Macie całą moją genealogię
Oferta specjalna -25%

List do Galatów

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

Krzyżykiem mam się podpisać? – zażartował Ojciec Święty. Wziął długopis i napisał: Jan Paweł II, papież.

Szanowna Pani. W intencji Syna Stanisława i jego ważnej decyzji odprawię Mszę świętą przy najbliższej okazji. Karol Wojtyła, abp.

– Od tego się zaczęło – mówi Stanisław Grzesiek. – Kilkanaście listów, pocztówek i kilka spotkań, które zwalają z nóg.

Stanisław Grzesiek, poznański artysta plastyk, przez czterdzieści lat korespondował z Karolem Wojtyłą. Kardynał najpierw pisał osobiście. Gdy został Papieżem, wysyłał listy za pośrednictwem swojego osobistego sekretarza, księdza Stanisława Dziwisza.

– Za każdym razem dostawałem odpowiedź.

* * *

21 października 1946 roku. W Poznaniu przychodzi na świat Stanisław Grzesiek, syn Emilii i Karola.

Dzień wcześniej w Krakowie kleryk Karol Wojtyła, syn Emilii i Karola, zostaje diakonem. Jedenaście dni później w prywatnej kaplicy arcybiskupów krakowskich przy Franciszkańskiej 3 (kiedyś ten adres pozna cały świat) kardynał Sapieha udziela mu święceń kapłańskich. Jest Wszystkich Świętych. Jak na święcenia kapłańskie, dzień nietypowy, ale Wojtyła ma jechać na studia do Rzymu, dlatego czas ponagla.

Emilii Grzesiek nie podobają się grupowe chrzty. Uważa, że to zbyt ważny sakrament, żeby udzielać go „taśmowo”. Prosi księdza, żeby jej syna ochrzcił osobno. Najbliższa wolna data to Wszystkich Świętych.

1 listopada 1946 roku Stanisław Grzesiek otrzymuje chrzest w kościele księży zmartwychwstańców na poznańskiej Wildzie. – Dzień nietypowy, jak na chrzest – mówi dziś pan Stanisław. – Tego dnia chodzi się przecież na cmentarz.

30 grudnia 1963 roku. Jan XXIII mianuje biskupa Wojtyłę arcybiskupem krakowskim. „Przewodnik Katolicki” drukuje obszerny życiorys nowego metropolity.

– Byłem akurat w klasie maturalnej – opowiada Stanisław Grzesiek. – Trzeba było się zdecydować, co robić dalej. Mama marzyła, że zostanę księdzem (od dziecka widywała syna przy ołtarzu, jak służył do mszy jako ministrant; w domu miał mały ołtarzyk z tabernakulum i kielichem, odprawiał Msze na niby i głosił kazania).

Emilia Grzesiek od lat czyta „Przewodnik Katolicki”. Teraz wyczytała, że jej syn przyjął chrzest w dniu kapłańskich święceń Wojtyły.

– Mama napisała o tym do Księdza Arcybiskupa i poprosiła, żeby pomodlił się w mojej intencji – opowiada Grzesiek.

Wkrótce potem Emilia Grzesiek dostała z Krakowa odpowiedź. W kopercie był mały kartonik. Na kartoniku napisano na maszynie: Szanowna Pani. W intencji Syna Stanisława i jego ważnej decyzji odprawię Mszę świętą przy najbliższej okazji. Karol Wojtyła, abp.

Grzesiek: Mama prosiła tylko o modlitwę, a on zaofiarował się odprawić Mszę.

* * *

Boże Narodzenie 1965. Bóg zapłać. Ja też wszystkiego dobrego od Boga i ludzi na Nowy Rok Jubileuszowy życzę.

Na odwrocie kartki jest fragment ołtarza Wita Stwosza z kościoła Mariackiego. Scena przedstawia pokłon Trzech Króli.

– Z treści wynika, że to ja musiałem pierwszy wysłać arcybiskupowi Wojtyle życzenia na święta, a on mi odpowiedział – Stanisław Grzesiek długo wpatruje się w kartkę sprzed czterdziestu lat. – Pewnie mama przypomniała mi, żebym wysłał kartkę i podziękował za odprawioną Mszę – pan Stanisław z trudem przypomina sobie początki korespondencji z przyszłym Papieżem.

Stanisław Grzesiek do seminarium nie wstąpił. – Pan Bóg miał wobec mnie inne plany – ucina krótko. Po maturze poszedł na dwuletnie studium nauczycielskie (pół rodziny pracowało w tym zawodzie). Po skończeniu uczył plastyki i techniki w liceum.

Mimo że nie został księdzem, mama pilnowała go, żeby wysyłał do Krakowa świąteczne życzenia. Przyznaje, że robił to bez większego przekonania. Karol Wojtyła był wtedy dla niego kimś prawie anonimowym. – Znałem go tylko ze zdjęć, a życzenia wysyłałem z kurtuazji – mówi. – Ale było mi przyjemnie dostawać od niego pięknie wykonywane ręcznie przez siostry zakonne świąteczne kartki.

* * *

Drogi Panie. Jestem serdecznie wdzięczny za życzenia na Boże Narodzenie, które odwzajemniam również życzeniami: niech Chrystus Narodzony błogosławi w Roku Pańskim 1967.

– Mama tylko za pierwszym razem podała nasz adres – opowiada Stanisław Grzesiek. – A ja, żeby się nie narzucać, pisałem bez adresu. A on mimo to odpowiadał.

Stanisław Grzesiek nie może się nadziwić, jak Karol Wojtyła znajdował czas, żeby mu odpisywać. Mówi, że czasem go to krępowało. Bał się nawet pisać, żeby nie „zmuszać” go do odpowiadania. Ale Emilia Grzesiek była nieustępliwa i gdy zbliżały się imieniny Karola Wojtyły albo święta, przypominała synowi: „Pamiętaj, wyślij życzenia do Krakowa”.

* * *

Nadszedł marzec 1968 roku. Stanisław Grzesiek nie podpisał w szkole petycji do władz przeciw studentom (zawsze był odważny; gdy komuniści wyrzucili religię ze szkół, prowadził całą klasę na katechezę do kościoła). – Dyrektor wezwał mnie do gabinetu i powiedział, że dla takich, jak ja, nie widzi miejsca w szkole – wspomina.

Zaczęły się przesłuchania, szykany, upokorzenia. Mimo dawnych nagród i pochwał został przeniesiony karnie do pracy w podstawówce. Do dziś w aktach wydziału oświaty ma wpis: „niepewny politycznie”.

Po wyrzuceniu z pracy nie wiedział, co robić. W Poznaniu był spalony, nie dostał się na Państwową Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych. Złożył podanie na toruńską uczelnię. – Tam nikt nie wiedział o mojej działalności i dlatego mnie przyjęli.

Arcybiskup Wojtyła został tymczasem kardynałem. Stanisław Grzesiek, jak dawniej, wysyłał do Krakowa świąteczne życzenia. A Karol Wojtyła, jak dawniej, odpowiadał na nie.

– Musiał mieć niesamowitą dyscyplinę czasu – Stanisław Grzesiek przegląda kolejne kartki sygnowane podpisem kardynała Wojtyły. – Ale przede wszystkim wielki szacunek dla każdego człowieka.

* * *

Kraków, dnia 15 września 1972 r.

Drodzy Państwo Młodzi. Dziękując za wiadomość o Waszym ślubie, przesyłam serdeczne życzenia błogosławieństwa Bożego na dzień Sakramentu oraz na całą drogę życia, która się w tym dniu rozpoczyna.

We wrześniu 1972 roku Stanisław Grzesiek wziął ślub z Hanną. – Wysłaliśmy kardynałowi zawiadomienie, a on przysłał nam swoje błogosławieństwo – opowiada pan Stanisław.

Gdy po latach zastanawia się, kiedy ta korespondencja zaczęła być dla niego ważna, myśli, że może właśnie wtedy, gdy postanowił założyć rodzinę. – Przecież nie każdemu biskupowi wysyła się zawiadomienie o swoim ślubie – próbuje sobie tłumaczyć.

Po ślubie Stanisław i Hanna Grześkowie zaczęli razem podpisywać życzenia do Krakowa. A kardynał Wojtyła za każdym razem przysyłał im podziękowania i dołączał kilka słów.

W 1972 roku razem z imieninowymi życzeniami (4 listopada) Grześkowie posłali Karolowi Wojtyle swoje ślubne zdjęcie. Miesiąc później kardynał im odpisał:

Kraków, dnia 8.XII.1972

Drogim Państwu serdecznie dziękuję za pamięć o dniu św. Karola, za zdjęcie, a przede wszystkim za modlitwy, o które i nadal proszę.

Niech Pan Bóg błogosławi i doda sił do wypełnienia dobrych postanowień, by Rodzina Wasza była prawdziwie katolicka i by świeciła przykładem innym.

Stanisław Grzesiek: – Umiejętność znalezienia przez kogoś tak ważnego czasu dla zwykłego człowieka, być może nawet kosztem spraw bardziej znaczących, to odpowiedzialność za tego człowieka. Dziś rozumiem, że tak właśnie objawiała się świętość Wojtyły.

* * *

Kraków, Boże Narodzenie 1972

Bardzo Panu dziękuję za miły dar świąteczny. Wzajemnie ślę życzenia na Boże Narodzenie i Nowy Rok. Niech Boże Dziecię darzy łaskami i błogosławieństwem.

– Wysłałem toruński piernik – mówi Stanisław Grzesiek. Pamięta, że piernik był ozdobny, w kształcie karety, którą ciągnęły konie.

Stanisław Grzesiek kończył wtedy studia na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Mówi, że dzisiaj miałby pewnie większe opory przed zrobieniem kościelnemu dostojnikowi tak niecodziennego prezentu. – Ale studenci są bardziej spontaniczni – tłumaczy swój gest sprzed trzydziestu kilku lat. – Zresztą ten piernik to nie było zwykłe ciastko, ale prawdziwy rarytas.

* * *

Przesyłam serdeczne życzenia na uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego.

Na kartce nie ma daty, ale Stanisław Grzesiek pamięta, że dostał ją na Wielkanoc 1978 roku. – To były ostatnie życzenia kardynała Wojtyły przed wyborem na Papieża.

Pół roku później, w poniedziałkowy wieczór 16 października 1978 roku, Stanisław Grzesiek miał zajęcia w osiedlowej harcówce. Ktoś włączył telewizor. Gdy podano informację, że kardynał Karol Wojtyła został Papieżem, w sali podniósł się krzyk radości.

Po powrocie do domu Stanisław Grzesiek sięgnął do szuflady, w której przechowywał kartki z Krakowa. Zaczął je przeglądać. Był szczęśliwy, że mimo przeprowadzek przez kilkanaście lat zachowało się ich aż tyle. Pomyślał rozżalony: „Boże, przecież mogłem nawiązać z nim bliższy kontakt i poznać osobiście. Miałem taką okazję. Teraz już takiej możliwości nie będzie”.

* * *

We wrześniu 1980 roku Stanisław Grzesiek pojechał z poznańską pielgrzymką do Watykanu. W podróż zabrał ze sobą tekst błogosławieństwa sprzed ośmiu lat, który kardynał Wojtyła wysłał jemu i żonie w dniu ślubu. Wykonał ozdobną kartkę z fotografiami ze ślubu i z synami: trzyletnim Marcinem i półtorarocznym Piotrkiem.

Ojciec Święty spotkał się z pielgrzymami z Poznania w Sali Klementyńskiej Pałacu Apostolskiego. Podchodził do każdego z osobna, zamieniał kilka słów i wręczał różaniec.

Stanisław Grzesiek cały czas trzymał w ręku kartkę z błogosławieństwem kardynała Wojtyły dla siebie i żony. Gdy Jan Paweł II podszedł, zaczął mu opowiadać o zbieżności daty swojego chrztu z jego święceniami kapłańskimi. Pokazał zdjęcia rodziny i telegram z życzeniami na ślub.

– Na koniec poprosiłem nieśmiało: „Ojcze Święty, proszę pobłogosławić, choć zrobić krzyżyk dla całej mojej rodziny”. A Papież na to: „Mam się krzyżykiem podpisać?”. Wziął ode mnie długopis i napisał: „Jan Paweł II, papież”, a pod spodem dopisał datę: „30 września 1980 r.”. Kiedy skończył pisać, uśmiechnął się i zażartował: „To teraz będziecie mieć całą moją genealogię”.

* * *

Stanisław Grzesiek wyliczył, że spotkał Papieża bezpośrednio, kiedy mógł ucałować pierścień i powiedzieć kilka słów, sześć razy. Trzy razy w Polsce i trzy w Watykanie.

W pamięci utkwiło mu spotkanie w 1987 roku w warszawskim kościele Świętego Krzyża. Papież spotkał się tam z twórcami. Było to nazajutrz po papieskiej Mszy na gdańskiej Zaspie. Stanisław Grzesiek też tam był. Do Gdańska zabrał transparent z napisem: „Ojcze Święty, bądź nieugięty”.

Teraz siedział z brzegu ławki i cieszył się, że znów zobaczy z bliska Papieża. Gdy Jan Paweł II przechodził koło niego, wyrwało mu się z całej siły: „Ojcze Święty, bądź nieugięty!”.

– Uświadomiłem sobie zaraz, że to trochę niewłaściwe, żeby mówić Ojcu Świętemu, jaki ma być – opowiada. – I nie wiem, skąd mi się to wzięło, ale wrzasnąłem jeszcze głośniej: „A my wytrwamy!”.

Tego, co stało się chwilę później, Stanisław Grzesiek do dziś nie potrafi zrozumieć. Mimo że Papież zrobił już kilka kroków do przodu, nagle zatrzymał się, odwrócił, zrobił krok w jego kierunku, wyciągnął rękę i nakreślił na jego czole znak krzyża. – Przecież nie mógł widzieć, że to ja powiedziałem, chyba że rozpoznał to po moich płonących oczach – próbuje dziś zgadywać. Pamięta, że padł wtedy na kolana i zaszlochał (teraz, gdy to opowiada, ociera ręką łzy).

Potem była krótka papieska homilia. Stanisław Grzesiek przeżył kolejne zaskoczenie. Papież zacytował kawałek Dziejów Apostolskich o tym, jak pierwsi chrześcijanie „trwali w nauce Apostołów” i zachęcał twórców do „trwania” w wierze, do „trwania” w przymierzu z Kościołem i ze światem pracy.

– Przecież to przemówienie było przygotowane wcześniej – Stanisław Grzesiek nie potrafi wytłumaczyć sobie tego dziwnego zbiegu okoliczności. – To było jedno z najgłębszych przeżyć w moim życiu – mówi.

Ostatni raz widział się z Papieżem w niedzielę, 28 grudnia 2003 roku. Rano na Mszy świętej w prywatnej kaplicy papieskiej, potem, wieczorem, na śpiewie kolęd i kolacji w papieskich apartamentach.

– Wszyscy już wyszli, a ja zwlekałem z odejściem – wspomina. – Uklęknąłem przed nim, ująłem w swoje ręce jego dłonie, ucałowałem, oparłem swoją głowę na kolanach i tak trwałem przez chwilę w milczeniu, jak syn marnotrawny u stóp Ojca… Pamiętam, że dotknął mojego czoła w geście błogosławieństwa. Kiedy wychodziłem, czułem, że jest to moje pożegnanie z Ojcem Świętym.

Z papieskiego stołu dostał od usługujących Papieżowi sióstr na pamiątkę „złotą” świecę w kształcie kuli (paliła się przed Janem Pawłem II) i trzy paczki opłatków, które potem podzielił i rozdał przyjaciołom w Polsce.

* * *

1 kwietnia 2005 roku, piątek. Od rana radio i telewizja mówią o ciężkim stanie zdrowia Jana Pawła II. Stanisław Grzesiek dzwoni do znajomych i redakcji, żeby po południu ludzie przyszli na plac Mickiewicza pomodlić się za cierpiącego Papieża. Na frontonie auli uniwersyteckiej zawiesił wielki portret Jana Pawła II.

Przyszło kilkadziesiąt osób. Odmówili różaniec (podobno w tym czasie Ojciec Święty odzyskał na chwilę przytomność).

Pod Poznańskimi Krzyżami, w miejscu, w którym osiem lat wcześniej stał papieski klęcznik, Stanisław Grzesiek postawił wazon z żółtymi tulipanami i zapalił znicz. Był to pierwszy znicz zapalony w tym miejscu na znak solidarności z umierającym Papieżem. W kolejnych dniach poznaniacy postawią ich tu tysiące…

* * *

Kilka dni po śmierci Papieża listonosz przyniósł do domu Stanisława Grześka białą kopertę ze stemplem Città del Vaticano. Na stemplu była data 2 kwietnia 2005 roku. Na kartce przedstawiającej spotkanie uczniów z Jezusem w Emaus słowa arcybiskupa Dziwisza: Ojciec Święty bardzo dziękuje za życzenia i zapewnienia o duchowej bliskości w cierpieniu i wspierające Go modlitwy. Serdecznie błogosławi Panu.

Pod spodem dopisane drżącą ręką (widać, jak pismo idzie nierówno): Mare vobiscum, Domine!, Jan Paweł II pp., Z serdecznymi życzeniami, Wielkanoc 2005.

Gdy Stanisław Grzesiek czytał te słowa, Polska szykowała się do pogrzebu Jana Pawła II.

* * *

– To jest zobowiązanie, a czasem wyrzut sumienia – Stanisław Grzesiek patrzy na stertę papieskich kartek i listów. Przegląda zdjęcia z pielgrzymek. – Jak odstępuję od przykazań, to czuję, jak mnie ten papieski krzyż nakreślony na moim czole pali – mówi.

Świeczkę, którą dostał z papieskiego stołu, zapala w szczególnych chwilach. Niedawno zapalił ją na ślubie chrześniaczki, grobie przyjaciela, pogrzebie mamy chrzestnej. Tylko na chwilę, żeby wystarczyła jak najdłużej.

Macie całą moją genealogię
Stanisław Zasada

urodzony w 1961 r. – dziennikarz, reporter, absolwent polonistyki na UMK w Toruniu oraz Polskiej Szkoły Reportażu. Współpracuje m.in. z „Tygodnikiem Powszechnym” i „Gazetą Wyborczą”. ...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze