Nie wolno nam się zadomowić
Oferta specjalna -25%

List do Galatów

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

Wciąż musimy sobie przypominać o początkach naszego zakonu. Nie powstaliśmy po to, żeby wygodnie żyć, ale po to, by być w drodze. Powstaliśmy, by być kaznodziejami w drodze.

Mirosław Ostrowski OP: W swoim liście do zakonu napisał Ojciec takie zdanie: „Obecnie, sprawując posługę znacznie bardziej »koczowniczą«, odwiedzając wspólnoty w różnych krajach, z zupełnie innego punktu widzenia odkrywam »wielobarwną symfonię«”. Jak ona wygląda? Czy od czasu, kiedy został Ojciec generałem, zmieniło się Ojca patrzenie na zakon? Czego nowego dowiedział się Ojciec o zakonie?

Carlos A. Azpiros Costa OP: Do dnia, w którym zostałem wybrany na generała, moja znajomość zakonu w dużej mierze ograniczała się do mojej prowincji w Argentynie. Potem przez wiele lat studiowałem w Rzymie prawo kanoniczne na naszym dominikańskim uniwersytecie Angelicum. Mieszkałem wtedy w klasztorze, w którym swoją siedzibę ma kuria generalna. Zajmowałem się sprawami materialnymi klasztoru i pomagałem sekretarzowi generała. W 1987 roku na prośbę Timothy’ego Radcliffe’a, który był wtedy generałem zakonu, zostałem prokuratorem generalnym i członkiem rady generalnej zakonu. Wtedy po raz pierwszy zetknąłem się z zakonem powiedziałbym w znaczeniu powszechnym. To doświadczenie powiększało się dzięki wielu spotkaniom z generałem, który po powrotach z wizytacji dzielił się swoimi spostrzeżeniami. Jako pracownik kurii zatwierdzałem akta kapituł poszczególnych prowincji, a w sposób szczególny zajmowałem się trudnymi sprawami braci, którzy kierowali swoje prośby do kurii. Jedni prosili o różnego rodzaju dyspensy, a inni o zwolnienie z zakonu. Można powiedzieć, że w tamtym czasie spotykałem wielu nieszczęśliwych braci w zakonie. Mimo wielu trudnych spraw tamten okres nauczył mnie jeszcze większego szacunku do braci. Od kapituły w Providence, na której zostałem generałem Zakonu, minęły już trzy lata. Dwie trzecie tego czasu spędziłem z moimi braćmi, wizytując różne prowincje. Spotykam młodych i starych, studentów i profesorów, braci, którzy pracują w parafiach i na uniwersytetach. Dzięki tym podróżom bardzo wzbogaciłem moją wiedzę o zakonie. Czym jest owa symfonia? Jest ona jednością naszych wrażliwości, charakterów i naszej odpowiedzialności za głoszone Słowo. Najbardziej cieszą mnie spotkania z braćmi, którzy przygotowują się do swojej pracy. Widzę w nich bardzo dużo radości i entuzjazmu w poszukiwaniu dominikańskiej tożsamości. Różnorodność naszego świata jest bardzo bogata i piękna mimo ograniczeń każdego z nas, braci czy sióstr, wszystkich członków rodziny dominikańskiej.

Przed jakimi wyzwaniami stają dziś dominikanie? W których miejscach, w znaczeniu teologicznym, dominikanie powinni być jeszcze obecni, a z których powinni zrezygnować?

Jako dominikanie w swoim życiu i pracy rządzimy się zasadą pomocniczości, dlatego duże znaczenie w naszym życiu mają postanowienia kapituł prowincjalnych. To one wyznaczają kierunki rozwoju każdej prowincji, a tym samym zakonu. Na nich bracia podejmują decyzje dotyczące ich pracy zarówno w znaczeniu teologicznym, jak i geograficznym. Musimy ciągle stawiać sobie pytanie o miejsca, w których jeszcze powinniśmy być obecni. Świat stawia przed nami wiele wyzwań. I wiele przestrzeni domaga się naszej obecności, czy to jako profesorów, czy duszpasterzy, ale zawsze jako głosicieli słowa Bożego.

Bywa tak w naszym życiu, że stajemy przed koniecznością zamykania klasztorów. Wielu wtedy myśli o naszym kryzysie. Kiedy zamykamy nasze domy, to nie czynimy tego dlatego, że nasza obecność w tamtych miejscach jest zła, czy dlatego, że już nic w tamtym miejscu nie mamy do zaoferowania. Czynimy to dlatego, że jak nam się wydaje, w nowych miejscach jesteśmy o wiele bardziej potrzebni, by tworzyć nową jakość spotkania chrześcijaństwa ze współczesnymi dla niego wyzwaniami.

Uważnie przyglądając się temu, co dzieje się w świecie, i również temu, na co zwracają uwagę akta naszych ostatnich kapituł generalnych, odkrywamy wielką potrzebę dialogu międzyreligijnego. To, żeby użyć słów Ewangelii, krzyk na pustyni, to wołanie o ludzi, którzy chcieliby pracować na polu tego dialogu. Wydaje się, że po utracie poczucia wspólnoty bardzo potrzebni są dobra filozofia i dobrzy filozofowie. W dialogu potrzeba filozofii. Wobec fundamentalizmu, z którym spotykamy się w świecie, nie tyle jest potrzebna teologia, ile dobra filozofia, która jest w stanie uporządkować oddzielone od siebie przestrzenie. Uporządkować i połączyć, a nie oddzielać je od siebie. Teologia, która nie jest oparta na poważnej refleksji filozoficznej, może zakończyć się rodzajem fundamentalizmu, także chrześcijańskiego.

W czasie kapituły wysłuchaliśmy opowiadania ojca Filipa, który na co dzień pracuje w Iraku i który mówił o potrzebie dobrej teologii. Po latach spędzonych w Iraku wraca teraz do Francji, do swojej ojczyzny, by tam uzupełnić formację filozoficzną, a także, żeby rozpocząć dialog ze światem muzułmańskim, który w obecnym czasie jest tak ważny. Kiedy św. Tomasz rozpoczynał pisanie swojej Summy contra gentiles, zwrócił się do niego Rajmund z Penyaford, ówczesny generał zakonu, ukazując potrzebę dialogu z tymi, którzy nie wierzą jeszcze w Chrystusa. Ten dialog musi być oparty na owocach rozumu naturalnego, który jest dla niego właściwą przestrzenią.

W naszym myśleniu i pracy nie możemy zapomnieć o najbiedniejszych. Przypomina o tym fragment Ewangelii przedstawiający przypowieść o Łazarzu i bogaczu. Przypomniał nam to również Ojciec Święty, który wiele razy w swoich przesłaniach zwracał uwagę na potrzebę sprawiedliwości i równości na płaszczyźnie socjalnej. Dziś mamy na świecie miliony biedaków, którzy umierają z głodu, kiedy bardzo wielu ludzi codziennie dobrze się bawi, dlatego za istotne uważamy zaangażowanie w posługę na rzecz sprawiedliwości. Sprawiedliwość i pokój to nie tylko dwa bardzo ważne słowa, ale nazwa jednej z naszych komisji w zakonie. Iustitia et pax jest dominikańską tradycją. To było pragnienie Dominika, który spotykał się z katarami. Było to również bardzo istotne w czasie konkwisty, w szkole w Salamance, w której dominikanie bronili człowieczeństwa Indian. Musimy odrodzić teologię i filozofię, tak aby były pożyteczne na płaszczyźnie społecznej.

Dużym wyzwaniem jest dla nas świat pracy: robotników, związków zawodowych i bezrobotnych. On ciągle się zmienia. Ma swoje pokusy i ideologie. I choć jesteśmy obecni w wielu miejscach z nim związanych, to ciągle myślimy o nowych.

Jakie są największe problemy, przed którymi stoi zakon?

Codziennie wielu ludzi emigruje z południa na północ, pukając w drzwi, aby tam znaleźć swój dom. Świat jest w ruchu. Podobnie jak Chrystus, który dołączył się do uczniów idących do Emaus, powinniśmy przyjąć i pytać tych, którzy są w drodze, o ich marzenia, pragnienia, o to, jakie są ich cierpienia, i o co proszą. Jeśli zadomowimy się w naszych klasztorach, w których oddajemy się modlitwie i studiom, w których w piękny sposób celebruje się liturgię, to w konsekwencji oddalimy się od rzeczywistości życia naszych braci i sióstr żyjących w świecie. Jeśli jednak będziemy bliżej ludzi, nasza liturgia będzie jeszcze lepsza, a nauczanie bardziej owocne. Wciąż musimy sobie przypominać o początkach naszego zakonu. Nie powstaliśmy po to, żeby wygodnie żyć, ale po to, by być w drodze. Powstaliśmy, by być kaznodziejami w drodze.

Jakie są najsilniejsze i najsłabsze strony dominikanów?

Najsilniejszą stroną naszego zakonu są bez wątpienia bracia i siostry. Każdy z nich przedstawia się w swojej niepowtarzalności, w której wyraża się tajemnica Boga. Jego głos odzywa się w sercu brata i siostry jako syna świętego Dominika. Dobrze to widać na naszej kapitule. Prawdą jest też to, że najsłabsze strony każdy z nas widzi w swoim sercu. Najsłabsza strona zakonu to nasz stosunek do daru. Ten dar dla dominikanina jest związany z używaniem rozumu w wierze. Nie chcę powiedzieć, że wiara jest wytworem naszego rozumu, ale musimy jej stawiać pytania, by wierzyć, mieć nadzieję i żeby kochać. Ten dar jest naszą łaską i krzyżem, byśmy nie myśleli, że wiemy wszystko czy wszystko rozumiemy. Święty Tomasz wszystkie swoje kwestie w Sumie teologicznej rozpoczyna od pytań. Bardzo ważną rzeczą dla dominikanina jest to, by umiał stawiać dobre pytania. Życie wspólne jest dla nas nieskończonym darem. Często mówią mi o tym młodzi bracia ze wszystkich stron świata. Musimy jednak uważać, żeby się nie zadomowiać, byśmy nie byli szczęśliwi i zadowoleni z siebie, bo to grozi nam dużym oddaleniem od warunków życia innych ludzi.

Które z prowincji rozwijają się najszybciej? Co ma na to największy wpływ?

To bardzo dobre i ciekawe pytanie. Jednak jako dominikanie musimy widzieć rzeczy w ich właściwym porządku. Postawię takie pytanie: o czym myślimy, kiedy mówimy o szybkości i żywotności? Ja najczęściej myślę o wirusie, takim komputerowym, który rozprzestrzenia się bardzo szybko i w konsekwencji niszczy wszystkie nasze zasoby. Tyle rozróżnień. Są w naszym zakonie takie miejsca, które rozwijają się z dużą szybkością i dużą witalnością. I trudno powiedzieć, dlaczego tak się dzieje. W czasie jednego z naszych spotkań kapitulnych na temat powołań rozmawiałem z pewnym bratem na temat liczby powołań. Jego zdaniem, liczba powołań świadczy o szybkości i witalności rozwoju prowincji. Jemu wystarcza to kryterium. Twierdzi, że te prowincje, które mają dużo powołań, są lepsze. Myślę, że się myli, że jego opinia jest błędna. Czy te prowincje, które nie mają dużej liczby powołań, są przez to złe? Na pewno nie. Mieć wiele powołań w prowincji to bardzo wielkie szczęście i błogosławieństwo, tak jak w Polsce. Nie można jednak mówić, że inne, które mają mniej powołań, są mniej żywotne. Są takie wspólnoty, jak na przykład w Walencji, w Hiszpanii, gdzie przeważają starsi ojcowie. Nigdy nie zgodziłbym się ze zdaniem, że ta wspólnota jest mało żywotna. Wszyscy bracia z tej wspólnoty, nie wyłączając starszych, zajmują się kaznodziejstwem. Szybkość i witalność to podstawowe produkty współczesnej fastfoodowej kultury, dlatego musimy uważać, żeby w naszych sądach nie deprecjonować tego, co poważne i głębokie. W klasztorze w Kairze nie mieszka zbyt wielu braci. Nie są specjalnie młodzi, ale dzieło, które prowadzą, świadczy o ich wielkiej żywotności. Ich praca nie jest zbyt spektakularna, ale codzienna i przez to bardzo pożyteczna, szczególnie w dialogu między chrześcijanami i muzułmanami.

W jakich kierunkach zakon dominikanów powinien się rozwijać?

Bez wątpienia Irak jest dziś priorytetem. Wszystko, co dzieje się w tym kraju, możemy zobaczyć za pośrednictwem telewizji, prasy i Internetu. Ostatnio, oglądając zdjęcia zabitych w wyniku kolejnego już zamachu, wśród ofiar tej tragedii zobaczyłem zabite nasze siostry dominikanki. Pytałem o nie ojca Filipa, który znał je po imieniu. Chiny są priorytetem dla Kościoła, więc także i dla nas. Przypominają nam o tym akta ostatnich kapituł. Chiny to kraj, w którym Ewangelia była głoszona od wielu wieków. Jest tam wiele wspólnot wiernych. Zakon patrzy w tamtą stronę ze łzami i ze współcierpieniem. Oprócz tych dwóch krajów, o których myśli zakon, są też i inne. W Europie nie ma nas w Rumunii, nie ma nas w Bułgarii. W tej ostatniej jest wielu naszych braci i sióstr żyjących w tzw. trzecim zakonie. Można powiedzieć, że od lat przygotowują przybycie zakonników do tego kraju. Do Rumunii zostaliśmy zaproszeni przez trzy zgromadzenia sióstr, które wypatrują nas niecierpliwie. Laos i Kambodża, Indonezja i Timor to kraje, do których także zostaliśmy zaproszeni. To bardzo dobre miejsca do prowadzenia dialogu z buddyzmem. Jest w naszym zakonie prowincja Świętego Różańca. To typowa prowincja misyjna, w której większość braci pochodzi z Hiszpanii. Mają oni swoje domy na Tajwanie i na Filipinach. Ta część świata, w której pracują, wciąż wysyła do nich zaproszenia, by jeszcze w wielu miejscach wybudowali swoje klasztory.

Wielu chrześcijan w różnych częściach świata cierpi z powodu swojego wyznania wiary. Wobec jakich zagrożeń stają dziś dominikanie na świecie?

Zagrożeń jest wiele, ale wspomnę tylko o jednym. Najpoważniejszym, którego ma świadomość każdy brat głoszący Ewangelię, jest zagrożenie utraty życia. I nie mówię tu tylko o braciach, którzy pracują w Iraku, Chinach czy w moim kraju, w Argentynie. Każde źle zrozumiane przez słuchaczy słowo niesie ze sobą duże zagrożenie. Słowo, które przepowiadamy, jest żywe i skuteczne. Na tyle skuteczne, żeby niszczyć i tworzyć. Zmienia ono nasze myślenie i przerywa łańcuch nienawiści, zła i wojny, dlatego jest to tak bardzo niebezpieczne.

A w życiu wspólnotowym?

Często, nie tylko w dużych wspólnotach, bywa tak, że słuchamy się przez pewien filtr. Nie staramy się do końca zrozumieć naszego rozmówcy. To trudna sztuka, ale trzeba nauczyć się słuchać i rozumieć innych bez uprzedzeń i uproszczeń. Wszyscy ulegamy pokusie ideologii. Rozmawiałem w czasie kapituły w wieloma braćmi. Wielu z nich opowiadało mi o swoich problemach. Jednym z nich są ograniczenia fizyczne. Nie wolno ich bagatelizować. Inną trudnością, przed którą stajemy, jest styl zarządzania. Jako dominikanie żyjemy w naszych wspólnotach niejako na widoku wszystkich. W czasie obrad kapituły patrzymy, jak reagują nasi bracia na tezy przedstawione im przez kurię generalną. Nie chcą ich atakować, ale oświetlają je każdy ze swojej strony. Pytają o istotę, czyli o to, jak dzisiaj powinna wyglądać nasza misja. Chętnie podejmują te tezy, aby je jeszcze bardziej rozwinąć. Przyrównałbym tę sytuację do witraży w średniowiecznych kościołach. Każdy z nich przedstawia innego świętego i ma swój własny koloryt. Każdy z naszych braci jest jak witraż, przez który pada światło. Każdy z nich jest inny, ale światło, które poprzez nie świeci, jest to samo. Jedność jest wielkim wyzwaniem dla dominikanów.

Jak widać, świat zmienia się bardzo szybko. Co w takim razie jest niezbywalne w naszej formacji?

Przede wszystkim pragnienie świętości. Święty Tomasz przypomina, że to, co na początku jest naszym pragnieniem, na końcu powinno być naszym udziałem. Ojciec Święty uczynił ze świętości swój plan pastoralny na obecnie tysiąclecie. Musimy robić wszystko, żeby być świętymi. Jako dominikanie powinniśmy wystrzegać się złych ambicji. Musimy pamiętać, że uległość jest częścią cnoty roztropności. Pokora pozwala zrozumieć, że kiedy odpowiadamy na różnego typu pytania, to nie wiemy wszystkiego. Jednym z ważnych tematów dla naszego życia jest teoria arystotelesowsko–tomaszowa dotycząca metafizycznego znaczenia słowa „być”. Studiujemy, zdajemy egzaminy i w końcu zapominamy, jakie ono ma znaczenie. Nie ma absolutu poza Bogiem. Boża obecność jest tajemnicą, która oświeca wszystko. Jesteśmy fundamentalistami w tej sprawie nie dlatego, że nie przyjmujemy innych punktów widzenia, ale dlatego że widzimy te różne punkty widzenia w całości; dlatego św. Dominik walczył z wszelkimi formami herezji, które nie uwzględniały całościowego punktu widzenia. Dziś jesteśmy kuszeni przez wiele takich teorii, jak intelektualizm czy konsumpcjonizm. Dzielenie jest dziedzictwem nestorianizmu, herezji, która w Chrystusie widziała nie dwie natury w jednej osobie, ale dwie osoby i dwie natury. Musimy pamiętać, jakie konsekwencje moralne w życiu ludzi wynikły z takiego błędu. Ważną rzeczą dla dominikanina jest poznanie mądrości, ale nie tej encyklopedycznej. Poznanie jej pozwala nam jak św. Dominikowi rozumieć różnego rodzaju granice. Tu również użyłbym pewnej metafory. Utwór muzyczny, jak wiadomo, ma swój własny temat, choć linia melodyczna to się wznosi, to opada. Zawsze jednak wraca do swojego tematu. Tak, dzięki poznanej mądrości możemy spotkać świat pracy i filozofii, świat filozofii chińskiej czy badań archeologicznych, ale zawsze mając na uwadze to, co najistotniejsze.

Czego Ojciec spodziewa się po tej kapitule?

Chciałbym zaznaczyć, że nasze obrady nie toczą się poza Kościołem. Nie stawiamy sobie pytań poza nim. Jesteśmy w sercu Kościoła, dlatego wyzwania, przed którymi stoi Kościół, są naszymi wyzwaniami. Jesteśmy tu, aby myśleć w jedności z Kościołem, dlatego tu, w Krakowie, zastanawiamy się nad tym, co możemy mu ofiarować. Choć w Europie nie ma już wojny, to świat żyje w jej cieniu. Chcemy światu ofiarować przesłanie pokoju, bo Chrystus jest naszym pokojem. Pokojem nie dla zakonu, ale od zakonu dla świata. Drugim takim owocem może być nadzieja dla ludzi umęczonych w tym świecie na różne sposoby.

Nie wolno nam się zadomowić
Carlos A. Azpiros Costa OP

urodzony 30 października 1956 r. w Buenos Aires w Argentynie – katolicki duchowny, dominikanin, generał Zakonu Braci Kaznodziejów (2001-2010), arcybiskup metropolita Bahía Blanca od 2017 r. Święcenia kapłańskie przyjął 14...

Nie wolno nam się zadomowić
Mirosław Ostrowski OP

urodzony w ur. 1965 r. – dominikanin, rekolekcjonista, wieloletni duszpasterz osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Swoją dominikańską posługę rozpoczynał w Warszawie. Następnie przeniósł się do Gdańska, gdzie zało...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze