Jezu, jak mi się nie chce

Jezu, jak mi się nie chce

Oferta specjalna -25%

Liturgia krok po kroku

0 opinie
Wyczyść

Jak mówi Talmud: „Siedź i nic nie rób – zrobisz mądrze”, „Wstań i pracuj – zrobisz mądrze”.

„Ręce leniwe sprowadzają biedę” – ostrzega nas Księga Przysłów, a Kohelet wtóruje: „Skutkiem lenistwa chyli się dach, a gdy ręce bezradnie spuszczone, przecieka dom twój” (Koh 10,18). Ludzie leniwi nie potrafią też właściwie ocenić sytuacji ani siebie, żyjąc w strachu, jak czytamy w Księdze Przysłów: „Leniwy mówi: Lwica jest na drodze, lew jest na ulicach. Jak drzwi obracają się na zawiasach, tak próżniak na łóżku. Leniwy ma się za mądrzejszego niż siedmiu, odpowiadających rozsądnie” (Prz 26,13–16). A z kolei Księga Syracha zauważa, jak niemiłe jest towarzystwo takiego człowieka, i sugeruje, że lenistwo jest zaraźliwe, przenosząc się przez kontakt fizyczny: „Leniwiec jest jak krowi nawóz, każdy kto go podniesie, otrząśnie rękę” (Syr 22,2). Zaiste straszną jest rzeczą leniwym być lub leniwego spotkać.

Na lenistwo można też spojrzeć jak na przypadłość bardziej metafizyczną, a dokładnie jak na reakcję organizmu spowodowaną brakiem poczucia sensu. Jeśli tak zdefiniujemy ten stan, to nic dziwnego, że jest on tak popularny i powszechny, a dla wielu ludzi stanowi życiowy problem. „Boże, jak mi się nie chce!” – jest często pierwszą modlitwą w poniedziałkowy poranek.

Lampka ostrzegawcza

Na liście siedmiu grzechów głównych lenistwo, czyli inaczej znużenie ducha (acedia) zajmuje zaszczytne ostatnie miejsce. Co sugeruje, że lenistwo bardziej niż źródłem wszystkich grzechów jest ich ostatecznym stadium rozwoju. Lenistwo wymienia się na ostatnim miejscu także dlatego, że jest stanem krańcowego rozkładu i niemocy. Ewagriusz z Pontu nazywał je „bliźniaczką smutku” i pisał, że jest to stan obejmujący przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. „Nie masz tego, co chciałeś mieć; to, co masz, ci nie wystarcza; a to, czego nie masz, wydaje ci się nieosiągalne”. Nic dziwnego, że w takim stanie można jedynie leżeć, co, zdaniem dawnych świętych, jest postawą symbolizującą śmierć, przeciwieństwem postawy wyprostowanej, zwróconej ku Bogu i życiu.

Zauważmy, że grzechy główne to w większości raczej stan ducha, który prowadzi do grzechu, niż grzechy. Poczucie wyższości (pycha), zazdrość, nienawiść, nawet obżarstwo czy pożądanie prowadzą w rezultacie do popełnienia złego czynu. Nie inaczej jest też z lenistwem, które w swoim najgłębszym znaczeniu oznacza właśnie zniechęcenie, brak poczucia sensu, totalną niemożność podjęcia działania. Dwuznaczność tego stanu polega jednak na tym, że w małych dawkach jest on niegroźny, a nawet zaryzykowałbym twierdzenie, że jest niezbędny do życia. Oto bowiem organizm broni się przed absurdem, przed nierealizowaniem życiowych celów, przed brakiem związku między tym, co musimy zrobić, a tym, co chcielibyśmy osiągnąć. Lenistwo zmusza niejako do działania nasz rozum praktyczny, usiłujący znaleźć związki przyczynowe między tym, co robimy, a życiowymi planami, celami i marzeniami. Jest więc ostrzegawczą lampką, która mówi: albo zmienisz swoje życiowe cele, albo zmienisz środki do nich prowadzące, albo umrzesz, bo przestaniesz się ruszać. W każdym wypadku ów postulat dotyka istoty człowieczeństwa i tego, kim jesteśmy. Odwołuje się do racjonalnych lub intuicyjnych związków między tym, co jest, a tym, co chcielibyśmy, by było. Błogosławione lenistwo! – chciałoby się zawołać. To dzięki niemu nie jestem maszyną bezmyślnie wykonującą codzienne obowiązki, lecz rozumną istotą, która dokonuje życiowych wyborów w wymiarze całego życia i każdego dnia. Inteligentny człowiek nigdy nie jest leniwy, bo zauważa związek między tym, co ma w danej chwili do zrobienia, i tym, co chce w życiu osiągnąć.

Ale zaraz, zaraz… inteligentny się nie leni? Przecież wydaje się, że to właśnie domeną inteligentów, studentów, artystów są owe stany braku poczucia sensu!

Droga na skróty

Lenistwo nie jest kwestią inteligencji (myślenia abstrakcyjnego), lecz rozumu praktycznego, a więc zdolności do dostrzegania związków między środkami a celami działań i dobierania właściwych środków do właściwych celów. Z drugiej strony to właśnie ludzie pracujący w dziedzinach materialnego rzemiosła łatwiej, jak sądzę, dostrzegają związek między wysiłkiem włożonym w wykonanie poszczególnych czynności a produktem końcowym. Im bardziej rozciągnięty w czasie jest to proces, tym trudniej zauważyć sensowność swoich działań. (Marksiści i socjologowie społeczni nazywali to alienacją człowieka, który wraz z rozwojem techniki oddziela się od końcowego produktu swoich działań, a więc dehumanizuje się!). Jeżeli mój cel jest bardzo oddalony w czasie, to łatwo ulec złudzeniu, że mogę pójść na skróty, że brak mojego zaangażowania, niezrobienie czegoś w danej chwili nie ma tak wielkiego znaczenia. Zatem można też zdefiniować lenistwo jako pokusę pójścia na skróty, osiągnięcia zamierzonego celu szybszymi, mniej kłopotliwymi sposobami. I znów widzimy tu ambiwalencję stanu lenistwa. Może być paraliżem, ale może być siłą napędową do zmiany i to zmiany dwojakiego rodzaju. Z jednej strony może stać się bodźcem do poszukiwania nowych dróg i rozwiązań, bo nie od dzisiaj wiadomo, że lenistwo jest motorem wielu wynalazków i ułatwień. Albo też może sprawić, że uświadomimy sobie konieczność weryfikacji naszych życiowych zamierzeń. Bo skoro mój organizm reaguje lenistwem, to może powinienem zmienić zawód, pracę, szkołę? Tu jednak trzeba być ostrożnym i warto oprzeć się na kryteriach stosowanych przy diagnozowaniu depresji: jeśli stan przygnębienia jest okazjonalny i mija po paru dniach, jest to zapewne zwykłe lenistwo i trzeba je zwalczyć lub przeczekać. Jeśli są to jednak stany chroniczne, trwające ponad miesiąc, prowadzące do głębokiej niemożności wykonywania jakichkolwiek czynności, wtedy sprawa jest poważna i oprócz porady psychologa warto się zastanawiać nad sensownością zweryfikowania życiowych celów, nawet jeśli oznaczałoby to niespełnienie ambicji swoich i (zwłaszcza) społecznych i rodzicielskich. Paradoksalnie można powiedzieć, że zbyt szybko przezwyciężone lenistwo, zwłaszcza za pomocą „zmuszania się”, może być ucieczką od trudnych wyborów życiowych i koniecznych pytań. Może maskować strach przed zmianą lub poniesieniem konsekwencji swoich działań.

Spraw sobie przyjemność

Wszystko, co powiedzieliśmy dotychczas, odnosi się głównie do człowieka jako istoty racjonalnej, obdarzonej rozumem praktycznym, zdolnej do uporządkowanych działań. Poruszamy się tutaj jedynie na poziomie środków i celów, a więc na płaszczyźnie przyczynowo-skutkowej. Wiemy jednak, że wiedza i inteligencja, teoretyczna i praktyczna, nie gwarantują jeszcze osiągnięcia wymarzonych celów ani zadowolenia z życia i poczucia szczęścia. Nie wszystko od nas zależy. Człowiek jest istotą obdarzoną instynktem, uczuciami, zdolnością do bezinteresownych i także nie zawsze racjonalnych działań. Lenistwo zatem może też być reakcją organizmu domagającego się przyjemności, odpoczynku, radości. Purytańsko-kalwińska tradycja jednakowo potępiała lenistwo i wszelką rozkosz. Czasem także w tradycyjnie katolickim wychowaniu to, co przyjemne, bywa podejrzane. Jeśli jednak nie zadbamy o odpowiednią dawkę bezinteresownej radości, o przyjemność i odpoczynek, o działania twórcze, nienastawione na bezpośrednie osiąganie czegokolwiek, to natura będzie bezlitosna i zemści się niemocą i zniechęceniem. „Nie samym chlebem żyje człowiek!” – mówi Pismo. Już sobie wyobrażam radosne twarze czytelników ruszających do walki z lenistwem za pomocą sprawiania sobie przyjemności. Ale tak naprawdę jest! Właściwa proporcja między robieniem rzeczy przyjemnych i koniecznych zapewnia równowagę i chroni przed lenistwem. Rzeczy przyjemne i bezinteresowne są jak paliwo, dające siłę do życia, a ich brak powoduje smutek i zniechęcenie! Nawet jeśli podczas edukacji religijnej ukrywano przed wami istnienie chrześcijańskiej cnoty dobrej zabawy, zwanej eutrapelią, to przypomnę, że ona istnieje i jest niezwykle ważna dla duchowego rozwoju.

Są w naszym życiu sensy, które przekraczają zarówno prosty związek przyczynowo-skutkowy (typu środek – cel), jak i bezinteresowne i spontaniczne działania. Sens lub bez-sens wielu naszych działań widać dopiero po pewnym czasie, nie tylko dlatego że byliśmy mało inteligentni, ale dlatego że niektórych rzeczy nie da się po prostu przewidzieć, choćby z powodu tego, że nie wszystko od nas zależy. Stąd kierownicy duchowi z taką mocą zakazują używania tak popularnego wykrzyknika: „Bez sensu!”. A skąd wiesz, że coś jest bez sensu? To, że nie widzisz potrzeby i znaczenia pewnych działań, nie znaczy wcale, że musisz je natychmiast odrzucać! Nie mów: „bez sensu”, mów: „nie rozumiem” – mawiają doświadczeni spowiednicy. Wtedy pozostawisz sobie przestrzeń przemiany, akceptacji, wiary, oczekiwania na to, że ów sens nie jest naszą własnością i nam się w końcu objawi. Wtedy nasze lenistwo stanie się zaproszeniem do wiary. Wiary, że sensu nie ma, bo go jeszcze nie widzę, ale przecież on gdzieś tam istnieje i czeka, by nam się objawić. Lenistwo jako brak poczucia sensu jest pewną ciemnością, niekoniecznie ślepotą, ale właśnie tymczasowym brakiem światła.

Trzy światła

Bywają różne rodzaje ciemności i światła. Wyobraźmy sobie życie jako podróż samochodem w nocy. Jakiego światła potrzebujemy? Mamy światło reflektorów, oświetlające jakieś 50 metrów drogi przed nami. Mamy światła „nawigacyjne”, czyli światła samochodu przed nami, światła znaków drogowych czy sygnalizacji, wreszcie sam cel podróży, jakby latarnię morską, która nie musi być zawsze widoczna. Mówiąc o światłach nawigacyjnych, mam na myśli generalnie świadomość celu, że jadę np. do Warszawy. I wreszcie mamy światło wewnątrz samochodu: światło prędkościomierza, wskaźnik paliwa, kilometrów, lampki radia. Trzy rodzaje światła: wewnętrzne, oświetlające i nawigacyjne. Walka z lenistwem to dbałość o równowagę między tymi światłami.

Można więc poznawać siebie samego, swoje wnętrze, dbać o nie, wiedzieć, co lubię, a czego nie; czego się boję, a co mnie porusza. Warto przy tym skorzystać z pomocy psychologów czy przyjaciół. Wszystko po to, by być „w zgodzie z sobą samym”. By poznać samego siebie i z tej wiedzy czerpać sens. Ale zbyt jasne światło wewnątrz samochodu podczas jazdy w nocy przeszkadza w podejmowaniu bieżących decyzji. Światło wewnętrzne i znajomość siebie nie wytyczy też ostatecznie celu jazdy. Tak jak mechanik samochodowy, znając na wylot twoje auto, nie powie ci, dokąd masz jechać, tak psycholog czy nawet najbliższy przyjaciel ani nawet ty sam, wglądając w swoje wnętrze, nie określisz z absolutną jasnością, dokąd w życiu masz zmierzać, czy nawet skromniej: do jakiego miasta się przeprowadzić. Potrzebna jest zatem znajomość siebie, umiejętność odkrywania sensu w życiu. I punkt orientacyjny. Potrzeba też sprawności i łatwości w „prowadzeniu samochodu”, czyli codziennego podejmowania decyzji w niepewności ich ostatecznych rezultatów. Zdolność do korygowania drogi, dostosowania prędkości, pokonywania zakrętów, to wszystko stanowi o jakości naszej życiowej podróży, a także o tym, czy osiągniemy życiowe i ponadżyciowe cele.

Jednym słowem, dbaj o sens w swoim życiu na możliwie różnych płaszczyznach, krótko- i długoterminowych, wewnętrznych i zewnętrznych, a wtedy lenistwo będzie jedynie sporadycznym i przejściowym stanem, lampką ostrzegawczą raczej, a nie ciemnością i udręką.

Lenistwo jako przymus szukania sensu i lenistwo jako gnuśność sprowadzająca nędzę, to dwie strony tej samej monety. Jak mówi Talmud: „Siedź i nic nie rób – zrobisz mądrze”, „Wstań i pracuj – zrobisz mądrze” (Talmud, Iruwin 100a).

Jezu, jak mi się nie chce
Jarosław Głodek OP

urodzony w 1965 r. w Poznaniu – dominikanin, duszpasterz, doktor politologii, absolwent filozofii na Catholic University of America, socjusz prowincjała, radny Prowincji. Do zakonu dominikanów wstąpił w 1985 roku...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze