Już dawno nosiłem się z zamiarem napisania felietonu w stylu: „Nie znam się, więc się wypowiem”. Powstrzymywało mnie przed tym wpojone skutecznie na śląskiej prowincji poczucie obowiązku – jestem przecież zatrudniony na uniwersytecie, a to oznacza, że powinienem strzec etosu, bronić godności itd. Ale widząc, że ostatnio władze kraju, ponoć najbardziej zaawansowanego naukowo ze wszystkich, zdołały z niemałą lekkością przekroczyć znaczącą część granic etosowego obciachu, pomyślałem sobie, że pod tą jakże efektowną zasłoną dymną i mój obciaszek się przemknie.
Nie znam się na socjologii, a zwłaszcza na metodologii badań socjologicznych. W konsekwencji powinienem trzymać się z daleka od pomysłów pociągających za sobą to, że będę interpretował wyniki takich badań. Pokusa jednak chodziła za mną już od dłuższego czasu. Chyba od roku, bo to mniej więcej wtedy w badaniach CBOS liczba osób negatywnie oceniających działalność Kościoła katolickiego przekroczyła liczbę osób oceniających ją pozytywnie. Przekroczyła znowu, bo działo się tak już kilka razy w obecnym dziesięcioleciu (po blisko trzydziestoletniej przewadze pozytywów). Jednym słowem mierzyłem się z pokusą nawracającą, co może nieco wyjaśniać (bo nie usprawiedliwiać) niniejsze ulegnięcie.
Pokusa nie dotyczyła rzecz jasna samego tylko zacytowania tych danych – to przecież byłoby zupełnie pożądanym objawem wrażliwości interdyscyplinarnej, do cz
Zostało Ci jeszcze 75% artykułu
Oceń