List do Galatów
W jednej z katolickich rozgłośni powiedziano, że nasz ukochany Dżem to sataniści. Na potwierdzenie tej tezy podano wycięty z kontekstu fragment utworu o tym, że „nie ma Boga, nie”.
Czasem tylko bluesa słyszę
I nadzieję wielką mam,
Że w dół rzeki sam popłynę
I opowiem prawdę tam,
Jak tu, w tej malutkiej dziurze
Ciężko wszystkim nam,
Ciężko, ciężko nam.
Płyń, mój bluesie, płyń (B. Otręba – R. Riedel)
Wrzesień 2008 Spowiedź
Spowiednik zaproponował, bym w ramach pokuty za grzechy zrobił coś, co sprawi mi dużo radości. Po chwili zakłopotania odpaliłem, że wiem, co to może być. Dopytany przez spowiednika, odpowiedziałem z nieukrywaną satysfakcją, że taka pokuta bardzo mi odpowiada, a najlepszą formą odpokutowania za grzechy będzie koncert dawno niewidzianej – jakieś osiem lat – legendarnej grupy Dżem. Na to spowiednik ze zrozumieniem, przytakując znacząco głową, niskim głosem, pod nosem, przeciągle powiedział Dżeeeeeem i dodał, żebym serdecznie podziękował Panu Bogu za tę muzykę i starał się odnaleźć to, co stanowi o jej głębi, ponieważ znajdę tam treść naszego kaznodziejskiego życia.
Październik 2008 Koncert
Jest! Krakowski klub wypełniony po brzegi sympatykami bluesa. Trzy pokolenia słuchaczy. Są rodzice „dżemojady” ze swoimi dziećmi, również sympatykami chleba z dżemem. Tak jak dawniej. Niepowtarzalna okazja łączenia pokoleń. Obok siebie sześćdziesięciolatek bujający się w rytm dobrego, szlachetnego bluesa i nastolatek dynamicznie podskakujący pod sceną. Kiedy to się zaczęło?
Wrzesień 1989 Wielka cisza
Dżem ma grać w finale, poprzedzonym koncertami dwóch znanych zespołów. Oczekiwanie na koncert przedłuża się. Publika – jakieś trzy, cztery tysiące ludzi na stadionie coraz bardziej zniecierpliwiona oczekuje wyjścia zespołu. Mijają kolejne minuty. W końcu do mocno wkurzonej publiczności wychodzi konferansjer, zapowiadając, że Rysiek dojedzie najbliższym pociągiem… Każdy wie, że jest to zwykły kit, ponieważ Rysiek, ubóstwiany przez tłumy, jest na zapleczu i niestety jest w stanie, który nie pozwala mu wyjść na scenę. Śp. Ryszard Riedel – najbardziej autentyczny frontman, jaki pojawił się kiedykolwiek w polskiej muzyce rockowej. Dżem daje jeden z najbardziej dziwnych, a zarazem niesamowitych koncertów. Zespół gra bez swojego wokalisty koncert, w którym – pod jego nieobecność – śpiewa publika. Wielki nieobecny…
Marzec 1992 Rekolekcje wielkopostne
Rekolekcje wielkopostne nie są łatwym czasem ani dla głoszących je księży, ani dla młodzieży. Naście lat – wiadomo, bunt. Długie „hery”, kontestacja systemu, poszukiwanie harmonii… Kościół nie kojarzy się najlepiej. W jednej z katolickich rozgłośni powiedziano, że nasz ukochany Dżem to sataniści. Na potwierdzenie tej tezy podano wycięty z kontekstu fragment utworu o tym, że „nie ma Boga, nie”.
Mały kameralny kościół. Świetna akustyka. Dwie duże kolumny, z których nagle bez niepotrzebnych zapowiedzi unoszą się pełne mocy dźwięki gitary elektrycznej i równo brzmiącej sekcji rytmicznej. A słowa tak prawdziwe, że boli: „Czy przyjmiesz mnie, mój Boże, kiedy przyjdzie czas?”. Tego jeszcze nie było! Ktoś przyszedł do kościoła z naszą muzyką. Do ludzi niekoniecznie uczesanych. Wychodzi na ambonę ksiądz. Mówi: „Rysiek już teraz zarabia swoim śpiewem, bólem, cierpieniem na życie wieczne”. To było jedno z najlepszych kazań, jakie dotychczas słyszałem.
Autentyczność jest w cenie. Nie taka z telewizyjnych seriali i kolorowych pism, z których można się dowiedzieć, jaka jest ta rzekoma prawda o miłości, przyjaźni i życiu. Nie, taka autentyczność, w której jak mantra powtarza się zdanie o tym, jak to dobrze jest być sobą, nie sprzedać się systemowi korporacji, świecącym reklamówkom oraz modzie z najnowszego żurnala.
Autentyczność, czyli życie z samym sobą w prawdzie, która nierzadko jest trudna i być może jako produkt na rynku potrzeb współczesnego człowieka nie znalazłaby klienta. Kolejne programy wyszukujące potencjalnych idoli dla młodzieży. Czy wreszcie usmażą jakąś „prawdziwą”, nieskażoną sztampowymi zachowaniami gwiazdę?
O Ryśku Riedlu powiedział kiedyś jego kompan z zespołu, że miał on taki dar od Boga. Jako jeden z wielu fanów mogę potwierdzić, że miał i na dodatek dzielił się nim z nami. Co w nim było, co było w tej muzyce, która powodowała, że fani spontanicznie potrafili utworzyć ze świec pod sceną wielki świecący krzyż (Jarocin) czy paść na kolana (również Jarocin)? Socjolog, psycholog społeczny lub inny specjalista od zachowań grupy zwróci uwagę na charyzmę lidera, nastrój, muzykę, zachowania tłumu…
To wszystko prawda, ale takie konstatacje nie odpowiadają na zasadnicze pytanie. Na pytanie o prawdę i piękno. O to, co potrafi pociągnąć człowieka do tego, żeby być lepszym, żeby odkryć przed nim nowe przestrzenie obecności Boga. Wielu sympatyków muzyki poważnej lub szlachetnych odmian jazzu może być zdziwionych podnoszeniem kwestii piękna w tak prostej w sumie muzyce. Obraz komplikuje się jeszcze bardziej, gdy spojrzy się na to z perspektywy wystawnych sal filharmonii czy loży teatralnej. Piękno jednak jest tam, gdzie człowiek upodabnia się do najpiękniejszego z Synów Ludzkich – Jezusa Chrystusa. To prawda, że piękno może omamić i nie jest wówczas prawdziwym pięknem, bo nie prowadzi do prawdy. Według mnie Rysiek i Dżem, choć już z nowym wokalistą, może w trochę inny sposób, ale wciąż pokazują tę perspektywę życia. Dotykają jego trudnych i bolesnych strun. Gra na tych strunach ukazuje wrażliwość na tego bluesa, który ciągle gra w środku każdego człowieka. Bluesa o ważnych sprawach, szukaniu harmonii, pokoju, miłości, przyjaźni, odwołując się do Boga, często z trudnymi pytaniami…
W tym tkwi siła prawdy. Prawdy o nałogu, marzeniu o wolności bez granic, świecie pełnym harmonii, wreszcie o cierpieniu, człowieku i śmierci. To było, i jest, piękno niepasujące do lansowanego w mass mediach wzorca gwiazdy. Tam świat jest elegancki, problem pokazany jest w formie zabawy, kpiny z balansowania na krawędzi śmierci. Wszystko po to, żeby dobrze sprzedać towar. Cierpienie Ryśka to było coś innego – droga prawdy, bez ściemniania, gadania o tym, że fajnie jest ćpać i wszyscy bawmy się świetnie, i nic nikomu nie dolega… To był dramat, którego nikt nie mógł i nie potrafił przerwać. To było prawdziwe, aż do bólu. W tym cierpieniu wielu mogło zobaczyć coś ważnego, znaleźć sens. W tym pozornie brudnym świecie było właśnie piękno. Nie było to oczywiście piękno absolutne. Nie, nie chcę powiedzieć, że każdy może odnaleźć w tej muzyce coś takiego, co go urzeknie i wzbudzi w nim tęsknotę za szukaniem Piękna Najwyższego. To było raczej świadectwo człowieka walczącego o własną godność, wznoszącego oczy ku górze i ręce ku drugiemu człowiekowi. Taka była jego trudna droga, skazanego na bluesa. Niestety, nie każdemu udaje się wygrać z nałogiem. Jednak testament, jaki po nim pozostał, jest pewnego rodzaju mądrością. Mądry nie jest ten, kto uczy się na własnych błędach. Człowiek mądry to ten, który uczy się na błędach innych ludzi. To jest wielki spadek, jaki pozostał po Ryśku.
Samotność to taka straszna trwoga, Ogarnia mnie przenika mnie. Wiesz, mamo, wyobraziłem sobie, że Że nie ma Boga, nie, nie ma, nie!
Zawiesienko (B. Otręba – R. Riedel, D.)
Pewnego razu, gdy modliliśmy się z braćmi, pojawiły się między nami słowa z tytułu piosenki Krystyny Prońko: „Jesteś lekiem na całe zło”. Choć może trudno w to uwierzyć, ale często Pan mówi do nas przez muzykę. Niekoniecznie tylko przez tę, którą nazywamy rockiem chrześcijańskim. On sam w niej jest i to właśnie On – Jezus Chrystus jest lekiem na całe zło.
„Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść” (Jr 20,7a) – najpiękniejsza miłość, najgłębszy sens, spełnienie pragnień.
Rysiek żegnał się na koncertach z fanami, mówiąc:
Zostańcie z Bogiem!
Oceń