Najpierw człowiek
Oferta specjalna -25%

List do Galatów

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

Kiedy jedzie się z Poznania do Lublina, szczególnie zimą, to nie wiadomo, jak się ubrać. Szczególnie kiedy prognozy pogody są niepokojące i zapowiadają nadciągające zimna. Ile wziąć ze sobą, a ile na siebie? W pewnym wieku człowiek już się boi zimna i zaczyna mieć takie właśnie problemy.

Jeszcze w czasie wakacji na Jamnej obiecałem ojcu Andrzejowi rekolekcje dla jego studentów w Lublinie. Ojciec Tomasz przy okazji upiekł swoją pieczeń: dyskusję dwóch ambon – zaproszeni goście, stojąc na dwóch barokowych ambonach, rozmawiają ze sobą i zgromadzonymi na ważne tematy. W Lublinie rozmowa miała dotyczyć młodzieży. Tak więc, połączywszy interesy, udałem się do Lublina.

Ojciec Tomasz tak urósł i tak się wyrobił, że miałem wspaniałego przewodnika po mieście i ludziach. Radość mnie rozpierała, bo jako licealista był on w moim duszpasterstwie, co może sugerować, że moja w tym zasługa, iż on jest dzisiaj taki dobry. Ale ten przynajmniej się tego nie wypiera.

Spotkanie z lubelskim klasztorem zdewastowanym w czasach, gdy zajmował go dom dziecka, i oddanym kilka lat temu dominikanom do renowacji budzi poczucie bezradności. Zapach dezynfekcji z celi seniora ojca Ambrożego, który nie poddając się higienistom, ma swoje sposoby na przeżycie. Kiedyś wzięty kaznodzieja ludowy, dzisiaj za pomocą medycyny z tamtych czasów próbuje walczyć ze starością.

Jakież to ważne, spotkać starszych ojców, dawnego profesora ojca Tomasza Węgrzyniaka, ojca Mateusza Boguckiego, współbrata ze studentatu Waldemara czy młodszych współbraci. Ojciec Tomasz, kiedyś postrach studentów, gnębił nas filozofią i może dlatego teraz tak długo żyje, żeby się za nas wszystkich pomodlić. Chodził po Tatrach dumnie i namiętnie, a dzisiaj prowadzony przez braci sunie powoli do refektarza czy kaplicy. Nocne rozmowy z ojcem Mateuszem na temat tożsamości naszego zakonu i powołania nakarmiły mnie siłą i radością. A młodzi? Wspaniali są bracia klasztoru lubelskiego. Ich życzliwy dystans do wielu moich zaangażowań, ich dowcip i żart… Otwarci, radośni, pełni nadziei.

Bracia umieścili mnie w pięknej celi z widokiem na zamek, osiedla mieszkaniowe i daleki horyzont. Patrząc przez okno, przeżywałem renowację powołania. Myślałem o tym, jak dotrzeć do ludzi mieszkających w blokach czy jadących ulicami. Cieszę się, że nasz zakon zachowuje otwartość na świat, radość, dążenie do prawdy bez zacietrzewienia. Wieczorem ten widok z okna, to morze świateł stawało się dla mnie apostolskim wyzwaniem. Wzbudzało i uaktywniało dominikańskie powołanie: na krańce świata. Gdzie są dzisiaj te ewangeliczne krańce świata? Jak daleko mam iść, aby dotrzeć do ludzi, którzy są najdalej? Być może, że są oni najbliżej, tuż przy mnie. Może ja sam dla siebie jestem krańcem świata?

Cały dzień zajęły mi spotkania. Ojciec Tomasz Dostatni wspaniale wszystkie przygotował. Ten to ma charyzmat spotykania ludzi, jak nie biskup, to prezes, jak nie prezes, to profesor, jak nie profesor, to dyrektor, ale zawsze ktoś ważny i wpływowy. Wywiady i rozmowy to ważny punkt bycia z ludźmi i dla ludzi. Takie spotkania rodzą nas dla siebie na nowo.

Rozmowy z ojcem Albertem Krąpcem, jakże wzruszające. Stoi ten filar nieugięty, jak przed laty, i robi swoją wielką Powszechną Encyklopedię Filozofii okrutnie świadomy kryzysu humanistyki i kultury humanistycznej. I tak jak przed wiekami skrybowie klasztorni przepisywali swoje księgi z wiarą, że w ten sposób ocalają dorobek starożytności, tak i ten gigant wierzy, że jego encyklopedia będzie tą formą przetrwania, że nadejdą jeszcze wielkie dni i chwile, kiedy będą się na nią rzucać, jak na źródło świeżej wody, aby ugasić odwieczne pragnienie mądrości. Podziwiałem tego męża. Pozwalał sobie zabierać książki i przedmioty. Tylko pióra papieskiego w pięknej oprawie nie chciał mi oddać do jamneńskiej kolekcji papieskiej. Zatrzymał je jeszcze na chwilę, o czym donoszę, aby komuś przypadkiem nie przyszło do głowy wyłudzić je dla siebie. Proszę więc potencjalnie zainteresowanych, aby przestali interesować się tym piórem, bo i tak przeznaczone jest na Jamną do papieskiej kolekcji za pancerną szybą.

Spotkanie z biskupem Karpińskim, przypadkowe i jak wszystkie sprawy Boże zaskakujące. Rozmawiając niezobowiązująco, spotkaliśmy się w zachwycie nad charyzmatem Jana Pawła II. Otóż ksiądz biskup pamiętał doskonale spotkanie z papieżem we Francji przed Notre Dame, gdzie padły trzy pytania z ostatniego rozdziału Ewangelii świętego Jana: „Czy kochasz? Czy kochasz Mnie? Czy kochasz Mnie bardziej?”. Te trzy pytania pragnę uczynić głównym tematem przyszłorocznego spotkania młodych nad Lednicą. Obaj byliśmy wzruszeni tym, że zapamiętaliśmy to samo przemówienie sprzed lat. Nie tylko wypowiedzianą wtedy treść, ale i sposób jej wygłoszenia. Rekolekcyjne spotkania z młodymi w przepełnionym kościele, a później w duszpasterstwie, dostarczyły mi mnóstwo radości. Tak wielu przystąpiło do komunii świętej. Tak wielu z nich przyjeżdża każdego roku nad Lednicę. Czegóż mogę chcieć więcej?

Obawiałem się zimna fizycznego, zmarznięcia, infekcji i grypy, a znalazłem ciepło duchowe, spotkałem ludzi życzliwych, serdecznych, ludzi, dla których najpierw jest człowiek, a potem rzecz czy interes. A ja łapię się na tym, że zdarza się, iż sprawy znaczą dla mnie więcej niż ludzie.

Wyjeżdżając do Lublina, patrzyłem na termometr za oknem, a tymczasem tu nie o taką temperaturę chodzi ani też o zabranie dodatkowej pary kalesonów. Ale tak to już jest, że człowiek myśli, iż jedzie głosić innym rekolekcje, a tymczasem sam usłyszy naukę dla siebie: człowiek jest zawsze przed rzeczą czy sprawą! I pomyśleć, że obawiałem się przyjazdu do Lublina.

Najpierw człowiek
Jan Góra OP

(ur. 8 lutego 1948 w Prudniku – zm. 21 grudnia 2015 w Poznaniu) – Jan Wojciech Góra OP, dominikanin, prezbiter, doktor teologii, duszpasterz akademicki, rekolekcjonista, spowiednik, prozaik, twórca i animator, organizator Dni Prymasowskich w Prudniku i Ogólnopolskiego Spotka...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze