Nuda niedzieli
Oferta specjalna -25%

Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 52,90 PLN
Wyczyść

W przededniu I wojny światowej wybitny polski eseista Jerzy Stempowski mieszkał przez jakiś czas w Monachium. Tam po raz pierwszy dostrzegł zjawisko, które niezwykle go przygnębiło:

„W niedzielę niezliczone tłumy wychodziły poza mury miasta. W dolinie Izary, na przestrzeni długich kilometrów, jeden za drugim, biegły tzw. piwogródki. W cieniu kwitnących wiosną kasztanów ciągnęło się całe morze zielonych stolików, przy których, nad kuflem piwa, siedziało w dzień świąteczny kilkanaście tysięcy ludzi obojga płci. Wszystkie twarze wyrażały rodzaj skamieniałego cierpienia, dającego odległe pojęcie o wieczystej męce potępionych. Ludzie młodzi, zdrowi, pełni energii i przedsiębiorczości siadali w cieniu kwitnących kasztanów i w oczach ich zjawiał się od razu – u wszystkich ten sam – wyraz skamieniałego bólu. To była nuda, nuda straszliwa, o której pewien renesansowy myśliciel mówił, że jest gorsza od śmierci. Byli to ludzie pracy, żyjący w rodzaju religii pracy, których wszystkie ambicje, cała przedsiębiorczość i wynalazczość związana była z ich pracą. Na dzień odpoczynku nie pozostawało im już nic prócz nudy, straszliwej i dławiącej, możliwej do zniesienia tylko dzięki zbawiennej bliskości poniedziałku”.

Stempowski wspomina, że widok nudzących się tłumów był dla niego tak przygnębiający, że spędzał niedziele, nie wychodząc w ogóle z domu i cały dzień pracując. Po I wojnie światowej wyjechał do Paryża, ale to, co tam zobaczył, znów napełniło go przerażeniem:

„Za rogatkami Paryża w niedzielę już od 10 z rana wszystkie szosy pokryte są rzeką tanich samochodów, posuwających się powoli w odległości 20 cm jeden od drugiego. Wszystkie twarze automobilistów wyrażają tą samą zabójczą nudę piwogródka. Chwilami zdaje się, że tylko konieczność ciągłego naciskania hamulca powstrzymuje ich od zaśnięcia lub samobójstwa”.

Zastanawiając się nad przyczyną przygnębiającej nudy niedzielnej, Stempowski doszedł do wniosku, że wszystkiemu winny jest mistycyzm pracy, który z produkcji uczynił wartość najwyższą. Jego zdaniem, ludzie zaczęli pracować na wyrost po to, by ich państwa i narody prześcigały się wzajemnie we wszystkich dziedzinach produkcji. „Każdy rezygnował chętnie z części swych zarobków, z części swych wygód i swego czasu, byle tylko dostarczyć środków i wziąć udział we wznoszeniu nowych piramid, będących przedmiotem powszechnego podziwu, zazdrości i głównym źródłem dumy narodowej”.

Stempowski uważał, że „mistyka pracy stworzyła całe narody producentów”, natomiast „nikt nie przyznaje się do konsumpcji”. Jedyny ratunek przed niedzielną nudą widział w „rehabilitacji naszej zdolności do zabawy, do rozrywek, do życzliwej oceny wartości życia niezwiązanych z pracą i produkcją, słowem, rehabilitacji postawy moralnej konsumenta”.

Świat po II wojnie światowej jakby zastosował się do uwag Stempowskiego. Kult producenta zastąpiony został kultem konsumenta. Niedziela stała się czasem robienia zakupów, hipermarkety zastąpiły przedwojenne piwogródki, ale nuda pozostała ta sama.

Stempowski mylił się, upatrując ratunku w konsumpcji. Nuda bowiem jest wyrazem bezsensu. Jedynym na to remedium może być więc odnalezienie prawdziwego sensu. Dzień wolny od pracy to jakby papierek lakmusowy, gdyż pokazuje, ku jakim wartościom skłania się człowiek uwolniony od presji codziennych obowiązków: czy wybierze piwogródek, czy hipermarket. Ani produkcja, ani konsumpcja nie nadaje jednak sensu ludzkiemu życiu. Jest bowiem w każdym z nas głód tajemnicy, pragnienie nieskończoności i potrzeba miłości.

Swoją drogą, to ciekawe, dlaczego Stempowski nie wziął pod uwagę hipotezy, że źródłem złego przeżywania niedzieli może być złe przeżywanie relacji z Tym, który niedzielę ustanowił. Dlaczego nie pomyślał, że niedzielna nuda to tylko inna twarz „śmierci Boga”? Być może dlatego, że sam był tą przypadłością dotknięty. W Monachium przecież, jak sam pisze, całe wolne dni przepracowywał, a w Paryżu marzyła mu się rehabilitacja konsumpcji. Aż trudno uwierzyć, że w jego rozważaniach o sensie niedzieli w ogóle nie pojawia się kościół, modlitwa, wiara.

Nuda niedzieli
Grzegorz Górny

urodzony 30 marca 1969 r. – polski dziennikarz i publicysta, redaktor naczelny kwartalnika „Fronda”, publicysta i reportażysta, autor wielu artykułów. W latach 2003-2009 publikował felietony na łamach miesięcznika „W drodz...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze