Kobiecy los
Oferta specjalna -25%

Hewel. Wszystko jest ulotne oprócz Boga

3 opinie
Wyczyść

Na początku roku pojawiły się w mediach informacje o warszawskim stowarzyszeniu Amicta Sole, którego celem jest promowanie kobiet w Kościele. Katolickie feministki! – głosiły niektóre tytuły w prasie i w Internecie. Tak się złożyło, że w tym samym czasie czytałem zapiski pewnej mądrej kobiety. I natrafiłem na wypowiedź: „Och, jak to dobrze, że Mesjasz był mężczyzną. To bardzo upraszcza wszystkie sprawy. Mężczyzna jako szlak do Boga. Dokładnie tak!”. Rozumiem ją! Nieraz myślałem sobie, że gdybym był kobietą, to łatwiej byłoby mi przylgnąć do Pana Jezusa. Przytulić się do Niego, do czego zachęca w swoich Ćwiczeniach duchowych św. Ignacy z Loyoli. Niemniej jednak, jedno drugiemu nie przeczy: katolicki feminizm i to, że mężczyzna Jezus jest szlakiem do Boga, i że tak właśnie jest bardzo dobrze.

Feminizm kojarzy się wielu ludziom z dość niekobieco wyglądającymi kobietami, które mają nieustanne pretensje do mężczyzn i nie potrafią odróżnić własnego brzucha od poczętej, odrębnej istoty ludzkiej. Tym bardziej cieszą takie inicjatywy, jak Amicta Sole, które z wnętrza Kościoła, bez babochłopskiej agresji próbują pokazać inny feminizm, bez gardłowania za darmową antykoncepcją, aborcją na życzenie czy też narzuconymi odgórnie parytetami w życiu społecznopolitycznym. O takim innym feminizmie pisał Jan Paweł II w encyklice Evangelium vitae: „kobiety […] mają stawać się promotorkami »nowego feminizmu«, który nie ulega pokusie naśladowania modeli »maskulinizmu«, ale umie rozpoznać i wyrazić autentyczny geniusz kobiecy we wszystkich przejawach życia społecznego, działając na rzecz przezwyciężenia wszelkich form dyskryminacji, przemocy i wyzysku” (nr 99).

Niestety, wiele feministek nie zamierza odkrywać autentycznego geniuszu kobiety. W zamian za to proponują np. „wyrównywanie szans” płci już w przedszkolu. Istnieją programy genderowe „równość od przedszkola”, które opierają się na przeświadczeniu, że od najmłodszych lat dziewczynki są spychane w jałowe bawienie się lalkami, podczas gdy chłopcy mają szerszy i bardziej twórczy wachlarz zabaw. Dlaczego dzieci płci męskiej mogą wspinać się na drzewa i organizować bójki, a dziewczynki mają być delikatne? Dlaczego dziewczynki mogą płakać, a chłopcom tłumaczy się, że mężczyzna nie płacze? – pytają feministki. Obawiam się, że tego rodzaju zabawy w „poszerzanie świadomości” nie zaowocują równością, lecz przyczynią się raczej do wzrostu liczby osób, które w dorosłym życiu mają trudności z jasną identyfikacją płciową. Z drugiej strony nie brakuje dziś obyczajowych ideologii, które postulują odejście od „nietolerancyjnego” rozróżnienia płci na bycie mężczyzną i bycie kobietą. Wszak ktoś może czuć się trochę mężczyzną i trochę kobietą albo ani mężczyzną, ani kobietą. A skoro tak, to w dowodzie powinien móc sobie wpisać płeć taką lub siaką. Tego rodzaju bzdury opierają się na założeniu, że w gruncie rzeczy nie istnieje coś takiego, jak natura ludzka. Najważniejsza jest samoświadomość, przy czym odrzuca się możliwość, że owa świadomość może być zaburzona, na przykład w kwestii tożsamości płciowej. Oby walka o prawa kobiet i o równość płci nie doprowadziła do zamazania różnic między płciami czy też generowania różnych płci niedookreślonych.

Bez względu na głupotę niektórych lewackofeministycznych ideologii istnieje rozsądny i bardzo potrzebny feminizm. Potrzebny również w Kościele. Chciałbym, aby w różnych instytucjach, gremiach doradczych i decyzyjnych Kościoła było więcej kobiet, nie tylko zakonnic, ale także kobiet świeckich. Chciałbym, aby na przykład konferencje i rekolekcje księżom i zakonnikom dawały kobiety. Nawiasem mówiąc, niektórzy moi współbracia wybierali sobie jako kierowników duchowych zakonnice i bardzo sobie to chwalili. Jan Paweł II w adhortacji Vita consecrata stwierdza, że „nowa świadomość kobiet pomaga również mężczyznom poddać rewizji swoje schematy myślowe” (nr 57). Bez wątpienia wielu księży i biskupów tkwi w pewnych mizoginicznych schematach. Jezuici uderzyli się w piersi w dekrecie „Wobec sytuacji kobiet w Kościele i społeczeństwie” (1995). W dokumencie tym czytamy: „…my, jezuici prosimy najpierw Boga o łaskę nawrócenia. Jesteśmy wszakże częścią tradycji społecznej i kościelnej, która zawiniła wobec kobiet. Podobnie jak inni mężczyźni, usiłujemy zwykle przekonywać samych siebie, że problem nie istnieje”.

Z mojego kościelnego doświadczenia wynika jednak, że nie tylko mężczyźni zawinili wobec kobiet. Niekiedy kobiety bywają niedoceniane, a nawet dyskryminowane przez inne kobiety. W strukturach kościelnych też. Na przykład zakonnice muszą same sobie odpowiedzieć na pytanie o kształt posłuszeństwa w ich wspólnotach czy też o otwarcie na kształcenie się sióstr. W życiu społecznopolitycznym też różnie bywa. Minister Elżbieta Radziszewska, pełnomocnik rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn, raz po raz musi znosić wściekłe ataki feministycznych oszołomek, nawet z tytułami profesorskimi, tylko dlatego, że jest praktykującą katoliczką. Sądzę, że takie stowarzyszenia, jak Amicta Sole, powinny zdecydowanie stanąć w obronie pani minister oraz wszystkich kobiet, które są atakowane tylko dlatego, że są katoliczkami.

Kobiecy los
Dariusz Kowalczyk SJ

urodzony w 1963 r. – jezuita, profesor teologii, wykładowca teologii dogmatycznej, profesor Wydziału Teologii Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. W latach 2003-2009 prowincjał Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze