Nikt nie myśli o konsekwencjach
fot. arusfly / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 52,90 PLN
Wyczyść

Podczas sprawy rozwodowej reguluje się prawa dziecka, zabezpiecza się jego przyszłość, określa obowiązki rodziców. W przypadku związku partnerskiego moglibyśmy zawierać umowę, którą później łatwo rozwiązać. Tym samym pomijalibyśmy wszystkie kwestie związane z dobrem dziecka.

Marcin Żyła: Jaka jest pana opinia na temat liberalizacji przepisów dotyczących obyczajowości, która od wielu lat postępuje na Zachodzie, a ostatnio także w Polsce? Czy jest to przejaw dopasowywania prawa do zmian obyczajowych, czy też może podążania za pewnym trendem, który wcale nie musi się okazać trwały?

prof. Andrzej Zoll: Pytanie zasadnicze jest takie: na ile prawo kształtuje nasze obyczaje, a na ile to obyczaje kształtują prawo? Myślę, że między tymi dwoma systemami normatywnymi występuje sprzężenie zwrotne. W rozwoju społeczeństw prawo powinno być wtórne w stosunku do obyczaju. Oczywiście, zdarza się również, że pierwsza jest norma prawna wprowadzona po to, aby zablokować jakiś trend, który, zdaniem sprawujących władzę, jest niekorzystny.

Proces, o którym pan mówi, rzeczywiście ma miejsce. Widać różnicę między Europejską Konwencją Praw Człowieka z 1950 roku, w której jest mowa o ochronie rodziny będącej związkiem mężczyzny i kobiety, a Kartą Praw Podstawowych UE, w której znajduje się tylko odwołanie do przepisów poszczególnych państw członkowskich. Polska konstytucja przesądza sprawę: małżeństwo to związek mężczyzny i kobiety.

Jestem przywiązany do pewnych wartości. Kiedy byłem rzecznikiem praw obywatelskich, pytano mnie w parlamencie o stosunek do związków partnerskich i adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Zawsze odpowiadałem, że podstawową wartością społeczną jest dla mnie rodzina. Pomijam tu problemy konfesyjne. Rodzinę rozumiem w myśl przepisów prawa rodzinnego jako związek mężczyzny i kobiety, który w społeczeństwie odgrywa zasadniczą rolę z punktu widzenia prokreacji i wychowania następnego pokolenia. Uważam więc, że nieprzyznawanie związkom partnerskim przywilejów, które mają małżeństwa – np. ulg podatkowych czy możliwości wspólnego rozliczania się przez małżonków – wcale nie jest dyskryminacją. Z punktu widzenia funkcji rodzinnej między małżeństwem a związkiem partnerskim jest bowiem wyraźna różnica.

Czego dotyczy ta różnica?

Przede wszystkim potomstwa, jego wychowania i wzięcia na siebie pewnych obowiązków, które są ważne dla rozwoju społeczeństwa. Mam wątpliwości, czy zacieranie różnicy między małżeństwem a związkiem partnerskim nie osłabia rodziny, a w szczególności – pozycji dziecka w rodzinie.

We Francji 90 proc. związków partnerskich stanowią związki heteroseksualne. W praktyce jest to więc rozwiązanie prawne, które ułatwia pominięcie rozwodu – procedury często bardzo skomplikowanej. Skomplikowanej zresztą nieprzypadkowo: rozwód zawiera element pewnej refleksji, ma powstrzymać od nieprzemyślanej decyzji o rozejściu się. To z kolei jest ważne z szerszego punktu widzenia: małżeństwo, jeżeli ma pełnić funkcję społeczną, musi być trwałym zabezpieczeniem, pewnym fundamentem dla dzieci.

W związku partnerskim rozstanie się jest łatwe. Można związać się z inną osobą i wciąż mieć przywileje podobne do małżeńskich. Rozwód przestaje być konieczny. Podczas sprawy rozwodowej reguluje się prawa dziecka, zabezpiecza się jego przyszłość, określa obowiązki wychowawcze rodziców. W przypadku związku partnerskiego mielibyśmy zawierać umowę, którą później można łatwo rozwiązać. Tym samym pomijalibyśmy wszystkie kwestie związane z dobrem dziecka.

Zdaję sobie sprawę z tego, że takie przepisy powstają w większości państw Zachodu. Mam jednak wątpliwości, czy idąc w tym kierunku, nie działamy przeciwko następnym pokoleniom? Czy nie osłabiamy rodziny?

Przeciwnicy związków partnerskich zwracają przede wszystkim uwagę na – pojawiającą się m.in. w przygotowywanym przez PO projekcie ustawy – możliwość zawierania takich związków przez pary homoseksualne.

Moje obawy budzi to, że wprowadzenie związków partnerskich jest pierwszym krokiem do dalszych zmian. Kolejny etap to adopcja dzieci przez pary homoseksualne, której się sprzeciwiam ze względu na dobro dziecka. Dziecko ma prawo do wychowania się w najbliższym związku z kobietą i z mężczyzną, do poznawania świata z perspektywy obu płci. Jest to prawo przyrodzone i fundalmentalne. Para homoseksualna nie jest w stanie zapewnić dziecku takiej różnorodnej perspektywy.

Przyznaję się więc do bardzo konserwatywnego spojrzenia na te zagadnienia. Pomysły, o których rozmawiamy, nie podobają mi się. Stanowią przejaw pójścia za modą pewnej poprawności politycznej, która jest zawsze wątpliwa. Boję się, że jest to działalność na szkodę naszej cywilizacji.

Przemiany obyczajowe trwają na Zachodzie dłużej niż w Polsce. Czy wśród zachodnich intelektualistów obserwuje pan dziś refleksję na temat konsekwencji tych zmian?

Nawet tam jest jeszcze za wcześnie na powtórną analizę konsekwencji. Będzie można jej dokonać dopiero, gdy dorośnie kolejne pokolenie. Tocząca się dyskusja dotyczy przede wszystkim zasadniczego problemu aksjologii. W przypadku związków partnerskich prawo jest wtórne. Musimy odpowiedzieć na pytanie: czy zmiany obyczajowe i nasze na nie przyzwolenie są dobre dla rozwoju człowieka, czy nie. Osobiście uważam, że są one bardzo niedobre. Mamy do czynienia z odejściem od pewnej zasadniczej kwestii związanej z naturą ludzką. To nigdy nie kończy się dobrze. Jest wielu przeciwników genetycznie modyfikowanej kukurydzy – dlaczego więc w tym przypadku tak łatwo godzimy się na odejście od natury?

Czy zgodzi się pan ze stwierdzeniem, że w dyskusji na temat praw homoseksualistów podstawowym zagadnieniem, z którym musi się zmierzyć chrześcijanin, jest nie tyle tolerancja, ile kwestia przekraczania kolejnych granic, pozwalania na coraz więcej w sferze obyczajowej?

Tolerancja oznacza, że nawet jeśli ktoś postępuje inaczej, niż ja uważam za właściwe, ma do tego prawo. To, czy brać ślub, czy nie, jest prywatną sprawą dwojga ludzi – podobnie jak to, czy żyją w parze homo- czy heteroseksualnej. Wkraczanie w tę sferę z przepisami prawa jest niedopuszczalne. Ale to nie znaczy wcale, że takie pary można uznać w prawie jako równe małżeństwu. To zasadnicza różnica.

Osoby żyjące w nieformalnych związkach napotykają jednak na problemy każdego dnia. Zdarza się, że np. w szpitalu odmawia się im prawa do informacji o stanie zdrowia partnera.

Wystarczy ten problem prawnie uregulować. Dysponujemy tu różnymi instrumentami. Można przecież zawczasu przygotować specjalne upoważnienie dla konkretnej osoby. Takie sprawy możemy rozwiązać, wychodząc od zasady tolerancji, poszanowania uczuć ludzi i ich prywatności. Nie formalizowałbym jednak związków partnerskich. W państwie świeckim istnieją rozwody, możliwość zawarcia drugiego małżeństwa. Ale ważne jest, aby pierwszy związek został wcześniej rozwiązany i aby zostały uregulowane wszystkie jego sprawy. Podstawową zasadą w polskim prawie rodzinnym jest to, że udzielając rozwodu, sąd musi brać pod uwagę dobro dziecka. Tej zasady nie ma jednak w przypadku związków partnerskich – rezygnujemy tu z samych rozwodów.

W projekcie, który przygotowało ostatnio PO, czytamy o umowie zawieranej przed notariuszem lub w urzędzie stanu cywilnego, która reguluje m.in. sprawy związane z dziedziczeniem czy alimentacją. Zwrócę jeszcze raz uwagę na to, że nie wiadomo, jak wygląda tam status dziecka. Jaki jest np. status dziecka z poprzedniego związku? Łatwo sobie wyobrazić sytuację człowieka, który – niezmuszony do tego przez procedury – takich spraw nie zechce uregulować. Wprowadzenie umowy związku partnerskiego jest osłabieniem poprzedniego związku, który nie został jeszcze prawnie rozwiązany.

Czy liberalizacja obyczajów to trend kulturowy, który jest stały, czy można mieć na niego wpływ?

To niezwykle trudne. Niewątpliwie żyjemy w okresie przełomu, kiedy zaczyna się odchodzić od wartości dotychczas uważanych za tradycyjne. Z drugiej strony na przykład starożytni Grecy inaczej patrzyli na homoseksualizm niż chrześcijanie. Są to więc pewne fluktuacje. Trudno powiedzieć, co będzie za 150 lat.

Chciałbym zapytać pana o język używany przez niektórych hierarchów Kościoła. To oni w dużej mierze mają wpływ na atmosferę debaty o związkach parterskich. O ile wiele osób przychyli się do zdania, że „tego typu pomysły bazują na fałszywej antropologii i prowadzą do degradacji człowieka”, o tyle trudno się zgodzić z tym, co mówi np. bp Stanisław Stefanek: „polski rząd wykonuje ogólnoświatowe dyrektywy i ubiera je w bardzo modne hasła, iż na tym polega postęp i wolność”. Takie sformułowania nie służą chyba porozumieniu?

W tej kwestii należy być bardzo delikatnym. Podzielam stanowisko, że jest to problem antropologii i natury człowieka, lecz zdaję sobie sprawę z tego, że dyskusji nie powinno się antagonizować. Słowem łatwo wywołać wojnę. Lepiej już po prostu konsekwentnie stać na swoim stanowisku. Choć dodajmy, że druga strona sprawy również nie ułatwia – werbalne ataki zwolenników zmian w prawie są często bardzo brutalne. Obie strony niestety nie przebierają w słowach.

Jakie mogą być konsekwencje wprowadzenia związków partnerskich?

Obawiam się, że proponowane zmiany mogą spowodować wiele ludzkich tragedii. Młodzi ludzie, którzy wiążą się ze sobą, dopiero po jakimś czasie dochodzą do wniosku, że nie chcą reszty życia spędzić razem. Jeśli ułatwimy zawieranie związków partnerskich, po takich rozczarowaniach, złych decyzjach pozostanie na długo wiele śladów.

Proszę zwrócić uwagę na jeden szczegół: nawet z samą ceremonią ślubną wiążą się pewne elementy. To nie jest wizyta w biurze notarialnym ani podpisanie umowy kupna samochodu. To coś znacznie więcej – przeżycie, święto rodzinne. Wprowadzając związki partnerskie, przekreślamy to. W dotychczasowych tradycyjnych rozwiązaniach widzę sens i zabezpieczenie naszego zbiorowego szczęścia.

Zmiany, o których rozmawiamy, to przykład ulegania pewnemu trendowi i politycznej poprawności. Politycy, którzy je proponują, czynią to często z powodów partykularnych. Na przykład dlatego żeby nikt ich nie posądzał o to, że chcą „ulegać biskupom”. Tymczasem kwestie obyczajowe powinny być odzielone od konfesji. W czasie, gdy byłem prezesem Trybunału Konstytucyjnego, głosowaliśmy sprawę aborcji. Byliśmy podzieleni. Ale nie oznacza to, że osoby, które deklarowały się jako niewierzące, były za aborcją. Politycy zaś, którzy przygotowują takie projekty, myślą często: jeśli opowiem się za obroną tradycyjnego małżeństwa, wyborcy uznają, że chodzę „na pasku Episkopatu”. Odejdźmy od takiego myślenia. Porozmawiajmy o kondycji człowieka. Nadszedł czas na poważną debatę o społeczeństwie i rozwoju człowieczeństwa.

Wierzy pan w to, że można na ten temat rozmawiać bez podziałów?

Tak. Można pokazać politykom, aby się nie bali, aby w swoich działaniach kierowali się rozsądkiem, a niekoniecznie tym, co jest poprawne politycznie. Być może Polska Akademia Umiejętności mogłaby być właściwym miejscem, aby rozpocząć rozmowę na ten temat.

Czy osiągnęliśmy już konieczną do tego świadomość?

Kiedy wstępowaliśmy do Unii Europejskiej, myślałem, że jest to szansa, abyśmy i my przekazali na Zachód pewne idee. Miałem nadzieję, że będziemy oddziaływać na Europę. Że będziemy uczyć się od Zachodu dobrego gospodarowania i cywilizacji technicznej – niekoniecznie natomiast ulegać wielu modom, które tam powstają, ze zmiennym zresztą szczęściem dla Europy. Wiele tragedii europejskich zrodziło się właśnie na Zachodzie. Dlaczego, razem z naszymi najbliższymi sąsiadami, nie przekazujemy tam naszych doświadczeń „środka Europy”? Dlaczego nie rozmawiamy z zachodnimi społeczeństwami jak partnerzy? Myślę, że wciąż mamy Zachodowi dużo do przekazania. Także w kwestiach obyczajowych. 

Nikt nie myśli o konsekwencjach
prof. Andrzej Zoll

urodzony 27 maja 1942 r. w Sieniawie – polski prawnik, profesor nauk prawnych, karnista i konstytucjonalista, działacz społeczny, profesor zwyczajny Uniwersytetu Jagiellońskiego, przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej (1991-1993), sędzia i prezes (1993-1997) Trybunału K...

Nikt nie myśli o konsekwencjach
Marcin Żyła

urodzony w 1979 r. – dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, zajmuje się m.in. tematyką wielokulturowości i historii Bałkanów oraz Europy Środkowej. Publikował również w „Znaku” i „Dzienniku Polskim”....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze