Mam chwile, kiedy znikam, nie interesuję się światem, zamykam się. To czasem dobrze robi, pozwala przeczekać. Wyjście na świat bywa jednak bolesne. Tak się zdarzyło ostatniej zimy. Kiedy wyjrzałem ze swojej nory, okazało się, że zmarł Leszek Aleksander Moczulski – wspaniały poeta, którego najpierw podziwiałem jako autora piosenek „Mówiłaś: kocham skowronki”, „Ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie”, „Kto pierwszy szedł przed siebie, kto pierwszy cel wyznaczył…”.
Wiele lat później poznaliśmy się osobiście na pogrzebie Czesława Miłosza. Znaleźliśmy się w gronie dziesięciorga poetów czytających po pogrzebie wiersze noblisty.
W końcu obdarzył mnie przyjaźnią.
Kiedy pracowałem w „Gazecie Wyborczej”, przyszło mi do głowy, by przeprowadzić z nim wywiad. Spotkaliśmy się w kawiarni Loża na krakowskim rynku, pan Leszek Aleksander Moczulski zaczął rozmowę mniej więcej tak:
– Wczoraj chciałem się wycofać, ale był pan już w pociągu do Krakowa. Zresztą kiedyś myślałem, że w życiu będę rozmawiał już tylko prywatnie. Że to będzie moja ulubiona forma. Zawiesiłem nawet pisanie. Potem się z tego wycofałem i dziś przyjąłem postawę odwrotną. Zapisuję. Wiem, że przy tym tracę spontaniczność rozmowy, reakcji, ale przy pewnych pytaniach czuję, że powinienem się zastanowić. To zresztą jest dla mnie utrudnienie również techniczne. Nie jeste
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń