżej samej koncepcji reformy. „Reformować” oznacza nadawać nową i lepszą formę istniejącej już rzeczywistości, zachowując jednocześnie jej istotne elementy. Przeciwnie do innowacji reforma sugeruje organiczną ciągłość. Nie dodaje ona czegoś obcego lub zewnętrznego. Przeciwnie do rewolucji lub transformacji reforma respektuje i zachowuje istotę tego, co istniało już wcześniej. Przeciwnie do rozwoju reforma sugeruje, że coś poszło w złym kierunku i musi być skorygowane. Punktem wyjścia dla reformy jest idea lub instytucja, która jest uznawana. Uważa się ją jednak za zrealizowaną w sposób niedoskonały lub niepełny. Celem reformy jest uczynienie osób lub instytucji bardziej wiernymi już przyjętemu ideałowi.

Reforma może mieć charakter odtwarzający lub postępujący. Ta o charakterze odtwarzającym pragnie przywrócenia do życia lepszej przeszłości lub przeszłości, która została wyidealizowana. Reforma postępująca zmierza naprzód w kierunku idealnej lub utopijnej przyszłości. Każda z nich może prowadzić do skrajności. Reforma o charakterze odtwarzającym ma skłonność do zmierzania w kierunku tradycjonalizmu, reforma postępująca — w kierunku modernizmu. Nie można jednak z zasady wykluczyć żadnego z tych kierunków. Czasami trzeba przywrócić przeszłość do jej pierwotnego stanu, innym razem trzeba ją przekroczyć.

Podczas jakiejkolwiek dyskusji na temat reformy należy unikać dwóch przeciwstawnych błędów. Pierwszy z nich polega na założeniu, że skoro Kościół jest ustanowiony przez Boga, nigdy nie potrzebuje reformy. Stanowisko takie jest błędne, ponieważ nie bierze pod uwagę ludzkiego elementu w Kościele. Zważywszy, że wszyscy członkowie Kościoła, włącznie z papieżem i biskupami, są wyposażeni w cnoty i umiejętności w stopniu ograniczonym, mogą nie sprostać życiu według zasad samej wiary. W przypadku zaniedbania, bojaźliwości lub niewłaściwej oceny może istnieć konieczność ich napomnienia, tak jak na przykład św. Paweł napomniał św. Piotra (zob. Ga 2,11–14).

Drugim błędem byłoby atakowanie lub podważanie podstaw chrześcijaństwa katolickiego. Byłaby to nie reforma, lecz zniszczenie. Św. Paweł skarcił Galatów za zwrócenie się ku innej Ewangelii (zob. Ga 1,6). Kościół katolicki jest w sposób bezwarunkowy związany Pismem Świętym, swymi wyznaniami wiary, dogmatami, ustanowionym przez Boga hierarchicznym ustrojem oraz kultem sakramentalnym. Sugerowanie, że Kościół powinien zaprzeczyć bóstwu Chrystusa, odwołać dogmat o papieskiej nieomylności lub przekształcić się w religijną demokrację, tak jak proponują to niektórzy w imię reformy, oznacza brak zrozumienia zarówno istoty katolicyzmu, jak i istoty reformy.

Każda osoba pragnąca reformować Kościół musi podzielać jego wiarę i akceptować podstawy jego misji. Kościół nie może brać na serio reform popieranych przez tych, którzy zaprzeczają, że Chrystus jest Synem Bożym i Zbawicielem, którzy utrzymują, iż Pismo Święte naucza błędu, lub którzy twierdzą, że Kościół nie powinien wymagać prawowierności od swoich członków. Propozycje pochodzące z perspektywy obcej wierze chrześcijańskiej powinny być traktowane z najwyższą podejrzliwością, jeśli nie odrzucone od razu jako niewarte zastanowienia.

Kościół musi pozostać sobą i nie może być tym, czym niewierzący chcieliby, aby był. Pierwszym zadaniem Kościoła jest zachowanie w nienaruszonym stanie objawienia oraz środków łaski, które zostały mu powierzone. Drugim jest przekazywanie wiary w jej czystości i uczynienie jej żywą w życiu wiernych. Trzecim jest pomoc osobom, które nie są jeszcze członkami Kościoła oraz całej społeczności ludzkiej w skorzystaniu z odkupieńczego dzieła Chrystusa.

Idąc za Congarem

Ponad dziesięć lat przed II soborem watykańskim francuski dominikanin Yves Congar napisał książkę zatytułowaną True and False Reform in the Church (Prawdziwa i fałszywa reforma w Kościele). Książka ta była wówczas uważana za kontrowersyjną, choć moim zdaniem, dowiedziono jej absolutnej ortodoksyjności. Jest ona nadal w moim przekonaniu najbardziej poszukującym traktatem teologicznym na temat reformy w Kościele. Opierając się do pewnego stopnia na tej znakomitej pracy Congara, chciałbym wskazać na kilka zasad, według których można by dziś ocenić propozycje reform w Kościele.

1) Według Congara, „naczelna zasada katolickiego reformizmu będzie polegać na powrocie do zasad katolicyzmu”. II sobór watykański, powtarzając te słowa, nauczał, że „wszelka odnowa Kościoła w istocie polega na wzrastaniu w wierności jego powołaniu” (Dekret o ekumenizmie Unitatis redintegratio 6).

Katolicyzm bierze swoje zasady od Boga poprzez objawienie. Najbardziej autorytatywne kierownictwo pochodzi z Pisma Świętego rozumianego w świetle tradycji apostolskiej, ponieważ jest to normatywny kanał, przez który objawienie jest przekazywane. W swojej reformie liturgii Pius X wezwał do powrotu do źródeł (Revertimini ad fontes). Pius XII oświadczył, że spekulacja pozostaje bezpłodna, jeśli zapomina o stałym powrocie do świętych źródeł Pisma Świętego i tradycji, które zawierają niewyczerpane skarby wiary.

2) Wszelka reforma przeprowadzana w duchu katolickim będzie uznawała kościelne sposoby sprawowania kultu oraz jego życie pastoralne. Będzie chętnie działała w ramach duchowej i pobożnościowej spuścizny Kościoła, wykazywała należyty szacunek dla jego pobożności maryjnej, czci świętych, dużego uznania dla życia monastycznego i ślubów zakonnych, praktyk pokutnych oraz kultu eucharystycznego. Prawdziwie katolicka reforma nie będzie w sposób fanatyczny opierać się na czystej logice intelektu, lecz będzie brała pod uwagę konkretne możliwości danej sytuacji, starając się działać w ramach tego, co istnieje.

3) Prawdziwie katolicka reforma będzie uznawała pełnię katolickiej doktryny, uwzględniając nie tylko definicje dogmatyczne papieży i soborów, lecz także stałe i powszechne nauczanie dotyczące zagadnień odnoszących się do wiary. W tym kontekście zostanie uwzględnione dokonane przez II sobór watykański rozróżnienie między depozytem wiary a sformułowaniami doktryny. Na ludzką myśl i język w sposób nieunikniony wpływają czynniki kulturowe i historyczne, dlatego od czasu do czasu może być konieczne dostosowanie języka, w którym wiara jest wyrażana. Powtarzane w nowej sytuacji stare sformułowania są często mylące, czego przykładem mogą być poglądy Baiusa i Janseniusza w XVII wieku Uczeni ci cytowali św. Augustyna według litery, lecz nie wzięli pod uwagę zmienionego znaczenia jego słów.

4) Prawdziwa reforma będzie uznawała nadane przez Boga struktury Kościoła, włącznie z różnicami stanów życia i powołań. Nie wszyscy są odpowiednio wyszkoleni i sprawują urząd uprawniający do wypowiadania się o zgodności nowych teorii i opinii z wiarą Kościoła. Funkcja ta jest w rzeczywistości zarezerwowana dla hierarchicznego magisterium, chociaż zwykle szuka rady także u teologów i innych osób.

5) Reforma, która jest katolicka w swoim duchu, będzie się starała zachować komunię z całym ciałem Kościoła i będzie unikać wszystkiego, co pachnie schizmą lub powstawaniem rozmaitych frakcji. Święty Paweł mówi o wzburzeniu, niezgodzie i rozłamach jako przeciwnych Duchowi Bożemu (por. Ga 5,20). Bycie katolikiem polega na postrzeganiu siebie jako części większej całości, jako kogoś umieszczonego w Kościele powszechnym.

6) Reformatorzy będą musieli wykazać się duchem cierpliwości, często akceptując opóźnienia. Congar uważa, że Lutrowi brakowało szczególnie tej cnoty. Jednak nawet Luter, często uparty i nieustępliwy, ostrzegał swego przyjaciela Andreasa Karlstadta i mówił o ważności powolnego działania, aby nie gorszyć prostych wiernych, którzy byli nieprzygotowani na zmiany obiektywnie uzasadnione. Roztropni reformatorzy uznają, że oni sami podlegają korekcie oraz że ich propozycje, nawet wówczas gdy są uzasadnione, mogą być przedwczesne. Zgodnie z napomnieniem, które Newman kierował do swych czytelników, istnieje coś takiego jak dobra idea, której czas jeszcze nie nadszedł. W zależności od okoliczności władze kościelne mogą w mądry sposób opóźnić jej przyjęcie, zanim ludzka wyobraźnia przyzwyczai się do nowości.

7) Jako kryterium negatywne sugeruję, że uzasadniona reforma nie może ulegać tendencjom naszej upadłej natury, lecz musi się jej raczej przeciwstawiać. Pod płaszczykiem reformy jesteśmy czasami kuszeni do popierania tego, co schlebia naszej pysze i karmi naszą korzyść własną, mimo że Ewangelia zaleca pokorę i wyrzeczenie się. Osoby, które mają prestiż, wpływ i władzę, zwykle chcą je zachować lub powiększyć. Ci, którym ich brak, chcą je zdobyć. Obie grupy muszą przejść nawrócenie.

8) Z podobnych powodów musimy być czujni w stosunku do domniemanych reform, które są powiązane z panującymi tendencjami w społeczeństwie świeckim. Można w tym kontekście pomyśleć o ogromnej szkodzie wyrządzonej we wczesnym okresie współczesności przez nacjonalizm obecny w religii, główny czynnik, który przyczynił się do podziałów w okresie reformacji i do osłabienia Kościoła katolickiego w oświeceniu. Reformy liturgiczne i organizacyjne cesarza Józefa II w Austrii, konstytucja cywilna duchowieństwa wprowadzona we Francji w 1790 roku, skrajny liberalizm ks. Félicité de Lamennais w XIX wieku oraz ewolucyjna religia modernistów na początku XX wieku — wszystkie te ruchy dostarczały przykładów inicjatyw doskonale dostosowanych do ducha czasu, lecz całkowicie sprzecznych z prawdziwym charakterem chrześcijaństwa katolickiego.

W naszych czasach dominujący klimat agnostycyzmu, relatywizmu i subiektywizmu jest często traktowany jako rodzaj wartości normatywnej, która przynależy z mocy prawa do słowa Bożego. Musimy w sposób zdecydowany przeciwstawić się tym reformatorom, którzy twierdzą, że Kościół musi porzucić swoje roszczenia do prawdy absolutnej, musi pozwolić na odstępstwo od swej własnej doktryny i musi być zarządzany według zasad liberalnej demokracji.

Pułapki reform instytucjonalnych

Wnioskuję, że fałszywe reformy to te reformy, które nie potrafią uznać imperatywów Ewangelii i danych przez Boga tradycji i struktur Kościoła, lub te, które osłabiają kościelną wspólnotę i zmierzają raczej w kierunku schizmy. Domniemani reformatorzy często ogłaszają siebie prorokami. Pokazują jednak swoje prawdziwe oblicze poprzez brak pokory, niecierpliwość i lekceważenie Pisma Świętego i tradycji.

Często twierdzi się, że reformatorzy powinni wypowiadać się w sposób profetyczny. Może to być oczywiście prawdą pod warunkiem, że istota proroctwa jest poprawnie rozumiana. Święty Tomasz z Akwinu dokonał ważnego rozróżnienia między tym proroctwem, które funkcjonowało w Starym Testamencie, a tym, które funkcjonuje w Kościele. Dawni prorocy, powiada, byli posyłani z dwóch powodów: „aby wzbudzić wiarę i skorygować postępowanie”. Dzisiaj, dodaje, „wiara jest już utwierdzona, ponieważ rzeczy dawniej obiecane zostały wypełnione w Chrystusie. Jednak proroctwo, którego celem jest naprawa postępowania, nie kończy się i nigdy się nie skończy”. Profetyzm od czasów Chrystusa, tak jak to nam przypomina Congar, musi być zawsze wpisany w ramy apostolatu. „Każdy profetyzm, który w taki czy inny sposób szukałby objawienia wciąż otwartego na istotne dodatki lub potwierdzał możliwości zmian w objawieniu apostolskim, nie jest prawdziwym profetyzmem Kościoła”. Poddanie się rewolucyjnym impulsom zubożyłoby dane Kościołowi przez Boga dziedzictwo i osłabiłoby misję Kościoła w świecie.

Od II soboru watykańskiego nieprzemyślane projekty instytucjonalnej reformy stały się niszczącą pasją niektórych intelektualistów. Biorąc pod uwagę okoliczności, zrozumiemy jest, że niektórzy znakomici teologowie reagują negatywnie na sam pomysł takiej reformy. Kardynał Joseph Ratzinger dotyka ważnej kwestii, mówiąc:

Reforma, która jest zawsze potrzebna, nie polega na ciągłym przemodelowywaniu „naszego” Kościoła zgodnie z naszymi zachciankami lub na wymyślaniu go przez nas, lecz na nieustannym usuwaniu naszych pomocniczych konstrukcji, aby wpuścić czyste światło, które pochodzi z wysoka i które jest także jutrzenką wolności.

Dalej zauważa on, że:

im bardziej administracyjną maszynerię skonstruujemy, choćby najbardziej nowoczesną, tym mniej miejsca będzie tam dla Ducha, tym mniej będzie tam miejsca dla Pana i tym mniej wolności.

W podobny sposób wypowiada się kardynał Henri de Lubac:

Nie wierzę, że strukturalne reformy, wokół których od kilku lat istnieje wiele dyskusji, stanowiły kiedykolwiek zasadniczą część programu, który musi zmierzać w kierunku jedynej prawdziwej odnowy — odnowy duchowej. Obawiam się nawet, że obecny niedobór takich projektów oraz dyskusji dostarcza aż nazbyt dogodnego alibi, aby jej unikać. Soborowe sformułowanie Ecclesia semper purificanda (Kościół zawsze potrzebujący oczyszczenia) wydaje się mi tak samo jak innym (np. Jeanowi–Jacquesowi von Allmenowi) znacznie lepsze niż sformułowanie Ecclesia semper reformanda (Kościół zawsze potrzebujący reformy), które jest tak często prawie wszędzie używane. Z drugiej jednak strony jestem głęboko przekonany, że wszelki niepokój, wszelka zmiana lub jakiekolwiek osłabienie podstawowej struktury Kościoła jest w stanie zagrozić wszelkiej duchowej odnowie.

Kardynał de Lubac nie zaprzecza tutaj celowości jakichkolwiek reform instytucjonalnych, lecz jedynie twierdzi, że nie powinniśmy przeceniać ich wagi oraz że powinniśmy zawsze zwracać uwagę na to, aby podstawy i trwałe struktury Kościoła pozostawić nietknięte. Ma z pewnością rację, uważając, że żadna społeczna reorganizacja nie będzie w stanie pokonać ludzkiej tendencji do grzechu i błędu. Najbardziej doskonałe struktury w rękach niekompetentnych lub zarozumiałych administratorów pogorszą jedynie stan rzeczy. Tam zaś, gdzie ludzie są motywowani przez wiarę i hojność, nawet niedoskonałe struktury będą do zniesienia.

Tym się trzeba zająć

Mimo wszystkich wątpliwości dotyczących właściwej równowagi między reformą osobistą a instytucjonalną powinno być jasne, że dzisiejszy Kościół nie ma żadnego powodu do samozadowolenia. Przynajmniej tutaj, w Stanach Zjednoczonych, stoi on przed pilną potrzebą dalekosiężnego intelektualnego, duchowego i moralnego ożywienia. Oto zagadnienia, którymi należy się zająć.

Analfabetyzm religijny osiągnął niespotykany poziom. Pilnie potrzebujemy skutecznego programu katechezy i edukacji religijnej na wszystkich poziomach. Katechizm Kościoła Katolickiego jest jedynie pierwszym krokiem tego przebudzenia, ponieważ odnowa, którą on oznacza, nie może być wprowadzona bez uformowania grupy wyszkolonych katechetów i przygotowania odpowiednich materiałów do edukacji religijnej grup osób w różnym wieku i różnego pochodzenia.

Odstępstwo się szerzy nie tylko w odniesieniu do tematów drugorzędnych i podlegających korekcie, lecz także w odniesieniu do głównych zagadnień wiary. Katolicy powinni być uczeni większego zaufania do Magisterium, które cieszy się specjalną asystencją Ducha Świętego. Powinni chętnie dostosowywać swoje prywatne poglądy do jego nauczania, nawet wówczas gdy nie została sformułowana żadna definicja dogmatyczna.

Wezwanie do nowej ewangelizacji mocno wyartykułowane przez Pawła VI i Jana Pawła II odbiło się od głuchych uszu. Większość katolików nie rozumie swojej misji rozprzestrzeniania wiary jako cennego daru przeznaczonego dla wszystkich. W niektórych przypadkach zachowują się oni tak, jak gdyby wiara była niechcianym ciężarem. Członkowie Kościołów fundamentalistycznych, mormoni i zielonoświątkowcy zwykle wykazują większy zapał misjonarski niż katolicy.

Przepisy liturgiczne są często łamane. Sakramenty powinny być celebrowane z godnością i czcią. Mszy świętej nie należy postrzegać jedynie jako wspólnotowego posiłku celebrowanego przez lokalną wspólnotę, lecz jako ofiarę Kościoła powszechnego składaną w jedności z całym kolegium biskupów i biskupem Rzymu jako jego głową. Tak jak przypomina nam o tym papież Jan Paweł II w swej najnowszej encyklice, komunię świętą mogą przyjmować godnie jedynie osoby, które pozostają w łączności z Kościołem i są wolne od grzechu śmiertelnego (Ecclesia de Eucharistia, 36–37; 44–45).

Liczba osób uczestniczących w nabożeństwach spada. Wielu nie uczęszcza na mszę w niedzielę. Sakrament pokuty jest zaniedbywany przez zdecydowaną większość katolików. Istnieje poważny niedostatek powołań do kapłaństwa i życia zakonnego.

Niemoralne zachowanie katolików, zarówno świeckich, jak i duchownych, jest powodem skandali i odejść. Pod tym pojęciem rozumiem nie tylko seksualne nadużycia wobec nieletnich, które w ostatnich latach były tak szeroko nagłaśniane, lecz także seks pozamałżeński, aborcję, rozwody, alkoholizm, branie i sprzedawanie narkotyków, przemoc w rodzinie, zniesławianie oraz skandale finansowe, takie jak fałszowanie ksiąg i malwersacje. Moralność katolików nazbyt często jest niższa niż standardy powszechnie przestrzegane przez protestantów i niewierzących.

O kierownictwie biskupów

W oczywisty sposób te i podobne reformy powinny być podejmowane pod kierownictwem biskupów. Niestety, prestiż biskupów jest dzisiaj wyjątkowo niski. Zdarza się, że panuje obcość między biskupami a księżmi. W niektórych miejscach świeccy organizują się przeciwko biskupom i starają się za pomocą presji podatkowej i krytyki w mediach przeprowadzić to, co uważają za reformy. Sytuacja taka sprzyja powstawaniu nowych problemów, które także domagają się reform. Nie można zmusić Kościoła do tego, by funkcjonował jak wspólnota polityczna, w której przeciwstawne partie rywalizują o pierwszeństwo.

Poczucie alienacji między różnymi grupami w Kościele może częściowo wynikać z mechanizmów wprowadzonych po II soborze watykańskim. Sobór wyniósł biskupstwo do wcześniej niespotykanego poziomu władzy i odpowiedzialności. Żadna normalna osoba nie jest w stanie być natychmiast głównym nauczycielem, czołowym mistagogiem i głównym administratorem dla milionów katolików, odpowiedzialnym za wiele parafii, szkół, uniwersytetów, szpitali i organizacji charytatywnych. Od biskupów oczekuje się także, aby stale konsultowali się z radami duszpasterskimi oraz radami kapłańskimi. W ramach diecezji biskup ma pełnię władzy ustawodawczej, sądowniczej i wykonawczej.

Oprócz zadań w ramach własnych diecezji biskupi regularnie biorą udział w obradach i decyzjach krajowej konferencji episkopatu, do której należą, w niektórych zaś wypadkach także w pracy jednej lub więcej spośród jej rozlicznych komisji. Niektórzy z nich są również zaangażowani w rządzenie Kościołem powszechnym. Od czasu do czasu pracują dla kongregacji watykańskich i uczestniczą w synodach biskupów. Nic dziwnego, że zdarzają się im niepowodzenia w kierowaniu niektórymi zadaniami księży i innego personelu.

Zgodnie z opisem obowiązków w oficjalnych dokumentach biskup powinien być człowiekiem o wysokiej kulturze, mocnym w wierze, stałym w ortodoksji, powinien być wzorem świętości, mieć prawdziwie ujmującą osobowość, być zdolny ocenić talenty i słabości innych, być uzdolniony w zarządzaniu dużymi korporacjami i prowadzeniu polityki fiskalnej, powinien być elokwentny na ambonie, nieustraszony wobec krytyki, niezmordowany i zawsze opanowany. Czy mamy w Stanach Zjednoczonych dostateczną liczbę księży, którzy mają wszystkie te cechy? Wielu z tych kandydatów, którzy są wynoszeni do godności biskupów, wydaje się ludźmi o zwykłych zdolnościach, życzliwymi i pracowitymi, lecz niezdolnymi do spełnienia prawie nadludzkich zadań swego urzędu. Ponoszą oni ryzyko tego, że pod ciężarem mogą załamać się moralnie, psychicznie i duchowo. Tak więc jako podstawowy problem natury strukturalnej, któremu należy poświęcić szczególną uwagę, wskazałbym urząd biskupa. Co można zrobić, aby przywrócić najważniejszą pozycję kapłańskiemu i pasterskiemu posługiwaniu biskupów?

W tym kontekście należy zastanowić się nad relacjami między księżmi a świeckimi. Podział ról w jasny sposób sformułowany przez II sobór watykański, może być naruszony przez obie strony. Biskupi w swojej gorliwości do udzielania bezpośrednich pasterskich wskazówek dotyczących każdej kwestii i kontrolowania wszystkiego, co dzieje się w ich diecezji, naruszają czasami właściwe kompetencje świeckich, których zadaniem jest przełożenie Ewangelii na okoliczności rynku, zawodów i życia politycznego. Świeccy zaś powinni rozumieć, że nauczanie doktrynalne, pasterskie rządy i przewodniczenie liturgii to zadania zwykle zarezerwowane dla osób, które otrzymały święcenia, szczególnie zaś dla papieża i biskupów.

W samym Kościele świeccy mają określone prawa i obowiązki jako osoby uczestniczące na mocy chrztu w potrójnym urzędzie Chrystusa: proroka, kapłana i króla. Ich talenty powinny być wykorzystane dla dobra Kościoła. Chociaż ustrój Kościoła katolickiego nie może być kongregacyjny, członkowie zgromadzenia mogą wnieść pozytywny wkład, szczególnie tam, gdzie potrzebne są ich zawodowe umiejętności i doświadczenie. Istnieją wszelkie powody, aby głos wiernych został wysłuchany pod warunkiem, że nie pochodzi on z przeciwstawnej pozycji stanowiącej część planu przejęcia władzy.

Sugeruję więc, że potrzeba ogromnego namysłu i prawdopodobnie pewnej dozy eksperymentu, aby znaleźć właściwą drogę pośrednią między klerykalizmem a zlaicyzowaniem. Istnieje już wiele struktur wzajemnej współpracy: synody plenarne, synody diecezjalne, rady diecezjalne i parafialne oraz komisje. Nowe struktury nie wydają się konieczne. Często poprzez nieformalne konsultacje da się osiągnąć więcej niż przez oficjalne spotkania.

W celu osiągnięcia udanej współpracy należy w sposób jasny rozgraniczyć zadania księży i świeckich. Wszędzie tam, gdzie funkcje te są pomieszane, pojawiają się nieporozumienia, napięcia i konflikty. Udana współpraca może pomóc zmniejszyć nadmierny ciężar odpowiedzialności, który spoczywa obecnie na biskupach.

* * *

Idea reformy jest tak stara jak chrześcijaństwo. Reforma z definicji jest rzeczą dobrą i często potrzebną, zarówno na poziomie osobistym, jak i instytucjonalnym. Jednak historia uczy nas, że reforma może być błędnie pojmowana lub pochopna. Jedynym rodzajem reformy, którą Kościół powinien brać pod uwagę, jest taka reforma, która opiera się na autentycznie chrześcijańskich i katolickich podstawach. Pismo Święte i tradycja katolicka stanowią tu niezbędne kryteria. Wszyscy, którzy proponują kościelne reformy, powinni od samego początku dać jasno do zrozumienia, że w szczery sposób akceptują te zasady. W przeciwnym wypadku nie należy ich zapraszać do udziału w tym procesie.

Tam, gdzie istniejące instytucje okazują się w sposób oczywisty niedoskonałe, należy rozważyć reformę instytucjonalną. W dłuższej perspektywie jest ona jednak mniej ważna i owocna niż reforma osobista, która wymaga oczyszczenia serca z dumy, zmysłowości i żądzy władzy. Tam, gdzie istnieje duch pokory i miłości połączony z mocną wiarą i surową samodyscypliną, reforma instytucjonalna staje się natychmiast mniej nagląca i łatwiejsza do osiągnięcia.

Jaskółki
Poruszając się radośnie
Tam i z powrotem
Ponad łąką
Szybko jak myśli
Wyprzedzając jeden drugiego,
Niebieskopiórzy tkacze
W letni dzień —
My, obciążeni
Wspomnieniami grzechu,
Patrzymy z zazdrością.

John McElroy

przeł. Krzysztof Warchoł

Artykuł opublikowano w numerze 135 miesięcznika First Things z sierpnia/września 2003 roku. Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Prawdziwa i fałszywa reforma Kościoła
kard. Avery Dulles SJ

(ur. 24 sierpnia 1918 r. w Auburn, Nowy Jork – zm. 12 grudnia 2008 r. w Bronksie, Nowy Jork) – amerykański duchowny katolicki, jezuita, teolog, kardynał. Pochodził z rodziny znanych polityków amerykańskich; jego ojcem był...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze