fot. sdf rf / unsplash

Wierność w małżeństwie jest zwyczajnie trudna. Ważna, konieczna, budująca, ale jednak trudna. Często w tych trudnościach zbliża się do cienkiej linii, po przekroczeniu której pozostaje jedynie druzgocące stwierdzenie: wierność jest niemożliwa.

Kiedy blisko piętnaście lat temu stałem przed ołtarzem i wypowiadałem słowa przysięgi małżeńskiej, wszystko wydawało mi się takie proste i oczywiste. Miałem klarowny plan na życie, świat wydawał się w miarę poukładany. Oczywistością była miłość, która sprawiła, że znalazłem się wtedy w tamtym miejscu. – Wierność i uczciwość małżeńska oferowane w pakiecie muszą być łatwe i zasadniczo przyjdą same – myślałem. Oczywista była też radość powodowana tym wszystkim, co towarzyszy młodym, pełnym zapału i entuzjazmu ludziom. Oczywisty był w końcu lęk… Obawa przed nieodwracalnością traktowanej poważnie przysięgi, wyrażona w stwierdzeniu „aż do śmierci”. Obok entuzjazmu i radości, obaw i poczucia odpowiedzialności za podejmowane właśnie decyzje, towarzyszyło mi przekonanie, że nam się uda. Żadne kryzysy, trudności, problemy nie będą zasiewać wątpliwości – nie w nas.

Przebudzenie

Jest takie miejsce, w którym nasze przekonania i pielęgnowane latami wyobrażenia stykają się z rzeczywistością mającą za nic cały nasz pieczołowicie ułożony plan. To tu rodzą się rozczarowanie, frustracja i ból niespełnionych oczekiwań, a pewność, z jaką dotąd szliśmy, okazuje się bardzo krucha. W ułamku chwili ułudą staje się również przeświadczenie, że nic nie może nas dotknąć, i przeistacza się w gorzką świadomość, że dotknąć może nas właściwie wszystko.

To jak moment przebudzenia. Nam się uda? Czy mówiąc „uda”, nie poddaję się pewnej przypadkowości? Może wcale nie musi się udać? Z perspektywy lat i doświadczeń wiem, że nic się nie udaje ot tak – wszystko jest efektem włożonej w to pracy i poświęceń. Szeroko rozumiana i wielowymiarowa stabilizacja, do której dążyliśmy, okazuje się pułapką zastawioną na samych siebie.

Przecież nic nie jest stałe. Mam tego świadomość, choć nie jest to równoznaczne z tym, że do tego stanu przywykłem. Życie nie jest stabilne. Nigdy nie było – przeciwnie, pełne jest zmiennych, o czym wspólnie z Victorią, moją żoną, szybko się przekonaliśmy. Oczekiwanie, że akurat my prześlizgniemy się przez kolejne lata naszego życia w spokoju, było karmieniem się złudnymi nadziejami. Małżeństwo nie jest celem samym w sobie – jest platformą rozwoju.

Zostało Ci jeszcze 85% artykułu

Wykup dostęp do archiwum

  • Dostęp do ponad 7000 artykułów
  • Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
  • Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Wyczyść

Zaloguj się

Mój poligon
Mikołaj Rutkowski

urodzony w 1985 r. – z wykształcenia politolog i technik budownictwa, z zawodu przedsiębiorca, z zamiłowania fotograf. Entuzjasta muzyki, literatury i żeglarstwa. Jachtowy sternik morski....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze