Klasztor nad Newą oddalił się – we wrześniu spędzam wakacje w Polsce. Słyszę o młodym polskim karmelicie aresztowanym na Białorusi pod absurdalnym zarzutem szpiegostwa, o dronach przelatujących nad polską granicą. Wojna, która tak bardzo nas niepokoi, raczej nie zbliża się ku końcowi. Niełatwo jest pisać felieton, którego rubryka sugeruje petersburską perspektywę. Jak to często bywa w podobnych przypadkach, szukam schronienia w historii. Wprawdzie jej interpretacja jest zawsze żywa, a czasami bywa nawet dość płynna, jednak przynajmniej fakty znajdują się w domenie stałej i nieodwołalnej. To uspokaja.
Bazylika Świętej Katarzyny w Petersburgu gościła w swoich murach wiele znanych, a często wybitnych osobistości. Niektóre z nich zaglądały do niej na chwilę, inne przeżywały tu ważne momenty, takie jak chrzty, śluby czy pogrzeby. Jeszcze inne – jakkolwiek dziwnie by to zabrzmiało – zagościły w niej na wiele lat. Do tych ostatnich należał król Staś. To pieszczotliwe określenie, które do dziś często słyszy się w Warszawie, jakoś dziwnie nie pasuje do czarnej legendy ostatniego króla wolnej Polski, któremu zarzucano wręcz zdradę i działanie na szkodę Rzeczpospolitej. Przez długie lata jedynie prace księdza Waleriana Kalinki i Stanisława Cata-Mackiewicza pokazywały go w nieco lepszym świetle. Dziś na szczęście – a piszę tak, bo chyba to bliższe prawdy – opinia historyków zbliża się do słów listu Józefiny Potockiej, która była obecna przy śmierci Stanisława Augusta w Petersburgu 12 lutego 1798 roku: „Lubo nienawiść do królewski
Zostało Ci jeszcze 75% artykułu
Oceń