Od pewnego czasu towarzyszy mi myśl, że moje życie zatacza krąg. A właściwie nie tyle życie, ile jakieś jego części, które – kiedyś wymarzone, porzucone lub odebrane (szukam słowa, ale nie umiem dokładnie tego nazwać, bo w każdym wypadku chodzi o coś innego) – powracają, jakby szukając dopełnienia. Zaczęło się od kapelanowania w Radoniach, w klasztorze za lasem. Kiedy tam osiadłem – choć nie na tak długo, jak myślałem – jedna z moich cioć wspomniała, jak podczas mojej mszy świętej prymicyjnej w Żyrardowie mówiłem zebranym o powstającym właśnie w okolicy nowym domu mniszek dominikańskich i zapowiadałem, że kiedyś będę tam kapelanem. A potem – pisałem o tym w moich felietonach z klasztoru za lasem w 2019 roku (Zimowa opowieść i Postscripta), pamiętacie? – spotkanie z dziewczynką, dziś już kobietą, którą wiele lat temu moja mama wraz z koleżankami ratowała bohatersko na oddziale noworodków żyrardowskiego szpitala. Pod koniec zeszłego roku nagle, zupełnie niespodziewanie wyciągnął do mnie dłoń mój bliski przyjaciel, z którym – poróżnieni z mojej winy – nie rozmawialiśmy od piętnastu lat. Wreszcie, pod koniec stycznia tego roku powrócił do mnie jeszcze ktoś.
Wiosną lub jesienią, nie pomnę, 1981 roku, gdy miałem szesnaście lat, wygrałem Ogólnopolski Konkurs Recytacji Poezji i Prozy Rosyjskiej i Radzieckiej (tak, tak, brało się
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń