Legendy dominikańskie
Wielu katolików całą odpowiedzialność za Kościół i za Ewangelię zrzuca na księży. Sami traktują Kościół jako swego rodzaju instytucję usługową, zaspokajającą potrzeby religijne.
Możliwe, że wady duchowieństwa są tak liczne jak piasek morski. Ale zastanowienia godne wydaje się to, że niekiedy krytyka księży dotyczy już nawet nie ich wad, tylko samego faktu, że istnieją i że nieraz ich można w takim lub innym miejscu zobaczyć. Wielu dzisiejszych Polaków przypomina gospodarza z bajki Andersena pt. Mały Klaus i duży Klaus: „Był to bardzo dobry człowiek, ale miał dziwną chorobę: nie mógł znieść widoku księdza; gdy tylko jakiś ksiądz nawinął mu się na oczy, dostawał ataku wściekłości”.
Również Kościół bywa krytykowany nie tylko za jakieś niezręczności, za wtrącanie się w nie swoje sprawy czy za nadmierne pilnowanie swoich interesów. Także za to, że jest sobą i stara się pełnić swoje posłannictwo. Pewne zarzuty o klerykalizm wydają się formą nacisku na Kościół, aby pogodził się z tym, że nie ma miejsca dla wartości chrześcijańskich w życiu publicznym. Otóż nie sądzę, żeby Kościół mógł się z tym kiedykolwiek pogodzić. Chyba że nadejdzie moment, kiedy przestanie on traktować Ewangelię na serio. Sądzę, podobnie jak kardynał Ratzinger, że „gdyby Kościół nie miał odwagi przedstawiać swej wizji człowieka jako mającej znaczenie również w życiu publicznym, nie byłby już więcej solą ziemi, światłem świata, miastem na górze”.
Ale spokojna refleksja nad zjawiskiem klerykalizmu nie tylko ujawnia niesprawiedliwość niektórych zarzutów. Odsłania również takie jego formy, o których obiegowo się nie mówi. Właśnie na nie chcę tu zwrócić uwagę.
Najpierw dwa słowa o podziale Kościoła na duchownych i świeckich. Otóż niektóre religie stosują podział wyznawców na lepszych i gorszych, czyli na dojrzałych i niedojrzałych. Na przykład gnostycy dzielili się na pneumatyków i psychików, manichejczycy na doskonałych i słuchaczy; jak się wydaje, analogiczne podziały istnieją w niektórych tradycjach dalekowschodnich.
Podział Kościoła na duchownych i świeckich wyraża coś gruntownie innego. Najwyższą godność, jaką człowiek, w myśl wiary chrześcijańskiej, może na tej ziemi uzyskać – godność dziecka i przyjaciela Bożego – otrzymuje się przez chrzest. Liturgicznym potwierdzeniem tej prawdy jest obrzęd namaszczenia głowy olejem krzyżma, który spełniany jest tylko dwa razy: podczas chrztu oraz podczas święceń biskupich. Trudno o bardziej wyraziste świadectwo podstawowej równości wobec Boga: jako ochrzczeni wszyscy mamy jednakowo intymny dostęp do Boga.
Między duchownymi i świeckimi istnieje tylko różnica powołań. Księża i biskupi otrzymali misję kierowania życiem Kościoła poprzez uobecnianie zbawczych działań Chrystusa, sensem religijnego powołania świeckich jest uświęcanie świata, którego cząstkę stanowią (wskazuje na to sam termin: „świeccy”). Oba powołania są jednakowo niezbędne, oba jednakowo mogą zbliżyć do Boga, toteż niejeden wierny, który korzysta z posługi sakramentalnej księdza, może być duchowo od niego dojrzalszy. Podsumowując: podział na duchownych i świeckich wynika stąd, że – po pierwsze – w Kościele do zbawienia dążymy wspólnie i jesteśmy sobie wzajemnie potrzebni; po wtóre, że nawet wspólnie nigdy byśmy tam nie doszli, gdyby nie uzdalniał nas do odbywania tej drogi sam Chrystus, realnie przychodzący do nas w posłudze sakramentalnej księży i biskupów.
W świetle tych wyjaśnień jasno widać, ile zła przyczynia Kościołowi klerykalizm. Zdefiniujmy go jako sprawowanie władzy w Kościele w sposób odbiegający od myśli i woli Boskiego Założyciela. Już sam ten wyraz – „klerykalizm” – z wielką trafnością wskazuje na to, że władza w Kościele traci wówczas swoją przezroczystość i ją samą raczej widać niż to, że jest sprawowana w imieniu Chrystusa.
Za przejawy klerykalizmu można zatem uznać te wszystkie sytuacje, kiedy działania księży czy biskupów tracą znamiona służby: kiedy w tym działaniu zaczyna się ujawniać instynkt znaczenia, lenistwo, chciwość czy brak szacunku dla człowieka. Mówiąc o tym, nie zapominajmy jednak, że istnieje wielka różnica między grzesznikiem a człowiekiem bez sumienia: grzesznikami jesteśmy wszyscy i nikt z nas na tej ziemi nie będzie człowiekiem idealnym, zarazem tylko nieliczni grzesznicy wydają się ludźmi bez sumienia. Stąd pierwsza reakcja katolika na niedociągnięcia kapłana winna się kierować słowami apostoła Pawła: „Jeden drugiego brzemiona noście, a tak wypełnicie prawo Chrystusa”. Zamiast potępiać (jakbym ja sam był człowiekiem bezgrzesznym), lepiej próbować coś zmienić na lepsze; zamiast przejawiać postawę roszczeniową, lepiej się pomodlić za tego człowieka, którego postępowanie budzi moje zastrzeżenia.
Ostatni Sobór zwrócił uwagę na pewien strukturalny przejaw klerykalizmu, który zadomowił się we współczesnym Kościele. Mianowicie stało się tak nieszczęśnie, że wielu katolików całą odpowiedzialność za Kościół i za Ewangelię zrzuca na księży. Sami traktują Kościół jako swego rodzaju instytucję usługową, zaspokajającą potrzeby religijne. Otóż księża – jak przypomniał Sobór – „nie po to ustanowieni zostali przez Chrystusa, aby całe zbawcze posłannictwo Kościoła w stosunku do świata wziąć na siebie samych. Ich zaszczytnym zadaniem jest tak sprawować opiekę pasterską nad wiernymi i tak uznawać ich posługi oraz charyzmaty, żeby wszyscy oni pracowali zgodnie, każdy na swój sposób, dla wspólnego dzieła” (Konstytucja dogmatyczna o Kościele, 30).
Sobór zatem uważa, że najwięcej dla przezwyciężenia tego klerykalizmu, który podział Kościoła na duchownych i świeckich przemienił w podział na część czynną i bierną, mogą zrobić sami księża. Jeszcze wyraźniej mówi o tym soborowy Dekret o posłudze i życiu kapłanów: „Niech księża szczerze uznają i popierają godność świeckich i właściwy im udział w posłannictwie Kościoła. (…) Niech chętnie słuchają świeckich, rozważając po bratersku ich pragnienia i uznając ich doświadczenie i kompetencję na różnych polach ludzkiego działania, by razem z nimi mogli rozpoznawać znaki czasów. (…) Niech też z zaufaniem powierzają świeckim zadania w służbie Kościoła, zostawiając im wolność i pole do działania, owszem, odpowiednio zachęcając, by przystępowali do pracy także z własnej inicjatywy”.
Minęło już ćwierć wieku od zakończenia Soboru, a to przesłanie wciąż jeszcze jest tak aktualne!
„Kapłan, będący w Kościele człowiekiem wspólnoty, w osobistych kontaktach z wszystkimi ludźmi powinien być człowiekiem misji i dialogu. Głęboko przeżywając prawdę i miłość Chrystusa, pragnienie i potrzebę głoszenia wszystkim Jego zbawienia, powołany jest do zacieśniania z wszystkimi ludźmi więzów opierających się na braterstwie, służbie, wspólnym poszukiwaniu prawdy, szerzeniu sprawiedliwości i pokoju. (…)
Realizacja naczelnego zadania duszpasterskiego, jakim jest nowa ewangelizacja, obejmująca cały lud Boży i domagająca się nowej gorliwości, nowych metod i nowego sposobu głoszenia i dawania świadectwa Ewangelii, dziś zwłaszcza potrzebuje kapłanów, którzy bezwzględnie i w pełni przeżywają tajemnicę Chrystusa i potrafią wypracować nowy styl życia duszpasterskiego, w głębokiej jedności z papieżem, biskupami i z innymi kapłanami oraz w owocnej współpracy z wiernymi świeckimi, szanując i rozwijając różne role, charyzmaty i posługi we wspólnocie kościelnej” (Jan Paweł II, Posynodalna adhortacja apostolska Pastores dabo vobis, 18). ¶
nr 225, maj 1992
Oceń