fot. alex-quezada

Nie uważamy się za bogów. Przeciwnie, praca na oddziale intensywnej terapii uczy wielkiej pokory. Do nas z prośbą o pomoc dzwonią czasami lekarze z innych oddziałów, a my nie mamy już do kogo zadzwonić. Jesteśmy ostatnią instancją. To na nas spoczywa ta najtrudniejsza decyzja.

Rozmawiają Alicja Bartkowska-Śniatkowska i Dorota Ronge-Juszczyk

Pani profesor, co to jest uporczywa terapia?

Terapia uporczywa znaczy tyle, że stosujemy wobec pacjenta metody leczenia, które nie przynoszą oczekiwanego efektu, czyli jego stan się nie poprawia, a niektóre procedury mogą nawet przysporzyć choremu cierpienia. Krótko mówiąc: terapia uporczywa przynosi więcej strat niż korzyści. Jednak my, lekarze specjaliści anestezjologii i intensywnej terapii, wolimy używać określenia „terapia daremna”.

Lepiej brzmi?

Musimy to rozróżniać. Terapia uporczywa? Nie uporczywa – raczej daremna. Przecież my w stosunku do tego chorego zakładamy pozytywne rzeczy, chcemy osiągnąć korzystny efekt, wyleczyć go, a gdy to się nie udaje, to jest terapia daremna. Dlatego na świecie używa się terminu daremna, od angielskiego słowa futile – daremny, stracony, nieprzynoszący korzyści.

Ale zanim się przekonacie, że to daremne – próbujecie wszystkiego.

Mamy dzisiaj takie możliwości techniczne, że ratujemy, jak tylko się da. Ludziom z chorobami nerek możemy przedłużać życie poprzez dializy. Możemy zastąpić funkcję serca; również dzieci są podłączane do sztucznych komór serca i mogą czekać na przeszczep. Dzięki respiratorom potrafimy sobie poradzić z chorymi płucami. Z powodu pandemii COVID-19 wszyscy dzisiaj wiedzą, co to jest respirator i do czego służy. Mało tego, respiratory „oddychają” za chorych nie tylko w szpitalach, ale również w domach. Potrafimy ratować, przedłużać życie, mamy do tego wiedzę i narzędzia. Jednak w pewnym momencie stajemy przed pytaniami: Jak długo? Kiedy przestać?

Kto na te pytania odpowiada?

Lekarze. Jeśli pacjent jest nieprzytomny, zawsze w porozumieniu z rodziną. My nie wiemy, jaka była jego wola wyrażona na wypadek utraty przytomności. Czego by sobie życzył, a czego nie. Nie ma w Polsce żadnych uregulowań prawnych dotyczących takich sytuacji, poza wyrażeniem sprzeciwu w sprawie pobierania narządów do przeszczepu. A przecież są ludzie, którzy nie chcą, aby ich „męczono pod jakimiś aparatami”. Zresztą w ustawie o prawach pacjenta jest zapis, że pacjent ma prawo do umierania w spokoju i powinno mu się zapewnić wtedy chociażby ulgę w bólu. Oddziały intensywnej terapii rządzą się nieco innymi zasadami, są przeznaczone dla pacjentów w stanie zagrożenia życia, a według światowych norm średnia pobytu i leczenia na oddziale intensywnej terapii jest dość krótka i szacowana na dziewięć dni. W tym czasie pacjenta ratujemy i stabilizujemy i jeżeli jego organizm się zregenerował, możemy go wypisać z naszego oddziału.

Jeśli ma inne choroby, będzie dalej leczony, odpowiednio na onkologii czy chirurgii, ale nie musi być już tam poddawany tym wszystkim inwazyjnym metodom, jakie stosujemy na oddziale intensywnej terapii. Natomiast jeżeli nasze metody, aparatura i leki nie dały efektów, jakich oczekujemy, to trzeba się

Zostało Ci jeszcze 85% artykułu

Wykup dostęp do archiwum

  • Dostęp do ponad 7000 artykułów
  • Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
  • Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Wyczyść

Zaloguj się

Jak długo…?
prof. Alicja Bartkowska-Śniatkowska

dr hab. nauk medycznych, specjalista w zakresie anestezjologii, intensywnej terapii i medycyny ratunkowej, prof. Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu, kierownik Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii Pediatrycznej Szpitala Klinicznego im. Karol...

Jak długo…?
Dorota Ronge-Juszczyk

dziennikarka. Skończyła filologię romańską i Podyplomowe Studium Dziennikarskie na Uniwersytecie imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu. Ponad trzydzieści lat pracowała w radiu (Rozgłośnia Polskiego Radia w Poznaniu, potem...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze