Droga w nieznane
fot. emiliano vittoriosi IR / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Jana

0 votes
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 43,92 PLN
Wyczyść

Homoseksualizm nie jest dla nas zaburzeniem, chorobą, patologią, ale głębokim, osobistym cierpieniem.

Motywacją do podjęcia terapii było moje cierpienie, udręczenie poszukiwaniem prawdziwej miłości tam, gdzie znaleźć jej nie mogłam… Moja trudność polegała również na tym, że chciałam wiedzieć, jak pogodzić aktywne życie homoseksualne, bycie lesbijką, z wiarą chrześcijańską i byciem w Kościele. Chciałam leczyć się z homoseksualizmu, nie chciałam tak żyć, jednocześnie będąc przekonana, że z tymi skłonnościami nie da się nic zrobić, są niezmienne – fragment listu pacjentki1.

W ten sposób dla mnie, psychologa i psychoterapeuty, rozpoczęła się podróż w nieznane. Przy mojej pacjentce stawiałam pierwsze kroki w pracy terapeutycznej z osobami o skłonnościach homoseksualnych. Dziś wspominam z wdzięcznością wyzwanie, przed którym mnie postawiła.

Minęło wiele lat. Spotkaliśmy razem z Krzysztofem, w naszej indywidualnej i grupowej pracy terapeutycznej, kilkadziesiąt osób homoseksualnych przeżywających podobny do przedstawionego wyżej konflikt wewnętrzny i szukających pomocy.

Wstęp nieprzypadkowo jest osobisty, ponieważ trudno bez emocjonalnego zaangażowania towarzyszyć człowiekowi, który zmaga się ze sobą w procesie psychoterapii. Zdecydowaliśmy się podzielić naszymi refleksjami i doświadczeniami wyniesionymi ze spotkań z osobami, które podejmują wysiłek terapii w kontekście swojej tzw. niechcianej seksualności, a raczej konfliktów i cierpień, które w związku z tym przeżywają. Darzymy ogromnym szacunkiem każdą z nich. Ich wysiłek i trud, jaki podejmują, są nie do zmierzenia i z całą odpowiedzialnością można powiedzieć, że są warte naśladowania, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, w których postawy podążania za „zasadą przyjemności” bywają jedyną słuszną drogą.

Szukając zrozumienia…

Zgłaszają się do nas przede wszystkim osoby wierzące, nierzadko mocno zaangażowane w życie Kościoła, ale nie tylko. Często gabinet terapeutyczny jest miejscem, w którym po raz pierwszy spokojnie i bez strachu mogą opowiedzieć o tym, co czują, doświadczyć zrozumienia dla swoich konfliktów, lęków, dylematów związanych z własną tożsamością. Znajdują pomoc w szukaniu odpowiedzi na to, kim są, zastanawianiu się nad tym, czy chcą traktować siebie jako geja czy lesbijkę, zmaganiu się z brakiem akceptacji społecznej, ale też tej wewnętrznej – dla samego siebie.

Dzielimy się w tym tekście naszą praktyką; tym, jak można rozumieć homoseksualizm i co o nim myśleć – co my o nim myślimy. Zaproponowane przez nas spojrzenie i rozróżnienia, które będziemy wprowadzać, są wynikiem naszego doświadczenia popartego wiedzą merytoryczną.

Homoseksualizm w wymiarze społecznym

Homoseksualizm to obecnie głośny i nośny temat przekazów medialnych i dyskusji. Panuje pewnego rodzaju moda na homoseksualizm. Wypowiadają się o nim zarówno politycy, celebryci, jak i naukowcy. Dopóki ich głos wpisuje się w szeroko pojęty mainstream wszystko jest OK, problem zaczyna się wtedy, gdy jest sprzeczny z tzw. poprawnością polityczną. Jak się odnaleźć w tym natłoku informacji czy raczej dezinformacji? Gdzie jest prawda i czy ona w ogóle istnieje? Proponujemy spojrzenie na homoseksualizm z jednej strony – jak na zjawisko socjologiczne w jego kontekście społeczno-kulturowym, z drugiej strony – w kontekście indywidualnym, w odniesieniu do sytuacji danej osoby.

Dzisiaj w perspektywie społeczno-kulturowej czyni się z homoseksualizmu ideologię poprawności politycznej i wolności. Obserwujemy nasilający się pressing określonego lobby w zależności od sytuacji politycznej. Wiedza na temat homoseksualizmu jest taka, jakie są informacje podawane w mediach.

Żądanie uznania, że obie orientacje – heteroseksualna i homoseksualna – są równie naturalne, sprawia, że domaganie się równego ich traktowania pod względem psychologicznym, społecznym i prawnym może być przeżywane przez większość społeczeństwa jako podważanie podstaw naszej kultury. Agresywna walka o własne prawa niejednokrotnie jest odbierana jako atak na prawa innych i w rezultacie wywołuje niechęć wobec ideologów homoseksualizmu.

Lobby poprawnych politycznie ideologów i presja medialna to jedna strona medalu, druga to presja społeczna. Większość osób o skłonnościach homoseksualnych, mimo szeroko lansowanego przyzwolenia na równość obu orientacji, nie chce się ujawniać. Boją się na przykład utraty pracy (nauczyciele, lekarze, nie wspominając już o księżach). A gdy chcą budować związek, relację (pragnąc bliskości, nawet jeśli miałaby być homoseksualna), to w praktyce staje się to niemożliwe. Bo jak wyjść na ulicę, do restauracji, na zakupy czy do kina, trzymając się za ręce? Okazuje się, że mimo tak silnego lobbingu z jakichś powodów wciąż nie ma na to społecznego przyzwolenia. Paradoksem jest to, że ci, którzy przeżywają siebie jako osoby homoseksualne, ale chcą żyć inaczej (np. nie trzymać się za ręce ani nie tworzyć związków), narażeni są nie tylko na ów brak przyzwolenia ze strony rodziny czy większości społeczeństwa, ale piętnowani są także przez środowiska homoseksualne, które nie aprobują ich czystego stylu życia. W sensie społecznym obie te grupy nie znajdują szerszego zrozumienia. Tu pojawia się miejsce na, równie ostatnio modną, tolerancję, której nadano nową wartość, zmieniając jej dosłowne znaczenie2. Tolerancyjny to znaczy nowoczesny, fajny, cool, spoza ciemnogrodu. Tyle że tolerancja to coś zupełnie innego: ona się pojawia tam, gdzie nie ma zgody i akceptacji.

Propagowanie homoseksualizmu jako mody czy kultury może być niebezpieczne przede wszystkim w kontekście rozwoju i wychowania, może prowokować do szukania i budowania tożsamości przez przynależność do modnej kultury gejowskiej. Młody człowiek między 13. a 24. rokiem życia znajduje się w momencie, kiedy kształtuje się jego osobowość i seksualność. Niejednokrotnie towarzyszy temu wiele lęków, zwątpienie we własną atrakcyjność, strach przed pociągającą, ale i niepokojącą płcią przeciwną. Stwierdzenie: Jestem homoseksualistą, może być wtedy rodzajem buntu przeciw wartościom rodzinnym, sposobem na oddzielenie się od nadopiekuńczej i władczej matki czy rozczarowującego ojca. Wszystko to może sprzyjać szukaniu schronienia i oparcia w środowisku homoseksualnym. To właśnie tam młody człowiek może usłyszeć, że jest genetycznym homoseksualistą i tylko w taki sposób może realizować się jego seksualność. Nasze doświadczenie wskazuje, że wiele młodych osób zostaje uwiedzionych przez spotkanych np. na czatach starszych homoseksualistów, a pierwszy, wcześnie wyuczony sposób uzyskiwania przyjemności seksualnej może trwale warunkować przyszłe zachowania seksualne.

Homoseksualizm w wymiarze osobistym

Zupełnie inaczej wygląda kwestia homoseksualizmu w wymiarze indywidualnym. I tu znowu trzeba rozróżnić co najmniej dwa sposoby jego przeżywania. Osoby, które akceptują siebie, określają się jako posiadające orientację homo- czy biseksualną i nie przeżywają w związku z tym konfliktów wewnętrznych3, oraz osoby, które w związku z tym przeżywają konflikt i cierpienie4.

W naszej pracy terapeutycznej spotykamy się przede wszystkim z tymi ostatnimi. Doświadczają one rozdarcia: odczuwane pragnienia, cała struktura popędowa reaguje na bodźce homoseksualne, a nie na bodźce heteroseksualne, i to pod wpływem tych pierwszych rodzi się podniecenie. Pod względem biologicznym jest to normalne i zdrowe: jest bodziec – jest reakcja. Ciało jest zdrowe, ale nie jest to zgodne z wewnętrznym obrazem siebie, z tym, kim czują się w swoim najgłębszym „ja”, z przeżywaniem siebie jako kogoś, kto ma określone wartości, kto chciałby je realizować w konkretny sposób (np. małżeństwo, rodzina); jest niezgodne, więc jest „niechciane”, powoduje cierpienie.

Homoseksualizm nie jest dla nas zatem zaburzeniem, chorobą, patologią, ale głębokim, osobistym cierpieniem5.

Cierpienie, o którym tu mowa, odczuwane przez osoby o skłonnościach homoseksualnych, jest prawdziwe i niepowtarzalne. Pragnienie miłości, czułości i bliskości, zarówno emocjonalnej, jak i fizycznej, to pragnienie autentyczne. Zamieszanie dotyczy nie tyle odczuwania, bo ono jest prawdziwe, ile kierunku i sposobu realizacji tych pragnień. Tak jest w przypadku kobiet i mężczyzn, których pociąg seksualny skierowany jest do osób tej samej płci, a którym bardzo trudno zgodzić się na taki stan i które nie akceptują tych odczuć. Inni, którzy identyfikują się ze swoją homoseksualnością, wchodzą w związki, czasem wybierają gejowsko-lesbijski styl życia. Wydaje się, że jeśli podejmują taką decyzję – w ich rozumieniu w sposób wolny i świadomy – należy uszanować ten wybór. Nie ma obowiązku akceptowania takiego wyboru, ale na pewno należy go przyjąć w postawie miłości i szacunku dla wolności drugiego człowieka.

Jednak znaczna część osób homoseksualnych, które odczuwają dyskomfort z powodu swoich nieakceptowanych wewnętrznie skłonności, nie szuka spełnienia w podejmowaniu czynnych zachowań homoseksualnych. Są wśród nich zarówno osoby wierzące, jak i niewierzące, które z własnej woli podejmują drogę dojrzewania w innym kierunku, poszukując prawdy o sobie. Chcą być może odkryć głęboko ukrytą w swoim wnętrzu heteroseksualność, która albo jest zepchnięta i stłumiona, albo w ogóle niewydobyta i nieuznana. Przeczuwają, że być może to ona stanowi o ich naturze i tożsamości – o byciu kobietą lub mężczyzną. Należy w tym miejscu dodać, że według publikowanych badań – nie dla wszystkich uczestników terapii kończy się ona pożądanym sukcesem.

Jedni i drudzy cierpią. Towarzyszy im samotność, brak nadziei, odrzucenie, zagubienie czy depresja. Potrzebują przyjęcia, wsparcia i miłości. Osoby homoseksualne, które zdecydowały się na życie seksualne z partnerem tej samej płci (czasem weszły w związki partnerskie), nie zawsze radzą sobie z niechęcią, brakiem akceptacji czy wrogością środowiska, także chrześcijańskiego. Często żyją też samotnie, w ukryciu, w lęku przed społecznym napiętnowaniem. Niektórzy zaprzeczają tym trudnym odczuciom, epatując głośnym, przerysowanym, nieraz wulgarnym stylem bycia i włączając się w ruch gejowski. Natomiast ci, którzy nie akceptują w sobie pociągu do tej samej płci, przeżywają silne konflikty wewnętrzne i poszukują pomocy czy to w duszpasterstwie, czy zgłaszając się na terapię indywidualną lub grupową, często właśnie do nas.

Psychoterapia, którą się zajmujemy, jest nastawiona na przynoszenie ulgi w cierpieniu i może prowadzić do zmiany w odczuciach i zachowaniach, ale zawsze w poszanowaniu wartości i wolności każdego pacjenta. Nonszalancją jednak i przekroczeniem granic etyki zawodowej byłoby stwierdzenie, że można pomóc każdemu. Wynika to nie tylko z umiejętności czy preferowanego przez terapeutę sposobu prowadzenia terapii, ale również z motywacji, zaangażowania osoby oczekującej pomocy, a przede wszystkim z jej biologiczno-psychologicznego wyposażenia.

Wrodzony czy nabyty?

W tej kwestii od kilku lat panuje niemałe zamieszanie. Dla lepszego argumentowania forsowanych racji często głoszone są półprawdy lub mity, jak na przykład ten, oparty na budzących sporo metodologicznych zastrzeżeń badaniach z lat 90. (ich wyniku, o ile wiemy, nie potwierdzono w kolejnych badaniach), o bezsprzecznie genetycznym zdeterminowaniu zachowań seksualnych. Sądzi się raczej, że zarówno tożsamość, jak i zachowania seksualne mogą mieć różne przyczyny. Być może specyficzne doświadczenia, zwłaszcza z okresu wczesnodziecięcego i młodzieńczego nakładają się na niedokładnie znane czynniki wrodzone. Z naszego doświadczenia wynika, że homoseksualistą może być też osoba, która nie ma takich predyspozycji genetycznych, została natomiast bardzo wcześnie uwiedziona, zbyt wcześnie spotkała się z pornografią lub obawia się odrzucenia przez płeć przeciwną. Odwrotnie jest też możliwe, a czynniki genetyczne nie muszą nieuchronnie prowadzić do homoseksualizmu. Mit o genie jest jednak nagłaśniany, a związki homoseksualne traktowane są jako zdeterminowane genetycznie, choć w literaturze przedmiotu istnieje wiele przykładów trudnej, ale możliwej zmiany w kierunku orientacji heteroseksualnej, nawet u osób z wieloletnim stażem homoseksualnym.

 Na gruncie teorii zajmujących się wyjaśnianiem natury i etiologii homoseksualizmu dominują zasadniczo trzy podejścia. Pierwsze zakłada, że skłonności homoseksualne są wrodzone (homoseksualizm traktowany jest jako predyspozycja). Uwarunkowanie biologiczne wskazuje z założenia na brak możliwości jakiejkolwiek zmiany w zakresie orientacji seksualnej. Drugie podejście kładzie nacisk na kwestię osobistego wyboru (homoseksualizm jako preferencja), ale dotyczącego nie tyle orientacji jako pociągu seksualnego (bo odczuć homoerotycznych się nie wybiera), ile raczej zachowań i czynnej aktywności seksualnej. Jest wreszcie podejście trzecie, które stanowi punkt wyjścia dla naszej pracy z osobami homoseksualnymi.

Traktujemy mianowicie homoseksualizm jako skłonność nabytą w trakcie rozwoju osobowego, być może w znacznym stopniu uwarunkowaną genetycznie, być może też hormonalnie. Przyjmujemy, że orientacja homoseksualna jest rezultatem interakcji wielu czynników: niedokładnie jeszcze znanych biologicznych predyspozycji, odziedziczonego typu układu nerwowego i cech temperamentalnych, doświadczenia nieprawidłowych relacji w rodzinie, w tym często wczesnych uszkodzeń w zakresie pierwotnych więzi z rodzicami, doświadczenia nadużyć lub braku więzi z rówieśnikami tej samej płci, wczesnodziecięcych i młodzieńczych negatywnych doświadczeń seksualnych i wynikających z nich zranień emocjonalnych. Negatywne doświadczenia emocjonalne dotyczą nie tylko sfery seksualnej, lecz są także skutkiem nieprawidłowych relacji interpersonalnych, homo- i heteroemocjonalnych ze strony rodziców, rodzeństwa i rówieśników, zranień obrazu ciała, zranień społecznych i kulturowych.

Pojawienie się skłonności homoseksualnych jest wynikiem współistnienia kilku różnych, powiązanych ze sobą czynników i oznacza nie tylko odczucia i pragnienia seksualne, ale nierzadko także poczucie braku przynależności do własnej płci. Warto w tym miejscu dodać, że proporcjonalny udział każdego z wymienionych wyżej czynników (wrodzonych i nabytych) może być różny, tworząc specyficzny układ odpowiedzialny za intensywność i głębokość odczuć i pragnień. Innymi słowy, nie każdy przeżywa swoją seksualność tak samo i nie każdy w jednakowym stopniu może być podatny na zmianę.

Nasze doświadczenie pokazuje również, że homoseksualizmem bywają nazywane lęki homoseksualne, w tym specyficzny rodzaj zespołu obsesyjno-kompulsywnego na tle homoseksualnym (fachowo powinno się to określić mianem fobii homoseksualnej, ale ten termin dziś oznacza zupełnie coś innego).

Perspektywa terapii

W swoich gabinetach, w pracy indywidualnej i w grupach terapeutycznych, spotykamy nie „homoseksualistów”, ale osoby z jakąś konkretną historią życia, z indywidualnym cierpieniem, i to nie tylko w sferze seksualnej. Osoby zgłaszające się do nas po pomoc, jak cytowana na początku artykułu pacjentka, kierują się różnymi motywacjami, niejednokrotnie także religijnymi. Często z determinacją żądają bezwarunkowej akceptacji dla realizacji swoich pragnień albo oczekują natychmiastowej zmiany, tzw. „zmiany orientacji”, „uleczenia” z doświadczania niechcianych pragnień. Zarówno jedno, jak i drugie nie może być zrealizowane w profesjonalnej psychoterapii. W związku z tym proces terapii to czas zmagania się z oczekiwaniami i wyobrażeniami pacjenta, urealniania możliwych zmian i konfrontowania z nimi, niejednokrotnie wręcz w atmosferze walki z terapeutą. Dla obu stron jest to bardzo trudne, ale konieczne doświadczenie, które w gruncie rzeczy nie wiadomo, jak się skończy. W proponowanej przez nas terapii psychodynamicznej6 nie mamy gotowych rozwiązań ani złotych środków. Dla pacjentów jest to bardzo często przyczyną frustracji i niezadowolenia, związanych z utratą iluzji szybkiej i jedynie słusznej zmiany. Często towarzyszy temu bunt, złość, poczucie niezrozumienia, czasem także obniżenie nastroju czy stany depresyjne. A jednak taka utrata iluzji jest konieczna. Wielu osobom się wydaje, że korzystanie z terapii jest gwarancją pozbycia się niechcianych pragnień, a psychoterapeuta w magiczny sposób sprawi, że problem przestanie istnieć. W miarę stopniowego uzyskiwania wglądu w siebie, może się okazać, że niewiele da się zrobić. I wtedy zaczyna się dramat, poczucie bezsensu, złość na świat, los i Boga. Ale na szczęście na tym nie kończy się proces terapii, bo tym, co wydobywa się z tej pustki, są żal, smutek, ale i współczucie, powolna akceptacja swojej biologiczno-psychologicznej kondycji. Niejednokrotnie jest to czas wylewania łez, ale te łzy przynoszą oczyszczenie; czas przyjęcia i opłakiwania swojego bólu, bo on po prostu na to zasługuje. Prowadzi to do ulgi i uwolnienia. Ulgi w cierpieniu, która, niestety, go nie wymazuje, jedynie uświadamia prawdę o sobie. Niejednokrotnie bardzo okrutną w obliczu dotychczasowych iluzji i marzeń. Ale czyż nie tak wygląda dojrzałość?

Psychoterapia jest propozycją dla każdego, kto chce wejść na drogę poznawania i odkrywania siebie. Swoich pragnień i marzeń, a także lęków i zranień. Droga ta przeważnie trwa wiele lat. To dziesiątki i setki godzin mówienia o tym samym, żeby w końcu krok po kroku odkrywać/budować swoje prawdziwe ja. Co więcej, można powiedzieć, że właśnie akceptacja siebie – swoich pragnień i odczuć, nawet tych, na które nie ma zgody – jest dopiero początkiem autentycznej i głębokiej pracy i zmiany siebie. A bywa, że ten moment pojawia się po kilku latach, wydawałoby się – jałowego, wysiłku. Moment zrozumienia i doświadczenia, że to, co czuję i czego pragnę, jest moje, jest częścią mnie, nawet jeżeli tego nie chcę, nawet jeśli to sprawia ból. Dopiero wtedy można poczuć wewnętrzną wolność, niejako władzę nad sobą, bo przecież nie muszę, jeżeli nie chcę, jeśli tak nie wybieram… albo nie muszę, ale chcę, jeśli tak wybieram. Powoli otwiera się przestrzeń dla przyjęcia wszystkich pragnień, emocji, potrzeb, a za nią – możliwość wolnego, dojrzałego wyboru ich realizacji, w zależności od celów życiowych czy wyznawanych wartości. Mogę już mieć wpływ na to, czy chcę za nimi pójść, czy zgodzić się, przyjąć możliwość niezaspokojenia, frustracji, straty, cierpienia. Nie łudźmy się, często też samotnych, codziennych zmagań na długie lata. Powoli zaczyna pojawiać się perspektywa życia w zgodzie ze sobą, tak jak chcę, już bez determinacji ulegania „zasadzie przyjemności”, gdzie seksualność była nadrzędną wartością, ale w realności własnego potencjału, ograniczeń, własnych wyborów życiowych.

Nie wiem, czy nie jest za wcześnie na podsumowanie mojej terapii, zmiany wciąż się dokonują we mnie. Być może do miłości będę dojrzewać całe życie, ale wiem jedno, że chciałabym mieć męża i dzieci. Niemożliwe jest przewidzenie, czy zakocham się w jakimś mężczyźnie i czy to przerodzi się w miłość, ale wierzę, że zostałam stworzona do takiej miłości, która nie rani i może być odwzajemniona.

Jeżeli przeczyta to jakaś osoba o skłonnościach homoseksualnych, proszę, żeby nie mówiła, że widocznie nigdy nie byłam homoseksualna, skoro teraz nie czuję się już lesbijką. Kilka lat temu uważałam mężczyzn za inny gatunek i twierdziłam, że nigdy nie będą mnie pociągali, skoro nie miało to miejsca przez trzydzieści lat. Dziś, dzięki trudowi, jaki włożyłam w terapię, wierzę w komplementarność relacji heteroseksualnych i pociąg do mężczyzny, który odczuwam, świadczy o tym, że właśnie tak zostałam stworzona przez naturę.”

Tak zakończyła swój list jedna z naszych pacjentek. Czy to jest właśnie spodziewany efekt terapii, czy będzie trwały, czy gwarantuje wybór i satysfakcjonujące życie w związku? Czy tak naprawdę po prostu jest biseksualna i taka zmiana była możliwa? Nie wiemy.

Być może ta pacjentka należy do opisywanej w literaturze amerykańskiej grupy 30 proc. pacjentów, którzy po długotrwałej terapii osiągają pożądaną zmianę. Być może? Nie wiemy.

Jej doświadczenie, którym pozwoliła się dzielić, w żadnym wypadku nie daje pewności ani gwarancji, ale daje nadziejętym, którzy zechcą zaryzykować podróż w nieznane. My, z naszą wiedzą i umiejętnościami, staramy się im towarzyszyć.

1 Pacjentka wyraziła zgodę na publikację listu.
2 Słowo tolerancja nie oznacza bezwarunkowej akceptacji, ale właśnie coś odwrotnego – nieakceptację. Toleruję odmienność czyichś poglądów, postaw, wyborów czy zachowań ze względu na to, że ktoś jest człowiekiem, że jest osobą, że należy mu się szacunek.
3 Tu możemy mówić o tzw. coming oucie, gdy ktoś deklaruje się jako gej lub lesbijka, utożsamiając się tym samym z kulturą gejowską i wiążąc realizowanie siebie i swoich potrzeb z tą kulturą. Nie sięga po pomoc, nie widzi takiej potrzeby. Uważa, że skoro taki się urodził, to chce żyć tak, jak czuje, i realizować swoją seksualność w związku homoseksualnym.
4 Pod względem psychologicznym określilibyśmy ich jako pacjentów egodystonicznych, czyli takich, których orientacja seksualna jest niezgodna z ego. Taki zapis istnieje w obowiązującej Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób i Zaburzeń Zdrowotnych (ICD). Należy dodać, że do 1973 roku homoseksualizm był na liście zaburzeń psychicznych Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego (DSM) i do 1991 roku na liście zaburzeń seksualnych Swiatowej Organizacji Zdrowia (WHO), a także wspomnianej wyżej klasyfikacji ICD. Obecnie homoseksualizm traktowany jest jako jedna z trzech równoprawnych orientacji seksualnych obok heteroseksualnej i biseksualnej i nie jest zaburzeniem.
5 To cierpienie ma zawsze wymiar osobisty i wynika z konkretnej struktury osobowości i historii osoby. Często przeżywane w sposób gwałtowny czy wręcz patologiczny, może być związane z innymi zaburzeniami czy objawami i wymagać konkretnej pomocy ze strony specjalistów.
6 Często praca z osobami z tzw. „niechcianymi skłonnościami” kojarzona jest z tzw. „terapią reparatywną”. Podejście to jest nam znane, choć pracujemy według innego paradygmatu. Zauważamy jednak ogromne pomieszanie i szereg nieporozumień w rozumieniu pojęcia „terapii reparatywnej” wprowadzonego przez J. Nicolosiego. Według niego „popęd homoseksualny” jest „popędem reparatywnym”. Pojawienie się impulsów homoseksualnych oraz ich realizacja ma za zadanie przynieść ulgę w przeżywaniu bólu, cierpienia, odrzucenia emocjonalnego. Praca z pacjentem dotyczy wzmacniania jego odporności wewnętrznej na frustrację zamiast automatycznego i nieświadomego reagowania i ulegania tzw. acting outom, które są odreagowywaniem trudnych przeżyć w tym wypadku poprzez sferą seksualną – homoseksualną.

Droga w nieznane
Lena Wojdan

psycholog, absolwentka UW, certyfikowany psychoterapeuta Europejskiego Stowarzyszenia Psychoterapii (EAP) i Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich.Ukończyła czteroletnie szkolenie w zakresie psychoterapii w Laborato...

Droga w nieznane
Krzysztof Kościołek

filozof, psychoterapeuta psychodynamiczny, absolwent KUL, ukończył pełne szkolenie terapeutyczne w zakresie psychoterapii w Krakowskim Centrum Psychodynamicznym, członek Polskiego Towarzystwa Psychologicznego.Stały współ...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszykKontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze