Koń trojański
Oferta specjalna -25%

Drugi List do Koryntian

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

Ktoś, kto podaje się za katolika opowiadającego się po stronie życia, powinien rozumieć, że Kościół chce ochronić kobietę przed tragedią zabicia własnego dziecka.

Redakcja poprosiła mnie o komentarz do tekstu Czy można lepiej? Postanowiłem podejść do niego rzeczowo i analitycznie, dlatego aby niczym się nie sugerować, nie patrzyłem na nazwisko Autora.

Pierwszy akapit lokuje Autora tekstu po stronie obrońców życia: „dlaczego nie potrafimy przekonać skutecznie do tego, co — wierzymy — jest wartością nadrzędną i bezdyskusyjną. Czy robimy coś nie tak? Czy tylko za mało?” — pisze i deklaruje wyraźną troskę.

Tekst z pierwszego rozdziału „Dziecko, osoba, istota ludzka” rodzi już pewien niepokój. Co prawda Autorka — rozpoznałem płeć po „sama zetknęłam się” — przedstawia się jako dawna przeciwniczka feministek w sporach i dyskusjach, jednak przypisuje ruchowi pro life ich winy. To nie po stronie obrońców życia panuje „bezwzględny nakaz” używania terminu „dziecko”. To wrogowie życia reagują histerycznie na każde użycie słowa „dziecko” w odniesieniu do rozwijającej się w fazie przedurodzeniowej żywej istoty ludzkiej. Istota ta jest bez wątpienia dzieckiem swoich rodziców. Nie słyszałem nigdy, by ktoś z obrońców życia (co jest, zdaniem Autorki, „ulubionym zabiegiem publicystyki pro life”) „»dopisywał« do egzystencji embrionalnej człowieka pełnię życia psychicznego i umysłowego”. Owszem, w wielu ciekawych badaniach psychologii prenatalnej zaobserwowano liczne przejawy życia psychicznego. Stwierdza się reakcje na dotyk, ból, dźwięk, światło, temperaturę. Dzieci uczą się rozpoznawać głosy, a nawet zapamiętują np. melodie. Jednak przejawy to nie pełnia. Na dobrą sprawę rozwój psychiczny człowieka trwa do końca życia. Ku pełni człowieczeństwa zmierzają tylko ci, którzy świadomie podejmują trud własnego wzrastania. Powtarzam, nie słyszałem nigdy, by ktokolwiek z obrońców życia przypisywał takie cechy dziecku poczętemu. Te zarzuty Autorki pod adresem obrońców życia są wyraźnie chybione. Poczęta istota ludzka ma za to pełnię godności i człowieczeństwa, które nie zależą od wieku, wagi, stopnia rozwoju i przydatności społecznej. Pełnię niezmienną od naturalnego poczęcia do naturalnej śmierci.

W rozdziale „Zakazy nie wystarczą” Autorka coraz śmielej staje u boku oskarżycieli obrońców życia (na razie przyznaje się do „mieszanych uczuć”), jej głos zlewa się tonacją i treścią z głosem przeciwników życia.

Przychyla się do zarzutu, że walka toczy się jedynie o „porządek prawny”, a realną pomocą nikt się nie zajmuje.

Droga Pani, kimkolwiek Pani jest, jeżeli żyje Pani w Polsce i interesuje się sprawami, o których Pani pisze, to powinna Pani wiedzieć o setkach inicjatyw Kościoła wspieranego przez rzesze obrońców życia. Wśród nich jest ogrom konkretnej, również materialnej, pomocy kobietom przeżywającym trudne macierzyństwo, rodzinom i dzieciom. (W Poznaniu setki samotnych matek otrzymuje stałą pomoc materialną, która obejmuje także żywność, Chrześcijański Ośrodek Adopcyjny pośredniczy w adopcjach dziesiątek dzieci, funkcjonują jadłodajnie, noclegownie, specjalny hotel dla matki i dziecka, Dom Samotnej Matki, uruchomiono Patronat nad Rodziną stale wspierający niezamożne rodziny wielodzietne, nie sposób zmierzyć pomocy świadczonej przez parafialne koła Caritas, a to dopiero początek listy działań Kościoła we współpracy z obrońcami życia). Trzeba albo być tendencyjnie ślepym, albo budować swą wizję świata wyłącznie na podstawie publikacji wrogich Kościołowi i idei świętości życia ludzkiego, by tego nie dostrzegać. Jest faktem, że lewicowe władze państwowe robią wszystko, by ograniczyć przywileje normalnych rodzin. Nie jest to jednak wina Kościoła ani obrońców życia.

Obraźliwe jest wręcz wciśnięcie w usta obrońców życia twierdzenia, że „nie ma się o co martwić”, bo jest „tylko” kilka tysięcy zniszczonych istnień ludzkich. Prawdziwi obrońcy życia troszczą się o każde zagrożone życie ludzkie. Otóż troska o każde zagrożone dziecko zupełnie nie jest sprzeczna z radością, że ogranicza się liczebnie niecny proceder zabijania dzieci poczętych. To naprawdę nie jest radość z kilkunastu tysięcy zabitych.

Wreszcie Autorka gubi się zupełnie. Wyraźnie pisze, że najbardziej bolesnym faktem jest to, co się dzieje ze szczątkami dzieci, gdy giną. Proszę wybaczyć, najbardziej bolesne jest to, że giną, zwłaszcza te, które mogłyby żyć.

Dalej Autorka obciąża Kościół za proceder, który jest stosowany w polskich szpitalach. Kościół przewiduje pochówek dzieci zmarłych przed urodzeniem, lecz jest to zwykle niewykonalne, bo szpitale nie mają w zwyczaju wydawać rodzinom ciała dziecka czy jego szczątków.

W ostatnim rozdziale zatytułowanym „A ojciec?” Autorka stosuje już jawnie język przeciwników życia. Pojawia się: „nakaz urodzenia dziecka przez kobietę, która je poczęła, czy tego chciała, czy nie”. Oczywiście, zgadzam się, że prawo słabo egzekwuje obowiązki ojca dziecka, lecz z natury rzeczy (biologii) są one nieporównywalne z matczynymi. Tu „pretensje” musiałaby Pani zgłosić do samego Stwórcy.

Ktoś, kto podaje się za katolika opowiadającego się po stronie życia, powinien rozumieć, że Kościół chce ochronić kobietę przed tragedią zabicia własnego dziecka. Tragedią, która w konsekwencji niszczy życie każdej kobiety (i nie tylko jej), również niewierzącej.

Czyżby Autorka, pisząc „Wyjście inne niż wyrok śmierci na niechciane dziecko musi jej być zagwarantowane”, zapomniała o adopcji? Istnieje w Polsce wielka sieć katolickich poradni adopcyjnych — rodzice latami czekają w nich na dziecko, któremu gotowi są stworzyć normalny dom.

I wreszcie dochodzimy do celu wywodu Autorki: „Dlaczego więc nie można doczekać się uznania prawa niekatoliczek do antykoncepcji?”. Autorka, jak mówi, zna naukę Kościoła na temat antykoncepcji, lecz najwyraźniej jej nie rozumie i nie akceptuje. Przyzwolenie na antykoncepcję jest przyzwoleniem na jej wszystkie skutki. Już nie tylko zdrowotne, ale głębokie konsekwencje psychiczne wynikające z wyrwania współżycia z kontekstu małżeńskiego i prokreacyjnego, a temu przecież antykoncepcja jawnie służy. Czyni z płciowości teren rozrywki.

Droga Autorko, nie słyszałem, by Kościołowi udało się przeprowadzić w Polsce prawo zakazujące stosowania antykoncepcji przez niekatolików. Nie może więc być mowy o narzucaniu im czegokolwiek. Jednak Kościół powinien wypowiadać się w kwestiach moralnych i nie może zamilknąć, gdy naruszana jest świętość życia ludzkiego. Na marginesie to, co dziś nazywa się antykoncepcją (przeciwpoczęciem), ma również działanie poronne, chodzi więc o życie istot ludzkich.

Macierzyństwo jest wynikiem działań płciowych kobiety i mężczyzny. Człowiek powinien być odpowiedzialny za skutki swych działań.

Zdanie autorki: „nieludzkie będzie narzucanie kobiecie macierzyństwa, którego absolutnie nie chce” ma swoistą logikę opierającą się na kategorii „nie chce”. Można by powiedzieć: nieludzkie będzie zamykanie do więzień przestępców, karanie złoczyńców, morderców, którzy tego absolutnie nie chcą.

Czy zdanie: „nieludzkie będzie narzucanie kobiecie macierzyństwa, którego absolutnie nie chce i którego może nie zdołać udźwignąć — a dziecku egzystencji istoty niechcianej i niekochanej — bez ofiarowania im naprawdę realnej pomocy albo bez pozostawienia możliwości uniknięcia takiego losu” znaczy przyzwolenie na aborcję? Jeżeli tak, to w imię prawdy wzywam Autorkę do określenia swego miejsca nie w gronie obrońców życia i nie w łonie Kościoła.

Na koniec odsłaniam nazwisko Autorki tekstu: Józefa Hennelowa.

Cóż, słowo się rzekło…

Koń trojański
Jacek Pulikowski

urodzony 14 kwietnia 1952 r. w Lubrańcu – wykładowca Politechniki Poznańskiej oraz Studium Rodziny przy Wydziale Teologicznym UAM, zaangażowany w działalność Duszpasterstwa Rodzin, autor wielu publikacji i książek o tematyce rodzinnej....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze