Jak nie wpędzić męża w nałóg

Jak nie wpędzić męża w nałóg

Oferta specjalna -25%

Liturgia krok po kroku

0 opinie
Wyczyść

Jacek Pulikowski beztrosko szafuje stereotypami dotyczącymi kobiecości i męskości, twierdząc, że są odzwierciedleniem prawdy o kobiecie i mężczyźnie, ignoruje przy tym ogromny dorobek badawczy i naukowy dotyczący tożsamości płciowej i rodzajowej. Zwłaszcza mężczyznę przedstawia w groteskowo fatalnym świetle.

Poruszanie tematu ojcostwa w numerze poświęconym kobiecości może się wydać przewrotne, ale skłoniła mnie do tego lektura książki Jacka Pulikowskiego o wiele obiecującym tytule Warto być ojcem. Najważniejsza kariera mężczyzny. Biorąc ją do ręki, miałam nadzieję, że znajdę garść informacji i przemyśleń na temat postrzegania i przeżywania ojcostwa przez mężczyznę. Jakże się myliłam.

Całe są „mniej”

Z książki, która właściwie powinna mieć podtytuł „poradnik dla narzeczonej i żony”, dowiedziałam się przede wszystkim, co każda „normalna” kobieta powinna robić (mówić, czuć), żeby mężczyźnie stworzyć idealne warunki do pełnienia roli ojca. Jak się okazuje, mężczyzna tylko w idealnych warunkach może funkcjonować na łonie rodziny. W przeciwnym razie ucieka do pracy, do wódki, do innej kobiety i „niech ona się nie dziwi…”. Autor przedstawił listę konkretnych wskazówek, wymagań, zadań i funkcji, które każda „normalna” kobieta powinna przyswoić sobie w toku socjalizacji. Jej celem jest reprodukcja tradycyjnego, patriarchalnego systemu i zapobieganie jakimkolwiek zmianom, burzącym jakoby naturalny lub też boski porządek świata, a także przyczyniającym się do tragicznego w skutkach „zatarcia” różnic płciowych. Zdaniem autora, kulturowe różnice w zachowaniu kobiet i mężczyzn wynikają wprost z ich odmienności biologicznych:

Po pierwsze — pisze autor — pewnych funkcji kobieta nie jest w stanie wypełnić na równi z mężczyzną, np. gdy chodzi o obronę przed bezpośrednim, fizycznym napadem. Ewidentną przewagę siły fizycznej mężczyzny „wyzwolone” kobiety próbują niwelować, lansując kulturystykę kobiecą, uprawiając sporty walki. (…) Ten pęd kobiet do bycia „męskimi” jest wynikiem ogólnego pomieszania wartości oraz zbudowanych na fałszywych przesłankach, zupełnie niepotrzebnych kompleksach kobiecych 1.

Na miejscu autora zastanowiłabym się, skąd się biorą owe „niepotrzebne” kompleksy kobiet. Czy nie stąd, że od urodzenia wmawia się im (tak jak w książce Pulikowskiego), że są słabsze fizycznie i psychicznie, mniej racjonalne, mniej twórcze, mniej asertywne, mniej samodzielne, mniej ambitne, mniej odważne, mniej konsekwentne, mniej zarabiają i całe są „mniej” niż mężczyźni? W świecie, w którym agresorzy posługują się przede wszystkim bronią palną, a członkowie rodziny większość dnia spędzają oddzielnie; w świecie, gdzie aby zdobyć jedzenie, nie trzeba wyruszać na łowy do lasu, a praca fizyczna ogranicza się często do przesiadania się z biurka do samochodu — męskie mięśnie mogą być co najwyżej symbolem dominacji i siły. Poza tym, wielkim paradoksem jest, że mężczyźni od wieków siłę tę wykorzystywali, owszem, do bronienia kobiet… przede wszystkim jednak — przed innymi mężczyznami. Niech więc nie dziwi autora fakt, że kobiety, nie mogąc czuć się bezpiecznie wśród mężczyzn, same uczą się walczyć. Niestety, Jacek Pulikowski tego typu argumenty uznałby pewnie za kolejny przejaw ideologii feminizmu, który obsesyjnie wymienia jako powód fatalnej sytuacji w relacjach kobieta — mężczyzna:

(…) myślę, że niebagatelnym, utrudniającym spokojne mówienie o władzy mężczyzny, męża, ojca jest szalejący, by nie powiedzieć histeryczny feminizm. Na samo już słowo, że mąż powinien mieć jakąkolwiek władzę, panie feministki, biedne skądinąd kobiety, reagują nerwowo, chciałoby się powiedzieć alergicznie, zaperzają się i bardzo głośno krzyczą. Głośny wrzask jest zwykle dowodem na brak argumentów rzeczowych. Zauważmy, że te biedne panie pod wielkimi, szumnymi hasłami emancypacji, równości w gruncie rzeczy domagają się praw, które krzywdzą i głęboko ranią kobiety. Obserwujemy swoistą rywalizację przechodzącą w agresję kobiet przeciwko mężczyznom, której paradoksem jest to, że im kobieta bardziej wygrywa, tym jest bardziej przegrana 2.

Charakter la famme

Dalej dowiadujemy się, że to „zagubione kobiety” odpowiedzialne są za istnienie takich zjawisk, jak: seks pozamałżeński, antykoncepcja, aborcja, prostytucja, a także klonowanie i zapłodnienie in vitro 3. Autor ubolewa bardziej nad tym, że kobiety są coraz mniej altruistyczne (oczywiście to te wyemancypowane), niż nad tym, że sprawujący władzę mężczyźni wraz ze swoją agresją, patosem i demagogią niszczyli i niszczą nadal całe narody. Czy to, że zdaniem Jacka Pulikowskiego: „(…) przeciętny mężczyzna znacznie bardziej pragnie sprawować władzę niż normalna kobieta. Lepiej się w tej roli czuje, jest w swoim żywiole” oznacza, że kobiety rządziłyby źle? Autor pisze pięknie: „Mężczyzna jest raczej stworzony do przeobrażania świata (…) rozumienia świata, analizowania” 4. Dlaczego tak często sposobem na zmiany staje się bezrozumna agresja, mord, gwałt, czyli to wszystko, co kryje się pod gładkim słowem wojna? A wojna to nie jest, jak pisze Pulikowski, „sprawa mężczyzn”, bo giną na niej kobiety i dzieci.

Jacek Pulikowski swoją książką (zwłaszcza rozdziałami poświęconymi relacjom kobieta — mężczyzna) przykłada rękę do propagowania i tak już w Polsce silnie zakorzenionego stereotypu, według którego kobieta jest odpowiedzialna za wszelakie patologie nie tylko swoje, ale także męża i dzieci. Zdaje się, że kobietę Pulikowski postrzega jako następczynię biblijnej Ewy, winnej utraty raju i wszelkiego cierpienia ludzkości. Jak można — pytam autora — już wystarczająco mocno obwarowaną poczuciem wstydu i kompleksami kobietę obarczać odpowiedzialnością za alkoholizm, pracoholizm, lenistwo, zdradę i przemoc swojego męża, który zadaje jej i całej rodzinie cierpienie i wstyd? Alkoholicy, gwałciciele i sadyści domowi to przede wszystkim chorzy z nienawiści (do siebie lub do innych) ludzie i błagam, nie wmawiajmy upokorzonym kobietom, że to ich wina! Tymczasem Jacek Pulikowski z troską pisze:„Bywa czasami, że żona panicznie się boi współżycia z własnym mężem. Przerażająca sytuacja mężczyzny i rodziny. Mąż jest wpędzany w tym wypadku w alkoholizm” 5. Autorowi prawdopodobnie nie przyszło do głowy, że przerażająca jest przede wszystkim sytuacja kobiety, której po pierwsze nikt nie pyta, dlaczego boi się współżyć z mężem (niedelikatność lub wręcz brutalność partnera, zaburzenia seksualne, choroby itp.), a po drugie winę za nieudane życie intymne przypisuje się właśnie jej oziębłości. Z tekstu Pulikowskiego poza tym wynika założenie, że mężczyzna jest zawsze tą stroną, która proponuje lub inicjuje współżycie, a kobieta przyzwala lub ewentualnie „wykręca” się od niego pod pretekstem bólu głowy czy zęba. W tej sytuacji:

Taki mężczyzna nie chce się z tą rzeczywistością pogodzić i nie godzi się. Ucieka od tej koszmarnej rzeczywistości w różny sposób. Czasem ucieka do pracy zawodowej. Czasem ucieka do innej kobiety. (…) Dużo prostsza, niemal akceptowana w naszej obyczajowości, jest ucieczka w alkohol. I wraca mąż do domu choćby lekko podpity, bo nie mógł znieść tej rzeczywistości. A żona oddycha z ulgą, bo dzisiaj nie musi ją głowa boleć. I popołudnie jest w domu spokojne, bo ona się nie boi, czym się wymówi wieczorem 6.

Zastanawiam się, skąd bierze się przekonanie autora o znikomych potrzebach seksualnych kobiet lub wręcz o „typowej” chronicznej obawie przed współżyciem. Poza tym żony bardzo często prowadzą swoich mężów na drogę przestępstwa:

Mąż lubi, by doceniono jego sprawność organizacyjną, jego kompetencje, nawet jego osiągnięcia zawodowe, również osiągnięcia materialne. Żony tego nie rozumieją i czasem bardzo głęboko własnych mężów ranią. — Popatrz, Kowalski następny samochód kupił, a ty, fujaro jedna, co? Co z ciebie za mężczyzna. — A jeżeli Kowalski kolejny samochód ukradł, mówiąc w skrócie, to żona zachęca męża w prostej linii do kradzieży 7.

Gdyby wierzyć teorii Jacka Pulikowskiego, tradycyjny podział ról i obowiązków w rodzinie nie wynika z umiejętności nabytych w trakcie wychowania i socjalizacji. Według autora szczególnie kobieta ma szereg wrodzonych talentów i cech psychofizycznych, które jednoznacznie wskazują na to, że najlepszym i najzdrowszym — bo dla niej naturalnym — miejscem jest dom. Między innymi są to:

subtelność i delikatność, spostrzegawczość i pamiętanie drobiazgów, podzielność uwagi, szybkie i spontaniczne reakcje, „przymus komunikowania się”, ofiarność, umiłowanie prac urozmaiconych i przedziwna umiejętność odpoczywania w trakcie pracy 8.

Dzięki tym niewątpliwym zaletom kobiecej natury mężczyzna może z lekkim sercem zostawić jej na głowie prowadzenie domu, bo:

Kobieta jest w stanie, i to z lekkością i swobodą, robić wiele rzeczy naraz, co jest absolutną koniecznością dla funkcjonowania domu. (…) Jak wiemy, przeciętna kobieta robi jedno, drugie i jeszcze parę innych rzeczy naraz i jakoś żyje, jakoś funkcjonuje 9.

No właśnie: „jakoś”. To przecież wcale nie znaczy dobrze. Jednak kobiecie to „jakoś” powinno w zupełności wystarczyć, ambicje bowiem i chęć tworzenia wielkich dzieł, według Jacka Pulikowskiego, może mieć tylko mężczyzna:

Kiedy on podejmuje pracę, chce, aby to było dzieło, nie jakieś tam prace drobne — to dla kobiety (…) Nie ma gorszego zajęcia dla mężczyzny jak bycie na posyłki. Najgorzej, oczywiście, na posyłki kobiety. Nie ma psychicznie gorszego zajęcia 10.

Męża — dorosłego skądinąd człowieka — radzi Pulikowski traktować jak dziecko. Zwykłą, drobną czynność trzeba mu tak zaprezentować, by urosła w jego oczach do rangi wiekopomnego dzieła. W ten sposób zwiększa się szansę, że w ogóle coś zrobi. Tak więc jak już ma obrać ziemniaki — to 10 kilogramów. Nieważne, co pani domu zrobi z taką ilością ziemniaków — byle mąż miał poczucie ważnej roboty. Autor jednak ostrzega:

Tylko biada jak mu żona w międzyczasie (obierania ziemniaków) powie: Odłóż na chwileczkę te ziemniaki i podaj sól. Naprawdę proszę tego nie robić.Naprawdę proszę się nie dziwić, że mężczyzna jest natychmiast rozdrażniony. Każdy mężczyzna. Jeden wybuchnie, a inny to stłumi w sobie, ale i jego to drażni 11.

Piękna i bestia

Uważam, że Pulikowski przedstawia wypaczony obraz zarówno kobiecości, jak i męskości. Mąż jawi się nam jako leniwy, wiecznie rozdrażnony truteń i prostak, który szybciej wymyśli pralkę niż wypierze swoje skarpetki. Nie zależy mu na tym, czy obiad je w korycie czy na talerzu, czy w oknach wiszą gazety czy firany. Jest totalnie pozbawiony poczucia estetyki i co najgorsze poczucia humoru. Oto przykład typowej małżeńskiej rozmowy z książki Jacka Pulikowskiego:

Mąż wchodzi do domu i pyta o obiad. (…)
— Dziś nie ma jeszcze obiadu, ale wejdź do dużego pokoju.
Mąż, trochę już zły, wchodzi do dużego pokoju.
— No i co? Bałagan.
— Ale popatrz na okno.
— Brudne.
— A firanki widzisz?
— Ano, widzę.
— Podobają ci się?
— No tak, ale gdzie obiad? (…) Dla mnie mogą gazety w oknie wisieć. Ja chcę mieć obiad, jestem głodny.

„Wchodzi żona do domu w nowej sukience, a mąż mówi: Ile ta szmata kosztowała?” 12. „I to jest prawda o mężczyźnie” komentuje Pulikowski. Od siebie chciałabym dodać, że być może i jest to prawda, ale o prostaku, w przeciwnym razie jakim cudem z tak niewrażliwej na piękno części ludzkości mieliby się rekrutować wielcy artyści: malarze, kompozytorzy, pisarze i inni? Na szczęście, na przekór teorii Pulikowskiego, bardzo wielu mężczyzn zajmuje się takimi „kobiecymi” dziedzinami, jak projektowanie mody, aranżacja i dekoracja wnętrz, fryzjerstwo, krawiectwo, a także pieczenie i gotowanie. I świetnie im to wychodzi — czy to jednak znaczy, że są mało męscy? Tak samo: czy kobieta jest mało kobieca, gdy nie interesuje jej sztuka kulinarna i robienie na drutach?

Pater familiaris

Oczywiście kobiecie nie wolno w żadnym wypadku krytykować swojego męża, nawet jeśli zrobi coś głupio i źle. W przeciwnym razie on się obrazi, przestanie robić cokolwiek w domu lub czym prędzej znajdzie sobie jakiś nałóg. Gdybym była mężczyzną, czułabym się urażona przykładem rzekomo większej u mężczyzn niż u kobiet umiejętności „tworzenia ciągów logicznych i łączenia faktów w całość” 13. Otóż zdaniem autora, w sytuacji, gdy dziecko próbuje przejść przez barierkę balkonu, ojciec nie reaguje jak każdy normalny człowiek. On, zamiast ratować dziecko przed niebezpieczeństwem, będzie: „(…) medytował: Niemożliwe, żeby przeszedł przez tę barierkę” 14. Poza tym mężczyźni, jako ojcowie, pozbawieni są zupełnie empatii:

Przykładowo matka robi coś w jednym pokoju, a w drugim, dziecinnym, jest cisza. Kobieta rzuca wszystko i biegnie do drugiego pokoju, bo coś ta cisza jest podejrzana. (…) A mężczyzna jest w tej sytuacji zadowolony — jest cisza, jest spokój, to on może czytać swoją gazetę 15.

Mam pytanie do autora. W jaki sposób tak mało przewidujący, leniwy, niekomunikatywny, wiecznie zmęczony, mający słabość do nałogów i estetycznie ograniczony człowiek może roztoczyć nad rodziną opiekę i być za nią odpowiedzialny? W jaki sposób ma wypełniać szereg „niezbywalnych funkcji” męskich i ojcowskich? 16 W jaki sposób ma świecić przykładem, stwarzać warunki do rozwoju wszystkich członków rodziny, być autorytetem dla swoich dzieci?

To jest ważna wskazówka dla żon: działając wbrew woli męża, sama w pewnym sensie, zwalniasz go z odpowiedzialności za skutki tych działań. Bo jeżeli to, co się dzieje w rodzinie, dzieje się wbrew jego woli, to wtedy jego odpowiedzialność jest już problematyczna 17.

To nieprawda, że mężczyźni są coraz mniej odpowiedzialni, bo mają mało wymagające narzeczone i żony18: tak ich wychowało społeczeństwo, oparte na patriarchalnych tradycjach, w którym normy socjalizacyjne są o wiele bardziej restrykcyjne dla kobiet niż dla mężczyzn. Uważam, że tak jak dziecko w sensie biologicznym i duchowym jest wspólne dla obojga rodziców, tak i odpowiedzialność za jego rozwój i szczęście musi być taka sama. Nie ma tu znaczenia przydział władzy. Zastanawiam się też, dlaczego w przypadku mężczyzn służbę na rzecz rodziny Pulikowski nazywa władzą, a w przypadku kobiet to samo służenie kojarzone jest z podporządkowaniem i uległością? Pokutuje też silne przekonanie, że prowadzenie domu i wychowanie dzieci to sprawa przede wszystkim kobiety, stąd te ciągłe jadowite zarzuty pod adresem kobiet robiących karierę zawodową lub naukową. Wydaje mi się, że w naszym kraju o wiele łatwiej jest zasłużyć kobiecie na miano wyrodnej matki niż mężczyźnie na etykietkę wyrodnego ojca. Mężczyźnie nikt nie stawia ultimatum: praca albo dom. Może być wspaniałym ojcem i docenianym pracownikiem jednocześnie.

Domek z piedestałem

Autor z sentymentem wspomina czasy, kiedy „znaliśmy swoje miejsca i byliśmy szczęśliwsi”19, „Mężczyźni byli kiedyś rycerscy (…) kobieta stała na piedestale. I ona, i on byli z tym szczęśliwi”, „On miał być odważny na polu walki. Nawet jeżeli był, przepraszam, chamski w domu, ale odważny na polu walki, to był prawdziwym mężczyzną, Polakiem, patriotą” 20. Jeżeli jakakolwiek kobieta stała w rycerskich czasach na piedestale, to po pierwsze była zamożna i miała odpowiedni status społeczny, po drugie niewykształcona (czyli nie–czarownica), po trzecie ubezwłasnowolniona (całkowicie poddana i uległa woli wszystkich mężczyzn w rodzinie, którzy mieli prawo decydować o jej losie). Kobiety z niższych warstw społecznych na pewno nie miały żadnych piedestałów w swoich domach! Miały za to ciężką pracę, żadnej szansy na zdobycie wykształcenia, organiczną wręcz zależność od mężczyzny i co roku poród wycieńczający ich organizm. Bardziej współcześni „rycerze” natomiast chętnie adorowali wszelkie kobiety, z wyjątkiem… własnych żon. Piedestał zaś zbudowany był głównie z konwenansów, za którymi trudno było się dopatrzyć prawdziwego szacunku. Oto szczęście, o jakim pisze autor. Zastanawiam się, który z mężczyzn chciałby zamienić wolność decydowania o własnym losie na piedestał? Trudno się dziwić Jackowi Pulikowskiemu, że gloryfikuje stosunki męsko–damskie z zamierzchłych czasów, bo dla każdego mężczyzny wizja totalnego patriarchatu wydaje się rajem. Raj ten natomiast zburzyły feministki, które według autora popełniły fatalny błąd i namówiły inne kobiety do tego, żeby w świecie rządzonym przez mężczyzn „zechciały być ważne” 21. Cóż za szkodliwe pomysły?! Pulikowski dziwi się, że naiwne kobiety dały się nabrać na hasła „męskiej propagandy” i głupie uwierzyły, że bycie prezydentem, papieżem, królem, rektorem, ministrem, dyrektorem, sędzią, dowódcą jest ważniejsze niż codzienne obieranie kartofli, pranie majtek, odkurzanie dywanów i szorowanie ubikacji. Autor zupełnie nie pojmuje, jak mogły dać się tak nabrać.

Kobiety, chcąc być ważne, zaczęły robić to, co mężczyźni. Nie znaczy, że one to robią gorzej, ale robią to większym kosztem, bo nie uda się kobiecie robić kariery męskiej bez kosztu dla własnej rodziny, dla własnych dzieci 22.

Skąd przekonanie, że mężczyzna robi karierę bez szkody lub z mniejszymi kosztami dla rodziny — doprawdy nie wiem. Niedzielni tatusiowie to nie tylko ci, którzy pojawiają się w domach na sobotę i niedzielę, to także ci, którzy codziennie przychodzą z pracy zmęczeni, zestresowani i nie mają ochoty na rozmowy czy zabawy z dziećmi i żoną. O wiele łatwiej jest wypić piwo i czytać gazetę. Współczuję mężczyznom wychowanym w patriarchacie, ponieważ zewsząd otacza ich presja, by nieustannie walczyć o pieniądze, wyższe stanowisko, władzę. Nikt nie chce słuchać głosów mężczyzn, którzy przegrywają w tym wyścigu szczurów, ponieważ okazuje się, że to nie płeć sama w sobie, ale różnego rodzaju psychofizyczne predyspozycje decydują o tym, czy nadajemy się do życia i pracy w określonych warunkach, czy nie. Feminizm daje kobietom i mężczyznom wolność wyboru sposobu życia. Jeśli jedno z małżonków (obojętnie kobieta czy mężczyzna) jest bardziej cierpliwe, wrażliwe i ciepłe, to niech właśnie ta osoba bardziej zatroszczy się o to wszystko, co nazywamy ogniskiem domowym. Znam wiele twardych, wymagających, energicznych kobiet, które w pieleszach domowych po prostu się duszą, ale tradycyjnie to im przypada w udziale urlop wychowawczy, chorobowe na dziecko, wywiadówki itd. Znam też wielu łagodnych, empatycznych mężczyzn, których męczy hierarchia męskiego środowiska pracy i marzą o tym, by mogli więcej czasu spędzać z rodziną i w przytulnej kuchni. Niestety, taka postawa u mężczyzny spotyka się w naszym patriarchalnym społeczeństwie z totalnym niezrozumieniem i szykanami. W efekcie mamy nieszczęśliwych ojców i matki, którzy, idąc ślepo za stereotypowym podziałem ról, nie wsłuchują się wcale we własne potrzeby i pragnienia. Denerwuje mnie też, gdy mężczyźni, zasłaniając się dobrem dzieci i ojczyzny, tworzą ideologię, która im samym przede wszystkim jako mężom i synom zapewni słodki, wolny od domowego kieratu żywot. Zresztą, czego można wymagać od autora, który jest mężczyzną i „z natury” ideologizuje — prawdopodobnie nie potrafi inaczej. Jak każdy wytrawny demagog, argumentując swoje teorie, posługuje się wynikami badań ankietowych, których źródło zostaje dla czytelnika tajemnicą i przytacza opinie „wybitnych specjalistów”, których nazwiska nie ujawnia 23. Niegodna to postawa tak racjonalnej, logicznie myślącej istoty.

Jestem feministką

Nie kwestionuję wartości rodziny w życiu człowieka, tak jak nie kwestionuję roli miłości, przyjaźni, empatii, ale uważam, że kobieta, tak jak mężczyzna, ma potrzebę wykorzystania swojej twórczej energii poza domem. Nie rozumiem, dlaczego fascynująca i dająca zadowolenie, pieniądze i poczucie własnej wartości praca — mężczyznom służy, a kobietom szkodzi? Dlaczego tak wielu mężczyzn boi się partnerskiego podziału obowiązków domowych, wysokich zarobków żony, jej dyplomów? Dlaczego i na jakiej podstawie Jacek Pulikowski pisze, że ambicje zawodowe są wbrew naszej naturze? Dlaczego ujawnianie uczuć u mężczyzny powinno „oczywiście” wyglądać inaczej niż u kobiety? Dlaczego wśród tak racjonalnych istot jak mężczyźni, tak często pojawiają się demagodzy i agresorzy, którzy działają głównie pod wpływem emocji, a nie rozumu? Dlaczego mężczyźni uważają, że wiedzą więcej o kobietach i kobiecości niż my same? Dlaczego wierzymy w to bardziej niż we własne odczucia i myśli?

Jestem feministką. Według opinii Jacka Pulikowskiego i autora wstępu do jego książki jestem biedną kobietą, histeryczką, nienormalną furiatką, wykrzykującą gdzie tylko się da swoje obłąkańcze teorie, niepoparte żadnymi racjonalnymi argumentami. Przede wszystkim jednak nienawidzę mężczyzn 24. Wszystko to zostało powiedziane dla mojego — nieszczęsnej, zagubionej kobiety — dobra, ku mojemu opamiętaniu i dla dobra naszej umęczonej Ojczyzny. Autor, jak sądzę, błogosławi media za to, że tak jak on popularyzują postać feministki jako kobiety: brzydkiej, fatalnie ubranej (to znaczy w spodnie i na płaskich obcasach), bez stanika, rozwiązłej seksualnie lub lesbijki, samotnej, żądającej na ulicach prawa do aborcji, traktującej mężczyzn instrumentalnie i z pogardą, a co najgorsze gardzącej pracami domowymi i macierzyństwem. Zapewniam autora, że nie wyglądam i nie zachowuję się jak wyżej opisany potwór. Dziękuję natomiast Bogu za feminizm i te wszystkie kobiety, dzięki którym mogłam studiować to, co chciałam, i nie musiałam odkładać dyplomu na dno szuflady po to, by poświęcić się wyłącznie nieskończonym ciągom obowiązków domowych. Dzięki feministkom męża wybrałam sobie sama i nie decydowała o tym rodzinna rada starców. Mam też nadzieję, że dzięki ideom feminizmu kobiety zaczną już niedługo zarabiać tyle samo co mężczyźni na identycznych stanowiskach, że znikną wszelkie formy seksualnej agresji, że polscy mężczyźni i kobiety dorosną do autentycznego partnerstwa w związkach i nikt nie będzie ich zmuszał do bycia „męskim mężczyzną” i „kobiecą kobietą”, zgodnie z akurat dominującym wzorcem; wreszcie będą mogli być po prostu ludźmi.

Konfliktowe stereotypy

Jacek Pulikowski pisze tak, jakby miał słabe wyobrażenie na temat idei i koncepcji feministycznych25, a już na pewno jest do nich uprzedzony. Co więcej, beztrosko szafuje stereotypami dotyczącymi kobiecości i męskości, twierdząc, że są odzwierciedleniem prawdy o kobiecie i mężczyźnie, ignorując ogromny dorobek badawczy i naukowy dotyczący tożsamości płciowej i rodzajowej. Zwłaszcza mężczyznę przedstawia Pulikowski w groteskowo fatalnym świetle. Nie chcę kwestionować tej części tekstu, w której autor komentuje Pismo święte, traktując je jako pewien model życia rodzinnego i zasadniczo nie polemizuję z nią. Teologiczne zagadnienia zostawiam do oceny bardziej kompetentnemu czytelnikowi. Uwagę zaś chciałam skupić na szeregu stereotypowych poglądów, dotyczących rzekomo „naturalnych” cech kobiet i mężczyzn, które — jak mniemam — są powodem wielu konfliktów męsko–damskich i niepowodzeń małżeńskich.

I jeszcze jedno pytanie, już zupełnie na koniec. Skoro kobiety nauczyły się i chcą czerpać satysfakcję i poczucie własnej wartości z typowo męskich do niedawna jeszcze zajęć i ról, to dlaczego takiego „przejścia” nie chcą zrobić mężczyźni? Czyżby przeczuwali, że w naszym społeczeństwie to, co „kobiece”, ciągle jeszcze oznacza brak prestiżu, brak władzy i brak wolności?

1 J. Pulikowski, Warto być ojcem. Najważniejsza kariera mężczyzny, Poznań 1999, s. 61.
2 Tamże, s. 75.
3 Patrz s.76–77.
4 Tamże, s. 20.
5 Tamże, s. 42.
6 Tamże, s. 41.
7 Tamże, s. 41.
8 Cechy te wymienione i opisane są w rozdz. 1 pt. „Męskość wobec kobiecości”, s. 24.
9 Tamże, s. 25.
10 Tamże, s. 29.
11 Tamże, s. 29.
12 Tamże, s. 38.
13 Tamże, s. 42.
14 Tamże, s. 26.
15 Tamże, s. 25.
16 Patrz s. 91–92.
17 Tamże, s. 102.
18 Patrz s. 18 i 102.
19 Tamże, s. 16.
20 Tamże, s. 17–18.
21 Tamże, s. 16.
22 Tamże, s. 16.
23 Zobacz s. 17 i s. 42.
24 Tamże, s. 9, 75, 77.
25 Zainteresowanych problematyką feministyczną odsyłam do nowej książki Kazimierza Ślęczka pt. Feminizm. Ideologie i koncepcje społeczne współczesnego feminizmu,także do prac Renaty Siemieńskiej, Ireny Reszke, Ewy Gontarczyk.

Jak nie wpędzić męża w nałóg
Iwona Chmura-Rutkowska

urodzona w 1974 r. – studiowała pedagogikę i socjologię na UAM, adiunktka na Wydziale Studiów Edukacyjnych Zakładu Socjologii Edukacji, zajmuje się stereotypami płci i rodzaju oraz ich wpływem na edukację dziewcząt i chłopców....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze