Poderwały się gołębie
Oferta specjalna -25%

Hewel. Wszystko jest ulotne oprócz Boga

3 opinie
Wyczyść

Myślałam, że to ktoś na wiwat strzelił. Przecież nikomu do głowy nie przyszło, że ktoś chce zabić Ojca Świętego.

13 maja 1981 roku pielgrzymi z Kościana, dwudziestotysięcznego miasteczka w Wielkopolsce, widzieli jak Ali Agca strzelał na placu świętego Piotra do Jana Pawła II. Po zamachu na pustym papieskim fotelu ustawili obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, który mieli wręczyć Ojcu Świętemu. Nazajutrz gazety na całym świecie pisały, jak wierni z Kościana płaczą i modlą się za ciężko rannego Papieża.

24 lata później pięcioro uczestników pielgrzymki opowiedziało mi o tamtym wydarzeniu. Nie spodziewali się, że w rocznicę zamachu Benedykt XVI ogłosi natychmiastowe rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego polskiego Papieża.

Włodzimierz Buczyński, pracownik Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu: — Na początku wyjazd wydawał się nierealny. Kosztowało to przeszło sto dolarów. A wtedy wartość dolara była tak gigantyczna, że praktycznie nikogo nie było stać na taką wyprawę.

Bożena Bąk, gospodyni domowa: — I nawet nie można było kupić tych dolarów.

Mirosława Kaźmierczak, emerytowana księgowa: — Wyjazd zorganizował ksiądz kanonik Edward Pospieszny. Już nie żyje. Był wtedy proboszczem naszej fary. W Kościanie nie udało się zebrać tak dużej grupy. Byli jeszcze ludzie z Poznania i okolicznych wiosek.

Ksiądz Czesław Bartoszewski, obecny proboszcz kościańskiej fary: —Byłem wtedy proboszczem wiejskiej parafii.

Felicja Flak, ogrodnik: — Żeby było taniej, nabraliśmy jedzenia na całe dziesięć dni. Pamiętam, że wzięliśmy dużo chleba i kiełbasy, takiej, żeby długo wytrzymała. A w Rzymie nawet zupę gotowaliśmy sami.

Bożena Bąk: — Tam wszystko było dla nas takie drogie. Pamiętam, jak się zastanawiałam, czy kupić loda, bo kosztował dolara.

Felicja Flak: — Niektórzy nawet nam trochę zazdrościli tego wyjazdu.

Mirosława Kaźmierczak: — Ja to się nawet w pracy specjalnie nie chwaliłam. Była już „Solidarność”, ale człowiek nie wiedział, co będzie dalej. Lepiej było nie mówić, że ktoś na pielgrzymkę jedzie.

Bożena Bąk: — Pamiętam to przeżycie, że po raz pierwszy polecę samolotem.

Felicja Flak: — Ja i jeszcze trzy moje koleżanki uszyłyśmy specjalnie kościańskie stroje ludowe. Razem z księdzem miałyśmy wręczyć Ojcu Świętemu obraz Matki Boskiej Częstochowskiej.

Bożena Bąk: — Obraz był zrobiony ze słomy i ziaren pszenicy, kukurydzy i gorczycy. Nosiłyśmy go na drążkach jak feretron.

Mirosława Kaźmierczak: — Niektórym nie podobało się, że tak się obnosimy z tym obrazem. Ale ksiądz Pospieszny chciał pokazać, że to pielgrzymi z Polski przyjechali.

13 maja 1981 roku, Rzym, popołudnie

George Weigel1: Mehmet Ali Agca, dwudziestotrzyletni Turek, opuścił pensjonat Isa przy via Cicerone i Zamku świętego Anioła po watykańskiej stronie Tybru i podobnie jak dwadzieścia tysięcy innych ludzi podążał w kierunku placu św. Piotra na cotygodniową audiencję generalną Jana Pawła II.

Włodzimierz Buczyński: — To był piękny, słoneczny dzień.

Ksiądz Czesław Bartoszewski: — Przed południem zwiedziliśmy Bazylikę Watykańską. Zrobiła na wszystkich ogromne wrażenie.

Włodzimierz Buczyński: — Po wyjściu z Bazyliki usiedliśmy pod kolumnadą Berniniego i zjedliśmy obiad.

Felicja Flak: — W pobliżu placu św. Piotra stoi Dom Polski. Tam przebrałyśmy się w nasze stroje.

Mirosława Kaźmierczak: — W tych strojach było nam trochę gorąco. Biała spódnica, biała bluzka z kryzą, na to niebieski fartuch, a na głowę czepek. To nie na rzymskie upały.

Bożena Bąk: — Po południu weszliśmy na plac. Ludzie zajmowali już sektory.

Mirosława Kaźmierczak: — Prawie wszyscy byli odświętnie ubrani.

Felicja Flak: — Blisko nas stali Hiszpanie. Kobiety miały nakryte głowy. Dowiedziałam się, że to z szacunku dla Ojca Świętego.

13 maja 1981 roku, plac św. Piotra, popołudnie

George Weigel: Mehmet Ali Agca ulokował się tuż za pierwszym rzędem pielgrzymów, przyciśniętych do drewnianej bariery, nie dalej niż trzy metry od miejsca przejazdu Papieża.

I czekał.

Felicja Flak: — Nasza grupa miała sektor najbliżej podium z fotelem dla Ojca Świętego, bo mieliśmy wręczyć obraz. Wyciągnęliśmy transparenty: „Polonia semper fidelis” i „Pielgrzymka z Kościana z hołdem Ojcu Świętemu”.

Ksiądz Czesław Bartoszewski: — Mieliśmy miejsce po lewej stronie, patrząc na ołtarz.

Włodzimierz Buczyński: — Siedziałem na krześle, blisko barierki. Obok nas była grupa dziewczyn w kostiumach stewardes z Al Italii. To były chyba uczennice.

Bożena Bąk: — W oczekiwaniu na Papieża śpiewaliśmy pieśni i mówiliśmy różaniec. Mieliśmy taki specjalny hymn: „Wspieraj, Maryjo, Ojca Świętego, bądź Opiekunką i Matką Jego”. Jak to śpiewaliśmy, to wszyscy naokoło milkli i słuchali.

Felicja Flak: — Czuło się atmosferę święta.

13 maja 1981 roku, plac św. Piotra, godzina 17.00

George Weigel: Dokładnie tak, jak planowano, mały papamobil, jeep, przejechał przez Bramę Dzwonów i wjechał na plac z uśmiechniętym Janem Pawłem II, który witał tłumy z tylnego siedzenia.

Mirosława Kaźmierczak: — Jak tylko Ojciec Święty się ukazał, odezwały się oklaski. Papież miał uniesione w górę rozłożone ręce.

Felicja Flak: — Był radosny. Uśmiechał się i ściskał ludziom ręce.

Bożena Bąk: — Cały plac krzyczał. Wszyscy pozdrawiali Go w swoich językach.

Włodzimierz Buczyński: — Najpierw przejechał koło nas.

Felicja Flak: — Gdy przejeżdżał, nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Żyłam tym, że za chwilę podejdę do niego zupełnie blisko, jak będziemy wręczać obraz.

Mirosława Kaźmierczak: — Nie mogłam się tego doczekać.

13 maja 1981 roku, plac św. Piotra, godzina 17.17

George Weigel: Mehmet Ali Agca oddał właśnie dwa strzały w kierunku Papieża z półautomatycznego pistoletu browning 9 mm. Jan Paweł II został ugodzony w brzuch i osunął się w ramiona stojącego za nim sekretarza, księdza Dziwisza.

Włodzimierz Buczyński: — Słyszałem trzy albo cztery strzały.

Felicja Flak: — Myślałam, że to ktoś na wiwat strzelił.

Mirosława Kaźmierczak: — Nie myślałam, że to na wiwat, ale nie przypuszczałam, że ktoś strzelał do Papieża.

Włodzimierz Buczyński: — Wtedy nikomu w głowie się nie mieściło, że ktoś może zabić Ojca Świętego.

Ksiądz Czesław Bartoszewski: — Plac w jednej chwili zamilkł. Nie było wiadomo, co się dzieje.

Włodzimierz Buczyński: — Gdy padły strzały, to spod kolumnady Berniniego wzbiły się w powietrze setki gołębi. Te dziewczyny z Al Italii aż podskoczyły z wrażenia. One były zauroczone widokiem tych gołębi.

Felicja Flak: — Gdy te gołębie się poderwały, to na chwilę nastała przerażająca cisza.

Ksiądz Czesław Bartoszewski: — A po niej straszliwe krzyki, płacz, ryk karetek i huk helikopterów na niebie.

Włodzimierz Buczyński: — Niektórzy wskoczyli na krzesła, żeby coś więcej zobaczyć.

13 maja 1981 roku, plac św. Piotra, godzina 17.30

George Weigel: Jana Pawła umieszczono natychmiast w stojącym nieopodal ambulansie i zawieziono, poprzez wieczorny rzymski ruch uliczny, do kliniki Gemelli, odległej o mniej więcej sześć kilometrów.

Felicja Flak: — Widziałam pędzący samochód i biegnących ludzi z ochrony.

Mirosława Kaźmierczak: — Do dziś mam w uszach stukot ich butów o bruk.

Ksiądz Czesław Bartoszewski: — Zaczął się krzyk, lament.

Włodzimierz Buczyński: — Pędzący papamobil mignął przed naszym nosem. Jak na dłoni widziałem księdza Dziwisza pochylającego się nad Papieżem. Nikt z nas nie wiedział, co się wydarzyło.

Ksiądz Czesław Bartoszewski: — Wiadomo było tylko, że z Papieżem coś się stało i wiozą go do szpitala.

Mirosława Kaźmierczak: — Nikt nie wiedział, czy żyje, czy nie.

Włodzimierz Buczyński: — Wreszcie ktoś poinformował, że był zamach, że do Ojca Świętego strzelano.

Ksiądz Czesław Bartoszewski: — Żeby jakoś uspokoić ludzi, księża zaczęli prowadzić modlitwę.

13 maja 1981 roku, plac św. Piotra, wieczór

George Weigel: Grupa polskich pielgrzymów przyniosła na audiencję kopię obrazu Czarnej Madonny (która, jak mówią Polacy, jest zawsze obecna, kiedy coś ważnego się dzieje). Po szybkim odjeździe ambulansu do kliniki Gemelli ustawili oni obraz na pustym krześle, z którego Papież miał wygłosić katechezę.

Mirosława Kaźmierczak: — Obraz był z orłem w koronie.

Bożena Bąk: — Ale koronę przykleiliśmy dopiero w Rzymie. Baliśmy się, że nas przez granicę nie przepuszczą.

 Felicja Flak: — Tak, koronę wieźliśmy osobno. Była ze słomy.

Mirosława Kaźmierczak: — Na płaszczu Maryi były też z grochu litery SOS.

Ksiądz Czesław Bartoszewski: — Ksiądz Pospieszny zaniósł obraz do ołtarza i oparł go o papieski tron.

Felicja Flak: — Ludzie podchodzili tam i klękali. Niektórzy całowali obraz i głaskali twarz Matki Bożej.

Bożena Bąk: — Do nas też zaczęli podchodzić.

Felicja Flak: — Włosi mówili: „Polacco” i chwytali się ze współczuciem za serce. Niektórzy płakali.

Mirosława Kaźmierczak: — Wiedzieli, że jesteśmy z Polski, bo mieliśmy biało–czerwone chorągiewki.

Felicja Flak: — Niektórzy pokazywali nam znak „V”.

Bożena Bąk: — Ktoś pytał nas o znaczki „Solidarności”.

Mirosława Kaźmierczak: — Obstąpili nas dziennikarze i zaczęli robić zdjęcia.

Felicja Flak: — Tyle łez, ile wtedy, już nigdy potem nie wylałam.

Bożena Bąk: — Przez chwilę pomyślałam, że to dziwne, że nie ma paniki i nikt z placu nie ucieka.

Włodzimierz Buczyński: — Wszyscy czekali na jakiś kumunikat.

13 maja 1981 roku, plac św. Piotra, wieczór

George Weigel: Podmuch wiosennego wiatru przewrócił obraz i stojący w pobliżu zauważyli napis na odwrocie, umieszczony tam wiele dni, a może tygodni wcześniej: „Matko Boska, opiekuj się Ojcem Świętym, broń go od złego”.

Mirosława Kaźmierczak: — Ten napis mój mąż w niedzielę przed wyjazdem robił.

Ksiądz Czesław Bartoszewski: — Gdy obraz się przewrócił, to gwardzista szwajcarski postawił go na pustym papieskim fotelu.

Mirosława Kaźmierczak: — Gdy wiatr przewrócił obraz, to przeraziłam się, że może Ojciec Święty nie żyje.

Felicja Flak: — A ja odwrotnie. Pomyślałam, że to znak, że będzie dobrze.

Ksiądz Czesław Bartoszewski: — Cały czas ufałem, że przeżyje.

13 maja 1981 roku, plac św. Piotra, godzina 20.00

George Weigel: O godzinie 20.00 wydano wstępny biuletyn dla prasy i tysięcy ludzi wciąż oczekujących na placu św. Piotra lub gromadzących się tam od chwili, gdy rozeszła się wieść o zamachu. Oświadczenie było umiarkowanie uspokajające, lecz nie rozstrzygające.

Włodzimierz Buczyński: — Ten komunikat trochę nas uspokoił.

Ksiądz Czesław Bartoszewski: — Ale cały czas trwała modlitwa.

Mirosława Kaźmierczak: — Prawie już nikogo nie było, a my wciąż się modliliśmy.

Felicja Flak: — To Matka Boża ocaliła Ojca Świętego. Sam mówił o tym, jak pojechał do Fatimy.

Włodzimierz Buczyński: — To był rzeczywiście cud. Przecież zabrakło kilku milimetrów, żeby został śmiertelnie trafiony.

14 maja 1981 roku, Rzym, godzina 0.45

George Weigel: Czterdzieści pięć minut po północy wydano drugi biuletyn donoszący, że operacja zakończyła się szczęśliwie i że stan pacjenta jest zadowalający. Tłum, który przez ponad sześć godzin odmawiał na placu różaniec, stopniowo zaczął się rozchodzić.

Włodzimierz Buczyński: — Plac opuszczaliśmy prawie jako ostatni.

Ksiądz Czesław Bartoszewski: — Zdjęliśmy obraz z fotela i poszliśmy na miejsce zamachu. Ktoś położył tam zdjęcie Papieża i kwiaty.

Bożena Bąk: — Gdy jechaliśmy na nocleg, to kierowca w autokarze chciał znaleźć w radiu polską stację. Ale nic nie mógł wyłapać.

Mirosława Kaźmierczak: — Ale pocieszał nas, że wszystko będzie dobrze.

Bożena Bąk: — Tam, gdzie mieszkaliśmy, był telewizor, ale też wszystko tylko po włosku. W domu więcej wiedzieli, niż my tam, na miejscu.

Felicja Flak: — Rano ktoś poszedł po gazety. Chcieliśmy zobaczyć zdjęcia mordercy. Gdy zobaczyliśmy, że o nas też piszą, to wszyscy rzucili się po te gazety.

Mirosława Kaźmierczak: — Wtedy już nikomu nie było żal pieniędzy.

Ksiądz Czesław Bartoszewski: — Pojechaliśmy do Bazyliki św. Piotra na mszę w intencji zdrowia Papieża. Wtedy wręczyliśmy biskupom obraz, który przywieźliśmy Ojcu Świętemu.

Bożena Bąk: — Byliśmy strasznie przygnębieni.

Włodzimierz Buczyński: — Nikt nie miał nastroju do zwiedzania Rzymu.

Ksiądz Czesław Bartoszewski: — Jak tu zwiedzać, gdy wiedzieliśmy, że Ojciec Święty strasznie cierpi?

17 maja 1981 roku, Rzym, Monte Cassino

George Weigel: Siedemnastego maja pielgrzymi na placu św. Piotra wysłuchali nagranego na taśmę magnetofonową przesłania Jana Pawła II, zdecydowanego nie zaniedbywać swego cotygodniowego niedzielnego spotkania z wiernymi.

Włodzimierz Buczyński: — Tego dnia pojechaliśmy na Monte Cassino.

Mirosława Kaźmierczak: — Papież mówił po włosku, ale tam był polski dziennikarz i wszystko nam przetłumaczył.

Felicja Flak: — Gdy Ojciec Święty przemówił, to jakaś taka ulga we mnie wstąpiła. Tak, jakby się człowiek na nowo narodził. Chociaż głos Papieża był jeszcze taki cierpiący.

Ksiądz Czesław Bartoszewski: — Cieszyliśmy się, że z Papieżem jest lepiej, skoro przemówił.

Mirosława Kaźmierczak: — Była radość, że przeżył, ale zaczęliśmy się martwić, czy wróci całkiem do zdrowia.

Bożena Bąk: — Już do końca pielgrzymki była głęboka zaduma.

Felicja Flak: — Było nam trochę markotno, że nie udało się spotkać z Papieżem.

Listopad 1983 roku, Watykan

Pielgrzymi z Kościana ponownie jadą do Rzymu spotkać się z Papieżem.

Włodzimierz Buczyński: — Ksiądz Pospieszny zorganizował drugą pielgrzymkę, żeby dokończyć tamtą, przerwaną audiencję sprzed dwóch lat.

Felicja Flak: — Nie pojechałam, ale namówiłam na wyjazd męża. Znów zaczęła się zbiórka pieniędzy.

Bronisław Flak: — W prezencie dla Ojca Świętego zabrałem wyhodowane w moim ogrodzie strelicje.

Włodzimierz Buczyński: — Papież przyjął nas w Sali Klementyńskiej. Była akurat niedziela Chrystusa Króla.

Ksiądz Edward Pospieszny2: „Wręczyliśmy Mu album (…) upamiętniający ową przerwaną audiencję. Gdy podszedłem do Ojca Świętego z albumem, powiedziałem do Niego: »Wasza Świątobliwość, proszę o łaskę podpisania tej książki, bo myśmy tam właśnie byli«. »To wyście tam byli?« — powiedział Papież, zastanawiając się przez dłuższą chwilę. »To musieliście się dobrze za mnie modlić«”.

Bronisław Flak: — Wręczyłem Ojcu Świętemu bukiet moich kwiatów. Papież coś do mnie powiedział, ale byłem tak wzruszony, że nie pamiętam, co.

Felicja Flak: — Było mi trochę żal, że mężowi udało się spotkać z Papieżem, a mnie nie.

Włodzimierz Buczyński: — W powrotną drogę nakupowałem książek emigracyjnych. Potem bałem się, że mi na lotnisku odbiorą. Ale na szczęście jeden z księży rozpoznał celnika ze swojej parafii. Powiedział, że spieszy się, bo musi zdążyć na mszę. Przepuścili nas bez kontroli.
 

1 Wypowiedzi George’a Weigla pochodzą z jego książki Świadek nadziei.
2 Wypowiedź ks. Edwarda Pospiesznego pochodzi z książki bp. Marka Jędraszewskiego Jan Paweł II w Poznaniu.

Poderwały się gołębie
Stanisław Zasada

urodzony w 1961 r. – dziennikarz, reporter, absolwent polonistyki na UMK w Toruniu oraz Polskiej Szkoły Reportażu. Współpracuje m.in. z „Tygodnikiem Powszechnym” i „Gazetą Wyborczą”. ...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze