Miałem w życiu krótki epizod zatrudnienia na grubie (kopalni). I to powierzchniowy, a przez to powierzchowny. Ale już samo zetknięcie z powierzchnią gruby dość głęboko mnie przeorało. Dla młodzieńca czytającego z wypiekami na twarzy personalistów straszliwe było poczucie zredukowania do poziomu łatwo zastępowalnego trybiku w machinie, której niewidzialną monstrualność można było wprawdzie tylko przeczuwać pod stopami, za to było to przeczucie przytłaczające. Tym bardziej że zaczynało się od zupełnie dosłownego przytłoczenia, kiedy będąc dość mizernej postury, zmierzałem na szychtę autobusem nabitym po brzegi chłopami „z dołu” o słusznej zwykle masie ciała.
Ale nie o tym. Z gruby wyszedłem bogatszy o silne przeświadczenie, że nim się zacznie fedrować, trzeba wykonać mnóstwo niepozornych czynności pomocniczych. Zabezpieczyć odpływ wody z chodników i wyrobisk. Dostarczyć powietrze, elektryczność. Zorganizować łączność, transport urobku, narzędzi i materiałów, systemy ostrzegania metanowego i sejsmicznego. Nie da się tak po prostu wykopać dziury głębokiej na pół kilometra i zacząć z niej wyciągać węgiel. Je
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń