Nie leczę chorób, leczę człowieka

Nie leczę chorób, leczę człowieka

Oferta specjalna -25%

Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 52,90 PLN
Wyczyść

Andrzej Niziołek: Jest Pan lekarzem tradycyjnie wykształconym w Akademii Medycznej?

Wojciech Wika: Oczywiście.

Wśród homeopatów chyba nie jest to takie oczywiste?

Na świecie może nie — szczególnie w Niemczech, gdzie homeopatią zajmuje się bardzo dużo osób niezwiązanych z medycyną, ale w Polsce homeopatami są w większości lekarze. Ośrodek szkolenia homeopatii, którym kieruję, od jedenastu lat organizuje w poznańskiej Akademii Medycznej w ramach kształcenia podyplomowego zajęcia wyłącznie dla lekarzy, stomatologów, farmaceutów czy weterynarzy, czyli osób przygotowanych do diagnozy, terapii i produkcji leków. Homeopatię traktuję jako metodę, która uzupełnia klasyczne, akademickie leczenie. Tylko lekarz ma kwalifikacje do tego, by zbadać pacjenta, postawić diagnozę, określić stopień zaawansowania choroby i wybrać najkorzystniejszą dla niego metodę leczenia.

Co spowodowało, że zajął się Pan homeopatią, wybrał tę drogę leczenia ludzi?

Nie wybrałem jej. Profesja lekarza wymaga ciągłego poznawania i doskonalenia się. Można to robić w dziedzinie, w której jest się wykształconym specjalistą, dochodząc do dużej perfekcji, ale można również poszerzać swoje spojrzenie. Zainteresowałem się homeopatią ponad dwadzieścia lat temu, podczas studiów medycznych, spełniając w ten sposób marzenie ojca, który chciał, by któreś z dzieci tym się zajęło. Przed blisko pięćdziesięciu laty bowiem homeopata wyleczył moją mamę z nieuleczalnej, zdaniem lekarzy, choroby. Mama żyje do dzisiaj, ma 84 lata, a ojciec od dwudziestu lat nie żyje. Początkowo chciałem być chirurgiem albo urologiem. Kiedy trafiłem na oddział urologiczny szpitala i zacząłem leczyć pacjentów, stwierdziłem jednak istotną rzecz: otwieram brzuch, miedniczkę nerkową, usuwam kamień, zaszywam wszystko i zalecam pacjentowi leczenie, które ma zapobiec tworzeniu się nowego kamienia. No dobrze, zastanawiałem się, ale czy nie można by znaleźć metody, która pozwoliłaby tak przestroić ten organizm, żeby przestał wytwarzać kamienie? Kiedyś przecież ich nie wytwarzał. Dopatrywałem się więc przyczyny choroby w zaburzeniach funkcjonowania całego organizmu pacjenta, a nie tylko nerek. Kiedy w Poznaniu w latach 70. zorganizowano szkolenia dr. Jerzego Łozowskiego, świetnego lekarza i homeopaty, wybrałem się na nie i połknąłem bakcyla. Potem, gdy zacząłem wchodzić w homeopatię, okazało się, że jest to dużo głębsze poznanie biologii organizmu człowieka aniżeli na studiach.

Rozwój medycyny poszedł nurtem Zachodu: widzenia przyczyny choroby w konkretnej bakterii, schorzeniu, komórce nowotworowej… Homeopatia wskazuje, że choroba wynika z zaburzeń sił, rozchwiania równowagi organizmu. To ładnie brzmi, ale skąd taka pewność?

Medycyna klasyczna systematycznie poznaje coraz głębiej organizm człowieka. I dochodzi do dużej wiedzy i perfekcji. Tylko że przy tak szczegółowej znajomości traci spojrzenie całościowe. Okulista nie będzie się zagłębiał i nie zajmie się leczeniem schorzeń układu moczowego, rodnego czy innych, pozostanie specjalistą narządu wzroku. W medycynie klasycznej nie ma kogoś, kto by próbował objąć całościowo organizm człowieka. Homeopatia stara się widzieć go w całości.

Z filozoficznego punktu widzenia u podstaw medycyny klasycznej i homeopatii leżą inne założenia — to różnica między kartezjańskim a tomistycznym spojrzeniem na organizm człowieka. Pierwsze spojrzenie jest przedmiotowe, drugie podmiotowe. Zarówno jedna, jak i druga filozofia uznaje istnienie i ducha, i ciała, tylko że u Kartezjusza są to dwie rzeczywistości od siebie prawie niezależne, a u św. Tomasza z Akwinu stanowią nierozerwalny byt. My, homeopaci, nie leczymy ducha, ale wiemy o jego istnieniu. Uznajemy, że ciało jest zdrowe wtedy, kiedy zdrowy jest duch. Choroba to ujawnienie na zewnątrz zaburzeń wewnętrznych organizmu, dlatego dopatrujemy się wielu przyczyn chorób na jak najwyższym poziomie. Nie dochodzimy do duchowego, bo on jest dla nas niedostępny, ale do poziomu psychiczno–emocjonalnego tak. Oczywiście wiedza z zakresu medycyny ogromnie nam pomaga w zrozumieniu wielu zjawisk, które obserwujemy. Samuel Hahnemann, odkrywca homeopatii, dwieście lat temu, gdy badał i opisywał tę metodę, nie miał takich możliwości.

Medycyna klasyczna i homeopatia to dwa nurty medycyny, które się różnią, ale nie są ze sobą sprzeczne. Gdy spojrzy pan na ludzkość, to mogę dać głowę, że nie ma na świecie istoty identycznej, jak pan. Mało tego: nie było i nie będzie. I dlatego na każdego człowieka należy spoglądać indywidualnie. Tradycyjna medycyna tego nie robi, stąd różnice.

W medycynie klasycznej homeopatia ma wielu krytyków i przeciwników. Wytykają oni homeopatii na przykład to, że ten sam lek może u różnych ludzi leczyć różne choroby.

Zacytuję coś panu. „Reguły prowadzenia badań klinicznych w medycynie są sprzeczne z podstawowymi założeniami homeopatii. Najważniejszą jej zasadą jest indywidualne podejście do pacjenta, co oznacza, że to samo schorzenie może — i powinno — być leczone u różnych chorych różnymi preparatami z uwzględnieniem stanu ogólnego. Badanie kliniczne jest natomiast wiarygodne tylko wtedy, gdy duża grupa pacjentów jest leczona w identyczny sposób”. To fragment artykułu Marty Koton–Czarneckiej w jednym z ostatnich numerów „Pulsu medycyny”.

Podstawowa zasada, którą medycyna klasyczna wykorzystuje w badaniu substancji leczniczych, polega na określaniu dawki tej substancji wykazującej działanie terapeutyczne. W nadmiarze ta substancja będzie toksyczna, czyli zabójcza. Potem jest przedział stężeń średnich, w którym ona leczy i pobudza organizm, oraz dawka minimalna, przy której ustępuje np. ból głowy. Poniżej tej dawki ból już nie ustępuje, czyli jeśli mamy skutecznie zastosować np. pyralginę, to musimy ją podać w określonej ilości. Czy jeśli weźmiemy tę substancję i bardzo zmniejszymy aplikowaną dawkę, będzie miała wpływ na organizm? Tak, tylko tym zakresem działania medycyna klasyczna się nie zajęła. Ona wykorzystuje w leczeniu średni przedział stężeń. Homeopatia natomiast spojrzała dalej i wykorzystuje maksymalne rozcieńczenia danej substancji.

Jednak przy wielkim rozcieńczeniu sięgającym stopnia C 200, C 1000 czy C 10000 w tych roztworach nie zostaje już nic z rozcieńczanej substancji.

To jest spojrzenie materialistyczne. Jak św. Tomasz — jeśli nie włożę palców w rany Chrystusa, to nie uwierzę. Homeopaci to praktycy, dla których istotny jest skutek. Jeśli podaję substancję w dużym rozcieńczeniu danej grupie ludzi i u tej grupy występuje obraz objawów, który przypomina obraz toksykologiczny tej substancji — znany przecież z toksykologii czy farmakologii — to oznacza, że ta substancja działa. Jak? Nie wiem, nie mamy metody, która pozwoliłaby nam to sprawdzić.

Homeopatia opiera się na prawach natury, którymi rządzi się cały świat. Są to prawa ogólne, warunkujące istnienie życia, a więc np. zarówno zwierzęta, jak i człowiek, aby mogli żyć, potrzebują tlenu, muszą jeść i pić, podlegają dobowym rytmom biologicznym, wpływom atmosferycznym, klimatycznym, fizycznym i tak dalej. Jedno z tych praw mówi, że życie jest tam, gdzie jest woda, H2O. Woda odgrywa bardzo ważną rolę we wszystkich organizmach, ma też swoje właściwości fizyczne i chemiczne. Chemiczne w większości zdążyliśmy poznać. Fizyczne nadal odkrywamy. W nich można się dopatrywać, oczywiście tylko teoretycznie, wytłumaczenia działania homeopatii. Być może zawieszenie jakiegoś rodnika w środowisku wody warunkuje pewien porządek cząsteczek wody go otaczających, który ta woda przenosi dalej.

Jak przenosi?

Przez swoją konkretną strukturę i emisję charakterystycznego promieniowania. Każda istniejąca substancja ma charakterystyczne widmo, które określa się w badaniach spektroskopowych, metodami rezonansu magnetycznego, termoluminiscencji czy widma Ramana. I co się okazuje? Widmo danej substancji jest obecne również w dużych rozcieńczeniach. Cząsteczki już nie ma, ale jej charakterystyczne widmo promieniowania, które jest jej „paszportem”, pozostaje. Oddziaływanie leku homeopatycznego może odbywać się na tym poziomie. Jest on bodźcem dla organizmu biologicznego.

W wodzie są jednak także cząsteczki innych substancji. Dlaczego widmo cząsteczek leczniczych byłoby w dużych rozcieńczeniach zachowywane i potęgowane, a tych innych nie?

Te inne również są tam i również są utrwalane, potęgowane i przekazują swoją informację, chociaż staramy się używać jak najczystszej wody. Z drugiej strony leki homeopatyczne w optymalnej wersji powinny być przygotowywane w roztworze wziętym ze środowiska, w którym żyjemy. Wtedy są bardziej skuteczne, bo jeśli środowisko jest zatrute, np. ołowiem, to ten ołów występuje również w ciele człowieka żyjącego w nim i organizm dobrze reaguje na przygotowany lek.

Leczeniem homeopatycznym rządzi zasada: podobne niech leczy podobne. Jeśli jakaś substancja zatruła organizm, to gdy ją rozcieńczymy, mamy szansę go wyleczyć.

Nie rozumiem: jak coraz silniejsze rozcieńczanie roztworu może coraz bardziej wzmacniać jego siłę?

Zostało stwierdzone w praktyce, że rozcieńczanie w dużej skali rozwija trzy cechy leku. Po pierwsze wydłuża czas odpowiedzi organizmu na bodziec, którym jest informacja zawarta w leku. Gdy zażyje pan pyralginę, będzie działała dwie godziny. Pyralgina podana w rozcieńczeniu działałaby dłużej, choć nie wiem, czy znosiłaby ból, bo nie była przebadana homeopatycznie. Po drugie głębszy jest poziom oddziaływania leku w strukturze hierarchicznej budowy organizmu. Lek w niskim rozcieńczeniu działa lokalnie, organotropowo. Jeżeli pacjent ma, powiedzmy, krwiak na dłoni, to decyduję się podać mu arnikę — lek stosowany w urazach — w niskiej potencji, czyli niskim rozcieńczeniu. Lek zadziała lokalnie, skupiając się na likwidacji krwiaka. Jeżeli pacjent ma uraz głowy z powodu wypadku samochodowego, to podaję bardzo wysoką potencję arniki, C 1 000, C 10 000, ponieważ zależy mi na tym, żeby oddziaływania leku odbywały się na najwyższym piętrze. Siła odpowiedzi organizmu na lek rośnie wprost proporcjonalnie do rozcieńczenia, czyli wzrostu potencji. A trzecią cechą leku homeopatycznego nabywaną w dużych rozcieńczeniach jest to, że pozytywne zmiany wywoływane przez lek są trwalsze, aniżeli przy stosowaniu leku o niskiej potencji.

Wspomniał Pan o podstawowej zasadzie leczenia homeopatycznego: podobne podobnym. Jak to działa? Na co?

Chciałbym wiedzieć, na co. Mogę powiedzieć tylko tak: jeśli jakaś substancja znalazła się w środowisku wodnym, to informacja przez nią przekazywana znajduje się w całym roztworze i on przekazuje ją organizmowi na całym froncie. Mówiąc w dużym uproszczeniu, to jest jak program wprowadzany do komputera. Jeśli komputer nie potrafi go czytać, nie będzie reagował. Jeśli program będzie pasował do oprogramowania, komputer zacznie działać. W przypadku leków homeopatycznych ta informacja jest przekazywana, jak mówiłem, za pośrednictwem charakterystycznego widma promieniowania. Dowodem, że oddziałuje i że organizm odpowiada na ten bodziec, jest codzienne doświadczenie praktyczne lekarzy homeopatów. Ale w którym miejscu to działa, na co? Tego na razie nikt nie wie.

Ci, którzy nie rozumieją homeopatii, mówią, że w leku homeopatycznym choremu organizmowi dostarczana jest energia. Nieprawda. Gdybym mógł dostarczyć energię człowiekowi na łożu śmierci, musiałby ożyć. A ja nie mogę go ożywić. Mogę mu tylko dać zadanie. To zadanie to nic innego, jak pewnego rodzaju bodziec.

Badanie homeopatyczne nie polega na niczym innym, jak na poszukiwaniu leku, w którym byłaby zapisana informacja odpowiadająca organizmowi tego indywidualnego pacjenta. Stąd podczas przeprowadzanego przez lekarza wywiadu tak istotna jest znajomość własnego organizmu przedstawiana przez pacjenta i umiejętność opowiedzenia o nim i jego reakcjach lekarzowi. Reakcjach nie tylko chorobowych, ale również charakterystycznych dla człowieka w jego kontaktach z otaczającym środowiskiem.

To co właściwie leczy homeopatia: chorobę czy organizm?

Organizm. Nie leczymy chorób, leczymy człowieka.

Czy widział pan kiedyś, tak przedmiotowo, na stole, zapalenie gardła? Nie. Bo zapalenie gardła jest niczym innym, jak miejscem, w którym doszło do zachwiania równowagi organizmu. W tym miejscu ono się tylko manifestuje. Stan zdrowia organizmu to stan jego dynamicznej równowagi — na wszystkich płaszczyznach wewnętrznych i w jego środowisku zewnętrznym. Zdrowia też nikt nie widział, nie wyjął z organizmu człowieka. Mówi się: ten człowiek jest zdrowy.

Medycyna klasyczna podzieliła się na specjalności — interesuje ją struktura organizmu i choroby: kardiologiczne, laryngologiczne, ginekologiczne, nerwowe itd. Leczy narządy i choroby. Homeopatia leczy człowieka, uznając, że organizm sam musi zlikwidować stan zapalny, bo inaczej nie powróci do równowagi. Odwołujemy się tu do praw natury rządzących tym organizmem, ponieważ jego struktura i funkcje są nastawione na przetrwanie w stanie zdrowia i przeżycie w środowisku zewnętrznym, wśród wszystkich przeciwności losu. Kiedy zachwianie równowagi tego organizmu jest tak duże, że nie jest on w stanie samodzielnie wrócić do zdrowia, podanie mu odpowiedniego bodźca uruchamia w nim zdolności samoregulacyjne, które w nim tkwią — i organizm odzyskuje stan równowagi, wychodzi ze stanu zachwiania, choroby. Zdrowieje. Czasami jednak proces organiczny jest już nieodwracalny i organizm nie może wyzdrowieć, może tylko w jakimś zakresie uzyskać stan równowagi. Gdy był zawał, to go nie zlikwidujemy. Póki on się nie dokonał, możemy temu organizmowi pomóc. Gdy już się dokonał — skutki pozostają do końca życia. Leczymy człowieka a nie chorobę, spoglądamy na niego całościowo. Musimy go poznać od czubka głowy do palców stóp.

I dlatego homeopaci sporządzili typologie osobowości ludzkich, a podczas rozmowy pytają nie tylko o organizm, ale także o charakter, styl życia, stosunek do świata, stresy i emocje pacjenta?

Tak. Badanie homeopatyczne polega na tym, żeby poznać wszystkie różnice, jakie charakteryzują organizm danego pacjenta w porównaniu z innymi. Lekarz musi się dowiedzieć, jak ten człowiek reaguje na różnego rodzaju czynniki zewnętrzne. Jeśli ukradną panu sto złotych, pan inaczej na to zareaguje niż ja. To są może niuanse, ale faktem jest, że różnice w reakcjach organizmów wynikają z charakterystycznych osobniczych reakcji i doświadczeń. Homeopata widzi człowieka jako indywidualność w środowisku tego świata.

Wierzy Pan w Boga?

Oczywiście.

Czy wiara ma związek z Pana leczeniem homeopatią?

Również. Świat, w którym żyjemy, został stworzony przez Boga. Prawa nim rządzące także są stworzone przez Boga.

Ideą, która przyświeca lekarzowi — przynajmniej powinna przyświecać — jest niesienie drugiemu człowiekowi pomocy i ulgi na miarę jego umiejętności oraz wiedzy.

Jak Pan sądzi, dlaczego wobec homeopatii padają zarzuty o magię czy okultyzm?

Homeopatia nie istniała i nie istnieje formalnie na forum medycyny, przynajmniej w Polsce. To powoduje, że praktycznie wykonywanie tej metody leczenia odbywa się w bardzo różny sposób. Są ludzie, którzy próbują diagnozować za pomocą wahadełka, są tacy, którzy badają stan organizmu z tęczówki, inni próbują wykorzystywać energię płynącą z kosmosu, kolejni czytać z twarzy pacjentów… Wielu ludzi określa wszystkie te praktyki jako leczenie homeopatyczne. Oczywista nieprawda. Leczenie homeopatyczne polega na stosowaniu substancji zgodnie z regułą podobieństwa. Lek musi być zbadany na zdrowym człowieku, musi być spotencjonowany, czyli zdynamizowany, i musi być zastosowany w leczeniu jako jeden jedyny po to, by móc kontrolować proces zdrowienia albo rozwoju choroby. To warunki bezwzględne, żeby nazwać daną metodę leczenia homeopatyczną. Ci, którzy diagnozują i leczą w cudzysłowie homeopatycznie, podszywają się pod tę metodę. Czy człowieka, który napadł na pana z nożem, nazwie pan chirurgiem, bo użył tego samego narzędzia, co chirurg? Nie. Stosowanie przez kogoś leków homeopatycznych nie jest jeszcze leczeniem homeopatycznym, choć ludzie często identyfikują to z homeopatią. Poznański ośrodek nazywa się ośrodkiem klasycznym — jesteśmy „fundamentalistyczni” w leczeniu homeopatycznym. W naszej praktyce i w czasie naszych szkoleń przywiązujemy wagę do wszystkich czterech warunków leczenia.

A leki homeopatyczne, które można kupić w każdej aptece, a które pomagają niemal na wszystko: na przeziębienia, wymioty, swędzenie, choroby wrzodowe, kłopoty żołądkowe, wyczerpanie nerwowe, migreny, niskie ciśnienie… Co Pan na to, że można je kupić bez spotkania z lekarzem i bez recepty? Czy to jeszcze homeopatia, czy po prostu oszustwo wielkich firm farmaceutycznych?

To nie jest klasyczna homeopatia. To przypadek zaadaptowania leków homeopatycznych do leczenia klinicznego, a więc tak, jak pan wymienił, do leczenia np. wrzodów żołądka czy grypy. Ich obecność w aptekach to poniekąd efekt nieuznawania homeopatii przez tradycyjną medycynę. Inaczej ich by tam nie było.

Istnienie tych leków nie kłóci się z samą ideą leczenia homeopatycznego?

Kłóci się, ale to nie lekarze homeopaci dopuszczają je na rynek. One nie leczą człowieka, jak homeopatia, tylko chorobę, jak medycyna klasyczna. To nie jest leczenie homeopatyczne. To jest stosowanie leków homeopatycznych. Stosowanie, które narusza jednak dwie zasady: regułę leczenia podobnym podobnego oraz jest polipragnazją, czyli używaniem w jednym produkowanym leku kilku leków homeopatycznych na raz. Musi tak być, jeśli ten lek ma być skuteczny. Po prostu w takim leku, np. na wrzody żołądka, użytych jest kilka lub kilkanaście substancji homeopatycznych, które w swoim obrazie mają leczenie wrzodów żołądka. Dzięki temu mogą one oddziaływać na różne typy ludzi i mają nieraz wysoki, stwierdzony klinicznie procent skutecznego działania, jak np. Oscillococcinum, popularny lek na przeziębienia.

Te leki mają przeważnie niskie potencje i działają przede wszystkim lokalnie, np. jeśli mają leczyć zapalenie oskrzeli, to będą działać na oskrzela. Z konieczności są jednak mniej bezpieczne, aniżeli te przepisane przez lekarza homeopatę, który zawsze dobiera lek do konkretnego pacjenta.

Wrócę jeszcze do magii i okultyzmu. Niektórzy udowadniają, że do praktyk tego typu należy wstrząsanie roztworami podczas procedur wytwarzania leków homeopatycznych. Czy moc lecznicza roztworu naprawdę może powstać tylko na skutek odpowiedniego potrząsania nim podczas każdego z etapów rozcieńczania?

Nie dopatruję się w wytwarzaniu leków homeopatycznych przez wstrząsanie żadnych praktyk okultystycznych. Jest to — w moim najprostszym rozumieniu, wyniesionym jeszcze ze szkoły podstawowej — zastosowanie zasady zachowania energii. Zmienia się tylko energię, która w tym układzie istnieje. Jeśli młotek uderzy w kowadło, to mamy do czynienia z zamianą energii kinetycznej w cieplną, dźwiękową. To oczywiście bardzo uproszczony sposób wyjaśnienia, ale podczas wytwarzania leku homeopatycznego poniekąd każda cząsteczka roztworu może być takim młoteczkiem. Nie nadaje to lekom żadnej dodatkowej i związanej z magią czy okultyzmem energii. Wstrząsanie minimalnie zmienia energię wewnętrzną roztworu, porządkuje strukturę i wpływa na jego stabilizację.

No dobrze, ale dlaczego robi się to właśnie poprzez potrząsanie?

Być może dałoby się wypracować jeszcze inną metodę, która mogłaby na to pozwolić — wypraktykowano jednak tę. Stosowanie jej sprawia, że lek zachowuje swoje właściwości jeszcze przez jakiś czas, np. dziesięć lat. Jeśli ten okres minie, zdolności lecznicze preparatu o ileś procent spadają. Podobnie jeżeli lek homeopatyczny poddamy działaniom innych zewnętrznych energii. Dlatego homeopaci mówią swoim pacjentom, że nie wolno stawiać leków przy urządzeniach elektrycznych, wkładać do lodówki czy zostawiać na słońcu. Należy unikać innej energii, bo zależy nam na stabilizacji tego, co zostało w leku uzyskane.

Miałem kiedyś wykład o homeopatii w Towarzystwie Katolickim, zebrało się sporo ludzi, również ze świata medycznego, dyskutowano m.in. o potencjonowaniu leków homeopatycznych. Po wykładzie podszedł do mnie jeden z księży: „Do mnie do spowiedzi przychodzą osoby, które leczyły się homeopatycznie” — mówi. „Tłumaczę im, że to nie grzech, że to jest takie zjawisko: jeżeli weźmie pani śmietanę i zacznie ją ubijać, to powstanie masło. Lek homeopatyczny to jest takie masło. Czy to jest dobre tłumaczenie?” — pyta mnie ten ksiądz. „Jako najprostsze wytłumaczenie — tak” — odpowiedziałem. Rzeczywiście, wstrząsana śmietana zamienia się w masło. Czy to jest okultyzm?

Lecząc homeopatycznie, nie ingeruje Pan w duchowość swojego pacjenta?

W duchowość innej osoby możemy ingerować, już będąc obok niej. Nieświadomie. Nie wiem, czy leki homeopatyczne oddziałują na duchowość człowieka. Odpowiedź nie leży w moich kompetencjach. Nie uzurpuję sobie takiej możliwości. Z doświadczenia mogę tylko powiedzieć, że pacjenci, którzy nie mają duchowo uregulowanego życia, homeopatycznie leczą się bardzo trudno. Okazuje się, że dopiero po zaprowadzeniu jakiegoś ładu duchowego w sobie mogą inaczej reagować. Pacjent, który nie wierzy, że Bóg istnieje, jest obciążony strachem. Ten strach towarzyszy mu od początku do końca — dla niego życie kończy się z momentem śmierci. Jeżeli chcemy w jakiś sposób zminimalizować strach tego człowieka — czy można powiedzieć, że to jest ingerencja w jego duchowość?

Człowieka niewierzącego w Boga leczy się trudniej?

Trudniej. Podczas leczenia ważnym elementem są czynniki sprawcze: te, które wywołują patologie i te, które utrudniają zdrowienie. Strach jest jednym z najbardziej utrudniających elementów zdrowienia i nie jesteśmy w stanie go usunąć. Istnieje cały czas. Jak wtedy można leczyć człowieka? Użyję takiego porównania: mam ranę i próbuję ją leczyć, ale stale ją drapię. Nie zagoi się. Jednym z warunków zdrowienia w leczeniu homeopatycznym jest usunięcie czynników, które utrudniają zdrowienie.

To znowu jest całościowe spojrzenie na człowieka.

Czy leczenie homeopatyczne może zaszkodzić człowiekowi?

Jeżeli nie trafi się z lekiem — tak. Każda metoda, którą się leczy, może zaszkodzić. Jedną z substancji używanych do wytwarzania leków homeopatycznych jest grzybek Secale cornutum, który przy zatruciach powoduje występowanie martwicy i zgorzeli. Ten grzybek okazuje się rewelacyjnym lekiem homeopatycznym w leczeniu chorób z zarostowym zapaleniem tętnic, gdzie również mamy do czynienia z martwicą i zgorzelą palców oraz kończyn, głównie dolnych. Jeżeli błędnie zalecimy go pacjentowi, to możemy spowodować, że lek doprowadzi do martwicy. Możemy u pacjenta leczonego na katar sienny, jeżeli podamy mu nieodpowiednio dobrany lek, doprowadzić do sytuacji, że katar ustąpi, ale wystąpi u niego astma. Dlatego tak ważne jest, żeby homeopatię praktykował lekarz, który ma duże poczucie odpowiedzialności, pełną świadomość tego, jaka to jest metoda, oraz umiejętność oceny reakcji organizmu na podany lek. Jeżeli lek spowoduje u pacjenta takie objawy, muszę to rozpoznać i prawidłowo zareagować. Podstawowa metoda oceny to obserwacja organizmu. Dlatego tak ważna jest nie tylko pierwsza wizyta u lekarza, ale bardzo ważna jest również następna, podczas której lekarz musi sprawdzić, czy i w jaki sposób postępuje zdrowienie pacjenta.

Nie leczę chorób, leczę człowieka
Wojciech Wika

urodzony w 1946 r. – chirurg urolog, absolwent Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi, homeopatią zajął się ok. 1980 roku, założyciel i przez wiele lat prezes Wielkopolskiego Stowarzyszenia Homeopatów Lekarzy i Farmaceutów....

Nie leczę chorób, leczę człowieka
Andrzej Niziołek

urodzony w 1963 r. – absolwent kulturoznawstwa na UAM, dziennikarz, interesuje się historią Żydów poznańskich, a jego pasją jest odtwarzanie biografii zwykłych ludzi. Współpracował z magazynem „Press”. Wraz z...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze