O powołaniu
Oferta specjalna -25%

Pierwszy List do Koryntian

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

Odpowiadając na wezwanie Boga, przychodzimy do wspólnoty (budujemy ją) dla własnego szczęścia, dla większej radości braci, dla chwały Bożej.

Biblijne orędzie o powoływaniu człowieka przez Boga nie starzeje się, choć coraz częściej mamy wrażenie, że skazani jesteśmy na życie w anonimowym tłumie lub różnego typu organizacjach. Bóg nie zaprzestał jednak wzbudzać, ożywiać środowisk, w których każdy z nas może pielęgnować niepowtarzalny skarb Bożego wezwania, a często też odkryć, że w jego osobiste powołanie wpisane jest także — przy współpracy z innymi — przekształcenie takiego środowiska we wspólnotę o określonym charyzmacie, specyficznej drodze i zwyczajach, wspólnotę, która przez ascezę, przebaczenie i radość zdolna będzie przyjąć dar obecności Chrystusa Zmartwychwstałego obecnego w swoim Duchu Ożywicielu. Nie należy zapominać, że nowość takiej wspólnoty rodzi się ze spotkania z żywą tradycją Kościoła. Można więc powiedzieć, że powołania nie należy wymyślać, lecz je jedynie rozpoznać, uwolnić z więzów naszej małoduszności i egoizmu, przystosować do potrzeb współczesności, ustrzec wreszcie przed sekciarstwem i rozwinąć przez osobisty przykład i entuzjazm — tak, aby stało się własnością wielu braci.

Tradycja benedyktyńska podaje trzy wskazówki dla pragnących żyć duchem wspólnoty. Odpowiadając na wezwanie Boga, przychodzimy do wspólnoty (budujemy ją) dla własnego szczęścia, dla większej radości braci, dla chwały Bożej.właśnie używając tej triady, powinniśmy odpowiadać na surowe pytanie św. Benedykta zawarte w 60 rozdziale jego Reguły: „Przyjacielu, po coś przyszedł?”. Bo nie przyszedłem przecież, aby na swoje barki nałożyć jeszcze jeden ciężar nie do uniesienia i pomnażać obowiązki. Nie przyszedłem tu dla chwilowego przystanku, który pozwoli mi w sposób bardziej metodyczny rozpatrzyć się w napływających nowych propozycjach. Nie przyszedłem zarażać, skłócać, buntować i szemrać ani uważać się za kogoś szczególnego, kto w stosownej chwili da poznać wspólnocie swoje prywatne objawienia lub świętość niedocenioną gdzie indziej. Nie przyszedłem przesłaniać Boga, ale Go objawiać, umniejszając się i poskramiając własną pychę o bardzo różnych obliczach. Nie przyszedłem tu umrzeć w depresji i zniechęceniu, ale żyć, bo chwałą Boga żywego jest żywy człowiek. A człowiek żywy to ten, który daje swoje życie za braci swoich, ten, który traci życie w posłudze, aby je zyskać i ocalić przynajmniej niektórych.

Kiedy Jezus kieruje do nas słowa: „Pójdź za Mną” — dlaczego nie oddać Mu natychmiast kluczy do naszego serca, mówiąc: „Pozostań ze mną, Panie, i uczyń we mnie, co Ci się podoba”? Dlaczego lękamy się stracić to, co i tak nie było w nas prawdą? Czyż wolność, która przychodzi z Chrystusem nie jest cenniejsza od kilku smętnych ołtarzy postawionych dla nie wiadomo kogo i nie wiadomo czego?

Bóg złożył w nas powołanie i jego znaki, kiedy przychodzimy do wspólnoty, pomagają nam uwierzyć w Jego wybranie. Są nimi pokój, wewnętrzna pogoda i zaufanie. Te znaki odsłaniają się na chwilę przed nami, by znów skryć się za zasłoną bardzo prozaicznego życia. To również znak, że mamy z całych sił o nie zabiegać i uczynić je naprawdę swoimi. Nie jest to łatwe, gdyż wezwanie Chrystusa wytrąca nas z rytmu naszego dotychczasowego życia, sprowadza na nas niewygodę, popycha w stronę starych zaniedbań, porzuconych ludzi i tego wszystkiego, co czeka na moje zadośćuczynienie.

Znaki powołania ścierają się także z moim zaskorupiałym egoizmem, samowolą, totalną niezależnością, myślami i wyobraźnią zamykającymi mnie w strachu, z moimi dopracowanymi w szczegółach projektami, wreszcie z moją dumą, która — jeśli jest choć trochę zraniona — potrafi dyskretnie i znacząco wycofać się z każdego wspólnotowego przedsięwzięcia.

W poprzednich listach próbowałem zwrócić uwagę na cechy charakterystyczne Chrystusa doświadczanego we wspólnocie benedyktyńskiej. Do tytułu Pana, Króla, Ojca pragnę dziś dorzucić jeszcze dwa bardzo nośne: Mistrza i Pasterza. To właśnie Chrystus Mistrz pokaże nam drogę służącą pokojowi, to właśnie Chrystus Pasterz pomoże nam ten pokój zachować.

Uczęszczający do szkoły Chrystusa–Mistrza uczeń składa trzy egzaminy: z miłości do liturgii (Bożego oficium), z gotowości przyjęcia wszelkich upokorzeń i z posłuszeństwa. Takie kryteria ustala św. Benedykt, sprawdzając powołanie kandydatów do życia monastycznego (R. B. 58). Oczywiście, pierwszym i zasadniczym pytaniem będzie: czy kandydat szuka Boga, ale — jak nam wiadomo — pozytywna odpowiedź nie musi od razu oznaczać, że ten ktoś powołany jest do pójścia drogą duchowości św. Benedykta. Ze spokojnym sumieniem można to czynić i poza tą specyficzną wspólnotą.

Wspólnotowa modlitwa psalmami uczy nas oddawania chwały Bogu w każdym czasie i w każdych okolicznościach. Pokój nigdy w nas nie zamieszka, jeśli będę gniewał się na zły czas, posuchę, roztargnienia i moją małą efektywność w jakiejkolwiek sferze. Każdy czas jest dobry i jest szansą; nawet w najgorszych ciemnościach mogę ujrzeć promień boskiego światła, o ile tylko bardziej zajmę się chwałą Boga, rezygnując z mojej chwały.

Ta jednak jest tak mocno zrośnięta z nami, że nikt sam z siebie nie jest w stanie się jej pozbyć. Ta chwała musi być nam odebrana. Oczyszczenie serca odbywa się przez upokorzenia, które nas spotykają z różnych stron.

W tej perspektywie posłuszeństwo jawi się nie tylko jako zbawienne doświadczenie mojej często zrewoltowanej woli, ale jako zgoda na przyjęcie pomocy w trudnym dla mnie czasie — posłuszeństwo na przykład wyrywa mnie z bezczynności, pesymizmu i całej aury fatalizmu, którą mogą wygenerować upokorzenia. Posłuszeństwo dodaje mi wiary we własne siły, jest zachętą do zrobienia decydującego kroku ku światłu przebaczenia, światłu, które oświetli kryjącą się w mroku zwątpienia moc. W Regule św. Benedykta bracia mają być posłuszni nie tylko opatowi, ale również jedni drugim, co oznacza, że niezwykle edukacyjne jest włączenie się w rytm wspólnoty i zachowanie jej praw nawet wtedy, gdy kusi nas separacja od innych „dla większego spokoju”.

Pokój nie tylko należy zdobyć, nie tylko przyjąć z wdzięcznością, ale również zachować. To Chrystus Pasterz razem z nami będzie się troszczył o jego zachowanie. Pokój może być utracony przez grzech i zaniedbanie. Chrystus Pasterz nie tylko wyrusza na poszukiwanie zagubionej owcy, pozostawiając 99 innych, ale również z całą mocą takiemu oddaleniu usiłuje zapobiec. Wydaje się, że właśnie ochrona wspólnoty jest głównym zadaniem pasterza. Pozwolę sobie wypisać z Reguły św. Benedykta znów trzy wskazania, które umożliwiają członkom wspólnoty trwanie w wierności i nieprzerażanie się napastującymi ich pokusami. Wszystkie trzy znajdują się w 4 rozdziale Reguły zatytułowanym „Jakie są narzędzia dobrych uczynków”: „Uważać za rzecz pewną, że Bóg patrzy na nas na każdym miejscu” (R. B. 4, 49); „Złe myśli przychodzące do serca natychmiast rozbijać o Chrystusa i wyjawiać je ojcu duchowemu” (R. B. 4,50); „Nigdy nie tracić ufności w miłosierdzie Boże” (R. B. 4,74). Świadomość przemieniającej obecności Boga, czuwające i szczere serce oraz dziecięca ufność służą utrzymaniu pokoju w sercu każdego, a także i między braćmi i siostrami ze wspólnoty.

Nie należy jednak zapominać, że prawdziwym Źródłem i Sprawcą pokoju jest sam Duch Święty. W każdym czasie i przy każdej okazji należy prosić o Jego przyjście, bo to On jest jedyną obietnicą naszego powołania. Jezus, zanim jeszcze usłyszy naszą odpowiedź, zanim przeprowadzi nas przez próbę i doświadczy nasze pragnienie pójścia za Nim — dodaje nam odwagi, zapowiadając „pomoc z góry, dar Ducha Świętego”, który „przypomni i pouczy”. To właśnie On doprowadzi nas do zażyłości z Jezusem Chrystusem.

W rozmowie z Samarytanką przy studni (Jan 4,7–25) Jezus wypowiada słowa o Wodzie Żywej. Używając tego obrazu, mówi o Duchu miłości, Duchu ożywicielu. Inny biblijny obraz przedstawia Ducha Świętego jako ogień. To tylko pozorne przeciwieństwo: Duch bowiem jest ogniem, który roznieca nasze pragnienie Boga. Cała szkoła wielkich mistyków cysterskich zbudowana jest właśnie na tej pozornej opozycji: kto raz napije się wody Ducha Świętego Ognia, będzie jej pragnął jak najdoskonalszego napoju. W szkole św. Benedykta, idąc śladami Chrystusa Mistrza i Pasterza, uczymy się pragnąć tej samej miłości, którą kochał On w całej prawdzie, którą rozdawał, dobrze czyniąc, którą wyzwalał z niewoli grzechu, którą przygarniał napiętnowanych przez ludzką społeczność. Bóg, widząc nasze pragnienie, napełni nas Wodą Żywą, a właściwie odsłoni w nas to źródło, które bije w nas od chwili chrztu świętego: źródło swojego Ducha, które nigdy nie przestanie bić, które nigdy się nie wyczerpie, które będzie dostarczać nam sił do wypełnienia sprawiedliwości, utrzymania pokoju, ocalenia godności synów Boga. Duch Święty obecny w nas będzie nas przynaglał do oddania wszystkich sił Bożemu królestwu. W ciszy modlitwy usłyszymy Jego błagania złączone z naszą modlitwą. Nie możemy być obojętni na Jego prośby.

Obietnica Boża ściśle związana z naszym powołaniem jest więc dynamiczna i wymaga naszej troski, odpowiedzi, współdziałnia. Zarazem jest gwarantem naszego życia, życia udanego, czyli świętego. Duch Święty powtarza codziennie w naszych sercach apel, który streszcza nasze powołanie: „Będziesz miłował”. Zostaw to, co było za tobą, bo miłość ma być zawsze większa — tak wielka, że pewnego dnia otaczający cię ludzie zobaczą w tobie zwycięstwo samego Boga zapisane w twarzy Chrystusa. Twojej twarzy.

O powołaniu
Michał Zioło OCSO

urodzony 16 maja 1961 r. w Tarnobrzegu – były dominikanin, jedyny polski trapista, duszpasterz, rekolekcjonista, pisarz. W wieku 19 lat wstąpił do zakonu Braci Kaznodziejów, tam w 1987 roku otrzymał święcenia kapłańskie. W...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze