babuszka na balkonie
fot. skiathos greece / unsplash

W naszej kulturze to Matki bywają często kustoszkami rodzinnej pamięci. Łączą nas z przeszłością, opowiadają historie, w niedzielne popołudnia katalogują zdjęcia, dbają o uwiecznianie rodzinnych spotkań. Osadzają nas i zakorzeniają w czasie, ratują przed ahistorycznością i jakże powszechną dziś iluzją samowystarczalności.

Teraz, kiedy piszę te słowa, oczy Matki spoczywają na mnie – rozpoczyna Tadeusz Różewicz książkę Matka odchodzi. Zdanie to oddaje przeczucie wielu z tych, którzy już przeszli przez tytułowe doświadczenie. Więź z Matką ma charakter wyjątkowy; nawet rozdzielająca granica śmierci bywa wobec niej zaskakująco bezradna.

W świecie relacji poddanych piętnu wszędobylskiej tymczasowości bezwarunkowa miłość – a taki wydaje się najbardziej oczywisty synonim słowa Matka – jest czymś radykalnie odmiennym, przychodzącym z innego porządku i nim naznaczonym. Relacja z Matką: warsztaty bliskości, czułości, dobrego świata. Myślę o wzroku matki, która ciężko pracuje, by przynieść do domu chleb uzależnionemu od narkotyków synowi. Kocha go, niezależnie od jego błędów – mówi z przejęciem papież Franciszek. Ma to swój rewers: zawieść własną Matkę to nie tylko w naszej kulturze jeden z najbardziej wstydliwych występków.

Trudno nie odnieść wrażenia, że Różewicz napisał sto kilkadziesiąt stron przywoływanej książki trenu właściwie dla jednego kończącego ją zdania: To, co w naszym domu było najdroższe i najpiękniejsze, to Mama. W ostatnich latach pojawiło się sporo publikacji, których autorzy próbują to zdanie rozpisać na swój własny sposób. Najczęściej pretekstem jest graniczna sytuacja umierania.

Umieramy

Takie rzeczy nigdy nie powinny się wydarzać, ale umieramy melorecytuje na nagranych w ubiegłym roku psalmach własnego autorstwa pokiereszowany innego rodzaju utratą Nick Cave. Śmierć Matki, szczególnie ta przedwczesna, to dla wielu najważniejszy moment życia. Na wieki wieków zamykają się wrota bezpośredniej komunikacji, rozdzierają światy. Nawet jeśli następuje to – jak się zwykło pisać w nekrologach – po długiej i ciężkiej chorobie, i tak nie sposób się do tej chwili przygotować. Mama umiera tylko raz.

Zdrętwiali, pogrążeni w paraliżującej otchłani owego „już nigdy”, szukamy ukojenia we wspólnocie doświadczenia. Łapczywie czytając podejmujące tematy odchodzenia i żałoby książki, chcemy odnaleźć się w opowieściach tych, którym łatwiej przychodzi i lepiej wychodzi nazywanie ludzkich stanów czy emocji. Doskonale wiadomo, że zwykle samo zdefiniowanie sytuacji pomaga w mierzeniu się z jej dotkliwością. Czego dowiadujemy się z tych książek? Są one przede wszystkim świadectwem bezradności i nieadekwatności – jakby doświadczenie śmierci Matki rozsadzało dostępne nam formy komunikacji. Tak jakby ostatecznie nie dało się wyjść poza ckliwą mądrość wyśpiewywaną lata temu przez wybitnego polskiego pieśniarza: O Matce pieśń, to pieśń przez łzy, to pieśń bez słów.

Marcin Wicha – jeden z zastępu tych śmiałków, którzy za pomocą literatury próbowali ująć śmierć Matki – w książce Rzeczy, których nie wyrzuciłem, zwraca uwagę, że paradoksalnie zmarłych możemy opisać dopier

Zostało Ci jeszcze 85% artykułu

Wykup dostęp do archiwum

  • Dostęp do ponad 7000 artykułów
  • Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
  • Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Wyczyść

Zaloguj się

Już nigdy…
Rafał Cekiera

urodzony w 1979 r. – doktor nauk społecznych, adiunkt w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, zajmuje się socjologią religii, migracji i kultury. Publikował m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Znaku”, „...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze