„Polecałem się Najwyższej Opatrzności”

„Polecałem się Najwyższej Opatrzności”

Oferta specjalna -25%

Listy starego anioła do młodego

0 opinie
Wyczyść

20 września 1797 roku Faustyn Ciecierski, przeor klasztoru Świętego Ducha w Wilnie, został aresztowany. Władze carskie rozszyfrowały asocjację wileńską dążącą do przywrócenia niepodległości, której dominikanin był członkiem. Po przeprowadzeniu śledztwa Ciecierski został skazany na ciężkie roboty w Nerczyńsku.

Faustyn Ciecierski 1 (1760–1833) dominikanin, zesłaniec był człowiekiem uznanym i szanowanym, cieszącym się zaufaniem społeczeństwa wileńskiego. Był tam, gdzie byli ludzie ze swymi troskami i problemami, tam, gdzie radzono o wyzwoleniu Ojczyzny, wreszcie tam, gdzie przełożeni uznali, że najlepiej będzie służył Temu, który go powołał. Był wybitnym pedagogiem, wielokrotnie pełnił funkcję przeora, dwukrotnie był prowincjałem dominikanów na Litwie i Białej Rusi. Pozostawił po sobie niezwykle ciekawe dzieła m.in.: Pamiętnik, Dziennik wizytatora i niesłusznie uznaną za zaginioną Historia Domestica 2, będącą kontynuacją Kroniki Litewskiej, której dominikanin jest współautorem. Najbardziej znany jest napisany piękną polszczyzną Pamiętnik opisujący zesłanie o. Faustyna na Syberię w latach 17971801.

Nieludzki proces

W nocy 20 września (1 października według kalendarza gregoriańskiego) 1797 roku Ciecierski, wówczas przeor klasztoru Świętego Ducha w Wilnie, został z niego zabrany. Władze carskie rozszyfrowały asocjację wileńską dążącą do przywrócenia niepodległości, której dominikanin był członkiem. W ciągu następnych tygodni aresztowano i osadzono w klasztorze Bazylianów pozostałe osoby należące do asocjacji. Przesłuchiwał je wicegubernator wileński Iwan Gieorgijewicz Fryzel. Do przeprowadzenia śledztwa przysłano specjalnie z Petersburga księcia Nikołaja Wasiliewicza Repnina 3. Wytypowano 21 oskarżonych, aby postawić ich przed senatem sędziów w Petersburgu. Wśród nich był ojciec Ciecierski i jego przyjaciele. Więźniowie, pilnie strzeżeni, zostali przewiezieni kibitkami (szerokie, kryte wozy na kołach lub płozach) do Petersburga. Pierwsza kibitka rozpoczęła podróż 28 października 1797 roku. Droga wiodła przez Kowno, Szawlaj, Mitawę, Rygę, Dorpad, Jamburg, Narwę. Przybyli na miejsce 13 listopada. W Petersburgu odbyło się nowe śledztwo, któremu przewodził książę Aleksiej Borysowicz Kurakin – generał prokurator. Skazano 12 uczestników spisku. Uznano, że ich postępowanie jest godne kary śmierci. Postanowiono suspendować księży, a pozostałych pozbawić godności szlacheckiej i rangi – sprawowanych funkcji i tytułów, a także napiętnować ich twarze i wydrzeć im nozdrza.

Dwa dni po wysłuchaniu aktu skazującego księży: Ciecierskiego, Dombrowskiego i Ziółkowskiego, zawieziono do kościoła. Do tego momentu łudzili się, że nie zostaną pozbawieni władzy wykonywania święceń kapłańskich. Dokonał tego metropolita Siestrzeńcewicz w asyście prałata Dederki i ks. Dydzińskiego.

Jakież było moje zdziwienie, kiedym postrzegł ubierającego się uroczyście metropolitę Siestrzeńcewicza i kiedy zastępujący miejsce instygatora duchownego przeczytał imiona nasze i niby wyrok duchowny, w którym donosi, że rzeczone osoby czekają zdjęcia charakteru kapłańskiego. (…) Na pierwszą przemowę metropolity czytaną z księgi ceremoniałów kościelnych lunęły mi ryczałtem łzy z oczu. (…) Zdarli więc z nas ubiory kapłanów, wycierali ręce poświęcone dla służby Boga, odpychali od Jego ołtarzów, wepchnęli w stan cywilny i oddali zwierzchności świeckiej. (…) O! to była dla nas kara najokrutniejsza, w mojem wyobrażeniu nie było nic tak ciężkiego, jak ten metropolity postępek. (…) Pierwsze: mógł Siestrzeńcewicz inaczej postąpić. Drugie: powinien był nawet metropolita. Trzecie: ani rząd, ani stan rzeczy takiej solenności w postępowaniu nie wymagał 4.

Po tej wstrząsającej ceremonii skazańcy przeszli z kościoła na plac. Tam był wystawiony dla nich szafot – drewniane rusztowanie, na którym dokonywano publicznych egzekucji. Nieporuszeni bohaterowie oczekiwali wykonania wyroku. Spotkało ich zaskoczenie – Paweł I złagodził orzeczenie senatu, darował więźniom piętnowanie twarzy, wydarcie nozdrzy i oćwiczenie knutem, a karę śmierci zamienił na dożywotnią katorgę – ciężkie roboty w kajdanach w Nerczyńsku. Nie było to nic nowego w praktyce postępowania z oskarżonymi. Prawo w Rosji nie miało wymierzać sprawiedliwości, lecz było w ręku cara narzędziem zastraszania i poniżania. Miało ono ukazywać zależność. Stąd m.in. częste amnestie i akty łaski 5.

Droga na Sybir

Od tego momentu do powrotu Faustyna Ciecierskiego z zesłania kończą się dane historyczne na temat jego losów. Jedynym informatorem pozostaje sam autor Pamiętnika. Trudno tu mówić o faktach. Być może niedługo zmienią to badania historyków przeglądających materiały stopniowo udostępniane w archiwach 6.

Postaram się przedstawić doświadczenia, emocje człowieka, który przeżył Sybir – niepewnego jutra, skazanego na wolę oprawców. Pomocą w tej wyprawie będą prace naukowców zajmujących się badaniem losów osób zesłanych na Sybir. Dzięki nim można pełniej zrekonstruować pobyt na zesłaniu i zobiektywizować obraz nakreślony we wspomnieniach.

Po akcie łaski skuto prawą nogę Ciecierskiego z lewą nogą księdza Dombrowskiego. Ich sytuacja zdawała się jeszcze nie najgorsza, gdyż:

Były dwa sposoby łączenia kilku osób łańcuchami: albo na ręce sześciu więźniów zakładano obręcze, do których przytwierdzane były łańcuchy, drugim końcem zaczepione przy metalowym pręcie, albo na szyje czterech osób wkładano obroże z łańcuchami zaczepionymi na jednym kółku 7.

Pamiętać trzeba, że wtedy kajdany ważyły około ośmiu kilogramów.

Z trudem doszli do czekającej na nich kibitki, trwali tam tak długo, aż zostali skuci pozostali skazańcy. Wreszcie ruszyli w dalszą drogę, w kierunku Moskwy. Nie każdy mógł podróżować kibitką. Przywilej ten mieli duchowni i szlachta. Używając pojazdów konnych, można było przejechać około 170 km na dobę 8. Jechali bez postoju, w silnym mrozie, głodni. Zatrzymali się w Nowogrodzie, następnie w Twerze, skąd dojechali do Moskwy. Na trasie podróży stały budynki etapowe. Najczęściej były to drewniane domy, w których znajdowały się cztery kazamaty. W pierwszej spali kajdaniarze, w drugiej – „posieleńcy” (osiedleńcy pod nadzorem policyjnym), trzecią zajmowali skazańcy, którzy podróżowali z rodzinami, a czwartą kobiety. Jako miejsce do spania służyło wyłożone słomą klepisko 9.

Na etapie następował całodzienny odpoczynek, wydawano gorące posiłki, przeglądano ekwipunek. W praktyce etapy nie były tak regularne: dzieliło je od 130 do 330 km albo od 5 do 10 dni. (…) Kiedy zezwolono wszystkim na jazdę wozami, całodzienne postoje na półetapach zlikwidowano i trwały one tylko tyle, ile trzeba było na zmianę koni 10.

Dalsza droga wiodła przez Niżny Nowogród, kraj Czeremisów do osady Czuwaszów. Stamtąd w wigilię Bożego Narodzenia dotarli do Kazania. Tam znajdował się kolejny punkt zborny.

(…) przez ówczesnych Europejczyków miasto było uważane „za przedsionek Syberii, w którym kończył się świat europejski i z którego nie można było uciec” 11.

Więźniowie byli „zawsze głodni, zawsze niewyspani, zawsze ciężarem łańcuchów znużeni” 12, dręczeni przez feldjegrów, to znaczy kurierów. Podczas podróży skazani najczęściej sami troszczyli się o pożywienie. Czasami pomagał im eskortujący ich żołnierz. Na ciepły posiłek mogli liczyć zazwyczaj tylko na etapach. W czasie drogi musieli zadowolić się suchym prowiantem. Nie można było mieć przy sobie pieniędzy. Zesłańcy część ich dawali w depozyt oficerowi, a resztę ukrywali przed zachłannością nadzorców i złodziei. Oficerowie rosyjscy mieli nakaz kulturalnego zachowania się wobec więźniów. Żołnierze pochodzący z ludu czuli respekt przed ludźmi wykształconymi, pochodzącymi z wyższych klas. Jednak traktowanie więźniów zależało często od konkretnego nadzorcy. O ile było to możliwe, oficerowie i zesłańcy próbowali wypracować metodę umożliwiającą im wspólną egzystencję.

Jeśli więźniowie nie naruszali podstawowych reguł, to unikali dotkliwych kar i dodatkowych udręczeń, jakie źle nastawiony do nich konwojent mógłby sprawić. (…) Jeśli układ został zerwany na przykład z powodu czyjejś ucieczki, wtedy konwojenci stawali się bezlitośni. Na trasie oficer był panem życia i śmierci powierzonych mu ludzi i mógł wyznaczać kary dyscyplinarne: dodatkowe zakucie, pozbawienie prawa do ciepłego posiłku czy wrzątku, do miejsca na wozie, chłostę. Dobroć i humanitaryzm konwojentów oceniana była na podstawie tego, czy brali oni pieniądze w zamian za ulgi 13.

Konwoje były zazwyczaj dobrze zorganizowane. Wybierano funkcyjnych odpowiedzialnych za zakup wody, świec, pożywienia.

„Osobliwością rosyjską było miłosierdzie, okazywane pędzonym na Sybir zesłańcom i katorżnikom” 14. Miejscowa ludność dawała im pożywienie, czasem pieniądze. Ten fakt potwierdza w swych pamiętnikach wielu zesłańców.

Droga prowadziła przez Tobolsk. Przejechali „całą przestrzeń, która leży między rzeką Irtyszem, Obą, Jeniseją, aż do Angary, wpadającej w Lenę, a następnie w lodowate morze” 15 i 5 stycznia 1798 roku dojechali do Irkucka. Odległość z Moskwy do tego miasta wynosi 6,4 tys. kilometrów. Czekała ich przeprawa przez Bajkał – jezioro, którego szerokość wynosi 48 kilometrów. Zatrzymali się w wiosce za Irkuckiem, aby rozeznać, czy lód jest na tyle gruby, by po nim bezpiecznie przejechać. Tam spotkali „garbusa rodem z Berdyczowa” 16, dawnego żołnierza, którego opowieść przepiękną polszczyzną opisał Faustyn w swoim Pamiętniku. Zaopatrzeni przez niego na dalszą podróż, prowadzeni przez szybkie, daurskie konie, pomimo popękanych warstw lodu, który co jakiś czas usuwał się spod końskich kopyt, i wytryskującej często spod kół kibitek wody, przejechali niebezpieczny Bajkał. Zatrzymali się w Udyńsku, blisko granicy z Chinami. Stąd wraz z tłumaczem udali się w kierunku buriackich stepów (Płaskogórze Buriackie). Spotkanie z Buriatami zadziwiło Faustyna. Do tej pory po przekroczeniu Jeniseju dostrzegał tylko zmiany w przyrodzie, tutaj natomiast „cała natura wydawała nam się być zmienioną” 17. Śmieszyły go wygląd, język, głos, ubiór i mieszkania Buriatów. Okazali się ludźmi bardzo prostymi, ale o wielkim sercu. Niestety, piękna buriacka równina szybko przemieniła się w „góry wyniosłe, skały urwiste, drzewa posępne, lody nigdy nie stopniałe”, które „były nowemi przedmiotami wzrokowi przestraszonemu” 18. „Obywatel tutejszy jest to przysłany z głębi Rosji złoczyńca, rzadko gdzie widzieć z całym nosem człowieka. (…) Często widzieć można głowę bez nosa i prochem po piętnie wypalonem obsypaną” 19. Ten przerażający obszar zamieszkiwali otwarci, prości Tunguzi.

Miejsce zsyłki

Jadąc wzdłuż granicy z Chinami, 28 stycznia 1798 roku, po 59–dniowej podróży skazańcy dotarli do Wielkiego Nerczyńskiego Zawodu, nad rzekę Altaczę. Kopalnie i zakłady przemysłowe za Bajkałem, znajdujące się w Nerczyńskim Okręgu Górniczym, były na przełomie XVIII i XIX wieku najbardziej znanymi miejscami zsyłki.

Stanęli przed domem, którego „zewnętrzny kształt nie mógł pozostawić wątpliwości, że to nie jest przybytek uciech i wygód” 20. Zajął się nimi Makarow, generalny górniczy policmajster. Pozwolił się im ogolić, co po tak wyczerpującej podróży było wielką radością. Dopiero teraz dostrzegli, jak bardzo zmienił się ich wygląd, przypominali „pięć trupów ruchawych” 21. Nocą ruszyli w kierunku Rudni i Górnej Kantory. Kiedy zakończyli podróż, Faustyn zorientował się – widząc w budynku, do którego weszli, obraz Matki Bożej Bolesnej – że dojechali na miejsce, które widział we śnie w Tobolsku. Po ich przybyciu podszedł do nich major komenderujący robotami. Po sprawdzeniu, który z zesłanych zna niemiecki, zadecydował, że Faustyn pozostaje w Górnej Kantorze, a ks. Dombrowski jedzie do Błahodacka.

Faustyn, przekupując pilnującego go żołnierza, zbierał informacje o miejscu, w którym się znajdował. Najbardziej interesowało go jednak, co się dzieje z jego przyjaciółmi. Od strażnika dowiedział się, że ich niewola jest jedną z najcięższych. Górna Kantora okazała się ośrodkiem, do którego napływały raporty ze wszystkich miejscowości tego rejonu, gdzie znajdowali się zesłańcy. Serb, który chodził po chleb z Górnej Kantory do Błahodacka, przekazywał wiadomości od Ciecierskiego do Dombrowskiego. Najbardziej przysłużył się im młody komisarz błahodacki, Kaurygin. Za jego pośrednictwem mogli się porozumiewać również z pozostałymi skazanymi. Komisarz uświadomił im, że znajdują się blisko granicy chińskiej. Ta wiadomość rozpaliła w zesłańcach na nowo marzenia o ucieczce, którą przygotowali podczas drogi na Sybir 22. Wiadomo, że w tym okresie pisywali do siebie nawzajem listy, ale prawdopodobnie były one w większości natychmiast niszczone, by zapobiec ewentualnym represjom. Skazańcy polityczni mieli zakaz prowadzenia korespondencji.

Żal po rozstaniu z przyjaciółmi nie dawał Ciecierskiemu spokoju. Najbardziej niepokoił go los towarzyszy. Do cierpień duchowych dołączyły fizyczne – ból w piersiach uniemożliwiał oddychanie. Podejrzewał, że był to skutek podróży, i obawiał się konsekwencji. Niebawem stan jego zdrowia się polepszył. Zaraz został wezwany do naczelnika, który chciał poznać przyczyny zesłania Faustyna i jego przyjaciół. Więzień przedstawił mu swój pogląd na tę sprawę.

Literatura rosyjska przekazuje nieciekawy obraz administracji rosyjskiej. Do pracy na Sybirze często zgłaszali się ludzie niecieszący się zbyt dobrą sławą. Nie była to na szczęście cała prawda o tamtejszych urzędnikach. Oprócz rozpustników, pijaków i sadystów, znajdowali się wśród nich ludzie uczciwi, wykształceni, kulturalni. Często los zesłańców zależał od tego, pod czyją opiekę trafili. Jak w każdej grupie, najwięcej było osób letnich – nie uprzykrzały celowo życia więźniom, ale również nie były dla nich ani wsparciem, ani pomocą. Plagą wśród funkcjonariuszy były przekupstwo i chciwość.

Po kilku dniach pobytu w miejscu swojego przeznaczenia Ciecierski został zaprowadzony przez nadzorcę do wytwórni świec górniczych. Z powodu słabości organizmu nie był zdolny do zniesienia warunków, które panowały w fabryce. Zapłacił, aby inni wykonywali za niego pracę.

Szkoła przetrwania

Zsyłka była dla dominikanina wielką szkołą życia. Brak pracy i dostępu do książek powodował, że czas płynął Faustynowi bardzo powoli. Był człowiekiem, który nie potrafił zbyt długo usiedzieć w bezruchu, dlatego zainteresował się leżącymi koło jego domu kamieniami. Stwierdził: „To były moje księgi” 23. Zaczął je kolekcjonować, oglądać, badać, porównywać. Wkrótce jego mieszkanie stało się „gabinetem” pełnym cudów natury 24. Poprosił żołnierza, który go pilnował, by za dość znaczną sumę pieniędzy zdobył dla niego książki mówiące o kamieniach. Żołnierz przyniósł mu O górniczych robotach Iwana Andriejewicza Szlattera i Mineralogię Aksela Frederika Cronsteda 25. Faustyn nie znał jeszcze rosyjskiego, więc żołnierz stał się jego nauczycielem. Nauka odbywała się podczas czytania lektur.

Kamienie okazały się również świetnymi narzędziami do pisania. Odpowiednim materiałem do tego były szyby okienne. Faustyn mógł na nich pisać, ile dusza zapragnie. Nikt nie znał tu polskiego, więc swobodnie wyrażał swoje myśli, ukazywał sytuację i emocje. Było to miejsce, w którym w pełni mógł ukazać swoją samotność i związany z nią ból.

Pierwszego lutego 1798 roku według kalendarza ruskiego, czternaście dni po przyjeździe, Ciecierski otrzymał pierwszą pensję – 70 kopiejek. Nadzorca obliczył, że nadto ma dług półtora rubla, który zostanie potrącony w przyszłym miesiącu. Tego typu absurdalne sytuacje zdarzały się później bardzo często.

W przeciwieństwie do dni, noce bywały mniej spokojne. Bynajmniej nie z powodu natarczywości urzędników carskich. „Gromady (…) zgłodniałych pluskw i wszy i innego tam obficie panującego gadu, poczęły przybyłego nawiedzać gościa”. Ciecierski tak relacjonuje swoje nocne boje: „Obsypały mnie zaraz całego, rzucałem garścią z ciała mojego te naprzykrzone zwierzątka, ocierałem się bezustannie: twarz moja cała była skrwawiona i ciało” 26.

Pewnego dnia nadzorca Mielnikow kazał mu pójść ze sobą w góry. Dla Faustyna była to ciężka wyprawa, gdyż po chorobie i długim przebywaniu w jednym miejscu miał spore trudności z chodzeniem. Widok, który ujrzał Ciecierski po wejściu na górę, był przerażający:

Na pierwszym wstępie postrzegłem ludzi zupełnie nagich lub najpodlej ubranych, co na powierzchnich wałkach rudę wyciągali z lochów podziemnych. Bezustanna ich praca mimo srogiego mrozu poty im wyciskała obfite 27.

Oficer zadecydował, że idą dalej, w głąb kopalni. Przestraszyło to Faustyna, gdyż pomyślał, że będzie musiał tam zostać. Doszli do sztolni – poziomego lub lekko nachylonego wyrobiska korytarzowego, prowadzącego ze stoku góry ku wnętrzu, do złóż kopaliny użytecznej. Ból nóg spowodował, że Faustyn nie był w stanie pójść w dalszą drogę, dlatego powrócili do rudnika.

Wkrótce Mielnikow został przeniesiony, a na jego miejsce przybył Jakow Emilianowicz Szystow – człowiek starannie wykształcony, znający wiele języków. Rekomendacja odchodzącego oficera i osobista rozmowa z dominikaninem spowodowały, że nowy nadzorca polubił Ciecierskiego. Pewnego razu zaproponował Faustynowi wyprawę w głąb ziemi. Wrodzona ciekawość i zaufanie do nadzorcy pozwoliły Ciecierskiemu przezwyciężyć strach i opór przed tym okropnym miejscem. Przez sztolnię weszli do szachty, której długość wynosiła trzysta łokci, czyli 172,80 m. Oczom Faustyna ukazał się równie radosny, jak i straszny widok – znalazł się we wnętrzu ziemi. Poruszało go tu i zachwycało wszystko, co stworzyła natura, jednak jego przerażenie wzbudzały dobiegające odgłosy i cienie ludzkie przesuwające się w nikłym świetle świec.

Najwyższa Opatrzność

Ciekawość została przez Ciecierskiego okupiona poważną chorobą. Dochodziło do tego wycieńczenie organizmu, przeziębienie, ale także nostalgia za normalnością. Pisze, że był coraz słabszy, stracił mowę. Jego jedynym posiłkiem był chleb i woda. Tylko umysł pozostawał sprawny. Tym razem był pewien, że to ostatnie dni życia na ziemi. Cieszył się, że udręka dobiega końca. Po dziewięciu dniach stracił przytomność. Żołnierz i majster świeczny opiekowali się nim. Wieczorem ze zdziwieniem Ciecierski stwierdził: „Ja żyję jeszcze, żyję, choć już jak po umarłym roje owadu pełzają bez najmniejszej przeszkody” 28. Jedenastego dnia Faustyn czuł się już lepiej. Udział w tym miała pewna staruszka z Kijowa przybyła na Syberię za swoim mężem, która przysłała choremu gotowane jagody. Był to pierwszy posiłek, którego smak poczuł. Po raz kolejny stwierdził: „Byłbym najniespokojniejszym, gdybym ufności nie pokładał w nieprzebranej Najwyższej Opatrzności” 29. Bóg był dla Faustyna jedyną ostoją i ratunkiem pośród nieszczęść, oddzielenia od przyjaciół. Jeśli Jemu się spodobało, by tak wyglądało życie dominikanina, on przyjmował Jego wolę… Od tego czasu Faustyn więcej nie chorował.

Sen o wolności

Był koniec kwietnia 1798 roku. Mijała najsroższa pora roku i rozpoczynała się wiosna. Dla Ciecierskiego spędzanie czasu w jednym miejscu stawało się trudne do wytrzymania. Żołnierz wyprosił u oficera, by Faustyn mógł spacerować po dolinach. Pełen ufności dziękował Bogu za swoje położenie. Jedynie tęsknota za posługą kapłańską i nieobecność bliskich mu osób rodziły w nim smutek. Były to dla niego tak bolesne myśli, że za każdym razem wywoływały łzy i ogromne przygnębienie. Postanowił nie załamywać się i oddalał od siebie niepokojące wspomnienia.

Po sześciu miesiącach pobytu Ciecierskiego na zesłaniu – można przypuszczać, że było to między lipcem a sierpniem 1798 roku – wydano rozporządzenie o lżejszym traktowaniu więźniów.

Amnestie, akty łaski i nowelizacje praw były liczne i polegały przeważnie na skracaniu terminu katorgi i przymusowego osiedlenia, zmieniały też jego miejsce. Z drugiej zaś strony karę przedłużano tym, którzy próbowali uciekać lub popełnili jakieś inne wykroczenie. Niezależnie od amnestii, w XIX wieku formalne szanse opuszczenia Syberii miało około 60% zesłańców (…). Dopełnienie tej szansy zależało od możliwości przeżycia na Syberii i od praworządności lokalnej administracji. Unicestwić ją mogły wykroczenia popełnione w czasie odbywania kary oraz bałagan administracyjny, choćby zagubienie niezbędnych papierów. Szansa powrotu wzrastała, gdy ogłaszano amnestię, co zdarzało się w Rosji dosyć często 30.

Ułaskawienie objęło również o. Faustyna i ks. Dombrowskiego. Mogli znaleźć dla siebie nowe kwatery, pozwolono im swobodniej się poruszać oraz zniesiono nadzór żołnierzy. Okazało się, że sytuacja ta ma dobre i złe strony. Wielką radością była możliwość zobaczenia się z przyjacielem, natomiast życie na własny rachunek okazało się niełatwe. Faustyn pozwala sobie na czarny humor: „Nikt nie uwierzy, co to za bieda, już sądziłem, że lepiej pod aresztem siedzieć, tam przynajmniej o nic się starać nie potrzeba” 31. Potwierdzają to relacje innych zesłańców. Często powtarzali opinię, że „prawdziwa katorga” zaczynała się dla nich na osiedleniu, gdy sami musieli troszczyć się o mieszkanie, pracę i pożywienie. Na osiedleniu zesłaniec tylko pozornie odzyskiwał wolność. Nadal pozostawał pod kontrolą, mógł poruszać się tylko w wyznaczonych granicach. Był pozbawiony wielu praw.

Ciecierski ciągle myślał o kontakcie z Dombrowskim. Nadarzyła się ku temu okazja. Było to ich pierwsze widzenie od pół roku. Szczęścia dopełniały myśli o ucieczce, którą planowali już podczas drogi na Sybir. Najważniejsze, co musieli uczynić, to zdobyć zaufanie urzędników carskich, by dzięki niemu uzyskać więcej swobody otwierającej drogę do wolności. Od tego czasu, stosując wszelkie środki ostrożności, spotykali się w górach codziennie. Z obawy przed odkryciem ich tajemnicy ciągle zmieniali miejsce. Był to czas, w którym wspólnie modlili się, polecali Bogu zmarłych. Nie zawsze udawało im się pozostać niezauważonymi. Po kilku niebezpiecznych sytuacjach, których doświadczyli, szukali sposobu, by móc spotykać się legalnie. Kolejnym punktem realizacji planu było kupno gospodarstwa. Udało się to Dombrowskiemu i mieszkającemu z nim Ormianinowi. Niedługo po tym Ciecierski dostał dom skarbowy.

Polacy, dzięki swej kulturze i prawości, zaskarbili sobie zaufanie oficerów. Sprawiło ono, że Ciecierski udał się wreszcie do Duczarska, w którym znajdował się Stanisław Judycki. Faustyna martwiło, że minął rok od momentu, kiedy widział się z nim po raz ostatni. Można przypuszczać, że trwała zima 1798/1799. Ojciec Ciecierski z radością pisze, że Judycki, który był człowiekiem bardzo młodym i delikatnym, przywykł do trudów życia.

W tym czasie Ciecierski był nauczycielem córki pułkownika Kolegowa. Badania historyków potwierdzają, że więźniowie wykonywali wiele prac, których zabraniały im przepisy. Elżbieta Kaczyńska pisze, że nie było im wolno pełnić jakichkolwiek funkcji pedagogicznych. W przypadku Ciecierskiego, podobnie jak w wielu innych, teoria mijała się z praktyką. Za cichą zgodą gubernatora zesłańcy udzielali korepetycji, wychowywali dzieci i młodzież z zamożnych domów 32.

Dom Kolegowa dotknęło jednak nieszczęście: z kasy imperatorskiej, której był dozorcą, znikły pieniądze i pułkownik został aresztowany, a jego majątek spisany. Ciecierski, chcąc pomóc swoim dobrodziejom, odważnie wynosił i ukrywał cenne przedmioty z ich dobytku. W pewnym momencie do domu dotarł sierżant, który przyniósł dokument z rozkazami naczelnika. Według listu Faustyn i jego towarzysze mieli być z powrotem zakuci w kajdany i wywiezieni. Ciecierski zachował rozwagę i spokój, mimo że nie wiedział, z jakiego powodu został aresztowany. Pożegnany przez wszystkich pojechał z żołnierzami do Błahodacka. Tam zażartował sobie jeszcze z Dombrowskiego, który nie domyślił się, co sprowadziło Ciecierskiego. Obaj z dużym spokojem wsiedli na sanie. Pomni na doświadczenia wileńskie, postanowili milczeć i do niczego się nie przyznawać. Po przyjeździe do zawodu rozwieziono zesłańców po kwaterach, gdzie spędzili noc. Następnego dnia Faustyn dowiedział się od pilnującego go żołnierza, że wszyscy cudzoziemcy zostali aresztowani. Był prawie pewny, że wydał się ich plan ucieczki. W końcu została wyjaśniona przyczyna nagłych aresztowań. Kobieta zamieszana w zniknięcie pieniędzy z imperatorskiej kasy, chcąc wyjść z opresji, wmieszała wielu ludzi w swe intrygi i okłamała naczelnika, że Polacy są w zmowie i pragną uciec do Chin. Ta wiadomość spowodowała szybkie działania. „W rządzie rosyjskim najmniejsze podejrzenie jest powodem do prześladowania oskarżonych osób” 33. Po miesiącu od aresztowania Polacy zostali zwolnieni, gdyż konsekwentnie zaprzeczali wszystkiemu, co chciano im wmówić. Ta historia zakończyła się dla nich kolejnymi przenosinami w różne miejsca.

Iwan Iwanowicz Czerniczyn – naczelnik Nerczyńskiego Okręgu Górniczego chciał, by Faustyn został nauczycielem jego syna. Pracując przez rok z młodzieńcem, Ciecierski udoskonalił swoją znajomość mowy i pisma rosyjskiego na tyle, że swobodnie uczył innych.

Nowe obowiązki sprawiły, że dominikanin mógł poruszać się swobodniej. Miał możliwość kontaktowania się z przyjaciółmi. Po pewnym czasie Czerniczyn został aresztowany z powodu różnych intryg. Po aresztowaniu naczelnika domowa szkoła przestała istnieć. Nauczyciele stali się stróżami izb roboczych. Faustynowi przypadło pilnowanie szkoły. Cenił wolność i spokój bardziej niż dobra materialne. Wynajął stróża, sam zajmując się włóczęgami po górach. One dawały mu poczucie wolności, stąd widział odległą o sześć wiorst (6,4 km) granicę chińską – symbol końca niewoli. Na duchu podtrzymywała go tylko wierność obietnicom, które złożył przyjaciołom. Nauczyciel ze szkoły go nękał, by podjął zleconą mu pracę. Jedynym wyjściem z opresji okazało się przyjęcie pracy nauczyciela domowego u oficera Czernikowa. Miał kształcić syna oficera, Piotra Michajłowicza, wnuka Jerzego Barbot de Marnis – Francuza, naczelnika zakładów nerczyńskich, poznanego na zesłaniu, którego Faustyn bardzo cenił. Zakończyło to na jakiś czas nieszczęścia zakonnika. Miał pod dostatkiem pożywienia, co pozwalało mu dzielić się z innymi. Ku radości o. Faustyna oficerski syn nabył ogłady i „żadnego ubogiego nie opuścił, za którym by się do rodziców nie wstawił” 34. Praca z młodzieńcem przywróciła siły również Faustynowi. Miejscem, w którym dominikanin szczególnie wzmacniał ducha, była bogata biblioteka Barbota. Na nowo radował się przebywaniem wśród ksiąg. W czasie nieobecności oficera zajmował się gospodarstwem.

Powrót z zesłania

Niewola zesłańców nie trwała już długo. Przebywali na Syberii do śmierci Pawła I.

Po ogłoszeniu 15 (27) marca 1801 roku amnestii przez cara Aleksandra I ci, którzy przeżyli, mogli powracać do kraju. Była zima, dlatego prawdopodobnie gońcy dotarli z tą wiadomością do Wielkiego Nerczyńskiego Zawodu pod koniec kwietnia 35.

O. Faustyn Ciecierski przybył do ojczyzny przypuszczalnie w 1802 roku. Od razu przywrócono mu prawo sprawowania posługi kapłańskiej. Po powrocie osiadł w klasztorze w Wołyńcach. Tam też około lat 1806–1811, z wcześniej uczynionych notatek, powstał Pamiętnik opisujący zesłańcze losy Ciecierskiego.

1 Artykuł jest fragmentem monografii poświęconej o. Faustynowi Ciecierskiemu.
2 Archiwum Klasztoru Dominikanów w Wilnie, Litua. Militiae Angelico Praedicatoriae per Magnum Ducatum Litvaniae Samogitiae Livoni Clangentia… (Gabriel Smiotański do 1706, Grzegorz Szymak 1706–1770, Wojciech Bagiński od 1770) – z tego dokumentu pochodzi notatka Ciecierskiego o jego pobycie na Syberii zamieszczona na s. 67 artykułu; Historia Domestica Provinciae Lithuaniae Fratrum Ordinis Praedicatorum. Pars altera. AD 1824.
3 Kolekcja generałgubernatora, Litewskie Archiwum Historyczne, F378, ap. 1797, n. 23.
4 Cytując Pamiętnik, korzystam z pierwodruku: Pamiętnik xiędza Ciecierskiego przeora dominikanów wileńskich, zawierający jego i towarzyszów jego przygody, doznane na Sybirze w latach 1797–1801, Lwów 1865, s. 27–28.
5 Elżbieta Kaczyńska, Wstęp, w: Anna Brus, Elżbieta Kaczyńska, Wiktoria Śliwińska, Zesłanie i katorga na Syberii w dziejach Polaków 1815–1914, Warszawa 1992, s. 159.
6 W roku 2000 o. Jan Spież, archiwista Polskiej Prowincji Dominikanów, udostępnił mi kopię listu Siergieja Kudriawcewa, historyka zajmującego się historią Kościoła katolickiego na Zabajkalu i w Mandżurii, który odnalazł w Państwowym Archiwum Obwodu Czytyjskiego dokumenty dotyczące księży katolickich przebywających na katordze na Zabajkalu, m.in. są tam materiały na temat Faustyna Ciecierskiego. Potwierdza on, że „były przeor klasztoru dominikańskiego. W styczniu 1798 roku był wysłany jako tajny aresztant do Zarentujskiego rudnika (okręg Nerczyńskich Zakładów Górniczych). W marcu 1801 ojciec Faust był zwolniony z robót (…)”.
7 E. Kaczyńska, Wstęp, s. 90.
8 Ibidem, s. 83.
9 Stanisław Burkot, Polskie podróżopisarstwo romantyczne, Warszawa 1988, s. 128–129.
10 E. Kaczyńska, Wstęp, s. 92, por. Elżbieta Kaczyńska, Syberia największe więzienie świata (1815–1914), Warszawa 1991, s. 99.
11 Franciszek Nowiński, Kazań w oczach zesłańców polskich, w: Syberia w historii i kulturze narodu polskiego, red. Antoni Kuczyński, Wrocław 1998, s. 57.
12 Pamiętnik, s. 53.
13 E. Kaczyńska, Wstęp, s. 92–95.
14 Ibidem, s. 31.
15 Pamiętnik, s. 55.
16 Ibidem, s. 62–66, opowieść o garbusie z Berdyczowa.
17 Ibidem, s. 70.
18 Ibidem, s. 77.
19 Ibidem, s. 78.
20 Ibidem, s. 94.
21 Ibidem, s. 99.
22 Ibidem, s. 127.
23 Ibidem, s. 185.
24 Antoni Kuczyński, Zbigniew Wójcik, Między oczekiwaniem a spełnieniem. Działalność cywilizacyjna Polaków na Syberii (XVII–XIX wiek), w: Syberia w historii i kulturze narodu polskiego, red. A. Kuczyński, Wrocław 1998, s. 36.
25 Pamiętnik, s. 185.
26 Ibidem, s. 182.
27 Ibidem, s. 188.
28 Ibidem, s. 199.
29 Ibidem, s. 200.
30 E. Kaczyńska, Wstęp, s. 51.
31 Pamiętnik, s. 210.
32 E. Kaczyńska, Wstęp, s. 109.
33 Pamiętnik, s. 234.
34 Ibidem, s. 291.
35 Zbigniew Wójcik, Przeor Faustyn Ciecierski i jego pamiętnik z katorgi nerczyńskiej, w: Faustyn Ciecierski, Znaczniejszych przypadków pewnego z Syberii powrotnego Polaka w 1801 roku, Warszawa – Wrocław 1998, s. 310.

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze