Podejrzewam, że tytuł „Granice autonomii” w cyklu „Śląska prowincja” może niebezpiecznie naprowadzać na treść. Niebezpiecznie, bo błędnie. Nie, to nie będzie tekst o autonomii Śląska. No może trochę – bo jak już na nią zeszło, to warto przypomnieć, że autonomię zlikwidowali komuniści. Dlatego ze śląskiej perspektywy wszelkie działania dekomunizacyjne postrzegane będą z dużą dozą podejrzliwości. Przydałoby się zdekomunizować najpierw zniknięcie autonomii.
Ale nie o tym.
Od początku pontyfikatu papież Franciszek wspominał o koniecznej w Kościele decentralizacji. Muszę przyznać, że wielce mnie to ucieszyło, bo odkąd powziąłem jakąś głębszą eklezjologiczną świadomość, zakres rzymskiej centralizacji wydawał mi się – delikatnie ujmując – przesadzony. W tym momencie niejednemu katolikowi mogą zadrżeć lędźwie: „Przecież prymat Piotra już w Nowym Testamencie jest ustanowiony i rękę na niego jedynie heretycy i schizmatycy podnoszą!”.
Rzecz w tym, że nie o prymat biskupa Rzymu chodzi, ale o sposób, w jaki jest on wykonywany. Nie zawsze było tak, jak dzisiaj. Proces administracyjnej centralizacji władzy w rzymskiej kurii przyspieszył już po zerwaniu jedności ze Wschodem. Wobec zakusów władców feudalnych, by podporządkować sobie Kościół poprzez wpływ na dobór biskupów, Rzym zacz
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń