Kościół na Węgrzech 2000
Oferta specjalna -25%

Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 52,90 PLN
Wyczyść

Po dziesięciu latach od upadku komunizmu Kościół na Węgrzech — przynajmniej jego najbardziej świadoma część, czyli inteligencja duchowna i świecka — rozpoznał siebie i postawił diagnozę: ten Kościół jest wprawdzie nadal ciężko chory, ale kryzys powoli mija…

Chorobą Kościoła jest starość biologiczna jego członków i jej pochodne. Na przykład w naszym zakonie przeciętna wieku wynosi 68 lat. Są zakony, zgromadzenia i wspólnoty diecezjalnych kapłanów, znajdujące się w jeszcze gorszej sytuacji wiekowej. Pochodnych tej starości jest wiele.

Trudno się porozumieć

Z całą pewnością za kwestię najgroźniejszą trzeba uznać styl myślenia z zakodowaną walką z modernizmem z czasów św. Piusa X, agresywne reagowanie na świat, a wszystko połączone z nostalgią za przeszłością i neurotycznym poszukiwaniem wroga, wręcz węszeniem za nim. Notabene, nie tylko Kościoła, ale i węgierskości rozumianej dość osobliwie, gdyż dla niektórych księży, a także świeckich, Jezus był księciem Partów, a więc — Węgrem.

Wielu ludzi żywi się nostalgią. Często pełni są poczucia doznanych krzywd — więzienia, internowania, niemożności wykonywania funkcji kapłańskich — a niekiedy żalu do siebie samych za lata kolaboracji i tchórzostwa. Jest rzeczą oczywistą, że nie potrafią znaleźć wspólnego języka nie tylko z młodzieżą, ale również ze średnim pokoleniem, które stara się przystosować do warunków gospodarki wolnorynkowej.

Wyłaniają się zatem problemy zarówno duchowe, jak i duszpasterskie. Kapłani żyjący w więzieniu własnej mentalności nie są zdolni odczytać — a tym samym przekazać posłania — posoborowej teologii dogmatycznej, moralnej czy dziejów własnego Kościoła, który na ziemi węgierskiej oscylował między barokiem, józefinizmem, komunizmem i różnymi prądami, z którymi nie wiadomo co począć.

Czekanie na działanie

Inną pochodną choroby starości — choć cierpią na nią i młodzi wiekiem — jest bierność. Przy całym szacunku dla tych, którzy namacalnie, na własnej skórze doświadczyli cierpienia czy prześladowania ze strony rządu komunistycznego, nieodparcie narzuca się wrażenie, że niektórzy w Kościele węgierskim nie zauważyli, że czasy niewoli się skończyły, że nie ma już barier ograniczających duszpasterzowanie, że nic nie stoi na przeszkodzie do publicznego wyznawania swej wiary. Niektórzy powiedzieliby może zwyczajnie: Kościół stoi nadal w kruchcie. Mimo że dzisiaj za pracę z dziećmi czy młodzieżą nikogo nie przenosi się na inne parafie, nie zamyka do więzienia, pozostała jakaś niemoc duszpasterska czy zwykła bierność (czy tylko kleru?).

Gdzieś zgubiła się tzw. oddolna inicjatywa, osobista inwencja, pomysłowość. Często czeka się na propozycje „z góry”. Brakuje pomysłów i odwagi do podejmowania nowych, jakże potrzebnych, wyzwań duszpasterskich, do tworzenia dopracowanej, pięknej liturgii itd. Podobnej bierności można doświadczyć w grupach duszpasterskich, gdzie ludzie — wprawdzie młodzi, ale przecież już dorośli — oczekują na inwencję i pomysły prowadzącego. Jeśli ksiądz da propozycje, spotkania się odbędą. Jeśli proboszcz zorganizuje obóz dla dzieci, to dzieci wyjadą, jeśli nie, pozostaną w domu.

Lęki

Kolejnym problemem jest lęk. Mało jest osób — kapłanów, świeckich — które wiarygodnie i przekonująco potrafiłyby publicznie reprezentować katolicyzm, przemiany w Kościele, soborowe otwarcie. Jeśli już są, to często stają się obiektem bezpardonowej krytyki ze strony prawomyślnych, węszących w każdej nowości powiew modernizmu. W ostatnich miesiącach taki los spotkał arcyopata benedyktyńskiego z Pannonhalma, biskupa Asztrika Várszegi za książkę–wywiad na temat Kościoła węgierskiego, własnego widzenia świata, dialogu i tym podobnych kwestii.

Kościół praktycznie nie uczestniczy w życiu publicznym. Oczywiście są wyjątki — jest nim np. wspomniany ojciec arcyopat, który jako ordynariusz diecezji spotkał się wiosną tego roku z burmistrzami wszystkich miejscowości swego ordynariatu. Na ogół nie ma jednak żadnych wspólnych działań z samorządem lokalnym, inicjatyw dla dobra mieszkańców ani nawet imprez kulturalnych czy sportowych. A klimat rządów centroprawicowych premiera Viktora Orbána sprzyja takiej współpracy, wręcz jest ona oczekiwana, czemu władze wiele razy dawały wyraz.

To fakt, że brakuje kapłanów. Dziś pracuje w całym kraju niewiele ponad dwa tysiące księży. Ubywa ich z każdym rokiem: rocznie więcej umiera, niż jest święconych (kilkunastu we wszystkich diecezjach razem wziętych). Wydaje się, że za kilkanaście lat tradycyjny system parafialny ulegnie załamaniu. Często świeccy mający potrzebne kwalifikacje teologiczne administracyjnie nie są włączani w działalność duszpasterską — właśnie z lęku. Tylko przed czym? Może zabrakło wzajemnej komunikacji i zrozumienia na linii duchowni — świeccy, może z oszczędności, może z braku zaufania…

Nadzieje

Są jednak perspektywy, czyli, jak zaznaczyliśmy, kryzys powoli mija. Mimo niedostatków w Kościele, w którym przychodzi nam pracować, już od kilku lat widać pewne ożywienie i dotknięcie nowym duchem. To nie tylko instytucja skupiona na swoich strukturach, skażona różnymi błędami przeszłości, ale przede wszystkim wspólnota wiernych, próbująca (gorzej czy lepiej) żyć wiarą na co dzień.

Dość intensywnie rozwijają się nowe ruchy i formy życia wspólnotowego, obecne i sprawdzone w innych częściach świata, obejmujące rodziny, młode małżeństwa (zwłaszcza że odczuwalna jest prorodzinna polityka obecnych władz), młodzież specjalnej troski, osoby upośledzone i inne.

W grupach młodzieży inteligenckiej pojawiły się promienie odnowy. Daje się zauważyć poszukiwanie religii, które jest czymś więcej niż nadrabianiem zaległości po zaniedbaniach rodzinnych czy przejawem zwykłej ciekawości. Coraz częściej spotyka się ludzi, którzy pragną aktywnie uczestniczyć w życiu Kościoła, podejmują wysiłek tworzenia wspólnoty szukającej sensu życia, wartości etycznych.

Powstają grupy (nie tylko w ramach parafii), w których uczestnicy modlą się, medytują i rozmawiają o kwestiach religijnych. Coraz częściej wiele spośród znanych nam osób w różny sposób (studia instytucjonalne, kursy teologiczne itp.) pogłębia swoją wiedzę o Bogu. Dzięki temu można — i koniecznie trzeba — wykorzystać je do konkretnych zadań, także parafialnych. Osoby takie mają szansę wywrzeć znaczący wpływ na życie osobiste innych, kształtować postawy moralne środowiska, w którym pracują.

Wielkie pole do działania dla Kościoła otwiera się w pracy charytatywnej. Na Węgrzech ciągle powiększa się warstwa żyjących poniżej granicy ubóstwa. Sytuacja ta stwarza szansę, by stanąć po stronie ubogich, szukając sposobów i środków zapewniających im skuteczną pomoc.

To samo dotyczy towarzyszenia osobom cierpiącym, samotnym, odrzuconym przez społeczeństwo. Trzeba wykorzystać zapał tych, którzy chcą im pomóc, np. młodych ludzi, podejmujących się regularnego odwiedzania osób skazanych na długie leczenie w szpitalach czy będących w domach opieki.

Trudno dziś ocenić znaczenie, jakie dla kondycji węgierskiej inteligencji mają Katolicki Uniwersytet im. kardynała Pétera Pázmánya (powstał po upadku komunizmu) oraz dwie wyższe katolickie szkoły pedagogiczne i liczne diecezjalne studia, na które uczęszcza wiele osób świeckich. Już teraz pojawia się w Kościele perspektywa pracy z elitami (uważamy, że takowych jest sporo, tylko czekają na propozycje). To duży potencjał, który umiejętnie wykorzystany i prowadzony (wykłady, spotkania, rekolekcje), przynieść może już niedługo znaczące owoce. Kościół nie powinien się bać inteligencji. Cieszą obecne żądania zarówno władz uczelnianych, jak i zabiegi niektórych biskupów o duszpasterzy akademickich.

Dużą szansą na dotarcie z Ewangelią do każdego są media: radio, TV, gazety, czasopisma, książki. Wiosną powstała katolicka rozgłośnia w Eger. Na razie ma tylko zasięg lokalny, ale zamierza objąć słyszalnością cały kraj. W telewizji państwowej, szczególnie na stacjach lokalnych, audycje katolickie są na wysokim poziomie. Podobnie jak programy religijne innych wyznań.

Trochę statystyki

Na koniec dane statystyczne. Przez dziesięciolecia, także po upadku komunizmu, powtarzano dane z końca lat czterdziestych. Wtedy po raz ostatni przy oficjalnym spisie ludności uwzględniano wyznanie: ok. 67% katolików, 25% ewangelików reformowanych (kalwinów), 5% ewangelików augsburskich (luteran) oraz niewielki procent innych wspólnot wraz z wyznawcami mozaizmu — takie miało być społeczeństwo węgierskie. Tymczasem opublikowane na wiosnę 2000 roku wyniki badań opinii publicznej wykazały, że do Kościoła rzymskokatolickiego przyznaje się tylko 42%, do żadnego Kościoła czy wspólnoty prawie tyleż samo, bo 40%, do kalwinizmu 15%. Tylko 7% jest nieochrzczonych, natomiast aż 29% zostało wprawdzie ochrzczonych, ale z religią nie ma nic wspólnego. Dane podajemy za wznowionym wiosną 2000 roku periodykiem „Egyházfórum” (1/2000).

Węgry — wraz z Czechami — należą do najbardziej zlaicyzowanych społeczeństw w Europie Środkowowschodniej, co z jednej strony godne jest ubolewania, z drugiej zaś może się stać szansą oczyszczenia z tego, co stale tkwi w strukturach kościelnych, tj. baroku i józefinizmu.

Redaktor naczelny katolickiego miesięcznika „Vigilia”, o. László Lukács SchP, napisał: „Człowiek chodzący drogami historii żyje w stałym napięciu między przeszłością a przyszłością”. Wierzymy, że napięcie to wydaje dla Kościoła węgierskiego dobre owoce, pozwalając zarazem, by 1100–letnie chrześcijaństwo tego kraju było godne swej tradycji i zasiliło cywilizacją miłości jutro zjednoczonej Europy.

Kościół na Węgrzech 2000
Andrzej Kostecki OP

urodzony w 1967 r. – dominikanin, mgr teologii PAT, wikariusz prowincjalny i syndyk Wikariatu Węgier. Życzenia imieninowe przyjmuje 30 listopada....

Kościół na Węgrzech 2000
Józef Puciłowski OP

urodzony 27 listopada 1939 r. w Paks, Węgry – dominikanin, dr historii, duszpasterz, kaznodzieja, historyk Kościoła, opozycjonista w czasach PRL, publicysta. Do zakonu wstąpił w 1981 roku. W latach 1996-2004 pełnił funkcję...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze