Kogo boją się jezuici?
Oferta specjalna -25%

Pierwszy List do Koryntian

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

„To, co robią jezuici, jest dowodem postawy skrajnie lękowej”. Nie, nie! To nie jest wypowiedź braci dominikanów o swych odwiecznych przyjaciołach. To Jan Turnau prowadzący dział religijny „Arka Noego” w „Gazecie Wyborczej” zdobył się na taką refleksję w wywiadzie na łamach sierpniowego „Press”. Chodziło o to, że – jak zauważył prowadzący rozmowę Krzysztof Burnetko – „zdarzają się przypadki nakładania kar kościelnych za poglądy zbyt odstające od wyznawanych przez hierarchię”. W ostatnich latach kary zostały nałożone na dwóch polskich jezuitów przez ich przełożonego, co – jak rozumiem – Jan Turnau uznał za przejaw przewlekłego stanu lękowego synów św. Ignacego z Loyoli.

Nie chcę wypowiadać się na temat tych konkretnych spraw. Po pierwsze, nie byłem przełożonym skarconych jezuitów. Po drugie, niezręcznie mówić o własnych współbraciach na forum publicznym. Wypowiedź Jana Turnaua najpierw mnie rozśmieszyła, a potem skłoniła do ogólniejszej refleksji na temat stereotypów i mitów o niedobrej hierarchii i ciemiężonych przez nią szlachetnych buntownikach. Tym bardziej, że temat ów dotyczy również dziwnych opowieści o Benedykcie XVI, który ponoć jako kardynał Ratzinger miał w okrutny sposób tłumić swobodną twórczość różnych teologicznych geniuszy.

Dzieje się – niestety – tak, że gdy tylko jakiś „geniusz” rozedrze szaty i powie, że któryś biskup lub cały episkopat jest „be”, albo też zręcznie zaneguje jakąś prawdę wiary lub wykaże się piorunującym miłosierdziem i życzliwie (ze zrozumieniem głębi i szerokości) spojrzy np. na aborcję, to ma wielkie szanse być wyniesiony przez pewne środowiska na piedestał jako wybitny intelektualista, człowiek niezwykle odważny, a nawet święty współczesności. Niekiedy bywa tak, że chodzi o kryzys tożsamości i przynależności lub – co już jest zupełnie wstydliwe – brak rzetelnej wiedzy, a nie żadne prorocze słowa.

Burnetko uważa, że kary kościelne nakładane są wówczas, gdy ktoś sformułuje myśl światłą, ale odstającą od poglądów hierarchii. Otóż nie! Chodzi przede wszystkim o troskę o wiernych, którzy oczekują, że Kościół oficjalnie wskaże im od czasu do czasu, które z wielości opinii są zgodne z kościelną nauką i życiem, a które nie. W Kościele istnieje bardzo duży pluralizm. Porządni katolicy i księża mają różne poglądy w różnych sprawach, ale bywają takie sytuacje, kiedy w imię zagrożonej jedności trzeba zareagować, odrzucając lub przyjmując jakiś sąd. Taka jest historia orzeczeń dogmatycznych. Kościół dochodził w swoim rozwoju do momentu, w którym należało rozstrzygnąć, czy dana opinia, dany kult itp. są prawdziwe, czy też nie (np. przekonanie o niepokalanym poczęciu czy też wniebowzięciu Maryi Panny). Ciekawe, że owe orzeczenia nie były odpowiedzią jedynie na spory wśród biskupów i teologów, ale przede wszystkim dotyczyły konkretnej wiary rzesz wiernych.

Zakaz wypowiadania się nałożony na osobę duchowną jest sygnałem, że Kościół lub jego określona cząstka, np. zakon, nie identyfikuje się z określonymi poglądami i postawami. Nie chodzi tu o lęk, ale o troskę, by być tym, kim się chce i powinno być. Zakony, choć wewnątrz i na zewnątrz mienią się różnymi barwami, nie są forami dyskusyjnymi, na których każdy pogląd jest dobry. Ksiądz, zakonnik wchodzi w pewne określone prawem, zwyczajem lub charyzmatem ramy i nie może traktować struktury kościelnej jedynie jako zabezpieczenia wiktu i opierunku, stawiając się w głoszonych poglądach ponad nią. Taka postawa nie tylko jest nielojalna, ale często bywa tyleż niedojrzałą, co nieodpowiedzialną zabawą w buntownika. O jednym z takich buntowników, Hansie Küngu, który zinterpretował (czyt. zanegował) dogmat nieomylności papieskiej, krąży anegdotka, że nie zostanie papieżem, gdyż wtedy – zgodnie ze swą teologią – przestałby być nieomylny. Tak! Buntowniczym deklaracjom niejednokrotnie towarzyszy nieomylna pyszałkowatość i bufonada.

Bywało w Kościele tak, że rzeczywiście jakiś człowiek wyprzedzał swój czas i był szykanowany przez władzę kościelną, a potem okazywało się, że to on miał rację. Tak było np. z Yvesem Congarem OP. Jednak ten wybitny teolog, gdy zabroniono mu wykładać i publikować, nie obraził się i nie pobiegł się wyżalić ówczesnym mediom, ale wyznał: „Za Kościół można oddać tylko wszystko”. Ta ofiara zaowocowała: II sobór watykański przyjął wiele idei Congara, a on sam otrzymał – choć pewno trochę za późno – kardynalską purpurę.

Jednak większości karconych buntowników jedynie wydaje się, że są Congarami. Zacytujmy kardynała Ratzingera: „z mojego tak »niewygodnego« fotela spostrzegłem, że pewnego typu »kontestacje« są typową cechą umysłowości bogatego mieszczaństwa Zachodu. Rzeczywistość Kościoła konkretnego jest całkowicie różna od tego, co sobie roją w pewnego typu laboratoriach, w których destyluje się utopię”. Na zawarte w tytule pytanie można by zatem odpowiedzieć: Bojaźń Bożą miejcie, bracia! A poza tym nie bójcie się nikogo!

Kogo boją się jezuici?
Dariusz Kowalczyk SJ

urodzony w 1963 r. – jezuita, profesor teologii, wykładowca teologii dogmatycznej, profesor Wydziału Teologii Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. W latach 2003-2009 prowincjał Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze