Na jednym z moich licznych kremów do twarzy jest napisane (zauważył pewnego dnia mój mąż, czujny na tego rodzaju rzeczy po dziesięcioleciach spędzonych w moim towarzystwie i chcąc podsunąć mi temat do kolejnego felietonu): „ekstremalna tolerancja”. Ale (jak zauważył dalej z nutą rozżalenia) smaruję i smaruję i nic: jakoś nie staję się nawet ciut bardziej tolerancyjna, nie mówiąc o osiągnięciu tolerancji ekstremalnej.
Szkoda, bo (oprócz tego, że wielu w moim otoczeniu odetchnęłoby z ulgą, gdybym się stała bardziej tolerancyjna) coraz więcej rzeczy ostatnimi czasy wymaga tolerancji ekstremalnej, jeśli człowiek nie chce oszaleć ze skrajnego zdenerwowania. Pomijam (uwaga: gdy ktoś pisze, że coś pomija, można mieć pewność, że za chwilę rozpisze się na ten temat z niezwykłą rozwlekłością) wrzaski dzieci sąsiadów, gigantyczne jak czołgi wózki dziecięce, które zajmują cały chodnik i terroryzują innych przechodniów, oraz ludzi, którzy dopiero po zapakowaniu zakupów uświadamiają sobie, że trzeba płacić i zaczynają godzinami grzebać w torbach, szukając portmonetki
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń