Mieszko Pierwszy Tajemniczy
fot. colin watts / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Liturgia krok po kroku

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 39,90 PLN
Wyczyść

Czy chrzest Mieszka był rzeczywiście konwersją od zera, z pogaństwa, czy też może ponowną chrystianizacją półchrześcijanina? Czy chodziło o uzupełnienie chrztu, czy może o bierzmowanie?

Daina Kolbuszewska: W swojej najnowszej książce stawia pan kilka kontrowersyjnych tez dotyczących Mieszka i jego państwa. Pańska teoria wzbudziła duży opór w środowisku naukowym, choć nie jest sprzeczna z dotychczasową wiedzą historyczną. Skąd więc takie reakcje?

prof. Przemysław Urbańczyk: Jeśli  chodzi o wczesne średniowiecze, przyzwyczailiśmy się do powtarzania od kilkudziesięciu lat pewnych utartych schematów, które zostały wypracowane w okresie tzw. „badań milenijnych” (od końca lat 40. do połowy lat 60. XX w.). Historycy ustalili wówczas kanon myślenia o początkach Polski, który miał wszystkich zadowolić. Przyjęty schemat poglądów nie był kwestionowany i unikano prób interpretowania go na nowo. Natomiast kiedy pisałem poprzednią książkę, Trudne początki Polski (Wrocław 2008), podobnie zresztą jak i ostatnią o Mieszku, wciąż stwierdzałem, że kanon ów ma bardzo słabe podstawy.

Jedno z nielicznych pytań, które pozwalano sobie zadawać, dotyczyło pochodzenia Mieszka. Nie możemy przyjąć, że przodkowie Mieszka byli chłopami spod Gniezna?

Dzięki archeologii wiemy, że państwo Mieszka powstało błyskawicznie. To była niezwykła akcja: w ciągu dosłownie kilku lat powstał podstawowy zrąb grodów w centralnej Wielkopolsce, według jednego wzorca. Musiało tam istnieć jakieś centrum polityczne, silne, świadome swoich celów i posiadające konieczną wiedzę organizacyjną. I jeszcze na dodatek z jakimiś tradycjami chrześcijańskimi. Skąd tacy ludzie mogli się znaleźć w Wielkopolsce? I dlaczego tam tkwili, nie utrzymując do 963 roku kontaktów z sąsiadami, a w każdym razie na tyle istotnych, żeby ktoś ich zauważył? Nie można przyjmować milcząco założenia, że państwo polskie powstało samo z siebie. Nikt nie zadał pytania, skąd Mieszko miał wiedzę, która pozwoliła mu na stworzenie w krótkim czasie silnego państwa.

Kronika Galla Anonima, nasze najstarsze polskie źródło, mówi, że Piastowie są nasi i pochodzą spod Gniezna.

Kronika Galla Anonima powstała 200 lat po wydarzeniach, które doprowadziły do powstania państewka wczesnopiastowskiego w Wielkopolsce. Opieranie się na niej jest zwodnicze. Dziś opowieść Galla Anonima traktuje się raczej jako legendę, swoistą propagandępowtarzającą wątki „wędrujące” po Europie. Pomijając to, że Piast nie mógł pochodzić spod Gniezna, bo pod Gnieznem w tym czasie absolutnie niczego nie było, to przecież Jacek Banaszkiewicz objaśnił imiona występujące u Galla i stwierdził, że są to imiona wymyślone. Jeśli potraktować całą kronikę Galla jako produkt propagandy kościelno-państwowej z czasów Bolesława Krzywoustego, to wydaje mi się, że można tę dynastyczną legendę założycielską uznać za zabieg, który miał uprawomocnić rządy Piastów. Podobnie było zresztą u Czechów.

Traktowanie Galla jako wyroczni nie ma większego uzasadnienia.

Jeśli zatem nie spod Gniezna, to skąd przyszli Piastowie?

Dotychczas się zastanawiano, posiłkując się archeologią, czy Mieszko albo jego rodzice lub dziadkowie mogli być Skandynawami. Ta hipoteza upadła całkowicie. Rozważano także tak egzotyczne kierunki jak Połabie, czy ostatnio nawet wschodnie Mazowsze. Z jakiegoś powodu pomijano południe, a mnie wydaje się ono najbardziej oczywistym kierunkiem poszukiwań.

Dlaczego?

Odpowiedź wynika z logiki wiedzy historycznej. W III dekadzie X wieku w Wielkopolsce nagle powstaje państwo, a dwadzieścia kilka lat wcześniej w pobliżu upada pierwsze chrześcijańskie państwo słowiańskie, tzw. Wielka Morawa, której władcy po przegranej bitwie z Madziarami znikają po prostu z kart historii. To jest zadanie typu „czarna skrzynka”. Mamy sytuację A na początku, mamy sytuację B na końcu i musimy próbować umieścić w tej czarnej skrzynce taki algorytm, który poprowadziłby nas od sytuacji A do sytuacji B. Założenie, że przodkowie Mieszka pochodzili z dynastii władców Wielkiej Morawy, po której upadku uciekli do Wielkopolski, nie jest sprzeczne z wiedzą, którą dysponujemy. Z wiedzą zawartą w źródłach mniej więcej współczesnych.

Pańskie założenie nie jest sprzeczne ze źródłami, ale czy istnieją jakieś pozytywne przesłanki przemawiające za nim?

Specjaliści od nadawania imion twierdzą, że w tamtych czasach ojciec nadawał synowi imię po którymś z męskich, nieżyjących już przodków. Można zatem zapytać, dlaczego Chrobry, pierwszy syn Mieszka, dostał na imię Bolesław? Oczywiście było to następstwem kontraktu zawartego przez Mieszka z czeskimi Przemyślidami, z Bolesławem I, który użyczył swojego imienia. Natomiast już kolejny syn Mieszka otrzymał imię zgodne z tradycją i było to imię Świętopełk. W tym czasie nie można było tak po prostu wziąć sobie imienia z jakiejś dynastii, a Świętopełk było to dynastyczne imię Mojmirowiców, władców Wielkiej Morawy.

Imię mogło też zostać podarowane. Tak robili Ottonowie, szczególnie Otton III, który swoim imieniem obdarzał cesarskich sojuszników, wiążąc ich w ten sposób ze sobą. I dlatego trzeci syn Bolesława Chrobrego dostał imię Otto. Ale w przypadku Świętopełka nie miał kto użyczać. Jedynym wytłumaczeniem może być upamiętnienie wielkomorawskich korzeni Mieszka. Nie widzę innego sposobu wytłumaczenia wyboru takiego właśnie imienia niż uznanie go za manifestację pewnej ciągłości politycznej, przyznanie się do określonej tradycji. Imię drugiego syna Mieszka świadczy o tym, że w Wielkopolsce znaleźli schronienie członkowie dynastii Mojmirowiców, władców Wielkiej Morawy.

Chyba że mamy do czynienia z kradzieżą imienia w celach czysto propagandowych, ale w tym czasie nie znamy takich zachowań!

Czyli założycielem państwa polskiego był Wielkomorawianin?

Mieszko był synem lub wnukiem Świętopełka, a zatem Wielkomorawianinem już nie był – raczej Wielkopolaninem. Warto pamiętać, że w tym czasie w Czechach, na Morawach, w Polsce i na Połabiu mówiło się właściwie jednym językiem i uciekinierzy z Wielkiej Morawy nie byli na terenie Wielkopolski całkowicie obcy.

Ale stali wyżej cywilizacyjnie?

Tym atrakcyjniejsi byli dla rdzennych mieszkańców tych ziem. Wielokrotnie zdarzało się w dziejach Słowian, że zapraszali oni lub przyjmowali u siebie ludzi z terenów wyżej zaawansowanych cywilizacyjnie. I powierzali im stanowiska kierownicze: czy to militarne, czy nawet władcze. W mentalności słowiańskiej taki motyw mieści się znakomicie!

Dlaczego uznał pan, że Mieszko, organizując swoje państwo, musiał mieć już wcześniej styczność z chrześcijaństwem?

W czasach Mieszka w Poznaniu powstaje kamienna architektura monumentalna, potwierdzająca znaczenie tego ośrodka dla władzy: słynne palatium, które jest badane na Ostrowie Tumskim od 1999 roku przez prof. Hannę Kočkę-Krenz. Cztery lata temu doszedł odkryty przez nią niewielki kościółek, kapliczka – niewątpliwie budowla sakralna, chrześcijańska. Maleńka i sprzężona z pałacem, wyglądająca na prywatną świątynię, powstała w tym samym czasie, co palatium.

Kaplicę miała ufundować żona Mieszka Dobrawa.

Mamy jednak zadziwiające datowanie belki progowej palatium, które dotąd wszyscy pomijali, uważając je za tak absurdalne, że nie ma się w ogóle co nad nim zastanawiać. Badania dendrochronologiczne wskazują, że belka pochodzi z drzewa ściętego po 941 roku! Tłumaczono, że została zrobiona ze starego drewna. Albo że to przypadek, że nie wiadomo, ilu słojów w niej brakuje. W ten sposób nie możemy postępować! Jeżeli mamy jakieś fakty, to trzeba próbować je wyjaśnić. Technologia budowy stosowana w tych czasach była czasochłonna. Używano wówczas zapraw gipsowych wymagających długotrwałego twardnienia. Kładło się jedną warstwę, następnie trzeba było czekać, aż węglan wapnia zareaguje z powietrzem i stwardnieje, i dopiero wtedy można było kłaść drugą warstwę. Taka budowa trwała co najmniej kilka lat. Tak czy inaczej kościółek powstał przed kanonicznym rokiem 966. Jeżeli nie znajdziemy nowych danych, to coś z tym trzeba zrobić! Trudno przyjąć, że władca pogański – choćby nie wiem jak zainteresowany religią, która gdzieś tam daleko się rozwija i jest podstawą ideologiczną państw, którą mógł znać lub o której słyszał – zbudował sobie tak po prostu kościółek, przewidując, że za jakiś czas zawiąże sojusz z chrześcijanami, Czechami i że będzie musiał wykazać dużo dobrej woli, żeby otrzymać rękę chrześcijańskiej księżniczki! To zupełnie nieprawdopodobne wytłumaczenie. Dlatego zadałem kolejne pytanie, absolutnie dotąd niedopuszczalne: czy naprawdę Mieszko był poganinem? Bo jeżeli buduje się coś takiego, to musi istnieć już jakiś związek z chrześcijaństwem. A jeśli nie był poganinem, to jak to było możliwe?

Kolejny argument za uciekinierami z Wielkiej Morawy?

Jeżeli w Wielkopolsce osiedli członkowie dynastii Mojmirowiców, o czym świadczy imię drugiego (lub trzeciego) syna Mieszka, to oczywiście tradycja chrześcijańska musiała wśród nich być podtrzymywana. Problem polegał na tym, że była podtrzymywana w odległej Wielkopolsce, bez kontaktów z kościołem instytucjonalnym. Chrześcijaństwo to religia, która wymaga odpowiedniej bazy instytucjonalnej: konsekrowanej świątyni z konsekrowanym ołtarzem, gdzie za pomocą konsekrowanych utensyliów można sprawować najważniejsze rytuały, w tym liturgię mszy świętej. Tego nie można zrobić w lesie, na kamieniu. Co więcej, potrzeba specjalnej osoby, księdza konsekrowanego przez biskupa, w miejscu też konsekrowanym. Jak długo można pozostać chrześcijaninem w obcym otoczeniu, nie mając kontaktu z Kościołem instytucjonalnym? Z jednej strony to jest kwestia subiektywna – na ile ja czuję się chrześcijaninem, a z drugiej – odbioru przez ten właśnie Kościół instytucjonalny, dla którego tacy ludzie byli półchrześcijanami, czy półpoganami, i których trzeba było porządnie schrystianizować.

W takim razie co z wielkim chrztem Polski w 966 roku?

No właśnie… Z tym chrztem też jest jakoś tak dziwnie. Chrzest władcy powinien być zauważony przez współczesnych! I tak na przykład jedyna informacja, którą zapisano w żywocie św. Metodego o słynnym księciu znad Wisły jest taka, że się ochrzcił. O Mieszku żadnych tego typu zapisków nie mamy. Dopiero kilkadziesiąt lat później Thietmar pisze w swojej kronice o chrzcie Mieszka, ale zastanawia się, czy to było w tym, czy w tamtym roku. Także w najstarszych polskich rocznikach, późniejszych niż Thietmar, informacja o tym, w którym roku odbył się chrzest, nie jest dokładna. Wszystko to jest jakoś dziwnie zamglone. Stąd moje kolejne pytanie, znowu bardzo nieortodoksyjne: czy chrzest Mieszka był rzeczywiście konwersją od zera, z pogaństwa, czy też może ponowną chrystianizacją półchrześcijanina? Czy chodziło o uzupełnienie chrztu, czy może o bierzmowanie? Niewiele mamy dokumentów i nie wiemy, jak wtedy takie przypadki traktowano. Do chrztu nie jest potrzebny ksiądz, mogą go udzielić rodzice, natomiast do bierzmowania jest potrzebny biskup. Thietmar pisze, że biskup Jordan „ciężką miał z nimi pracę, zanim, niezmordowany w wysiłkach nakłonił ich słowem i czynem do uprawiania winnicy Pańskiej” – czy nie chodziło o bierzmowanie właśnie?

Nie do rozstrzygnięcia…

Nie do rozstrzygnięcia! Ale musimy stworzyć jakąś wizję, w której nie przyjmuje się milcząco pewnych założeń, niemających uzasadnienia źródłowego, a dla których istnieje pewna alternatywa. Kolejnym problemem jest to, na ile chrześcijańskie było państwo Mieszka. Typowe myślenie prowadzi do dzielenia historii na odcinki. Mamy rok 966, Mieszko się ochrzcił ze swoimi poddanymi…

…w Poznaniu!

Tego nie wiemy i się nie dowiemy. Ale jeżeli datowanie kościółka przy palatium przez prof. Kočkę-Krenz jest prawidłowe, to właściwie tylko Poznań wchodzi w grę, bo byłaby to jedyna świątynia chrześcijańska w państwie Mieszka przez wiele lat.

Ale cezura, że wszystko co przed 966 jest pogańskie, a wszystko co po – chrześcijańskie, nie ma sensu. Archeologia mocno wspiera te wątpliwości – nie mamy właściwe żadnych znalezisk związanych z chrześcijaństwem oprócz kościółka na Ostrowie Tumskim, najprawdopodobniej pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny, oraz katedry, którą Mieszko zaczął budować prawdopodobnie pod koniec życia. Innych dobrze datowanych kościołów nie mamy. Zresztą w całym państwie Mieszka nie ma właściwie żadnych znalezisk, które można powiązać z chrześcijaństwem. A co ważniejsze – brak także grobów chrześcijańskich.

A słynna, kontrowersyjna poznańska misa uznawana za chrzcielną?

Inercja historiograficzna sprawia, że jeśli coś zostało powiedziane kilkadziesiąt lat temu, to, broń Boże, nie można przyznać, że nie mieliśmy wtedy racji. Zaczęło się od tego, że eksponowaną obecnie w podziemiach poznańskiej katedry misę uznano za misę chrzcielną. Potem dołożono do niej wątki murów i tak powstało poznańskie baptysterium. Potem okazało się, że była to budowla zwieńczona krzyżykiem z zasłonami.

Zapomina się przy tym o innych misach, które też zostały znalezione w Poznaniu, bo ta jedna pasuje – znajduje się akurat w centrum katedry! To jest legenda, mit założycielski, że tak jak Włodzimierz na Rusi swoich poddanych chrzcił w Dnieprze, tak Mieszko zbudował to baptysterium i w tym baptysterium ich chrzcił. Jestem zawsze zwolennikiem wyjaśnień najprostszych. A tutaj wyjaśnienie jest takie, że owa misa była bardzo zaawansowanym technologicznie urządzeniem do mieszania zaprawy potrzebnej w ogromnych ilościach przy budowie katedry. I ulokowanie jej w środku nawy głównej było rozwiązaniem najbardziej logicznym. Znamy zresztą takich mis już chyba ponad 20 w Europie.

Oczywiście pięknie jest móc pokazać: „Tu została ochrzczona Polska”, bo to ma ogromny ładunek emocjonalny i każdy widzi: jest misa – jest!

Mówił Pan, że nie mamy grobów chrześcijańskich z czasów Mieszka.

Nie mamy cmentarzyska, które pokazywałoby jakieś wpływy chrześcijaństwa nie tylko z czasów Mieszka, ale w ogóle z X wieku. Pierwsze znane nam pochodzi z XI wieku!

Mamy za to trzy grobowce w katedrze poznańskiej, puste niestety, które szybciutko Krystyna Józefowiczówna (w latach 60. XX w.) przypisała Mieszkowi I i Bolesławowi Chrobremu. Mamy pierwszą katedrę, mamy pierwszych władców, to łączymy jedno z drugim i grobowce królewskie gotowe! W ostatniej książce kwestionuję tę tezę. W czasach Mieszka władców chowano albo w kaplicach przykatedralnych czy przyklasztornych, albo w małych, prywatnych fundacjach przypałacowych. W Pradze mamy malutki kościołek pw. Najświętszej Marii Panny, trochę większy niż przy palatium na Ostrowie Tumskim. Była to kaplica do prywatnego użytku władcy i uważa się, że tam został pochowany Spitygniew (z dynastii Przemyślidów, zm. 915) z żoną. Na zasadzie analogii można założyć, że najpierw Dobrawa, a potem Mieszko zostali pochowani w kaplicy przy palatium – też zresztą pw. NMP. Jak wiemy, cała główna nawa kościółka jest pusta, co wygląda jak opróżniony grób. Czyj? Kogo można było pochować w książęcej kaplicy?

Poznańską katedrę zaczął wznosić Mieszko, zapewne niedługo po śmierci Jordana. Potrzebny był kamień węgielny, a co mogło być lepsze dla pierwszej katedry niż oprzeć ją na kościach pierwszego biskupa? Grobowiec znajdował się dokładnie w geometrycznym środku katedry. W ten sposób chowano w tym czasie biskupów. A drugi grobowiec? Za czasów Chrobrego zmieniła się koncepcja architektoniczna kościoła i przeniesiono trumnę Jordana z pierwszego grobowca, który nie wystawał już ponad posadzkę kościoła, do nowego, dodając cyborium, murek i wejście.

Pierwsza katedra jako nekropolia pierwszych Piastów – dobry pomysł sprzed kilkudziesięciu lat, ale czy ma on jakiekolwiek uzasadnienie historyczne? W tym czasie tak władców nie chowano!

Dochodzimy powoli do słynnego pytania rozważanego w Poznaniu…

Czy Gniezno, czy Poznań był stolicą Polski piastowskiej? No tak. Ten podział dotknął zarówno archeologów, jak i historyków. Henryk Łowmiański stawiał na Poznań, Gerard Labuda trzymał się uparcie Gniezna. Stwierdziłem kiedyś, że tę dyskusję powinno się przerwać, bo nie ma sensu poszukiwać czegoś takiego jak stolica. Ówczesne państwa stolic po prostu nie miały i mieć ich nie mogły. Nie było zresztą takiej potrzeby. Piastowie, zarówno Mieszko, jak i Chrobry, działali jak wszyscy inni władcy tego czasu: tworzyli sieć ważnych punktów, między którymi się poruszali i które zapewniały im możliwość postoju i sprawowania rządów. Jedynie państwa tak potężne i dobrze zorganizowane jak Cesarstwo Wschodniorzymskie czy kalifat kordobański miały stolice, ale to jest inna rzeczywistość!

Patrząc na ten problem z czysto „archeologicznego” punktu widzenia, trzeba przyznać, że to jednak Poznań był najważniejszym z ośrodków państwa Mieszka I.

Budowa państwa musiała kosztować. Za co je zbudowano?

Mieszko mógł sfinansować budowę swojego państwa z handlu niewolnikami. To był „towar” poszukiwany i stosunkowo łatwy do zdobycia. Mieszko mógł go „eksportować” w dużych ilościach. I był to jedyny „towar”, który mógł zapewnić potrzebne dochody. Morawianie doskonale o tym wiedzieli! Wielka Morawa była źródłem niewolników aż do swojego upadku. Wskutek ataku Madziarów handel niewolnikami się załamał, ale szybko przejęli go czescy Przemyślidzi. Uruchomiony został szlak z Hiszpanii przez Czechy, Kraków do Kijowa, nad Morze Czarne i Kaspijskie, którymi krążyły karawany dostarczające niewolników do krajów muzułmańskich. Jeżeli jest popyt, to jest i podaż. Jak wszyscy ówcześni władcy Mieszko cały czas prowadził jakieś wojny, atakował swoich sąsiadów. Niekoniecznie po to, by przyłączyć ich tereny, ale po to właśnie, by zdobyć łupy – a do najcenniejszych należeli ludzie. Wiemy, że ogromna liczba niewolników słowiańskich napływała do kalifatu kordobańskiego i kalifatu bagdadzkiego. Skądś się przecież ci niewolnicy brali! Taka była brutalna rzeczywistość wczesnego średniowiecza.

Chrześcijański handel niewolnikami?

W Pradze, chrześcijańskiej od prawie stu lat, Przemyślidzi prowadzili w końcu X wieku największy rynek niewolników w Europie. Handlował niewolnikami również arcybiskup Magdeburga. Co ciekawe, św. Wojciech nie protestował, że w ogóle się handluje ludźmi, ale z tego powodu, że sprzedaje się Żydom chrześcijan! Jakie opory miał mieć zatem Mieszko?!

Mieszko miał wiedzę, zaplecze tradycji, ale chyba też „to coś”, co pozwoliło mu zrealizować wielką wizję utworzenia nowego państwa?

Mieszko był swego rodzaju geniuszem politycznym, który potrafił wykorzystać posiadaną wiedzę. Ale powtarzam – tę wiedzę musiał mieć. Ktoś musiał mu ją przekazać, a nie wiemy nic o tym, by Mieszko wcześniej miał jakiekolwiek kontakty zewnętrzne.

Trzeba natomiast przyznać, że wykorzystał tę wiedzę w sposób genialny. Z małego państewka wielkopolskiego uczynił potęgę środkowoeuropejską. Rozwój tego państwa to wielkie pasmo sukcesów, trwające nieprzerwanie do czasu załamania się monarchii piastowskiej za Mieszka II.

W swojej książce kwestionuje pan mapy Polski piastowskiej, na których uczyliśmy się w szkole historii. Czy wykreślony w latach 60. XX wieku zasięg państwa Mieszka był odpowiedzią na zapotrzebowanie polityczne?

Zamieściłem w książce kilka map państwa Mieszka wykreślonych zgodnie z przyjętym wówczas kanonem. Zadziwiająco przypominają one Polskę we współczesnych granicach! Z wycięciem Mazur, które zamieszkiwali Bałtowie. Poza tym to była Polska sięgająca od Odry do Bugu i od morza do gór. I symbolicznie taka właśnie Polska odrodziła się po II wojnie światowej – po ponad tysiącu lat wróciła na właściwe jej miejsce. Tak się nie zdarza w historii! Trudno dziś stawiać zarzuty autorom tych koncepcji, że kierowali się motywami politycznymi. Taka była atmosfera w tym czasie. Za pomocą tych koncepcji można było wytłumaczyć i uzasadnić przyłączenie do Polski tzw. Ziem Odzyskanych i utracenie ziem na wschodzie. Kiedy zacząłem zgłębiać słynny dokument Mieszka, jego testament nazywany Dagome iudex, na którym opierano koncepcje dotyczące ówczesnych granic Polski, doszedłem do wniosku, że od lat kręcimy się w kółko. Zainteresowanych szczegółami odsyłam do książki. A że wykreślone na nowo mapy nie zgadzają się z tymi, które dotychczas wykreślano? Trudno, ale może trzeba wreszcie zacząć rozważać, że tak też mogło być. Dagome iudex opisuje granice nie tyle państwa Mieszka, ale takie, jakie on chciał podać w danym momencie w Rzymie, gdzie dokument powstał. Nie wiemy, może jego państwo było mniejsze lub większe, ale on sam chciał podać takie granice. I trzeba się z tym pogodzić.

Podsumowanie?

Apel, żeby nie przywiązywać się do obowiązujących koncepcji! Nauka powinna stawiać pytania. Także o to, czy fundament historiograficzny, na którym bazujemy, do którego jesteśmy ogromnie przyzwyczajeni, bo każde dziecko w szkole podstawowej już się tego uczy, ma uzasadnienie i czy nie ma dla niego alternatywy…

Mieszko Pierwszy Tajemniczy
Przemysław Urbańczyk

urodzony 21 października 1951 r. – mediewista archeolog, profesor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz Instytutu Archeologii i Etnologii PAN. Autor 12 książek i ponad 350 tekstów z zakresu historii...

Mieszko Pierwszy Tajemniczy
Daina Kolbuszewska

psychoterapeutka Gestalt, psycholog, mediator, dziennikarka. Autorka książki reportażowej Niemka. Dziecko z pociągu, której bohaterowie zostali upamiętnieni tablicą na dworcu w Krotoszynie....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze