fot. Pinal Jain / Unsplash

We wrześniu w Tatrach każdy dzień jest krótki. Trzeba mądrze gospodarować czasem. Wyjść przed świtem, gdy wilgoć i chłód liżą gołe łydki i gdy słońce jest jedynie obietnicą. Idzie się szybko, żeby tam – w górze, gdy już wysuną się promienie – móc być jak najdłużej. Buty chrzęszczą na żwirze, na zmoczonych nocnymi tajemnicami kamieniach. Stopy dopiero się rozgrzewają, pierwsze stygnące krople potu płyną po karku. Widoków jeszcze nie ma, bo jesteśmy nisko, no i dopiero podnosi się mgła. W dolinach trawa leży ciężka od rosy, owcze dzwonki brzmią cichutko. Niedługo zwierzęta zejdą z gór. Na razie, tak jak my, korzystają z ostatnich ciepłych dni. W bacówce piec już rozpalony, lepiej się idzie, przegryzając ciepły ser. W plecaku tkwi termos z herbatą, kanapki, czekolada. Myślę o nich z otuchą, choć przecież są na później. Na dużo później. Teraz łapiemy rytm, szukamy oddechu, tego pulsu, który pozwoli połączyć się z górami, wspiąć się po piękno i zachwyt nieznane w dole.

Z każdym krokiem spędzamy z siebie resztki snu. Pierwsze przewyższenia wydają się najcięższe, choć za godzinę lub za trzy przyjdzie się wspinać znacznie intensywniej. Ale wtedy już ciało będzie gorące, rozochocone, będzie chciało więcej. Chwilowo trzeba je trochę nakłaniać. Przeczekać pobolewanie w oskrzelach, które nagle wciągają dużo zimnego powietrza. Zignorować ciągnięcie w podudziu. Warto ciału zaufać, a raczej – mieć w nie wiarę. Że da radę, że może dużo więcej, niż się teraz wydaje. P

Zostało Ci jeszcze 75% artykułu

Wykup dostęp do archiwum

  • Dostęp do ponad 7000 artykułów
  • Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
  • Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Wyczyść

Zaloguj się

Niebo się zmienia
Paulina Wilk

urodzona 17 września 1980 r. w Warszawie – pisarka, dziennikarka, reportażystka i publicystka. Studiowała w Instytucie Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Wsp...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze