Ruiny Bejrutu
fot. PAH

 

Płócienną torbę chwycił za uszy. Kobieta w hidżabie wrzuca do środka grube zeszyty.

– Co ci w życiu ciąży? – pyta za każdym razem.

– Brak przyjaciół…

– …że nie mogę chodzić do szkoły… 

– …że nie znajdę pracy – wylicza chłopak.

– Każdy dźwiga życiowe ciężary. Ale można je zostawić za sobą – mówi kobieta. Każe wyjąć z torby ciężar.

– Lżej? – pyta.

Przytaknął głową. Wcześniej potrafił w środku lekcji trzasnąć drzwiami.

– To skutek traumy i stresu o jutro, które przeżywają uchodźcy – Helena Krajewska z Polskiej Akcji Humanitarnej tłumaczy palestyńskiego wyrostka.

Wróciła z Bejrutu – PAH dzięki wsparciu polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych otworzyła dla młodzieży z tamtejszego obozu Burj el Barajneh ośrodek szkoleniowy. Uczą tam, jak radzić sobie ze stresem, złymi emocjami, podejmować decyzje, zdobywać zawodowe umiejętności.

– Ułatwi im to znalezienie dobrej pracy – wierzą w PAH. – Będą bardziej pewni siebie.

W Burj el Barajneh uchodźcy mieszkają od trzech pokoleń.

Ciasne uliczki, nad głową plątanina kabli. Byle jak sklecone domy, arabskie szyldy, palestyńskie flagi (w czarno-biało-zielone pasy z czerwonym trójkątem). Murale z Jasirem Arafatem.

Burj el Barajneh przypomina bardziej miasto niż obóz. Zrósł się z Bejrutem.

W 1949 roku schroniło się tu trzy i pół tysiąca Palestyńczyków – uciekli przed wojną z Izraelem. Organizacja Narodów Zjednoczonych dała im namioty. Obóz miał być na chwilę, ale chwila się przedłużała, więc uchodźcy zaczęli stawiać domy. Każda kolejna wojna (trudno je dziś zliczyć) wypędzała całe wsie i miasteczka. Dachu nad głową szukali między innymi w Barajneh.

Po wybuchu wojny w Syrii liczba mieszkańców przekroczyła dwadzieścia tysięcy. Teren się nie zwiększył: jak siedemdziesiąt lat temu – jeden kilometr kwadratowy. Tyle co pięć Stadionów Narodowych. Tylko że musi zmieścić się tam tyle samo ludzi co w Chełmnie, Pułtusku albo Wieluniu.

Kilkanaście lat temu do obozu pojechali aktorzy Teatru Biuro Podróży z Poznania. Przez dziesięć dni budowali z uchodźcami scenografię do plenerowego spektaklu Carmen Funebre (inspirowany wojną w byłej Jugosławii i konfliktami etnicznymi).

– Mieszkańcy nieźle radzili sobie w tamtych warunkach, przyzwyczaili się do sytuacji dla nas niewyobrażalnej – Marta Strzałko, współzałożycielka teatru, opowiada o mieszkańcach Burj el Barajneh. – Ale w ich oczach widać było beznadzieję. Jakby mieli świadomość, że są skazani na życie w obozie, że nic lepszego ich nie czeka.

Pamięta smak kawy, którą ją częstowali. Była słona – wodę czerpali z Morza Śródziemnego, była nieodsolona.

Spektakl zagrali na placu między cmentarzem a wysypiskiem śmieci (niektórzy z dumą powtarzali, że kiedyś przemawiał tam Arafat). Przyszło dwa tysiące ludzi.

Strzałko: – Nigdy wcześniej nie byli w teatrze, nie znali słowa „teatr”.

Fenicja, Asyria, Babilonia, Persja, Macedonia, Egipt, Rzym, Bizancjum – w starożytności libańska ziemia przechodzi z rąk do rąk.

Zostało Ci jeszcze 85% artykułu

Wykup dostęp do archiwum

  • Dostęp do ponad 7000 artykułów
  • Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
  • Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Wyczyść

Zaloguj się

Kawa smakuje słono
Stanisław Zasada

urodzony w 1961 r. – dziennikarz, reporter, absolwent polonistyki na UMK w Toruniu oraz Polskiej Szkoły Reportażu. Współpracuje m.in. z „Tygodnikiem Powszechnym” i „Gazetą Wyborczą”. ...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze

  • Samotność przełamana Polecane
    Wyczyść
  • Powiedz im o Maryi
    Wyczyść
  • Hewel. Wszystko jest ulotne oprócz Boga Bestseller
    Wyczyść
  • Droga do radości
    Wyczyść