Którzy się smucą
fot. natallia nagorniak NVkU0Q / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Nerw święty. Rozmowy o liturgii

0 votes
Wyczyść

Smutek, z którym związane jest błogosławieństwo, to nie zwykły stan emocjonalny ale opłakiwanie grzechów – swoich i cudzych.

Jeśli wszystkie błogosławieństwa opierają się na pewnym paradoksie (szczęśliwi nieszczęśliwi), to w żadnym z nich nie jest on tak jaskrawy, jak w drugim: „Błogosławieni, którzy się smucą…”. Co to niby ma znaczyć? Czyżby Jezusowi chodziło o pochwałę malkontenctwa? Jeśli tak, to moglibyśmy śmiało wypisać te słowa jako hasło pod godłem narodowym. Wszak jesteśmy podobno jednym z najbardziej niezadowolonych społeczeństw. Teraz można by to wreszcie jakoś umotywować…

Ale co wówczas począć z drugą częścią błogosławieństwa: „albowiem oni będą pocieszeni”? Wynika z niej, że stan smutku będzie przejściowy. Nici więc z uświęconego niezadowolenia. Można za to zapytać: „będą pocieszeni” – ale kiedy? Dziś, jutro… na święte nigdy? Może chodzi o ostateczne pocieszenie w niebie: Nie martw się. Jest źle, będzie gorzej, ale kiedyś to się skończy i po śmierci Pan Bóg ci wszystko wynagrodzi. „I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już [odtąd] nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły” (Ap 21,4).

Oczywiście trudno zaprzeczyć, że ostateczne szczęście czeka nas dopiero po śmierci. Naiwnością byłoby też oczekiwać, że ni stąd, ni zowąd z naszego życia zniknie ból, nie będzie już więcej dylematów i problemów, a pasmo porażek zmieni się w niekończącą się serię sukcesów. Mimo to nie wolno zapominać, że Kazanie na górze nie jest opowieścią o rzeczach przyszłych. Temu tematowi Jezus poświęci w Ewangelii Mateusza osobną mowę. Natomiast błogosławieństwa stanowią „preambułę” konstytucji królestwa Bożego, które nadchodzi wraz z Jezusem. I choć oczywiście jest ono wciąż w fazie wzrostu, a wzrost ten bywa niewidoczny, jak wzrost ziarna w ziemi czy zaczynu w misie, to jest już obecne pośród nas. Zdradzilibyśmy przesłanie błogosławieństw, gdybyśmy nie wyciągnęli z nich wniosków dzisiaj. O jakim więc smutku i o jakim pocieszeniu może być tutaj mowa?

Dwa smutki

Ojcowie Kościoła, a za nimi cała tradycja duchowości, wskazywali, że Jezusowi nie chodziło o byle jaki smutek. Z reguły smucimy się, ponieważ spotkało nas jakieś zło. Raz będzie ono zasłużone, a raz – nie. Może ono być naturalną konsekwencją mojego postępowania (nie przestrzegałem zaleceń lekarza i mój stan zdrowia się pogorszył), a nawet karą za nie (nie skasowałem biletu w autobusie i muszę zapłacić grzywnę). Może też być czymś ode mnie niezależnym (śmierć bliskich; choroba, której nie można zapobiec; bycie ofiarą rozboju). Święty Leon Wielki w kazaniu O błogosławieństwach trzeźwo zauważa, że nazywanie takich nieszczęść błogosławieństwem byłoby oszukiwaniem się. Nikogo nie uczynią szczęśliwym łzy wylewane przez cały rodzaj ludzki. Natomiast smutek, z którym związane jest błogosławieństwo Pańskie, polega na opłakiwaniu grzechów – swoich i cudzych. Nie chodzi tu więc o zwykły stan emocjonalny, bycie w dołku, ale to, co znane jest nam pod pojęciem „żalu za grzechy”.

Aby dobrze zrozumieć ten żal, warto wrócić do kontekstu głoszenia królestwa Bożego, w którym padają słowa błogosławieństwa. Uczeń Jezusa opłakuje zło, ponieważ opóźnia ono nadejście panowania Bożego. Na grzech można popatrzeć jak na veto wobec Boga, wypowiedzenie Mu posłuszeństwa, akt separatyzmu, by posłużyć się terminologią polityczną: ta ziemia, ta dziedzina do Ciebie, Boże, nie należy. Tutaj nie obowiązują Twoje prawa.

Błogosławiony smutek to, po pierwsze, żal, że grzech wciąż trwa. Błogosławiony jest już sam żal, bo wyróżnia osobę, której bliskie są sprawy Boże. Która opowiedziała się po Jego stronie. Która nie może się już doczekać panowania Boga. Dopełnieniem tutaj jest obietnica: Nie bój się. Kwestia Mojego zwycięstwa nie stoi pod znakiem zapytania. Przyszedłem odzyskać dla Ojca ziemie utracone przez grzech pierwszych rodziców. I to jest już przesądzone. Nikt i nic nie zdoła powstrzymać rewolucji, której przyszedłem dokonać.

Żałoba

Błogosławiony smutek można także interpretować jako smutek żałoby. Śmiercią we właściwym znaczeniu jest w świetle Nowego Testamentu nie tyle obumarcie ciała, ile grzech. Grzech odcina nas od Boga, jedynego Dawcy życia. Ucznia Jezusa cechuje przenikliwość spojrzenia, które dostrzega w grzeszniku człowieka umarłego. Leon Wielki we wspomnianym kazaniu zauważa, że „bardziej należy opłakiwać tego, kto dopuszcza się zła, niż tego, kto je znosi”. Niezależnie od skali zbrodni, jakiej dopuszcza się oprawca, nieporównywalnie gorsze zło staje się udziałem jego niż ofiary, którą ta zbrodnia dotknęła. Jeśli bowiem nawet zabija drugiego, odbiera życie jedynie ciału, sam zaś zabija swoją duszę.

Smutek błogosławionych jest więc żalem z powodu każdego nieszczęśnika, który poddał się pod panowanie śmierci, a jednocześnie wołaniem do Boga, aby w nim zwyciężył. I tak też można odczytać obietnicę błogosławieństwa: Ja jestem prawdziwym Życiem i śmierć nie ma nade Mną władzy. Ja jestem śmiercią śmierci. Wypełniając Moje powołanie, przechodząc przez mękę krzyża i chwałę zmartwychwstania, odwracam porządek rzeczy. Odtąd śmierć nie jest już kresem wszystkiego. Ja jestem kresem śmierci. I tej fizycznej, i tej duchowej – grzechu. Nie ma takiego zła, z którego nie mógłbym cię wyprowadzić.

Błogosławiony Pocieszyciel

Bycie chrześcijaninem nie polega na przyjęciu określonego światopoglądu, ale na staniu się uczniem Chrystusa, czyli podążaniu Jego śladami, dosłownie: wejściu w Jego kroki. Tak jakby iść po mokrym piasku, stawiając stopę w odciski zostawione przez poprzednika. Warto zatem zauważyć, że również wezwanie do żalu nie jest czymś całkowicie oryginalnym, ale wstępowaniem w ślady Jezusa: który przyszedł ogień rzucić na ziemię i nie mógł się już doczekać, aby on zapłonął (Łk 12,49), i który się litował, wzruszał nie tylko nad chorymi na ciele, ale przede wszystkim nad pogrążonymi w grzechu. Nie mamy mocy wskrzeszenia, jak On, łączymy się z Nim jednak poprzez takie same pragnienia. Błogosławieni stajemy się nie ze względu na zło, z którym się konfrontujemy, i nawet nie ze względu na to, że przyjmujemy wobec niego poprawną postawę. Stajemy się prawdziwie błogosławieni, bo w tej postawie jesteśmy jedno z Jezusem. Błogosławieństwo jest więc nie tyle jakimś darem, rzeczą, ile stanem bycia we wspólnocie z Chrystusem.

Jeśli więc tak się sprawy mają, może i na te inne, powszednie smutki da się rozciągnąć obietnicę Jezusa. Szczęśliwi, którzy się smucą, bo nie są sami. „Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu” (Hbr 4,15). Nieszczęścia i grzechy niejako wykluczają nas z normalnego świata „żywych”. Jesteśmy „na cenzurowanym”. Dobra nowina, którą przynosi i czyni Chrystus, jest taka, że odtąd w żadnych okolicznościach nie jesteśmy już sami. Możemy je bowiem przeżyć z Nim i w Nim. „Jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana; jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana. I w życiu więc, i w śmierci należymy do Pana” (Rz 14,8). 

Którzy się smucą
Dominik Jarczewski OP

urodzony w 1986 r. w Warszawie – dominikanin, duszpasterz, rekolekcjonista, doktor filozofii uniwersytetu Paris 1 Panthéon-Sorbonne, wykładowca Kolegium Filozoficzno-Teologicznego Dominikanów, stały współpracownik miesięcznika „W drodze”....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszykKontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze