Mała zachęta do bycia borokiem
fot. shyam vHVaUUJ7w / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 52,90 PLN
Wyczyść

Kilka dni temu przez liturgię przemknął Janowy tekst o nowym przykazaniu Jezusa – w wersji z rozdziału 13, w której zaraz potem mowa jest o tym, że po miłości wszyscy rozpoznają w nas uczniów Jezusa (tego nie ma już w rozdziale 15, gdzie wątek nowego przykazania powraca). I odtąd spokoju mi nie daje, co pewnie prywatnie może przyczynić się do mojego nawrócenia, a publicznie – do utrapienia czytelników tym tekstem.

Ale po kolei. Morze atramentu wylano już, by wyjaśnić istotę nowości przykazania Jezusa – przecież nakaz miłowania bliźniego był co najmniej tak stary, jak Pierwszy Testament. Zatem tylko krótkie przypomnienie. Jezus poszerza starotestamentalne, plemienne rozumienie „bliźniego”, obejmując nim wszystkich ludzi, a szczególnie troszczy się o „odmieńców” – etnicznych, religijnych, moralnych etc. (to wątek synoptyczny, związany zwłaszcza ze sceną z 10 rozdziału Łukaszowej Ewangelii, kulminującą w przypowieści o miłosiernym Samarytaninie). Jezus pragnie też (to wątek Janowy), byśmy się miłowali, „jak Ja was umiłowałem” – miłością odzwierciedlającą postawę Jezusa. A zatem – aż do utraty życia za drugiego. Aż do śmierci.

Jeśli połączyć te dwa wątki, ukaże się najbardziej niepokojąca z konkluzji: ludzie i świat rozpoznają w nas uczniów Jezusa, jeśli będziemy tracić swe życie, wydając je za innych. Właśnie – szczególnie za INNYCH, obcych, odmieńców, prześladowców. „Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to dla was wdzięczność? Przecież i grzesznicy miłość okazują tym, którzy ich miłują” (Łk 6,32).

I w wymiarze indywidualnym, i w wymiarze społecznym konsekwentne pójście tą drogą oznacza przeciwstawienie się ewolucyjnym korzeniom. Indywidualnie – instynktowi samozachowawczemu, który najpierw własne życie chronić nakazuje (nawet za cenę życia drugiego). Społecznie – instynktowi stadnemu, który każe troszczyć się najpierw o członków własnego klanu (rodziny, plemienia, religii, wyznania, narodu, partii) – zdecydowanie kosztem interesów innych grup, właśnie w ewolucyjnie zdrowej konkurencji do nich. Zdaje się, że to właśnie zarzucał Nietzsche chrześcijanom – że opowieścią o miłosierdziu dla słabych osłabiają gatunek.

Pokusa, żeby jakoś rozbroić radykalizm Jezusowego wezwania, była i będzie zawsze. Bo przyjęcie jej na serio, wejście w postawę rozdawania życia czyni z nas w oczach świata ofiary losu. Nieudaczników. Na Śląsku mamy na to pobłażliwie pogardliwe określenie, w którym dezaprobata miesza się nieco ze współczuciem: borok. Borokiem nikt nie chce być. Stąd parcie, by przy deklarowanym przyjęciu Jezusowej drogi jednocześnie jednak powalczyć o swoje. Nazywamy to walką o godność, o prawdę, o sprawiedliwość… Albo bronimy czci Boga samego. Takich spraw nie można nie bronić, w takich sprawach nie można nie walczyć. I pewnie jest w tym przekonaniu nieco racji. Wydaje mi się jednak, że zmartwychwstanie Jezusa otwiera przed nami znacznie szerszy horyzont. Możemy wydać życie braciom – choćby w konkretnej postaci ograniczenia jego „jakości”, o którą tak się współcześnie trzęsiemy – możemy być borokami, bo nasz Pan powstał z martwych. I to samo czeka tych, którzy za Nim podążają. „Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12,24). Czyż nie tego także dotyczy „nie bójcie się” powtarzane przez Jezusa w dzień zmartwychwstania?

I jeszcze jedno: kwestia priorytetów życia i działania Kościoła. Jeśli nowości Jezusowego przykazania nie mamy traktować wyłącznie jako pobożnej hiperboli, to musimy czuwać nad kształtem naszej miłości także w wymiarze instytucjonalnym. Instynkty stają się silne wobec zagrożenia – nieważne czy prawdziwego, czy wyobrażonego. I w takich momentach czuwać musimy w czwórnasób. Bo jeśli w miejsce wydawania życia wkradać się będzie frenetyczna troska o zachowanie „stanu posiadania” – majątku, wpływów, praw czy czegokolwiek innego – to może się okazać, że jednak nie poznają, żeśmy Jego uczniami. Nie będą mieli po czym poznać.

Mała zachęta do bycia borokiem
ks. Grzegorz Strzelczyk

urodzony w 1971 r. – prezbiter archidiecezji katowickiej, doktor teologii dogmatycznej, były członek Zarządu Fundacji Świętego Józefa KEP (2020-2023)....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze