Do Nowego Przekładu Dynamicznego Pisma Świętego można mieć wiele zastrzeżeń, jeszcze więcej do niektórych dodanych do tłumaczenia przypisów. Jeśli jednak ktoś sięga po takie tłumaczenie, zwykle wie, na czym polega językowa ekwiwalencja i czego może się spodziewać.
17 grudnia 2024 roku ukazała się nota Komisji Nauki Wiary Konferencji Episkopatu Polski dotycząca Nowego Przekładu Dynamicznego (NPD) Pisma Świętego. W nocie czytamy, że episkopat „odradza wiernym korzystanie z Nowego Przekładu Dynamicznego w indywidualnej i wspólnotowej lekturze”. Powody takiej oceny można sprowadzić do trzech punktów. Po pierwsze, „publikacja ta nie spełnia naukowych norm przekładu dynamicznego”, „zawiera bardzo dużo błędów merytorycznych”, „tłumaczenie stanowi często dowolną parafrazę daleko odbiegającą od tekstu oryginalnego”. Po drugie, „przekład ten wyraźnie nacechowany jest niechęcią do wszelkich Kościołów instytucjonalnych, a zwłaszcza do Kościoła katolickiego”. Po trzecie, autorzy przekładu pozostają anonimowi.
Kiedy przeczytałem tę informację, w pierwszej chwili pomyślałem, że albo źle zrozumiałem jej sens, albo ktoś z KEP miał – mówiąc kolokwialnie – słabszy dzień. Kto wpadł na pomysł wypuszczenia takiego dokumentu? Czy w XXI wieku wracamy do czasów inkwizycji i indeksu ksiąg zakazanych? Potem przeczytałem notę jeszcze raz – w zaciszu mojego biura. Z uwagą i niedowierzaniem. Niestety, nie była fake newsem.
Na czym polega przekład dynamiczny?
Jak sam tytuł publikacji wskazuje, mamy do czynienia z tłumaczeniem dynamicznym Pisma Świętego. Co to znaczy? Przede wszystkim intencją tłumaczy NPD było przełożenie Biblii na język współczesny i niearchaizowany. Sens takiego założenia widać świetnie, gdy zestawimy NPD z Biblią Tysiąclecia. Spójrzmy choćby na początek Ewangelii Mateusza: Józef dowiaduje się, że Maryja urodzi syna (Mt 1,18–25). Podczas gdy w Biblii Tysiąclecia Maryja „znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego”, w NPD „Maryja zaszła w ciążę, co dokonało się z woli Ducha Świętego”. W tysiąclatce mało eleganckie w stylistyce, a charakterystyczne dla kościelnego slangu „albowiem” wprowadza informację, że „z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło”. Tak na marginesie, w czasach, gdy w Kościele aktywnie działają ruchy na rzecz obrony życia, które przypominają, że od momentu poczęcia mamy do czynienia z podmiotowością osoby (z kimś, a nie z czymś), liturgiczna Biblia Kościoła katolickiego pierwsze w Ewangelii zdanie o poczęciu Jezusa tłumaczy: „z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło”. Tymczasem NPD proponuje elegancką literacką frazę: „Dziecię, które się w niej poczęło, zostało powołane do życia mocą Ducha Świę
Zostało Ci jeszcze 85% artykułu
Oceń