Wielokrotnie się zastanawiałem, co się dzieje z tymi chorymi, którym wypisuję skierowanie do hospicjum, wiedząc, że u nas już nic więcej nie możemy zrobić. I kiedyś pomyślałem sobie: Może to jest coś, czym ja się powinienem zająć?
Rozmawiają doktor Paweł Grabowski, założyciel Fundacji Hospicjum Proroka Eliasza na Podlasiu i Katarzyna Kolska
Dzisiaj jest sobota, ale mam poczucie, że oderwałam pana od jakichś ważnych zajęć.
Miałem spotkanie ze studentami.
Tak pan sobie wyobrażał swoje życie kiedyś?
Nie.
A jak?
Na różnych etapach różnie. Kiedy byłem małym chłopcem, bardzo mi się podobała praca straży granicznej, co jest dość zdumiewające, bo mieszkałem w Krakowie i ze strażą graniczną nie miałem raczej do czynienia. Ale imponowali mi mężczyźni w mundurach. Potem, jako nastolatek, wyobrażałem sobie, że będę lekarzem pediatrą.
Skąd pomysł, by zostać lekarzem?
Nie mam pojęcia. Może stąd, że jako dziecko miałem bardzo miłą panią doktor i wydawało mi się, że mógłbym robić to samo.
A jednak nie został pan pediatrą.
No tak się złożyło. Ale przez rok pracowałem z dziećmi jako salowy w szpitalu dziecięcym w Krakowie, a po ukończeniu stomatologii przez jakiś czas byłem zatrudniony w centrum stomatologii dzieci i młodzieży.
I potem pan to wszystko rzucił, wyjechał z Warszawy i założył wiejskie hospicjum.
No nie. To są legendy, które opowiadają ludzie, a ja muszę stawiać temu czoło i tłumaczyć, że nigdy w życiu niczego nie rzuciłem.
No dobrze, powiedzmy, że zamienił pan jedną pracę na inną.
Całe życie to jest przecież kwestia różnego rodzaju wyborów, pewnie też jakichś okoliczności, które wskazują, że tak, a nie inaczej należałoby postąpić.
A słowo „powołanie” jakie ma dla pana znaczenie? Pan się czuje powołany do tego, co pan robi?
Powiem zwyczajnie, bez żadnego nadęcia i błądzenia głową w chmurach: powołanie można mieć do bycia mamą, do bycia tatą, można być powołanym do pracy na poczcie, niektórzy mają powołanie do zajmowania się ludźmi starszymi, a inni czują się powołani do pracy z dzieciakami. Cieszę się, że nie pracuję w biurze albo w jakimś urzędzie, bo zupełnie nie mam do tego powołania i pewnie po tygodniu takiej pracy tłukłbym się z rozpaczy skoroszytem w głowę. A ktoś inny pewnie jest szczęśliwy, że to robi.
Każdy z nas jest do czegoś powołany?
Każdy ma jakieś predyspozycje, jakieś dary z nieba. Po to je mamy, by pełnić w życiu taką albo inną rolę.
O ile się mówi o lekarzu z powołania, chociaż niestety coraz rzadziej, i o nauczycielu z powołania, też coraz rzadziej, to nie słyszałam, żeby ktoś mówił o urzędniku z powołania, kolejarzu z powołania czy księgowej. Słowo „powołanie” przypisujemy tylko wybranym profesjom.
Użyła pani słowa „profesja”. Wie pani, jakie jest jego źródło?
Przyznam się, że nie.
Pochodzi od łacińskiego słowa professio, przysięga. Kiedyś za profesję uważano tylko te zawody, których uprawianie było związane z przysięgą, a przysięgę składali na przykład lekarze i prawnicy. I to były profesje. Teraz słowo „profesjonalizm” ma już nieco inne znaczenie, można być profesjonalnym krawcem, szewcem, człowiekiem, który naprawia komputery, można być profesjonalistą w bardzo wielu dziedzinach. Być może dlatego
Zostało Ci jeszcze 85% artykułu
Oceń