Krzykacze
Oferta specjalna -25%

Drugi List do Koryntian

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 59,90 PLN
Wyczyść

Co chciał nam powiedzieć Anders Breivik, norweski terrorysta, który dokonał nieludzkiej rzezi w Oslo i na wyspie Utoya? Czy chciał tylko ostrzec Europejczyków przed „islamizacją” starego kontynentu? Może chciał pokazać, że jedynym sposobem na zatrzymanie tego procesu jest wymordowanie wszystkich pięknoduchów zakochanych w idei multikulturalizmu? A może pragnął udowodnić, że siła jest skuteczniejsza od dialogu?

Niewykluczone, że nie przyświecał mu żaden z tych zamiarów, a jedynym motywem działania Breivika było dążenie do ekstazy wywołanej widokiem zabijanych ludzi. W tym przypadku roztrząsanie politycznych lub religijnych motywów zbrodni mijałoby się z celem. Znaleźli się jednak i tacy komentatorzy, dla których wszystko było jasne i oczywiste od początku, polityczne wątki zbrodni znakomicie zazębiały się z wątkami duchowymi, a Breivik stał się postacią symbolizującą zdegenerowaną odmianę europejskiej „prawicy”. Oto, do czego prowadzi ścisłe przestrzeganie prawicowego elementarza – sugerowali publicyści, skądinąd zawsze gotowi znaleźć usprawiedliwienie dla niegodziwych czynów Che Guevary czy Wojciecha Jaruzelskiego.

Pokusa jest ogromna. To wszak nie lada gratka – móc powiązać terrorystę Breivika już nie tylko z holenderskim islamofobem Geertem Wildersem czy z Marine Le Pen, nie tylko z prawicą skrajną, lecz z prawicą jakąkolwiek. Z Sarkozym, z Cameronem, z Klausem, a nawet z Kaczyńskim. Każda wątpliwość dotycząca propagowania wielokulturowości w Europie, wyrażona przez wyżej wymienionych, każda, najłagodniejsza nawet krytyka islamu i jego politycznego zaangażowania, każde przedsięwzięcie, mające na celu ukrócenie nielegalnej imigracji, działa na niekorzyść oskarżonych. Dla polityka prawicy powoływanie się na chrześcijańską moralność i na dekalog jest już ryzykowne, bo przecież Breivik także nawiązywał do historii chrześcijaństwa i jego pryncypiów. Przed Utoyą można było sobie jeszcze na to pozwolić. Po Utoyi można się narazić na gromy zawodowych, medialnych moralistów i zasłużyć na łatkę „pomocnika Breivika”. W Polsce stało się to udziałem m.in. Jarosława Gowina, który nieopatrznie wypowiedział o kilka słów za dużo.

Utrudnia to oczywiście normalną debatę, a w skrajnych wypadkach może wręcz doprowadzić do publicznego ostracyzmu wobec tych, którzy „po Utoyi” nie wyrażają bezgranicznego uwielbienia dla islamu i nie zachwycają się kulturowym ubogaceniem Starego Kontynentu przez przybyszy z Afryki i Azji. Prawica powinna więc albo zamilknąć, albo zrewidować swoje poglądy. A najlepiej gdyby oddała się modłom w pobliskim meczecie, wraz ze swoimi braćmi muzułmanami. Wszystko po to, by żadna z ich opinii nie mogła zostać porównana z niektórymi akapitami słynnej „Europejskiej deklaracji niepodległości” autorstwa norweskiego mordercy.

I prawica zazwyczaj z pokorą spełnia te oczekiwania, starając się przeczekać burzę. Po prostu przez kilka miesięcy w Europie nie będzie problemu imamów nawołujących do odbicia Al-Andalus, nie będzie problemu antysemityzmu wśród młodych Arabów z Paryża czy Sztokholmu, czy problemu gangów młodocianych Marokańczyków grasujących w Hiszpanii. A multikulturalizm znów będzie w modzie, choć akurat wydarzenia w Norwegii dowiodły, że zawiódł na całej linii.

Na tym właśnie polega w Europie przewaga środowisk lewicy, które swoim wrzaskiem, fałszywymi oskarżeniami i cyniczną retoryką potrafią narzucić ton debaty i zapędzić ideologicznego przeciwnika do narożnika. Tymczasem wskazywanie na podobieństwa między stwierdzeniami niektórych polityków a postulatami terrorysty-szaleńca jest wyjątkowo nieuczciwą metodą sporu. Breivik wielokrotnie wspomina np. w swojej „Europejskiej deklaracji…” bitwę pod Wiedniem i triumf wojsk chrześcijańskich nad imperium osmańskim. Czy w obliczu fascynacji Breivika postacią Jana III Sobieskiego powinniśmy skorygować naszą ocenę wiktorii wiedeńskiej i roli polskiego króla? Czy w dyskusji na temat rekonkwisty powinniśmy stanąć po stronie muzułmańskich najeźdźców, a nie Ferdynanda Katolickiego, który wypędził ich z Półwyspu Iberyjskiego – tylko dlatego, że Breivik jest odmiennego zdania? A co z tymi, którzy nazywają Unię Europejską „eurokołchozem”? Czy mamy ich ścigać jako groźnych ekstremistów, tylko dlatego że takie same epitety padają z ust Breivika?

A przecież moglibyśmy użyć identycznego oręża i porównać artykuły oraz wypowiedzi niektórych intelektualistów lewicy z fragmentami deklaracji różnych partii totalitarnych i organizacji terrorystycznych. Pamiętacie, co takiego mówił o bankierach niejaki Adolf Hitler? A co mówi dziś o bankierach lewica? W przedwojennych nazistowskich gazetach pojawiały się co rusz oskarżenia wobec kleru katolickiego o nadużycia seksualne (najczęściej nieprawdziwe). Są także współczesne media, które specjalizują się w podobnej tematyce. Czy terroryści z peruwiańskiego Świetlistego Szlaku oraz niektórzy dzisiejsi komentatorzy nie mają przypadkiem identycznych poglądów na temat nierówności społecznych i sposobów ich zwalczania? A co sądzi lewica na temat polityki rządu Izraela wobec Palestyńczyków? I czy przypadkiem lewica nie głosi tych samych tez co zamachowcy z Hamasu?

Można by się przerzucać takimi argumentami bez końca. Ale prawicy zależy na normalnej debacie, która przybliży nas do rozwiązania konkretnych problemów. Festiwal populizmu to domena lewicowych krzykaczy.

Krzykacze
Marek Magierowski

urodzony 12 lutego 1971 r. w Bystrzycy Kłodzkiej – iberysta, absolwent hispanistyki na UAM, dziennikarz prasowy, polityk i dyplomata, ambasador RP w Izraelu (25.06.2018 - 07.11.2021), ambasador RP w Stanach Zjednoczonych (od 23.11.2021r.)....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze