Odkąd towarzyszy mi pies, chodzę inaczej i co innego widzę. Po pierwsze, chodzę więcej – na ukos, z dala od arterii, pod czyimiś oknami, zaułkami. Zwiedzam życie od zaplecza i od spodu. To nie ja wyprowadzam psa na spacer – pozwalam, by on zabierał mnie na wędrówkę po nieznanym mieście.
On jest na ogół zadowolony, nie narzeka na miejskie terytorium. Obwąchuje skrupulatnie, a do domu wraca z miną kogoś, kto przeczytał wciągającą książkę. Co innego ja, z każdym spacerem wnosząca za próg bardziej zgarbione ramiona i usta w podkówkę. Świat obserwowany wolniej i uważniej mówi mi o sobie rzeczy nieładne i smutne.
Brzydota jest najpierwsza i wszędobylska. Wyziera z podwórek zawalonych gruzem i kawałkami mebli, wybebeszonych wersalek, gnijących materacy. Rozlewa się wokół śmietników – burych i odrażających, ale zamykanych na klucz, jakby skrywały coś cennego. Nasze nieczystości – odpadki świata, w którym niczego już nie warto naprawiać, bo lepiej mieć coraz więcej nowości – tu stają się skarbami, których nie chcemy udostępnić miejskim nomadom, a przecież mogliby z naszych resztek utkać własne przetrwanie. Szarpią za klamki, majstrują przy zamkach, czasem wyłamuj
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń