Pius IX i non possumus
Oferta specjalna -25%

Liturgia krok po kroku

0 opinie
Wyczyść

Są zasadniczo dwie wizje obecności Kościoła w świecie lub, mówiąc inaczej, odczytywania przesłania Ewangelii. Z jednej strony wizja Kościoła jako znaku sprzeciwu, z drugiej – Kościoła coraz bardziej upodabniającego się do reszty świata. Z całą pewnością zwolennikom i jednego, i drugiego poglądu nie można odmawiać dobrej woli, a zwłaszcza troski o losy Kościoła, dzieło zbawienia, o odpowiedź na dramatyczne pytanie Ewangelii: „Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”.

Beatyfikacja papieża Piusa IX, której Ojciec Święty Jan Paweł II dokonał 3 września 2000 roku w Rzymie, wywołała falę krytyki, rozczarowania i niezadowolenia.

Stało się tak przede wszystkim w środowiskach laickich i liberalnych oraz w niektórych kręgach żydowskich. Jednak nawet w obrębie samego Kościoła podniosły się głosy nacechowane fałszywą troską o dalszy rozwój ekumenizmu oraz relację z innymi religiami. Słychać było opinie ludzi autentycznie zatroskanych o to, czy ta beatyfikacja i akurat w takim momencie nie jest taktycznym błędem. Czy była potrzebna i czy nie zaszkodziła wizerunkowi Kościoła?

W pewnym stopniu dyskusja na temat oceny i roli pontyfikatu papieża Piusa zbiegła się z dyskusją nad ogłoszoną prawie w tym samym czasie deklaracją Dominus Iesus i była prowadzona za pomocą bardzo podobnej argumentacji.

Raz jeszcze okazało się, jak silny opór wywołuje każdorazowe potwierdzenie przez Kościół swej doktrynalnej i historycznej tożsamości. Wydaje mi się, że przy tej okazji po raz kolejny podjęty został zasadniczy, a odżywający co jakiś czas spór o wizję samego Kościoła i jego stosunek do otaczającego świata, czy szerzej, o wyznawanie i praktykowanie religii katolickiej. Spór o to, czym w istocie jest Kościół.

Obrona Kościelnego Państwa

Dobrze znana jest walka, jaką Pius IX prowadził o utrzymanie Państwa Kościelnego. Na ogół jest ona przedstawiana jako walka przeciwko naturalnemu i powszechnie dziś akceptowanemu prawu Włochów do zjednoczenia. Sprawa nie wydaje się tak jednoznaczna, o czym świadczą chociażby wyczyny pana Bossiego i poparcie, jakim niezmiennie cieszy się jego Liga Lombardzka. Niechętni papieżowi historycy akcentują udział obcych, głównie austriackich i francuskich wojsk, w obronie świeckiej władzy biskupa Rzymu. Od tych uprzedzeń nie jest wolny także ksiądz Jan Kracik, który we wnikliwym eseju poświęconym osobie i polityce Piusa IX nazywa powrót papieża do Rzymu „żałosną restauracją” i dodaje:

Francuski korpus ekspedycyjny (pierwotnie miał wspierać Włochów w Lombardii w walce z Austriakami) w lipcu 1849 roku zdobył Rzym, przywracając świecką władzę papieżowi, który w kwietniu 1850 roku powrócił nad Tyber. (…) rosło poczucie, że oto powrócił i utrzymuje się dzięki obcym bagnetom klerykalny reżim. Piemont, którego rządem kierował Camillo Cavour, modernizował się, imponując wszystkim Włochom. Państwo Kościelne tkwiło w marazmie (ks. J. Kracik, Kasztanowe „Non possumus” Piusa IX, „Gazeta Wyborcza” nr 199 z 26–27 VIII 2000 r.).

Powyższa opinia jest co najmniej grubym uproszczeniem. O tym, że Piemont nie imponował bynajmniej wszystkim Włochom, pisał między innymi wybitny pisarz i świetny znawca historii swojego kraju Giuseppe di Lampedusa w głośnej swego czasu książce Lampart. Ale nie to jest w końcu decydujące.

Nie z winy Kościoła i Piusa IX, a już z całą pewnością nie tylko z winy tej strony, zjednoczenie Włoch dokonywało się w ostrej konfrontacji z Kościołem, było procesem dla katolików włoskich bolesnym, a dla samej Italii dramatycznym. Znaczną część odpowiedzialności za napięcie pomiędzy jednoczącą się pod panowaniem dynastii sabaudzkiej Italią a Stolicą Apostolską ponosił premier Piemontu Camillo Cavour. Wychowany w tradycji całkowicie laickiego humanitaryzmu, Państwu Kościelnemu co najmniej niechętny, dostrzegał w religii katolickiej przede wszystkim zagrożenie dla wolności i postępu. Wybitni historycy, których trudno posądzać o stronniczość na rzecz Piusa IX, twierdzą, że:

Rozgoryczająca papieża i wroga Kościołowi polityka Piemontu głównie ponosi winę za brak porozumienia pomiędzy tym państwem a Rzymem i zakończenie wszystkiego gwałtem. Nie należy też zapominać, że Piemont, aby osiągnąć swój cel, uciekał się do wątpliwych środków działania, nie obawiał się związku z Mazzinim i Garibaldim i przez pieniądze i podburzanie starał się wywołać rozruchy w Państwie Kościelnym (Ksawery Seppelt, Klemens Loffler, Zygmunt Zieliński, Dzieje papieży, t. II, Warszawa 1997).

Warto przy tej okazji przypomnieć, że Giuseppe Garibaldi chorobliwie nienawidził Kościoła katolickiego, w sposób prowokacyjny i niegodny przypominania obrażał nie tylko uczucia ludzi wierzących, ale także najświętsze dla katolików symbole i Osoby. W pewnym okresie stał się z tego i innych powodów krępujący nawet dla zwolenników zjednoczenia Włoch. Zainteresowanych szczegółami odsyłam do znanej książki Tomasza Witucha Garibaldi (Wrocław 1983). Z pewnością w kwestiach politycznych Pius IX, a zwłaszcza jego sekretarz stanu, kardynał Giacomo Antonelli — zdecydowany przeciwnik włoskiego państwa — popełnili błędy. Nie doceniali znaczenia nastrojów znacznej większości mieszkańców Półwyspu.

Wróg „pogańskiego materializmu”

Jednak nie obrona Państwa Kościelnego przez ostatniego papieża–króla — jak przy okazji beatyfikacji, często nie bez ironii, pisano — jest główną przyczyną ataków na Piusa IX. Jest nią jego niezłomna, mimo najbardziej niesprzyjających okoliczności, postawa wobec wszystkiego, co wrogie Kościołowi i religii katolickiej. Nie uznawał żadnych kompromisów z tym, co — w moim przekonaniu bardzo trafnie — rozpoznał jako zagrożenie „pogańskim materializmem”, z którym Kościół zmagał się zarówno w Jego czasach, jak i zmagać się będzie do końca świata. Te zagrożenia dostrzegł i opisał w znanej encyklice Quanta cura i w dołączonym do niej wykazie błędów, tak zwanym Syllabus errorum.

Są zasadniczo dwie wizje obecności Kościoła w świecie lub, mówiąc inaczej, odczytywania przesłania Ewangelii. Z jednej strony wizja Kościoła jako znaku sprzeciwu, z drugiej — Kościoła coraz bardziej upodabniającego się do reszty świata. Z całą pewnością zwolennikom i jednego, i drugiego poglądu nie można odmawiać dobrej woli, a zwłaszcza troski o losy Kościoła, dzieło zbawienia, o odpowiedź na dramatyczne pytanie Ewangelii: „Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”. Jednak czy wobec uzurpacji i roszczeń wrogiego aż nazbyt często otoczenia, prób relatywizacji nauki Jezusa Chrystusa i postawienia znaku równości pomiędzy przekonaniem, że Bóg istnieje naprawdę, a poglądem, że istnieje tylko w czyichś poglądach, każdy chrześcijanin nie powinien powiedzieć kategorycznego — non possumus? Za to non possumus jest tak bardzo znienawidzony Pius IX. Tak pisze cytowany już ks. Kracik:

Ów integrystyczny nurt głosił stan oblężenia katolicyzmu przez wroga i nowoczesność, zaś panaceum widział nie w dialogu, lecz w getcie niezłomnych [cytuje tu bardzo Piusowi IX nieprzychylnego historyka epoki Klausa Schatza — przyp. S. N.]. Pius IX kierował się emocjami także tam, gdzie okoliczności historyczne umożliwiały spokojną analizę i cierpliwe rozróżniania. Zbyt łatwo sprowadzał społeczną rzeczywistość do walki między Bogiem a szatanem. Zajmował negatywne stanowisko wobec wrogiego Kościołowi liberalizmu, ale i wobec ówczesnego tzw. liberalizmu katolickiego, czyli wobec demokracji, praw człowieka, a zwłaszcza wolności religijnej. Beatyfikacja Piusa IX może zdezawuować późniejsze deklaracje kościelne na temat ekumenizmu. (…) Niektóre środowiska kościelne już obawiają się skutków, jakie wywołać może zaliczenie tego papieża w poczet błogosławionych. Beatyfikacja ta zaszkodzić może kościelnym wysiłkom ekumenicznym, pogłębiając podziały (ks. J. Kracik, Dwa światy, „Tygodnik Powszechny” nr 36 z 3 IX 2000 r.).

Są to obawy znajdujące potwierdzenie w wypowiedziach nadchodzących ze strony niektórych uczestników dialogu ekumenicznego, a także ze strony innych religii. Jednak, według mnie, ukazują one jedynie powierzchowność i płytkość tego dialogu, a w przypadku niektórych środowisk żydowskich formułujących wobec Piusa IX dyżurny zarzut antysemityzmu — wyraźnie złą wolę. Nie ma żadnego powodu, aby w imię satysfakcji ludzi znajdujących się bardzo daleko od Kościoła wyrzekać się własnej tradycji i tożsamości. Dialog ekumeniczny oznacza ze strony Kościoła katolickiego poszanowanie tożsamości partnerów, a z ich strony szacunek do niego. Beatyfikacje są sprawą wewnętrzną katolików i należą, jak dotychczas, do kompetencji papieża.

Obraz Piusa IX przedstawiony przez księdza Kracika jest obrazem człowieka zagubionego w dramatycznych okolicznościach. Nie jest to, moim zdaniem, obraz prawdziwy. Zarzucana papieżowi wrogość wobec demokracji i praw człowieka odnosiła się do ówczesnego rozumienia tych pojęć. Oznaczały one wówczas wypieranie Kościoła z życia publicznego oraz stawały w jawnej opozycji do Prawdy Objawionej. Ograniczały także prawo Kościoła do wypełniania swojej misji. W moim przekonaniu działania Piusa IX nie świadczą o zagubieniu, ale o dokładnej orientacji w skali zagrożenia ze strony nowej wersji starych błędów materializmu i panteizmu.

Ewangelia nie jest propozycją ideologiczną

Kościół między innymi tym różni się od wszystkich innych instytucji tego świata, że został założony przez Zbawiciela świata, jest depozytariuszem Prawdy i ma zapewnienie niezniszczalności. Dlatego nie może obawiać się konfrontacji z przeciwnikami, nawet jeśli rachunek sił wydaje się bardzo nierówny. Pytanie Stalina o liczbę dywizji, którymi dysponuje papież, powraca w mniej prostackiej wersji w każdej epoce.

Non possumus zwykle bywa kosztowne. Ale jeszcze więcej kosztuje rozmywanie granicy między prawdą a fałszem, dobrem a złem. Dla mnie wielkość Piusa IX polega właśnie na tym samym, co dla wielu jego krytyków jest słabością i błędem. Różne fragmenty Ewangelii są mniej lub bardziej inspirujące i różnie przeżywane przez różnych ludzi, także księży. Nie neguję oczywiście prawa księdza Kracika do własnej wizji Kościoła, odmiennej od mojej. Czyni to w dobrej wierze i z miłością do ludzi, której dowody dał w pięknym, wzruszającym eseju o Miłosierdziu Bożym dla grzeszników i w apelu do duszpasterzy, by nie straszyli tak łatwo potępieniem dlatego tylko, że ludzie są słabi i grzeszni. Bardzo bym chciał, żeby tak było. Za ten tekst bardzo pokochałem księdza Kracika i chętnie pójdę właśnie do niego do spowiedzi. Jednak wrogowie Kościoła nie zostali wymyśleni ani przez Piusa IX, ani też przez jego następców. Chcąc ich dostrzec, także obecnie nie musimy szukać zbyt długo. Nie wydaje się słuszne udawanie, że ich nie ma, a całe zagrożenie wypływa wyłącznie z wnętrza Kościoła. Nie jest także rzeczą dobrą uleganie pozorom dialogu i obłudzie.

Być może więcej ludzi straciło wiarę po rozmowie ze swoim proboszczem niż po lekturze „dzieł” Marksa, Lenina i Stalina, ale to w imię marksistowskiej ideologii, narzucając połowie świata na pół wieku komunistyczną utopię, w efekcie aktywności wyżej wymienionych wymordowano na świecie wiele milionów ludzi. Nie wydaje mi się, by był to temat stosowny do żartów i formułowania najbardziej nawet dowcipnych paradoksów. Wrogowie Kościoła usiłują wszelkimi sposobami unieważnić co najmniej kilka przykazań, a zwłaszcza szóste, trzy pierwsze i piąte (aborcja i eutanazja). Przytłaczająca większość różnego rodzaju wywiadów, programów informacyjnych, dyskusji z udziałem znanych prezenterów, gwiazdorów, intelektualistów i ludzi sukcesu, na ogół doszczętnie zdemoralizowanych, tworzy iluzję, że znaczna część Dekalogu już nie obowiązuje. Sprawiają oni wrażenie, że Ewangelia jest dla nich jeszcze jedną ideologiczną propozycją, mniej więcej taką samą jak wiara w reinkarnację, buddyzm– –zen, ruch dzieci–kwiatów itp., tyle tylko, że oderwaną od realiów współczesności, niosącą zagrożenie nietolerancją i tym samym społecznie niebezpieczną. Demonstrują przy tym zdemoralizowanie jako powód do szczególnej chluby i wyższości. Kościół nie może udawać, że nic się nie dzieje, nawet jeśli ma to oznaczać umieszczenie w rankingu popularności ośrodków badania opinii publicznej za telewizją i policją.

Pojawiające się w połowie XIX wieku zagrożenia nie tylko dla Kościoła, ale także dla kultury i cywilizacji w znanym nam kształcie, będące w gruncie rzeczy kolejną ofensywą pogaństwa, trafnie rozpoznał, nazwał i potępił Pius IX. I dlatego jestem po jego stronie. Napisane jest bowiem: „Niebo i ziemia przeminą, ale słowa Moje nie przeminą” (Mt 24,35), o czym zdaje się nie pamiętają różnego rodzaju relatywiści. I napisane jest także: „Kto się przyzna do Mnie wobec ludzi, przyzna się i Syn Człowieczy do niego wobec aniołów Bożych; a kto się Mnie wyprze wobec ludzi, tego wyprę się i Ja wobec aniołów Bożych” (Łk 12,8–9). Nie da się stać niezłomnie przy Chrystusie i jednocześnie nieustannie podawać w wątpliwość to, co głosi założony przez Niego Kościół, a jest to Kościół katolicki.

Kościół nie jest jeszcze jedną organizacją, która poddaje się wyborczej weryfikacji, musi zabiegać o przychylność laickich i na ogół lewicowo– –liberalnych mediów oraz za wszelką cenę unikać mówienia rzeczy trudnych i niepopularnych. W moim przekonaniu jest raczej odwrotnie, chrześcijańskie przesłanie miłości nieprzyjaciół i oddania życia za innych jest najtrudniejszym wezwaniem, jakie stoi przed każdym z nas, i to każdego dnia.

Człowiek jest z natury istotą słabą i grzeszną i pewnie dlatego Boże Miłosierdzie jest nieskończone. Ale z tego nie wynika jeszcze, by zło nazywać dobrem i twierdzić, że grzech nie istnieje, aby przypadkiem nie narazić się grzesznikom. Dla nich jest spowiedź, wyznanie win i skrucha przed Bogiem, a nie aroganckie twierdzenie, że papież jest zbyt konserwatywny i oderwany od współczesności, a nauka Chrystusa to niemodny przeżytek w pięknym i barwnym świecie kolorowych czasopism i telewizyjnych reklam. Jest także napisane: „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokój, ale miecz” (Mt 10,35). I dlatego bardzo się cieszę z beatyfikacji zarówno Piusa IX, Jana Sarkandra, jak również Edyty Stein. Cieszę się także z deklaracji Dominus Iesus. Co oczywiście nie znaczy, abym cieszył się mniej z innych beatyfikacji, a już szczególnie z beatyfikacji najświętszej pamięci wielkiego Jana XXIII, trafnie nazywanego proboszczem świata.

Zdaniem księdza Kracika, non possumus Piusa IX było kosztowne. To prawda, ale non possumus, jak już pisałem, prawie zawsze jest takie. Bardzo kosztowne było stanowisko Episkopatu Polski w najczarniejszych czasach stalinizmu, gdy wydawało się, że należy porzucić wszelką nadzieję, a komunistyczny terror i propagandowa tresura łamały serca i charaktery. W tamtych, najbardziej chyba ponurych czasach powojennej historii Polski, biskupi polscy 8 maja 1953 roku, a więc w siedemsetną rocznicę kanonizacji św. Stanisława, biskupa i męczennika, ogłosili deklarację, która przeszła do historii właśnie jako stanowcze i kategoryczne non possumus w obliczu komunistycznego zagrożenia:

Podobnie, gdyby postawiono nas wobec alternatywy: albo poddanie jurysdykcji kościelnej jako narzędzia władzy świeckiej, albo osobista ofiara, wahać się nie będziemy. Pójdziemy za głosem apostolskiego naszego powołania i kapłańskiego sumienia, idąc z wewnętrznym pokojem i świadomością, że do prześladowania nie daliśmy powodu, że cierpienie staje się naszym udziałem nie za co innego, lecz tylko za sprawę Chrystusa i Chrystusowego Kościoła. Rzeczy Bożych na ołtarzach Cezara składać nam nie wolno. NON POSSUMUS!

To stanowisko przynosi chlubę pasterzom Kościoła w Polsce i nie wiem, czy byłoby w ogóle możliwe, gdyby wcześniej nie było non possumus Piusa IX w obliczu zagrożenia pogańskim materializmem.

Przeciw zaborcom Polski

Kościół zawsze stać będzie nie po stronie tych, do których należy królestwo tego świata, ale po stronie tych bezimiennych, cichych bohaterów, którzy w Imię Jezusa Chrystusa codziennie czynią dobro, nie oczekując niczego w zamian. „Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z Mego powodu, zachowa je” (Mt 10,39). To w moim przeświadczeniu jedno z najgłębszych przesłań Ewangelii, jakże proste i jak niebotycznie trudne. Chyba nieprzypadkowo właśnie Pius IX udzielił pełnego poparcia walczącej o wolność i niepodległość Polsce w czasach, gdy po błysku powstania styczniowego ogarniała naszą ojczyznę — wydawało się wówczas, że już na zawsze — noc niewoli. Wszystkie wielkie mocarstwa uznawały wtedy, że tzw. problem polski nie istnieje albo też jest wyłącznie wewnętrzną sprawą Rosji. Jak wiadomo, nie zmieniły stanowiska aż do wybuchu pierwszej wojny światowej.

Tak za przychylną Polsce encyklikę Levate dziękował Cyprian Kamil Norwid w pięknym wierszu pt. Encyklika–Oblężonego (Oda):

Któż jest ten Polak, kto?… co — zrodzony na obcej ziemi
I z obcą w żyłach krwią — dłońmi ku niebu drżącymi
Za Polskę modły śle… i imię jej wymawia?…
— Kto? Ten monarcha, kto?… co w oblężonej stolicy,
Gdy mury miasta drżą… sam i pogodno–licy,
Na polską pomni krew i o nią jeszcze się zastawia?
— To Ty, o! Starcze, Ty, jeden bez win i trwóg,
To Ty, na globie Sam, jak w niebiosach Bóg,
To Ty — trzech koron Pan… któremu krew i wiek,
I szturm… i bunt… i grot, jakkolwiek piersi ucela,
Nie znaczą nic — są jako tępy ćwiek
W dłoni Zmartwychwstałego Zbawiciela.

Ciekawe, że dwadzieścia lat wcześniej Juliusz Słowacki w znanym wierszu Pośród niesnasków Pan Bóg uderza, w którym przepowiedział wybór słowiańskiego papieża, przeciwstawiał przyszłego papieża właśnie Piusowi IX i bardzo krytycznie oceniał jego ucieczkę z Rzymu do Gaety w Królestwie Neapolu, pisząc:

Ten przed mieczami i tak nie uciecze
Jako ten Włoch,
On śmiało jak Bóg pójdzie na miecze;
Świat mu — to proch.

Umierający już Juliusz Słowacki nie mógł przypuszczać, że „ten Włoch” wystąpi w obronie Polski, a do przybyłych w 1877 roku na złoty jubileusz swojego kapłaństwa 400 polskich pielgrzymów powie: „Błogosławię Królestwu Polskiemu”. Królestwu, które nie istniało na żadnej mapie, którego nazwa była zakazana i zastąpiona określeniem Kraj Nadwiślański, a którego rozbiorów z końca XVIII wieku nie uznawały po stu latach już tylko dwa państwa: Turcja i właśnie Stolica Apostolska.

Przenikliwy Syllabus

Przy okazji beatyfikacji powróciły, o czym wspominałem, formułowane pod adresem Piusa IX zarzuty o ogłoszenie sprzecznej rzekomo już wówczas z duchem czasów encykliki Quanta cura, a zwłaszcza dołączonego do niej wykazu błędów. Tak pisze na ten temat cytowany Zygmunt Zieliński:

W dołączonym do encykliki (Quanta cura) wykazie błędów, zwanym Syllabusem, wymieniono m.in. panteizm, naturalizm, racjonalizm. Postulat niezależności teologii i filozofii od magisterium Kościoła, indyferentyzm religijny, socjalizm i komunizm, wolnomularstwo, gallikanizm, błędną doktrynę o stosunku Kościoła do państwa, błędne koncepcje moralne o małżeństwie, rodzinie, wreszcie liberalizm (Z. Zieliński, Papiestwo i papieże dwóch ostatnich wieków, Warszawa 1983).

Wymienione doktryny zmierzały tak wówczas, jak i później do wyeliminowania wpływu Kościoła katolickiego na życie społeczne. Socjalizm i komunizm dodatkowo do ustanowienia zbrodniczej, totalitarnej, ludobójczej dyktatury. Można jedynie podziwiać przenikliwość Piusa IX i jego odwagę. Zresztą wymienione w Syllabusie błędy:

…zebrano z poprzednich encyklik, przemówień na konsystorzach i z listów apostolskich papieża, a Syllabus zawiera tylko sam wykład potępionych poglądów, bez wstępu i bez zakończenia, bez specjalnej ich oceny, a przede wszystkim bez przedstawienia pozytywnej nauki katolickiej. W tym właśnie tkwią ogromne trudności… Opinie, przytoczone w Syllabusie, są po większej części cytatami z pism wrogich Kościołowi pisarzy o podłożu gallikańskim i febrońjańskim [doktryna akcentująca autonomię kościołów krajowych od Stolicy Apostolskiej. Nazwa pochodzi od pseudonimu Justinus Febronius, którym biskup Johannn Nikolaus von Hontheim podpisał swoją książkę rozwijającą tę błędną doktrynę — przypis S. N.] albo też enuncjacjami liberalnych mężów stanu (K. Seppelt, K. Loffler, Z. Zieliński, Dzieje papieży, t. II, Warszawa 1997).

Zygmunt Zieliński, dokonując stosunkowo krytycznej oceny pontyfikatu Piusa IX, zarazem dodaje, że „Pius IX wprowadził Kościół na drogę czysto religijnego posłannictwa”, że „pierwszy pokazał, iż można pasterzować bez Państwa Kościelnego”.

Jednoczesną beatyfikację Piusa IX i Jana XXIII tak widzi polityk i publicysta Marek Jurek:

Każdy z tych dwóch papieży beatyfikowany jest z powodu własnych zasług. Procesy beatyfikacyjne też toczą się indywidualnie… Obie te beatyfikacje pokazują też bezpośrednią opiekę Boga nad Kościołem, prowadzenie Kościoła przez Ducha Świętego, który do kierowania Ludem Bożym wybiera ludzi świętych i wielkich. Ta prawda, że to Bóg prowadzi swój Kościół, zawsze jest optymistyczna, zawsze udziela nadziei (M. Jurek, Błogosławieni, „Życie” nr 205 z 2–3 IX 2000 r.).

Kościół od początku swego istnienia zmagał się z zagrożeniami. Wielokrotnie miały miejsce prześladowania chrześcijan. Także i dziś codziennie chrześcijanie są mordowani, bici, więzieni i na różne sposoby prześladowani, między innymi w Sudanie, Chinach, Algierii, Indonezji i wielu innych krajach. W 1923 roku w Moskwie odbył się nawet proces Pana Boga. Pisze na ten temat Lech Niekrasz w interesującej książce poświęconej nazistowskiej i komunistycznej dyktaturze oraz dwóm największym zbrodniarzom, Stalinowi i Hitlerowi:

Szczytowym przejawem bolszewickiej histerii antyreligijnej stał się zainscenizowany w 1923 roku w Moskwie sąd nad Panem Bogiem! Ponieważ podsądny nie stawił się przed obliczem uczestniczących w rozprawie towarzyszy Lwa Trockiego i Anatolija Łunaczarskiego, przeto został skazany na śmierć zaocznie. Miejscem tego wydarzenia była wypełniona po brzegi sala klubu garnizonu moskiewskiego Armii Czerwonej (L. Niekrasz, Dwaj jeźdźcy apokalipsy, Warszawa 2000).

Obecnie procesy Pana Boga nie są prowadzone przez czekistów i ograniczonych doktrynerów, ale przez specjalistów od propagandy i wojny psychologicznej, od ogłupiającej reklamy i prania mózgów, z zamiarem dotarcia zwłaszcza do niedoświadczonych, często naiwnych i łatwowiernych młodych ludzi. Cel tych działań pozostaje w zasadzie taki sam, zmianie ulegają metody. To oczywiście nie jest bez znaczenia, ale zawsze należy pamiętać o nienawiści do chrześcijan trwającej od czasów pierwszych prześladowań za Nerona i jego następców. Dlatego tak bardzo potrzebni są Kościołowi ludzie, dla których antykatolickie kłamstwa, oszczerstwa, insynuacje, a także wszyscy przeciwnicy i prześladowcy są — jak pięknie napisał Norwid — „jako tępy ćwiek w dłoni Zmartwychwstałego Zbawiciela”.

Piusowy autorytet

Osobistej pobożności, a nawet świętości Piusa IX nie mógł zakwestionować nikt. Uznający się za „więźnia Watykanu”, samotny wobec wrogiego otoczenia, był postacią fascynującą. Nigdy chyba od czasów św. Piotra autorytet Ojca Świętego nie był tak wielki. Dlatego bilans tego pontyfikatu nie może być tak bardzo negatywny, jak chcą tego przeciwnicy papieża. Tak pisze francuski historyk Roger Aubert:

Kościoły lokalne zwracały się coraz chętniej ku Rzymowi, nie było to jedynie konsekwencją polityki centralizmu… Ruch ten był w dużej mierze spontaniczny, a sprzyjał mu również niezwykły prestiż Piusa IX wśród mas, znacznie przewyższający autorytet, jakim cieszyli się jego poprzednicy; doznawane przezeń klęski od czasu rewolucji rzymskiej z 1848 roku aż po wciąż ponawiane ataki „Piemontczyków” zyskały mu sympatię w katolickim świecie. Dołączyło do tego zafascynowanie jego postacią wiernych i niższego kleru, a także osobisty urok i zalety, których oddziaływanie dodatkowo potęgował dystans (R. Aubert, Historia Kościoła, t. 5, Od 1848 do czasów współczesnych, Warszawa 1985).

Ogłoszenie w roku 1858 dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny było poprzedzone objawieniami w La Salette (1846) i zbiegło się z objawieniami w Lourdes (1858). Przyczyniło się do ożywienia pobożności i mocniejszego zakorzenienia katolicyzmu w szerokich warstwach ludności wielu krajów Europy, a także na obszarach misyjnych. Trudno w tego rodzaju sporach o kategoryczne i jednoznaczne rozstrzygnięcia, ale według mnie Kościół katolicki zawdzięcza bardzo wiele temu papieżowi, podobnie jak wszystkim jego wielkim następcom noszącym to samo imię Pius (czyli pobożny), które tak pięknie wpisało się w dramatyczne losy Kościoła zarówno w XIX, jak i w XX wieku.

15 września 2000 roku

Pius IX i non possumus
Stefan Niesiołowski

urodzony 4 lutego 1944 r. w Kałęczewie – polski polityk, profesor entomologii, nauczyciel akademicki, publicysta, senator RP, członek PO. Autor między innymi książek Wysoki brzeg (opowiadania więzienne), Niemi...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze