Jest tylko jedna przyszłość Kościoła
fot. cedric frixon / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Pierwszy List do Koryntian

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

Wiara, która ogranicza się do poszukiwania cudów, jest wiarą z pewnością niedojrzałą. Ale czy wiara, która z jakiegoś powodu wyklucza cuda, jest jeszcze wiarą?

Maciej Müller: Odnowy wymaga coś, co jest przestarzałe albo działa niewłaściwie. Co chce naprawić Ruch Odnowy w Duchu Świętym i inne wspólnoty charyzmatyczne?

Aleksander Koza OP: To niezbyt szczęśliwe podejście do problemu odnowy Kościoła. Mówiąc wprost: to nie ludzie, ale sam Bóg wzywa swój lud do odnowy, przemiany i nawrócenia. Tego oczekiwał od Izraela i tego pragnie dla uczniów Jezusa Chrystusa, tego chce dla Kościoła. Najpierw posyłał proroków, w końcu posłał swego Syna i w Nim i przez Niego zawarł z nami Nowe Przymierze. Nie ono wymaga odnowy, tylko my, którzy uwierzyliśmy w Jezusa jako Pana i Zbawiciela.

Dlatego co jakiś czas pojawiali się w Kościele ludzie prowadzeni przez Ducha Świętego i wzywali do odnowienia wiary, miłości i nadziei, do życia bardziej zgodnego z Ewangelią. Rodziły się nowe wspólnoty, stowarzyszenia, ruchy, których w samym tylko XX wieku można naliczyć niemało. Odnowa w Duchu Świętym jest jednym z nich.

Proszę jednak o odpowiedź na pytanie o to, co Odnowa chce naprawić?

Nie tyle naprawić, ile pomagać. Najpierw w dojrzałym, stałym, osobistym nawróceniu do Chrystusa, naszego Pana i Zbawiciela. Wybór Jezusa nie domaga się mnożenia praktyk religijnych, ale osobistego świadectwa, nawrócenia w konkrecie życia: rodzinie, środowisku pracy, zaangażowaniu społecznym. Następnie trzeba wspierać i podtrzymywać żywą więź z Osobą Ducha Świętego, przyjmować Jego dary, używać ich i promować je nie tylko w ramach Odnowy, ale w całym Kościele. Mówię tu o charyzmatach. Niewiele jest wciąż ruchów, w których nie tylko mówi się o charyzmatach, ale także konkretnie się ich używa, i to głównie przez posługę wiernych świeckich.

Czym są charyzmaty?

To dary łaski Ducha udzielane ludziom darmo, czyli bez żadnej ich zasługi. Według św. Pawła „W każdym z nich uwidacznia się działanie Ducha dla wspólnego dobra”. Wspólne dobro to wspólnota kościelna. Każdy ochrzczony ma służyć otrzymanymi charyzmatami wspólnocie, do której należy, aby wzrastała świętość jej członków. A bez umocnienia i wzrostu wiary w Chrystusa o świętości można tylko pomarzyć.

Przez charyzmaty Bóg działa tu i teraz. Każdy może ich doświadczyć w mniejszym lub większym stopniu. Ludzie naprawdę pragną dotknąć Chrystusa. Gdy widzą „znaki”, to głębiej wierzą, że Jezus jest Emmanuelem, że żyje i działa w Kościele.

Ale czy dzisiejsze charyzmaty są tożsame z wymienianymi w Biblii, takimi jak mówienie językami, prorokowanie?

Jeżeli są autentyczne, to nie będą się różnić od tych, o których mówi św. Paweł, św. Łukasz czy inni natchnieni autorzy; tzn. są „rzeczywistym działaniem Ducha” i będą skutecznie odnawiać serca wiernych, pogłębiać ich wiarę w Chrystusa, ugruntowywać w miłości do Niego i Jego Kościoła.

Takie jest kryterium autentyczności charyzmatów. Nie przeżycia emocjonalne, nie radosna atmosfera spotkań, ale osobiste nawrócenie i zaangażowanie w służbę wspólnocie kościelnej. Rozstrzygającym kryterium jest wiara, która przejawia się w czynach miłości.

Czy wspólnoty charyzmatyczne to wytwór ostatniego półwiecza, czy też w jakiejś formie istniały wcześniej? Czy można je znaleźć na przykład w Kościele pierwotnym albo w wiekach średnich?

Od Zesłania Ducha Świętego Kościół jest charyzmatyczny. Ruchy należą do jego istoty, tak jak hierarchia i instytucja. Pierwotne wspólnoty znają charyzmaty z własnego doświadczenia. I od samego początku są problemy z charyzmatykami. Święty Paweł nie informuje wspólnot, które założył, że istnieje coś takiego jak charyzmaty, ale poucza, czym są i w jaki sposób się należy się nimi posługiwać, aby rzeczywiście wzrastało wspólne dobro, a nie znaczenie charyzmatyków, zwłaszcza tych posługujących się darami nadzwyczajnymi.

Do bardzo silnego konfliktu między Kościołem instytucjonalnym a ruchem charyzmatycznym doszło dosyć wcześnie, bo w II wieku. Na czele tego ostatniego stał kapłan z Frygii, Montan. Kwestionował on m.in. instytucję kościelną i preferował subiektywizm religijny, przypisując wielkie znaczenie wizjom, prywatnym objawieniom i proroctwom. Spowodowało to wielkie zamieszanie w Kościele. Montanizm został odrzucony przez Kościół hierarchiczny.

I chyba siłą rzeczy w następnych wiekach na liście podejrzanych znaleźli się nie tylko charyzmatycy i wszelkiego rodzaju entuzjaści, ale też same charyzmaty. Nie da się ukryć, że ze szkodą dla samego Kościoła, w którym dary te zaczęto ściśle łączyć z osobistą świętością i przypisywać je osobom, których świętość była uznawana. Niewątpliwie do wielkich ruchów odnowy należy monastycyzm, a w średniowieczu ruchy apostolskie, ruchy ubogich.

Jaki wpływ na rozwój wspólnot charyzmatycznych miało nauczanie Soboru Watykańskiego II?

Myślę, że bez soboru i nauczania kolejnych papieży, począwszy od modlitwy o Zesłanie Ducha Świętego Jana XXIII, ruch charyzmatyczny wegetowałby na obrzeżach Kościoła katolickiego, nieustannie oskarżany o herezję i protestantyzowanie katolików. Dziś jest zaledwie o to podejrzewany, i to przez słabo znających nauczanie magisterium Kościoła.

Czy według ojca wspólnoty charyzmatyczne są przyszłością Kościoła?

Ani wspólnoty Odnowy charyzmatycznej, ani wspólnoty neokatechumenatu czy Światła-Życia oraz innych ruchów nie są przyszłością Kościoła. Przyszłość należy do Jezusa Chrystusa. On jest naszą przyszłością, naszą nadzieją, naszym wszystkim. Jezus wskrzeszony przez Ojca żyje w swoim Kościele, w Kościele działa Jego Duch. Potrzeba wspólnot żyjących tą prawdą, takich, w których działanie Ducha Zmartwychwstałego Pana staje się widzialne, a miłość braterska – namacalna. I Duch tworzy takie wspólnoty. I tylko takie mają przyszłość. Przyszłość Kościoła zależy zatem od Trójcy Przenajświętszej.

Nietrudno dostrzec, że wielu ludzi przychodzących na spotkania ruchów poszukuje cudów. Uczestniczyłem w spotkaniu, podczas którego liderka modliła się: „Jezu, czyń na naszych oczach jak najwięcej cudów”. A co się stanie, jeśli dla kogoś cuda staną się warunkiem wiary?

A czy to źle, że wierni oczekują znaków, uzdrowień, a nawet cudów od Tego, o którym głoszą, że jest Miłością? Dlaczego ludzie poszukiwali Jezusa? Ponieważ Jego nauczaniu towarzyszyły liczne uzdrowienia, wyrzucanie złych duchów i inne cudowne znaki. Oczywiście Chrystus nie czynił cudów dla samych cudów. Uwiarygodniał siebie i swoją naukę. Wszystko po to, aby ukazać, jaki jest Ojciec, który Go posłał. „Są to dzieła – mówił – które Ojciec dał mi do wykonania; dzieła, które świadczą o Mnie, że Ojciec Mnie posłał” (J 5,36).

Przecież gdyby nie cud zmartwychwstania, nie byłoby chrześcijaństwa. Mało tego. Wysyłając swoich uczniów na misję głoszenia Dobrej Nowiny, Chrystus polecił, aby „wypędzali złe duchy, leczyli wszelkie choroby i wszelkie słabości”.

Wiara, która ogranicza się do poszukiwania cudów, jest wiarą z pewnością niedojrzałą. Ale czy wiara, która dla jakiejś zasady (z jakiegoś powodu) wyklucza cuda, jest jeszcze wiarą?

Chrystus powiedział: „Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie”. Czy to jednak nie krytyka tego typu poszukiwań?

Co innego wystawiać Boga na próbę, żądając cudów jako warunku własnej wiary, a co innego wystawiać własną wiarę na próbę, modląc się o cud i oczekując go z ufnością. Zmartwychwstały Chrystus składa obietnicę, że „Tym, którzy uwierzą w Niego, te znaki towarzyszyć będą; w imię moje złe duchy będą wyrzucać, (…) nowymi językami mówić będą (…). Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie” (Mk 16,17–18). Tu nie ma mowy o tym, by prosić o znaki. Jezus mówi: jeśli uwierzycie, będziecie dokonywać znaków.

Czy nie jest zagrożeniem duchowym postawa, w której modlę się, aby coś uzyskać? Ze wspomnianego spotkania pamiętam, jak ludzie czytali fragmenty Pisma Świętego, wykorzystując je jedynie do sformułowania prośby.

Przecież Jezus powiedział: „Proście, a będzie wam dane”. Czy modlitwa Ojcze nasz, w której zanosimy prośby do Boga, stanowi również zagrożenie duchowe? A może to raczej postawa samowystarczalności jest śmiertelnym zagrożeniem dla naszej duchowości? Posunięta do skrajności brzmi: Sam sobie wystarczam, niczego nie potrzebuję od Boga, a w końcu: Obejdę się bez samego Boga.

Przyznaję, nie uczestniczyłem jeszcze w spotkaniu modlitewnym wspólnoty charyzmatycznej, podczas którego modlitwę ograniczano by jedynie do prośby i wykorzystywano by do tego Pismo Święte. Spotkania charyzmatyków od spotkań innych ruchów odróżnia wyraźnie dominacja spontanicznej, żywej, radosnej modlitwy uwielbienia i dziękczynienia oraz towarzysząca im pełna radości atmosfera. Charyzmatycy, owszem, o wiele proszą, ale bezsprzecznie jeszcze więcej wysławiają Boga.

Czy uzdrowienia i wskrzeszenia (wspominają o nich choćby entuzjaści ks. Johna Bashobory) naprawdę się zdarzają? Spotkałem się z opinią kaznodziei, że największe cuda to zawsze nawrócenia, więc niezrozumiałe jest to, że ludzie wierzący czekają przede wszystkim na cuda uzdrowień.

Tylko raz słyszałem na własne uszy, jak pewien znany charyzmatyk mówił o wskrzeszeniu jakiejś osoby. Nie był to ks. John. I nic nie wiem o tym, jakoby przez niego Chrystus wskrzesił kogoś z martwych.

Czy nawrócenie jest największym cudem? Pismo Święte nic o tym nie mówi. Mówi natomiast, że powrót synów marnotrawnych napełnia niebo radością. Upieram się, że największym cudem jest Osoba Jezusa Chrystusa, Jego wcielenie, śmierć i zmartwychwstanie i Jego obecność w sakramentach, które ustanowił. To z powodu Chrystusa się nawracam. Z Jego powodu jestem chrześcijaninem.

Dla mnie cudem jest także istnienie Kościoła, który jest niczym innym jak Ciałem Chrystusa.

Powtórzę, nie widzę nic zdrożnego w tym, że ludzie wierzą w to, że i dzisiaj Pan uzdrawia. A jeśli szukają jedynie uzdrowień, to zapytajmy o źródło tej niezbyt dojrzałej postawy. Może z naszym nauczeniem z ambony coś jest nie tak.

Zdarzały się – także w Polsce – przypadki schizmy, przejścia grup Odnowy do zielonoświątkowców. Jakie jest podłoże tych odejść?

Najogólniej rzecz biorąc, brak solidnej duchowej i doktrynalnej formacji, a jeszcze częściej opieki duszpasterskiej. A bywa, że brak możliwości eklezjalnej posługi. Charyzmaty otrzymuje się po to, aby służyć nimi wspólnocie kościelnej. Gdy takiej szansy wspólnota nie otrzymuje, to rodzi się frustracja, zgorzknienie, myślenie: „nic tu po nas”.

Chociaż Odnowa w Duchu Świętym działa w Kościele katolickim blisko pół wieku, to wciąż wielu wiernym, a pewnie także i duchownym, daleko do postawy, by „wszystkie charyzmaty, zarówno niezwykłe, jak i te bardziej zwyczajne, szerzej rozpowszechnione, tak bardzo stosowne i potrzebne Kościołowi, przyjmować z radością i wdzięcznością” (por. Konstytucja dogmatyczna o Kościele 12).

Wspomniał już ojciec o formułowanych wobec Odnowy oskarżeniach, że protestantyzuje Kościół. Jak na nie odpowiedzieć?

Jeżeli źródłem charyzmatów jest Duch Święty i są dawane przez Niego dla „odnowy i dalszej skutecznej rozbudowy Kościoła”, to najwyraźniej sam Paraklet jako pierwszy, nas protestantyzuje. Poza tym każdy ochrzczony i bierzmowany katolik jest charyzmatykiem. A największą charyzmatyczką była bez wątpienia „pełna łaski” Maryja.

Mój współbrat zakonny z XIII w. św. Tomasz z Akwinu pouczał, że każda prawda, jeśli jest prawdą, to pochodzi od Ducha Świętego, Ducha Prawdy. Jeżeli Duch działa z taką mocą w ruchu zielonoświątkowym, który ma wątłą teologię, płynne struktury i niewiele ponadstuletnią tradycję, to warto zastanowić się nie nad tym, jakie prawdy zostały nieprzyjęte przez zielonoświątkowców (bo jest to widoczne), ale jakie prawdy my, katolicy, zagubiliśmy pod ciężarem kościelnych struktur i biurokracji, subtelnej teologii i nauczania, które dla przeciętnego wiernego z powodu hermetycznego języka jest coraz mniej zrozumiałe, oraz tradycji, która niekiedy bardziej przytłacza niż ułatwia rozumienie Ewangelii. Może to nie oni, ale my zasmucamy Ducha Prawdy.

Dla przykładu: jeszcze do niedawna mówiono o Duchu Świętym „Wielki Nieznany”. A czy można kochać kogoś, kogo się nie zna? I jak w takiej sytuacji modlić się do Trzeciej Osoby Trójcy? Nawet z najpiękniejszą modlitwą, wspólną dla całego zachodniego, podzielonego chrześcijaństwa, O Stworzycielu, Duchu przyjdź, miewamy poważne kłopoty. Ilu ją zna na pamięć? A ilu się nią codziennie modli? Chwała Bogu, że dzięki nowym ruchom, nie tylko charyzmatykom, jest już lepiej. Ktoś powiedział, że Duch Święty przestaje powoli być traktowany jak „ubogi krewny boskiej rodziny”.

W kontekście wspólnot charyzmatycznych daje się czasem zaobserwować pewien separatyzm. Na przykład spotkania na ogół odbywają się obok mszy zwykłych (nie w niedzielę, ale w sobotę). Jaki jest powód tworzenia takiego drugiego obiegu?

Co innego msza święta, co innego spotkanie modlitewne. Nie wolno tych rzeczywistości mieszać ani łączyć. Na ogół spotkania modlitewne odbywają się po Eucharystii. Ale czy dotyczy to jedynie Odnowy w Duchu Świętym?

Wiadomo, że w teorii podczas spotkań Odnowy powinna mieć miejsce katecheza, rozważanie czytań i dzielenie się Słowem – w praktyce mogłem się przekonać, że tych elementów czasem brakuje. Na spotkaniu Odnowy dostrzegłem natomiast nastawienie na emocje. Już na początku wszyscy ściskali się, mówili „dobrze, że jesteś” nawet do obcych. Potem było owszem, dużo modlitwy i śpiewów, ale bez katechezy. Czy to standard, czy wyjątek?

Jeśli brakuje solidnej katolickiej katechezy, nauczania doktryny Kościoła czy dzielenia się Słowem, to naprawdę źle z taką wspólnotą. Mam nadzieję, że takie sytuacje to wyjątki.

Emocje na modlitwie? A co w tym złego? Modli się cały człowiek. Gdy staję przed Bogiem jako Jego dziecko, to moja modlitwa wyraża się przez postawę ciała, gesty, uczucia, nawet taniec. Niestety, wstydzimy albo nawet boimy się wyrażania własnych emocji. Zresztą trudno o to we wspólnocie anonimowej, zdepersonalizowanej, pozbawionej najzwyczajniejszych ludzkich relacji, a takie bywają nasze masowe, dlatego też anonimowe spotkania liturgiczne.

Nierzadko wieje podczas nich chłodem, nudą, rutyną i obojętnością wobec siebie. Śmiertelna powaga też nie licuje z Eucharystią. Czasami odnoszę wrażenie, że nie jest to spotkanie uczniów ze Zmartwychwstałym Panem, ale stypa po świętej pamięci Jezusie z Nazaretu. Smutny celebrans, smutni wierni. To chyba Nietzsche zarzucał chrześcijanom, że patrząc na nich i słuchając ich śpiewów, trudno uwierzyć w Zmartwychwstanie.

Czy charakter spotkań Odnowy to wykorzystanie narzędzi nowej ewangelizacji?

Benedykt XVI podkreślał, że jedną z podstawowych dróg ewangelizacji „mogą być małe wspólnoty, gdzie możliwe jest przeżywanie przyjaźni i pogłębianie ich na częstym wspólnym uwielbianiu Boga”. To bardzo ważne. Powstające wspólnoty, nie tylko charyzmatyczne, są okazją do nawiązywania przyjaźni. We wspólnocie przyjaciół, która spotyka się na uwielbieniu Boga, słowa „dobrze, że jesteś”, nawet skierowane do obcej osoby, niosą radosne przesłanie: zauważyliśmy twoją obecność, nie jesteś sam, jesteś dla nas ważny.

Czy to nie pułapka? Czy odrzucenie racjonalności, tradycyjnego nauczania, zastąpienie tego emocjami i poszukiwaniem cudów nie grozi na dłuższą metę pustką w kościołach? Coraz częściej słychać głosy, że dochodzi nawet do zdziecinnienia, zniewieścienia Kościoła, tłumaczenia wszystkiego hasłem „Jezus cię kocha” i wzywania do „zakochania się w Bogu”.

Dobra Nowina jest zawsze nowa. „Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki”. Jest to tradycyjne nauczanie Kościoła. A sercem Ewangelii jest prawda, że Bóg jest miłością, co przypomniał całkiem niedawno papież Benedykt XVI w encyklice pod tym właśnie tytułem. Czy wezwanie, bym zakochał się w Jezusie Chrystusie, który „tak mnie umiłował, że samego siebie wydał za mnie”, jest dziecinne? Bóg darzy każdego osobiście wyjątkową miłością. I tego można doświadczyć we wspólnocie kościelnej. Czy to jest tylko infantylne hasło?

Kościoły na pewno nie opustoszeją od tego, że na spotkaniach modlitewnych różne wspólnoty będą prosić Boga o uzdrowienie, a nawet od tego, że kapłan, wbrew liturgicznym wskazówkom, odczyta głośno taką modlitwę z Mszału przed rozdaniem Komunii.

Opustoszeją do cna, kiedy nie będzie wspólnot żyjących żywą wiarą i gdy – wbrew św. Pawłowi – uprzemy się przy tym, że głoszenie Królestwa Bożego nie ma prawa objawiać się „przez znaki i cuda, i przejawy mocy” (2 Kor 12,12). Wierni opuszczą kościoły, w których „będziemy zachowywać pozór pobożności, ale wyrzekniemy się jej mocy” (2 Tm 3,5).

Wspomniane głosy krytyczne łączą się z krytyką metod nowej ewangelizacji. Czy ojciec podziela te obawy?

Obaw nie podzielam, a krytyków proszę: pokażcie mi albo opracujcie metody skuteczniejsze od tych, które są znane Odnowie w Duchu Świętym czy szkołom nowej ewangelizacji. Będzie to duży pożytek dla Kościoła. Nie boję się też błędów, potknięć, pomyłek. Na taki lęk mogą pozwolić sobie tylko ci, którzy nic nie robią.

Jest tylko jedna przyszłość Kościoła
Aleksander Koza OP

urodzony w 1955 r. – dominikanin, absolwent historii na Uniwersytecie Wrocławskim i teologii na PAT, wieloletni wychowawca młodych dominikanów, związany z ruchem charyzmatycznym. Mieszkał w Krakowie, Korbielowie, aktualnie...

Jest tylko jedna przyszłość Kościoła
Maciej Müller

urodzony w 1982 r. – studiował historię na Uniwersytecie Jagiellońskim i dziennikarstwo w Wyższej Szkole Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera. W „Tygodniku Powszechnym” odpowiedzialny za dział „Wiara”. Współpracuje r...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze